Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2014, 20:48   #47
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Co do licha?... Nie było Lidii i było strasznie ciemno.
Gregory odłożył telefon na stolik. Wszak to, że się rozładował nie stanowiło ni problemu, ni powodu do zaniepokojenia. Telefony tak mają… baterie się rozładowują. Być może nie dosłyszał alarmu zwiastującego brak energii. Zważywszy, że ostatnio był zajęty kochanką, to musiało być to.
Niemniej dziwne dźwięki, już były powodem dla którego nie położył się znów spać.

Gregory usiał i rozejrzał się. Pewnie Lidia już wyszła, więc nie powinien się przejmować jej nieobecnością.
Gdyby nie wstrząsy i odgłosy walki. Gdyby nie przytłumiony słuch to… w ogóle by się nie przejął sytuacją, wszak na około była… pierwsza, druga, trzecia w nocy?
Możliwe, że wypił za dużo. Możliwe, że jakieś prochy zażył przypadkiem… Możliwe….
Gregory chwilę siedział na łóżku zbierając myśli.
Nacisnął przycisk przy ścianie. Zamiast zapalić się jasnym światłem, żarówka w suficie zaczęła migać jak w przedśmiertnych drgawkach, po czym ledwo się zajarzyła. Nie wyglądało to dobrze.
Gregory trochę się zaniepokoił tym faktem.
Ale od czego jest obsługa prawda?
Sięgnął po telefon i zanim osoba po drugiej stronie odpowiedziała zaczął mówić. - Tu Gregory Walsh z po.. koju…
Po drugiej stronie nie było słychać nikogo. Jakieś szumy, trzaski… jęki bólu...chyba. Dziwny bulgot i szuranie i inne dźwięki budzące ciarki na plecach.
Gregory odłożył telefon na miejsce i przyglądał mu się z odrazą, jakby widział jadowitego węża.
To już… przestawało być normalne. To już w ogóle zaczynało tracić sens.
Wdech, wydech, wdech, wydech… prosta kontrola oddechu pozwoliła Gregory’emu zapanować nad swym lękiem.
Trzeba wszak było myśleć racjonalne i podobnie działać. Trzeba było się szybko ubrać.

Spodnie, koszula, skarpetki, adidasy. Ruszył w kierunku bulaja i rozejrzał się poprzez niego. Było nadal ciemno, więc chyba jeszcze panuje noc. Widać było jakąś gęstą czarną mgłę… a może dym?
Dym pełznący i rozciągający się leniwie dookoła statku. Nie wyglądało to dobrze.
Zupełnie jakby znalazł się na statku widmie… Zadrżał na samą myśl. To nie mogła być prawda. Na pewno jest wiele racjonalnych wyjaśnień na tą sytuację. Choć w tej chwili nie przychodziło mu do głowy ani jedno.
Wdech, wydech, wdech, wydech… wrócił spokój.
Co dalej?

Drzwi do pokoju 2257. Nie mógł tej sprawy tak zostawić. Choć przypuszczał, że jeśli ktoś tam umierał, to Gregory stracił niepotrzebnie dość czasu, by zgon już nastąpił. Niemniej musiał się upewnić. Nie potrafił inaczej. Walsh zapukał i zapytał.- Hej… wszystko w porządku?
Odpowiedzią była cisza. Nie zdziwiło to Gregory’ego. Być może zmarnował czas, ale przecież drzwi i tak były zamknięte.
Podszedł do zestawu pierwszej pomocy. Wziął na pokład Destiny nie ten co trzeba. Ten służył do pomocy ofiarom wypadków i rannym. To był profesjonalny sprzęt ratowniczy, bo i Gregory był profesjonalistą.
Zawierał też wojskowe pałeczki świetlne.


To światło dodało trochę otuchy Gregory’emu. Wreszcie było jasno… cóż… bardziej jasno. Zamierzał zabrać apteczkę i już ruszał, gdy… przypomniał sobie o prezencie od ojca. Tabliczka do której przymocowany był rekwizyt z planu filmu “Brudny Harry”. Zważywszy że ojciec Gregory’ego był członkiem i aktywistą National Rifle Association of America, Walsh Jr. był pewien, że rekwizyt jest sprawny. Być może nawet testowany.
Tak czy siak tabliczka do powieszenia na ścianie wylądowała w przenośnym zestawie. Co prawda, w tym stanie przedmiotu nie byłby go w stanie użyć, ale jego obecność dodawała otuchy mężczyźnie.

Gregory ruszył do drzwi.
Zamierzał je otworzyć wyjść na korytarz i zapukać do drzwi wejściowych do pokoju 2257, a potem… może do sąsiednich drzwi obok? Może ktoś wie co tu się stało?
A jeśli wszystko było w porządku, to zamierzał skierować się tam, gdzie spodziewał się znaleźć członków obsługi Destiny. Do całodobowego baru.
Niemniej, Gregory instynktownie czuł, że coś tu nie jest w porządku. Że normalność… również spała.
Z bijącym mocno sercem otworzył drzwi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline