|
Systemy postapokaliptyczne Świat po apokalipsie - czyli rozmowy przy Nuka-Coli z atomowym grzybem w tle i zombie charczącym pod butem. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-04-2014, 13:03 | #31 |
Banned Reputacja: 1 | Niekoniecznie. Równie dobrze spisywałaby się "praca za zakupy". Umiejętności są jedyną walutą, którą każdy posiada zawsze. Niezależnie od warunków. Jeszcze w latach 60 w Polsce (nie tylko na wsiach) popularni byli podróżujący rzemieślnicy czy to ostrzący noże, czy naprawiający buty czy maszyny. Również obwoźnych sprzedawców było sporo. Nie można również zapomnieć o typowych wagabundach np. cyganach - podróżujących tabunami i oferujących swe usługi i towary. |
16-04-2014, 13:39 | #32 |
Reputacja: 1 | Ano zawsze można przerzucać obornik brahminów Swoją drogą kolejny ginący zawód który spotkalibyśmy na swojej drodze to pobieranie myta na mostach. Grupka uzbrojonych ludzi zajmuje most, rozwija kolczatkę i zasieki po czym ogłaszają wszem i wobec że mają prawo do danego mostu i zaczynają pobierać opłaty za przejazd. Jasne można zakwestionować ich prawo ale wtedy dojdzie do walki której skutki mogą być bardziej kosztowne niż zapłacenie paru gambli za przejście. |
16-04-2014, 17:39 | #33 |
Reputacja: 1 | W Polsce czasów zaborów trafiali się obwoźni handlarze norymberszczyzną - niskiej jakości produktami żelaznymi, jak gwoździe, noże, młotki, podkowy, igły, narzędzia rolnicze itp. W Norymberdze były zakłady nastawione na masową taniznę. Coś takiego może swobodnie istnieć w Federacji albo NY, gdzie dostęp do metalu jest dość dobry. Agent Posterunku również może podróżować jako taki handlarz. Inna rzecz z XIX wieku: tzw trade rifle. Były to proste karabiny (tanie w produkcii) i skonstruowane tak, by nie wytrzymały za dużo sezonów. Sprzedawano je głównie Indianom. W grze "Morrow Project" potęga gospodarcza Ameryki postapo, Kentucky Free State, sprzedaje takie karabiny w swoich faktoriach. Są one konstruowane tak, by nie były lepsze od broni wojska Kentucky i by nie były zbyt trwałe. Co do prac jako waluty, przychodzi mi na myśl kilka, które są do zrobienia na wsi niemal zawsze: przygotowanie opału (wyprawa do lasu, ścięcie drzewa, zebranie chrustu na rozpałkę, pocięcie drzewa, ułożenie), przyniesienie wody (przy zwierzętach gospodarskich i gotowaniu na kilka osób, bez studni na podwórku to codzienna harówka), gotowanie i pranie (metodami tradycyjnymi to robota na pół dnia), obrządek, a w realiach Neuro - poprawianie i polepszanie fortyfikacji, zakładanie pułapek na zwierzęta i sprawdzanie ich, polowanie, patrolowanie i straż (coś dla rekonwalescentów), uczenie nie tylko dzieci. Ostatnio edytowane przez Reinhard : 16-04-2014 o 17:50. |
16-04-2014, 20:33 | #34 |
Reputacja: 1 | myślę że w wioskach mogą być proste pralki mechaniczne, choćby rowerowe (jak w artykule o bicimaszynach który ostatnio podrzucałem). Bogatsi mieliby własne, biedniejsi musieli by się dogadywać co do dni użytkowania. Tam gdzie ten luksus występuje można by też skorzystać z elektrycznych. |
16-04-2014, 23:20 | #35 |
Reputacja: 1 | Takie rozwiązanie wymaga sporego zaufania do stron transakcji i do trwałości "kursów wymiany" towarów.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
17-04-2014, 12:27 | #36 |
Reputacja: 1 | Tak, to wymagałoby sporej dozy zaufania więc taki układ najczęściej można by spotkać w ustabilizowanych społecznościach |
17-04-2014, 12:49 | #37 |
Reputacja: 1 | A co Panie i Panowie myślicie o liczbie ludności w przeciętnym miasteczku, wsi, osiedlu? Dziesiątki, setki, a tysiące zarezerwowane tylko dla największych społeczności? |
17-04-2014, 13:05 | #38 |
Banned Reputacja: 1 | To zalezy. Od rzeczywistości w jakiej się poruszamy. Jeżeli jesteśmy w Neuroshimie z tym promilem ocaleńców to będą to właśnie te kilkanaście osób na osiedle, kilkadziesiąt na miasteczko i kilkaset na taki Nowy York. Jeżeli jest to rzeczywistość "Elegy Beach" czy "Long way Home" to mamy już kilkaset na osiedle, kilka tysięcy na miasteczko i kilkaset tysięcy na "stolicę"... |
17-04-2014, 14:39 | #39 |
Reputacja: 1 | Myślę, że ilość ludzi zależy też od ilości żywności. Grupy łowiecko - zbierackie nie będą liczyły więcej niż kilkanaście osób. Podobnie, jeżeli ziemie są gorsze (można wtedy wypasać bydło i prowadzić uprawy na lepszych spłachetkach ziemi). Akurat te drugie wspólnoty zapisały się w tradycji USA - rodzina hodowcy bydła, trochę pomocników/robotników sezonowych tworzyło wspólnotę. Przy lepszych ziemiach powstaną różne odmiany tego, co dziś nazywamy spółdzielnią farmerską - kilka rodzin koordynujących swoje wysiłki i razem prowadzących np. hodowlę krów mlecznych albo koni pod wierzch i pociągowych. Taka wspólnota to już kilkadziesiąt osób i baza pod wymianę handlową - wy nam sery i nabiał, my wam konie pociągowe itp. Trochę inaczej może wyglądać na terenach miejskich. Tam ludzi zawsze było więcej, i życie ludzkie ma mniejszą wartość. Weźmy "Sons of Anarchy", dodajmy im drugie pokolenie (w sumie będzie kilkadziesiąt osób) i dajmy im kontrolować to, co pozostało z ich miasteczka (dajmy na to 500 osób). Jeżeli "prominenci" nie będą prowadzili gospodarki rabunkowej, system ten może być stabilny. |
17-04-2014, 15:21 | #40 |
Reputacja: 1 | Jednym z problemów które się napotka jest to że mała społeczność (jak samotna farma) jest bardziej podatna na ataki z zewnątrz. Wydaje mi się że byłaby tendencja raczej do zbierania się razem. Swoją drogą w suplemencie autorzy rakiem wycofują się z niezdatności świata do życia więc ten jeden promil to może też trochę przesada. USA oficjalnie mają obecnie 317 845 000 (w sumie powinno się doliczyć Meksyk i Kanadę bo tam też jest szansa na przeżycie. Moloch i Neodżungla nie rozrosły się w ciągu dnia) jasne większość z tego mieszka w miastach które mocno oberwą arsenałem ABC sporo dorwą później choroby ale ogólnie stawiałbym raczej na % niż promile |