Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2014, 01:12   #1
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[WH40K-Rogue Trader] Kroniki Immaterium



Kroniki Immaterium







***

Rzeczywistość zawyła opętańczo, rozrywana drapieżnymi falami bluźnierczych energii. Pustka przestrzeni zafalowała, wybrzuszyła się i gwałtownie zapadła, niczym wielki pękający wrzód. Z nieregularnej, pulsującej krwistą poświatą otchłani wyłoniła się majestatyczna figura złotego Imperialnego Orła. Ogromny kadłub krążownika zadrżał niskim, dudniącym pomrukiem, gdy jego potężne silniki plazmowe buchnęły gorącem.

W świetle systemowej gwiazdy zalśniły dumnie rzędy sakralnych zdobień i inkrustowanych ochronnych glifów. Starożytny lewiatan przetrwał cało podróż przez piekielny, wypaczony wymiar, choć nie brakowało na jego kadłubie śladów z mniej bezproblemowych przepraw. Błogosławieństwa Świętych i tytaniczne pola siłowe potrafiły wiele, ale nawet one bywały bezsilnie wobec nieopisanego zła czającego się w odmętach Immaterium.




Mózg lorda-kapitana Sarvusa Traska, zamknięty od ponad stu lat w obrębie starożytnej techno-magicznej maszynerii był zadowolony. Zadowolony i pełny nadziei. Żył. A właściwie trwał. A jak długo trwał, tak długo drogocenny list od Lordów Terry nadal miał swoją ważność. Był głową Dynastii i nadal miał władzę.

Ale czymże była władza, gdy było się ograniczonym do jednego złotego naczynia gdzieś wśród plątaniny kabli ogromnej, niezrozumianej maszynerii? Cóż to za Lord-Kapitan? Cóż za nadzieja dla rodu? Żadna. I dlatego wiedział, że jeśli wszystko, na co pracował przez 150 lat swego życia i 100 lat swej wegetacji ma trwać, będzie musiał znaleźć kogoś innego na swoje miejsce. Sprosił na pokład przeróżnych krewnych, potomków krewnych, potencjalnych własnych bastardów i dobrze zapowiadających się najemników. Szukał. I pozwolił sobie na nadzieję. Ale nie miał zamiaru oddawać nic za darmo. I z pewnością nie bezboleśnie.

Czekał na nich cały Wszechświat wyzwań. A on miał zamiar uważnie obserwować.

***

Wszyscy - przeszłość

Spotkanie z lordem-kapitanem z pewnością zapadło im w pamięć. Sproszeni zostali do olbrzymiej, bogato zdobionej sali tronowej. Jej sklepienie zdawało się niknąć wysoko w rozświetlanym kryształowymi kandelabrami pół-mroku. Wszędzie wokół, z zawieszonych dziesiątki metrów nad ziemią balkonów spływały setki sztandarów i flag. Na wielu z nich nadal widać było ślady ognia i krwi, jakby zdobyte zostały w zamierzchłych bitwach na niezliczonych pokonanych wrogach. Inne, bogato wyszywane i misternie zdobione, wskazywały raczej na dary dziękczynne sporządzone na zamówienie wdzięcznych sojuszników i podległych niegdyś rodowi kolonii.

W końcu dotarli do wysokich schodów, wijących się w filigranowo zdobionych półkolach, aż do samego tronu. Na nim, miast człowieka, zasiadał jednak potężny, zdobiony złotem konstrukt. Ni to człowiek, ni anioł, ubrany w starożytną sakralną zbroję. Jedyne wyrzeźbiona w kości słoniowej twarz przywodziła na myśl widziane wcześniej wizerunki Traska.

Powitał ich grzmiącym, rozbrzmiewającym dudniącym echem głosem. Przekazał, że szuka następców dla swojego imperium, że to oni są jednymi z wybranych i czeka ich okres ciężkich prób na drodze ku chwale i nieograniczonej niemal potędze. Większości ich pytań zdawał się w ogóle nie słyszeć, jakby znajdował się na zupełnie innym poziomie postrzegania, na inne odpowiadał, lecz jego słowa nie niosły niemal żadnego sensu. Czasem, niby od niechcenia wspominał też o dziedzictwie i o ich rodzicach, insynuując, że być może nie spłodzili ich ci, których brali za swych ojców. Wreszcie przekazał im władzę nad pojedynczymi obszarami statku, przyznając jednocześnie każdemu ze zgromadzonych równorzędny głos w sprawach większej wagi.

- Wy jesteście przyszłością. Zdobądźcie chwałę, śmiało sięgajcie po władzę, zapełnijcie ładownie bogactwami niezliczonych światów!
Jakby w odpowiedzi na jego słowa przez ogromny kadłub statku przeszedł dudniący, niski pomruk.
- Duch Świetlistego Pulsara łaknie silnych przywódców. Rozbudźcie go do dawnej chwały!

