Poranek był cichy i pusty. W kurniku prócz dwóch kelnerek nie było nikogo, dziewczyny zmywały podłogę śmierdzącymi mopami wyciskanymi do czarnej wody. Tylko pokoje na tyłach knajpy były w miarę schludne, widać było że mało ludzi zostawał tu na dłużej.
Vasquez zapłacił rachunek rozespanemu karczmarzowi i zakomenderował zbiórkę. Po wieczornym bimbrze jakoś nie mieli ochoty na śniadanie, zebrali więc prowiant i wyszli z drewnianego zajazdu.
Peron jeszcze spał. Puste kramy i zaciągnięte kotary drewnianych boksów mocno kontrastowały z wieczornym zgiełkiem. Stacja wydawała się martwa.
Gdy schodzili na tory tylko stary kundel uniósł łeb i obdarzył ich krótkim spojrzeniem. Dopiero na dziesiątym metrze spotkali żywych ludzi. Strażnicy przybili pieczątki w ich paszportach otworzyli kratę i skinęli głowami na do widzenia. Na więcej nie mogli liczyć.
Załadowali broń i ruszyli srebrną linią w stronę
Manchester.
Tunel jak praktycznie wszystkie w metrze był zatopiony w gęstej, lepkiej ciemności.
Szynka co prawda zapewnił, że jest bezpieczny, jednak nauczeni wcześniejszymi wypadkami trzymali się ustalonego szyku. Widząc ich poważne miny chudzielec odpuścił sobie gadkę.
Nie całą godzinę później byli w
Manchester.
Zbliżając się do stacji zobaczyli tylko błękitną poświatę bijącą z tunelu. Gdzieś przed nimi zamajaczył niewyraźny kształt i nagle szczęknął megafon.
-
STÓJ! KTO IDZIE?!
- Barkiss Ty stary pierniku - to ja Szynka! nie czaj się kurwa z tymi goglami i daj nam przejść - chudy spojrzał na drużynę i mrugnął okiem:
-
spoko, looz to swój chłop, ino przewrażliwiony taki...
- DOBRA CHODŹCIE, ALE ŁAPY NA WIDOKU - zachrypnięty głos wciąż ryczał z szczekaczki.
Po chwili latarki oświetliły żylastego dziadunia, który leżąc na torach pod siatką maskującą i zakładał szmatkę na sporą lunekę zamontowaną na zadbanym PSG-1. Karabin spoczywał wygodnie na trójnogu - obok megafonu.
Staruszek uniósł się na czworaki i dopiero teraz zauważyli, że z szyi zwisają mu wojskowe gogle noktowizyjne
-
Cie choroba, jebał pies to lumbago... no co tak sterczycie jak te kołki. Brać mi dupę z posterunku, i uważajcie na psa... hyr hyr hyr zaśmiał się skrzekliwie dziadunio i przeciągnął się, aż chrupnęły kości, potruchtał w miejscu po czym znów położył przy broni i zarzucił siatkę na plecy.
Faktycznie jakieś pięć metrów dalej strzygąc uszami krążył niespokojnie ogromny wilczur o czarnej sierści. Znając rozmiary normalnych psów
Geoffrey przysiągłby, że ten akurat normalny nie jest.
- Cześć Hamilkar...- rzucił Szynka i wszedł w rozświetlony błękitem tunel. Dla nieprzyzwyczajonych gości stacja techników byłą szokiem. Sufit rozświetlony błękitem ledowych lamp i działające tablice świetlne zielonymi cyframi wyświetlające czas i zapomniane już nazwy zaskakiwały bardziej niż kasyno w
El Segundo. Ponoć tylko Hollywood miało się lepiej niż Manchester.
-
Dobra ziomki nie ma co się spuszczać, kolesie ciągną prąd od Polis bo mają wtyki w gildii Techników - nic dziwnego zaanektowali jedyny w pełni sprawny pociąg. To znaczy - chuja nim pojeżdżą, ale nawigacja satelitarna, komputry pokładowe... nie wiem co z tym robią ale wszystko działa.
Praktycznie galopem przebiegli przez błękitną stację. Widzieli ludzi w kitlach siedzących przy długich ławach i grzebiących się w elektronice. Obejrzeli robota sterowanego joystickiem przenoszącego ciężkie skrzynie, ale dopiero na widok pociągu który stał niecałe 20 minut drogi od stacji zdębieli.
Ludzie w środku tańczyli przez wielkim ekranem plazmowym - grali w jakąś grę która za pomocą czujników sczytywała ich ruchy, przeliczała punkty i dostosowywała muzykę do poziomu grających. W wagonie siedziało też kilku gości w kitlach czytając coś z prostych przenośnych komputerów. Maszynista zaś rozmawiał z kimś przez radio.
- Ej chłopaki, chodźcie tu - szynka poprowadził ich wzdłuż pociągu do małych stalowych drzwi. Następnie wyciągnął zza koszuli kluczyk na srebrnym łańcuszku, z namaszczeniem włożył go w zamek i przekręcił.
Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Z wąskiego technicznego tunelu powiał lekko mdlący słodkawy zapach.
-
Zapraszam do Polis Panowie... - chudzielec skłonił się teatralnie i ruszył w mrok...