Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2014, 15:21   #38
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Strażnicy stanowili niewątpliwy kłopot, ale nie z takimi radziła sobie Francesca de Riue Liskiem zwana. Mogła co prawda poczekać do niedzieli, ale szkoda jej było marnować tyle czasu, co prawda perspektywa ta wcale jej nie dotykała, ale ludzie przecież żyli tak krótko i to właśnie ją najbardziej teraz martwiło. Wampirzyca chwilę przyglądała się strażnikom. Miała niewątpliwe szczęście, bo w pewnym momencie jeden ziewając zniknął za drzwiami magazynu. Na zewnątrz został tylko jeden, jednak wciąż nie wiedziała ilu ich może być w środku. Powoli zaczęła skradać się w stronę wartownika. Musiała działać szybko, bo lada chwila mógł wyjść zmiennik. Najwygodniej byłoby go po prostu uśpić, ale kobieta obawiała się że może nie starczyć jej energii na urok. Uśpienie rosłych strażników to nie lada wyczyn, gwiazdą wieczoru był jednak Ansbach i to dla niego gromadziła całe zapasy. Ze strażnikami musiała sobie poradzić inaczej. Stare dobre sposoby, nie dość że były skuteczne to w dodatku nie kosztowały ją energetycznie. Niektórzy ludzie byli naprawdę pomysłowi, jednak to nadludzie mieli największe asy w rękawie. Francesca wzięła kawałek deski i owinęła ją kawałkiem materiału. Mogła zajść strażnika niezauważona, jednak głuchy odgłos uderzenia o jego głowę deską z pewnością, zwrócił by na nią uwagę.


Znudzony strażnik tępo patrzył w jeden punkt. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ktoś ma zamiar zaatakować magazyn, tym bardziej jego. Kiedy był na warcie nic, absolutnie nic się nie działo. W zeszłym tygodniu ktoś podpalił niedaleko budynek, przynajmniej było na co popatrzeć. Dzisiaj jednak od rana martwa cisza zabijała w nim wszelkie działanie. Czasem zamieniał się z chłopakami i chwile pograł w karty, zdecydowanie wolał siedzieć w budzie niż stać na czatach. Każdy z nich niestety musiał odbębnić swoją część na zewnątrz. Jednak jego zmiana była zawsze niemiłosiernie długa. Dzisiaj niewyspanie dawało mu się we znaki i nawet nie zrobił obchodu. Nagle poczuł, że coś zmierza w jego stronę. Odwrócił się najszybciej jak mógł i natychmiastowo dostał w głowę ciężkim przedmiotem. Jego bezwładne ciało chciało zsunąć się na ziemię, jednak silny uścisk nie pozwolił mu tak szybko opaść. Kobieta chwyciła nieprzytomnego i odciągnęła w mniej widoczne miejsce. Na szczęście pozostali strażnicy nie zauważyli straty kompana. Teraz musiała jedynie dostać się do magazynu. Nie miała pojęcia ilu jeszcze jest ich tam w środku. Uchyliła lekko drzwi, aby się zorientować. Na końcu magazynu zauważyła dwóch strażników. Spali sobie smacznie przykryci kocami. Cudowną sobie straż zatrudnił niziołek, tym lepiej dla niej. Weszła cicho do środka i zaczęła już iść w ich stronę, kiedy to nagle ogromne czarne psisko zerwało się jak szalone szczekając donośnie. Kobieta nie mogła czekać. Pierwszy sztylet wylądował w gardle bydlaka, który jednak zdążył wykonać skok i się na nią rzucić. Padł jednak martwy, przewracając ją z nóg. Strażnicy momentalnie chwycili za bronie i ruszyli prosto na nią. Francesca zepchnęła krwawiącego na nią psa i błyskawicznie wyjęła z niego sztylet. Miała kiepskie pole manewru, dlatego szybszy strażnik oberwał nim w brzuch. Drugi natomiast wyraźnie przyśpieszył. Wampirzyca była jednak szybsza, kolejny sztylet zaraz znalazł się w jego szyi. Strażnik padł ze skwierczeniem, próbował łapać powietrze, jednak krew zdążyła mu zalać krtań. Drugi strażnik spiął się i resztkami sił spróbował zaatakować wroga. Francesca nie miała problemu z wyjęciem z jego brzucha broni i ostatecznym dobiciem swojego ostatniego kłopotu. Ciała ułożyła w kącie i przykryła kocami. Krew była rozsmarowana po całej podłodze. Krwią nasączone było również jej ubranie. Zapach przyjemnie drażnił, wytwornie koił, niesamowicie pobudzał. Kiedy to ostatnio piła krew? Chyba bardzo dawno temu, tak przynajmniej czuła. Brzydziła się pić z martwych ciał, dlatego przytaszczyła jeszcze do magazynu ciało nieprzytomnego i z niego upiła. Przysiadła na chwilę na klejącej się podłodze. Czuła się jak w nadzwyczajnym majestatycznym miejscu. Zapach wypełniał jej całe ciało. Jeszcze ciepła krew powoli przelewała się przez usta. Nie miała niestety czasu na delektowanie się ta chwilą. Ciało konającego strażnika ukryła z pozostałymi. Musiała się też szybko przebrać. Na szczęście materiałów miała pod dostatkiem. Przez krew lekko szumiało jej w głowie, nie stanowiło to jednak problemu z zauroczeniu krawca.

