Wydaje mi się, że wróciłyby do łask niektóre zawody ginące. Np. po zepsuciu się garnka z nierdzewnej stali nastąpiłby powrót do garnków starego typu i powróciłby zawód druciarza - osoby, która potrafi taki garnek zreperować. Do łask wróciliby także rymarze, ze względu na coraz większe użycie koni (siodła, uprząż, sakwy). Rozpowszechniłby się także zawód kowala z "rozszerzeniem" na proste naprawy mechaniczne. Garncarstwo, dziś uprawiane rekreacyjnie jako forma rozwoju osobistego, stałoby się sposobem na życie.
Druciarz pracował jako fachowiec obwoźny - miał kilka lub kilkanaście miejscowości, które objeżdżał swoim wozem, przy okazji robiąc za domokrążcę i pocztę. Rzadziej spotykało się obwoźnych kowali - w "Korzeniach" Haleya jest opisany tego typu rzemieślnik, działający po wojnie secesyjnej. Taki kowal również mógłby wykonywać prostsze naprawy jako mechanik, elektryk, handlować czy przewozić wieści, albo nawet wyrywać bolące zęby