Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2014, 21:36   #125
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Na nieszczęście drow znów ukazał nieprzyjazną naturę swego ludu i przyszło im walczyć. Dinin od samego początku wiedział co chce zrobić. Wypowiedział inkantację, wykonał gesty, a wtedy sufit w jednym miejscu pękł. Pęknięcie powstało błyskawicznie, a z niego runęła na elfa smuga słonecznego światła, gdyż w powstałej szczelinie widać było słońce, którego promienie niemiłosiernie zaatakowały czuły wzrok drowa i sprawił, że temu pojawiły się mroczki przed oczami. ~Dobrze ci tak. To za to co nam zrobiłeś i za Griffina!~ Rzekł w myślach gnom przypatrując się jak mroczny elf odruchowo łokciem zasłaniał oczy. Zaraz potem, momentalnie, dopadł do drowa ork i goblin, którzy nie marnowali czasu i cięli, dźgali i uderzali czym mieli.

Yalop jednak oderwał zaraz wzrok od elfa i pokierował swe stare już oczy w kierunku Griffina, tego zdrajcy, który teraz walczył z Velesem. Gnom wściekły na krasnoluda za to co zrobił, za to, że ich zdradził, za to, że udawał przyjaciela(!) chciał odwetu. Jak poprzednio wypowiedział inkantację, a jego palce wykonały potrzebne gesty, a wtedy zdrajcę otoczył szczelny krąg z płomieni. Ognista ściana, która go okalała była wysoka i nie do przeskoczenia, a na dodatek bił od niej piekielny żar, jakby krasnolud nagle przeniósł się do piekieł. Jakby stał w bramie do tej straszliwej sfery.

Następnie w ruch poszła proca, lecz wystrzelony zeń kamień minął celu, lecz gnom dojrzał, że jego kompani, a dokładniej Delmaros i Veles nie dają krasnoludowi chwili na złapanie oddechu i napierają na tegoż. Gnom pragnąc już to zakończyć, by dać ujść swojemu gniewu i złości posłał w brodatego zdrajcę promień żywego ognia, który trafił bezbłędnie w pierś krasnoluda dotkliwie go parząc. Jednocześnie, gdy posyłał promień wydał z siebie gniewny krzyk, który jednak został zagłuszony przez panujące zamieszanie i szczęk broni. Dosłownie kilka sekund potem obserwował, jak krasnolud pada powalony przez magiczny pocisk ich dużego, nowego kompana, który chyba był jakimś półolbrzymem.

Po tym jak krasnolud leżał i zwijał się z bólu całe swoje zainteresowanie gnom skierował znów na drowa, który na ich nieszczęście twardo się trzymał. Dinin postanowił znów spróbować szczęścia z procą i widać było Tymora się uśmiechnęła do niego, gdyż mógł ujrzeć, jak w szyję drowa uderza wystrzelony przez niego pocisk. Wtem elf zrobił coś i w miejscu, gdzie walczył z orkiem i goblinem, powstała wielka czarna chmura, która przesłaniała całą sytuację, zamykając w sobie walczących. Yalop w reakcji obronnej użył kolejnego zaklęcia za pośrednictwem którego stał się niewidzialny. Stał tak w miejscu dla nikogo nie widoczny przez dłuższą chwilę, która dla niego wydawała się godzinami, a to wszystko za sprawą napięcia i panującej atmosfery zagrożenia.

Wtem dym się rozwiał i ukazał drowa, za którym krwawiąc leżeli powaleni ork i goblin oraz co zastanawiające jakaś buteleczka po magicznej miksturze. Nie czekając staruszek ruszył- omijając drowa- ku leżącemu flakonikowi, gdyż jego doświadczenie podpowiadało mu, że dowiadując się co zażył drow lepiej pomoże pozostałym, niż biernie stojąc nic nie robiąc. Udało mu się dotrzeć do celu wtedy, gdy pozostali starli się z drowem. Pochwycił flakonik i powąchał oraz palcem wydobył z falkonu resztki mikstury. Jego dobry jeszcze węch oraz kubki smakowe powiedziały mu, że to była mikstura lecznicza. Gdy miał już krzyknąć do pozostałych ujrzał jak drow pada, coś przy tym jeszcze mówiąc. Gnom poczuł taką radość, że nawet upuścił flakon, który niestety pękł.

Mimo wszystko szczęście szybko go opuściło, gdy spojrzał po swoich leżących towarzyszach. Dodał do goblina i obejrzał go dokładnie jak umiał, po czym stwierdził, że ten raczej przeżyje. Wnioskował to po dość słabym krwawieniu oraz równym oddechu. Ruszył więc ku orkowi, lecz gdy się obok niego znalazł, ten leżał już w wielkiej kałuży krwi i się nie ruszał. To zasmuciło staruszka, lecz mimo wszystko postanowił spróbować coś jeszcze zrobić.

-Pomocy! Trzeba mu pomóc!- Krzyknął desperacko swoim dość wysokim głosikiem ku pozostałym. -Pomocy!
 
Zormar jest offline