W pewnej chwili usłyszała kroki. Ruszyła natychmiast, nie mogła dopuścić, aby Ansbach od razu zobaczył całą podłogę we krwi. Mogłoby to go nieco rozproszyć i urok by się nie udał. Natychmiast wyszła z magazynu, zamykając za sobą drzwi jak gdyby nigdy nic.
- Co pani tu robi?! Gdzie straże! Straże! – krzyknął na końcu, a wampirzyca szybko pochwyciła jego wzrok. Jej krawiec stał tuż obok, patrzył zdezorientowany, kiedy to Ansbach nie mógł oderwać wzroku od jego ukochanej.
- Pochorowali się, musisz załatwić nowych – Niziołek patrzył tępo na Francescę.
-Tak przepiękna, załatwię nowych – drugi krawiec wciąż nic z siebie nie wydusił. Co ona mu zrobiła, jego ukochana, jego skarb, co się stało z jego mistrzem?!
- To może znajdę te materiału… – już szedł w stronę drzwi, kiedy kobieta zagrodziła mu drogę.
- Już są niepotrzebne, chodźmy stąd – powiedziała rudowłosa. Zaraz po niej tępo powtórzył Niziołek.
- Panie Ansbach, czy pan się dobrze czuje? – spytał zmartwiony krawiec.
-Wspaniale – po czym spojrzał na jego ukochaną i się uśmiechnął. Chyba po raz pierwszy widział jak się uśmiecha, krawiec jeszcze bardziej był przerażony.
- Mógłbym z panią zamienić kilak słów? – zapytał zachowując pozory, że są sobie obcy.
- W tej chwili nie, nie martw się, wszystko jest dobrze - stwierdziła spokojnie również pogrążona w jakimś dziwnym stanie uszczęśliwienia. Ale jak to? Jego piękna i mistrz, zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia?! To niemożliwe, nieprawdopodobne. Co się stało! Krawiec bił się z myślami. Patrzył raz to na jedno, raz to na drugie.
-Panie Ansbach, ale brakowało nam materiałów do nowej sukni, a poza tym magazyn pozostał bez ochrony, co jeśli się ktoś tam włamie? – załamany całą sytuacją, której w żaden sposób, nie potrafił zrozumieć, krawiec przystanął i nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
-Nic się przecież nie stanie, prawda? -tu zwróciła się do swojej ofiary, która ponownie tępo jej przytaknęła. – Chodźmy już tu już nie mamy czego szukać – Francesca zaczęła chichotać, ludzie dzisiaj bawili ją tak bardzo, że nie mogła się powstrzymać. Szczególnie śmieszył ją ten nieporadny mężczyzna. Wolała nie wiedzieć co kłębi się w jego nieświadomej główce, bo chyba całkiem wybuchłaby śmiechem.
- Pobawmy się trochę, mam ochotę na tańce, a panowie? – Francesca nie czekając na odpowiedź, klasnęła zachwycona dłońmi, tak jakby już się zgodzili. Ansbach oczywiście powtórzył za swoją muzą. Urok był wyjątkowo mocny, dlatego niziołek kompletnie zatracił świadomość. Drugi krawiec nie był za bardzo w nastroju, ale nie chciał zostawiać samej swojej ukochanej, która, jak mniemał, najwyraźniej była pod wpływem alkoholu. Nie podobało mu się to kompletnie, ale postanowił, że znajdzie sposobność, żeby z nią porozmawiać. O co w tym wszystkim chodzi? Co się stało z jego ukochaną?!
- To gdzie jest najbliższa karczma! Chodźmy tam czym prędzej – Francesca co jakiś czas poprawiała materiały, które wrednie nie chciały pozostać na swoim miejscu.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline