Myślę, że ilość ludzi zależy też od ilości żywności. Grupy łowiecko - zbierackie nie będą liczyły więcej niż kilkanaście osób. Podobnie, jeżeli ziemie są gorsze (można wtedy wypasać bydło i prowadzić uprawy na lepszych spłachetkach ziemi). Akurat te drugie wspólnoty zapisały się w tradycji USA - rodzina hodowcy bydła, trochę pomocników/robotników sezonowych tworzyło wspólnotę. Przy lepszych ziemiach powstaną różne odmiany tego, co dziś nazywamy spółdzielnią farmerską - kilka rodzin koordynujących swoje wysiłki i razem prowadzących np. hodowlę krów mlecznych albo koni pod wierzch i pociągowych. Taka wspólnota to już kilkadziesiąt osób i baza pod wymianę handlową - wy nam sery i nabiał, my wam konie pociągowe itp.
Trochę inaczej może wyglądać na terenach miejskich. Tam ludzi zawsze było więcej, i życie ludzkie ma mniejszą wartość. Weźmy "Sons of Anarchy", dodajmy im drugie pokolenie (w sumie będzie kilkadziesiąt osób) i dajmy im kontrolować to, co pozostało z ich miasteczka (dajmy na to 500 osób). Jeżeli "prominenci" nie będą prowadzili gospodarki rabunkowej, system ten może być stabilny. |