I to był właściwie koniec audiencji. Posąg po krótkiej obietnicy, iż niebawem jeszcze się z nimi rozmówi, zamilkł, a kręcący się w pobliżu, odziani w sakralne szaty tech-kapłani wyprosili ich, twierdząc iż strudzony wiekami duch lorda-kapitana musi wypocząć. Lecz w jakim właściwie stanie był dowódca statku? Dlaczego od dziesięcioleci nie widywano go już pod ludzką postacią? To stanowiło tajemnicę, choć teorii było oczywiście niemało. Pewną sprawą było jednak, iż dolne rufowe pokłady, stanowiące niemal jedną dziesiątą statku były jego pilnie strzeżonym, autonomicznym od wszelkich systemów sanktuarium. To tam widywano jego nieśmiertelną straż, elitarne bojowe serwitory i tam nie miał wstępu nikt poza jego najbardziej zaufanymi sługami. Nie trzeba było długo dociekać, by dowiedzieć się też, że do tych przestrzeni kierowano niemal jedną piątą energii produkowanej przez generatory statku, co często powodowało jej braki w innych systemach i nie pozostawało bez wpływu na sprawność bojową całego statku.

Cóż, jakby nie było, pozostałe dziewięć dziesiątych ogromnego, międzygwiezdnego statku należało teraz do nich. Z wszelkimi konsekwencjami tej odpowiedzialności.

***

Eodervynn Trask.

Nie zdziwiło go, iż to on, ze wszystkich, którzy tamtego dnia gościli w monumentalnej sali, wybrany został na duchownego przywódcę statku. To on miał odpowiednio kierować nabożnym gniewem prostych załogantów, on miał bronić ich przed zakusami złego i plugawiącym wpływem Spaczni. I to on miał nieść słowo Boga-Imperatora na barbarzyńskie, pogańskie światy. I zaprawdę, wszystko wskazywało na to, że na pokładzie Pulsara będzie miał ku temu dobre warunki. W ogromnych trzewiach gwiezdnego lewiatana mieścił się bowiem zaskakujących rozmiarów stary kompleks świątynny. I choć święte freski, malowidła i sztandary zapewne widziały już lepsze czasy, a i wśród okraszonych imperialnymi orłami kaplic nie dostrzegał zbyt wielu wiernych, to jednak sam rozmiar zabudowań wskazywał na to, że niegdyś wiara była na pokładzie bardzo ważna. I znów mogła być.

Akolici poprowadzili go do skryptorium, w którym młodzi kandydaci na kapłanów zgodnie z wiekową tradycją w nabożnym milczeniu przepisywali niezliczone strony świętych ksiąg. Podeszli ku potężnemu, brodatemu mężczyźnie, odzianemu w powłóczyste liturgiczne szaty.

- Tyś to... - rzekł starzec niskim, tubalnym głosem. Jego lico ściągnęło się srogo. Widać było, iż biskupowi Semiradiusowi, dotychczasowemu przełożonemu pokładowej świątyni wcale nie podobało się to, że ktoś miał go zmienić, czy wydawać mu polecenia. Zlustrował dokładnie młodego przybysza, nie pozostawiając wątpliwości co do ostatecznej - negatywnej - oceny. W końcu chrząknął jednak i wyprostował się, przyjmując jeszcze bardziej imponujący wzrost.
- Otrzymałem pismo. Tyś jest nowym pasterzem, ja sługą u twych stóp. Ku chwale Boga-Imperatora!
Po czym dodał już znacznie mniej rytualnie i dużo bardziej rzeczowo.
- W czasie ostatniej przeprawy przez Mroczną Pustkę plugawa energia wdarła się krótko na jeden z pokładów. Spaczonych zostało kilkunastu wiernych poddanych, doświadczonych pracowników i strażników. Doniesiono mi, że zbiegli na niższe, opuszczone pokłady... Chowają się jak szczury przed sprawiedliwym Oczyszczającym Płomieniem!
Wcisnął mu w rękę zwinięty pergamin.
- To notatki z Litanii Gniewu Pańskiego, nad którymi na tę okazję pracowałem. Za pół godziny w Świątyni Złotego Orła zbiorą się wierni z pobliskich sektorów. Planowałem nakłonić ich do świętej krucjaty przeciwko plugawym odmieńcom. Możliwe też, że niektórzy z nich kierowani grzesznym miłosierdziem kryją swoich niegdysiejszych towarzyszy. Muszą wyznać winy! Czy chciałbyś, panie, przejąć ten obowiązek? Załoga poznałaby nowego pasterza...
W jego połyskujących stalową szarością oczach czaiły się wyzwanie i drwina.

***

Echo i Faye Harris


Nie sądzili, że tak szybko po wyjściu z Immaterium trzeba będzie rozbudzić uśpione Duchy zgromadzonych w hangarach krążownika myśliwców i promów. Planowany był spokojny lot do wnętrza systemu, gdzie znajdować się miał zamieszkany świat, który według historycznych zapisków mógł przynieść rodowi zyski. A jednak wyszło inaczej. Wyraźnie niepocieszeni pośpiechem tech-kapłani kręcili się przy maszynach jak w ukropie, gorączkowo wyśpiewując hymny do Omnisajasza i racząc złożone mechanizmy świętymi olejami i smarami.

Powód pośpiechu był jeden. W polu asteroid, na skraju systemu wykryto nieregularny, urywany sygnał nieznanego pochodzenia. Odczyty wskazywały na nieduży parometrowy obiekt skryty wśród wirujących w pustce skał.

Godzinę później, głównodowodzący skrzydła myśliwców Echo i głównodowodząca skrzydła logistycznego Faye, którzy na skutek dość niespodziewanej decyzji lorda-kapitana dzielili stanowisko Mistrza Przestrzeni, byli już w drodze do skrytego w mroku kosmosu pasa. On kierował lekkim myśliwcem przechwytującym klasy Hellblade, ona zaś zasiadła w lekkim nieuzbrojonym transportowcu klasy Arvus, wszak znalezisko mogło okazać się cenne i zdatne do przeniesienia na pokład. Na szybko nie udało się uruchomić większości z pozostałych pojazdów, Duchy tak skomplikowanych maszyn bywały kapryśne, a do tego nie wypadało zostawiać potężnego krążownika bez ochrony przed atakami mniejszych jednostek.

Faye percepcja d20(-3 za latanie i skanowanie)=16 porażka
Czujniki Arvusa d20=18 porażka

Echo percepcja d20(-3 za latanie i skanowanie)=12 porażka
Czujniki Hellblade'a d20=2 sukces


Rozpoczęli skanowanie tajemniczego obiektu. Żaden z ich statków nie posiadał na pokładzie aparatury naukowej, ale uniwersalne skanery pozwalały na odczyt podstawowych rodzajów promieniowania. Echo, uzyskał w miarę przyzwoity obraz obiektu. Przypominał on około pięciometrowy unoszący się pionowo w przestrzeni metaliczny kryształ, energia którą emitował była mocno zmodulowana, jakby chodziło o jakiś sygnał, nie był go jednak w stanie w żaden sposób zdekodować. Wydawało się, że poziom energii lekko rośnie, gdy się zbliżają, jakby reagował na ich obecność. Raczej na pewno nie był to twór ludzki.

- Plugawi xenos... - syknął zza jego pleców jego pokładowy strzelec. - Imperator jedyny wie, co to za cholerstwo. Powinniśmy go zniszczyć...

Dalej skalne pole stawało się już dość gęste. Jeśli chcieliby uzyskać dokładniejsze odczyty musieliby albo ostrożnie wlecieć tam statkiem, narażając go na uszkodzenia, albo wylecieć w pustkę skafandrem. W promie w razie czego była śluza i odpowiedni strój.

***

Lucius Brannicus

Chór cedził miarowo uroczyste słowa ochronnej litanii, przeczesując sukcesywnie lokalną Spacznie. Potężna techno-magiczna maszyneria Wieży Astropatów skrzyła się od wyładowań, ochronne glify na zmianę rozbłyskały rubinem i blakły ciemnością. Lucius przewodził poszukiwaniom, bacząc na to, by żaden z jego dwóch akolitów i trzech wspomagających psykerów niższego stopnia nie ryzykował zbyt wiele, by ciekawość nie zwabiła ich poza ochronne działanie wspomaganej maszynerią modlitwy, tam gdzie czają się demony, szaleństwo i niewypowiedzialne, prastare zło.

Pierwsze echa wychwycił zaraz po przylocie do systemu. Trzecia planeta systemu, cel ich podróży wytyczony jeszcze zanim lord-kapitan przekazał im władzę, otoczona była strzępkami potężnych emocji. Nie wychwycił z jej kierunku żadnych kompletnych przekazów, nie było tam astropatycznych chórów, jednak byli tam jacyś psykerzy, a przynajmniej byli kiedyś. Obecnie w Immaterium pozostały jedynie strzępki nieskładnych, urywanych emocji wysłanych przez ich niewytrenowane umysły. Spacznia potrafiła konserwować podobne, duchowne cienie przez setki lat.

Lucius Spacznia d20=16 porażka


Nie był w stanie uchwycić nic poza strachem, bólem i brakiem nadziei. Czy otoczenie planety mogło być niebezpieczne? Czy mogła to być jakaś pułapka? Nim krążownik doleci do wnętrza systemu i podejmie dokładniejszy zwiad powinny minąć jeszcze cztery dni. Interesującym było, czemu lord-kapitan skierował statek właśnie tam. Skąd miał o planecie wiedzę? Może dałoby się odszukać ją w przepastnych bibliotekach krążownika? Można było mieć tylko nadzieję, iż plotki o wyjątkowo opryskliwym, pół-szalonym pokładowym Mistrzu Wiedzy i zarządzanej przez niego wiecznie nawalającej Maszynie Logicznej, która kryła spis ksiąg, były jedynie pokładowymi legendami.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-04-2014 o 20:18.
Tadeus jest offline