Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2014, 10:32   #15
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Prorok jeszcze sekundę pozostał przy stoliku, obserwując osobę, która tak znacznie zmieniła aurę marine. Po czym nieśpiesznie opuścił pomieszczenie. Rozejrzał się po okolicy. Ludzie uwijali się załatwiając swoje codzienne sprawy, niczym małe mróweczki. Teraz gdy wiedział co musi zrobić aby powrócić do domu nie był pewien od czego zacząć. Przechadzając się ulicami trafił w miejsce gdzie było nieco mniej osób. Z jego sakiewki wyleciały wszystkie runy z jakimi przybył do tego świata i jakie w nim stworzył. Przed jego oczami przeleciały kolejno: runa niszczyciela , runa wzmocnienia , runa zasłony , oraz runa spopielenia . Stworzyły one koło w okół jego głowy. Każda z nich prezentowała nieco inny aspekt przyszłości. Cierpliwie obserwował, mając nadzieje że któraś z nich rozbłyszczy z lekka, dając mu jakąś wskazówkę.
Runy spopielenia i niszczyciela ustawiły się naprzeciwko siebie wskazując wschód i zachód tego świata. Runa zasłony również przechylała się ku wschodowi, a kierunek zdawała się pokazywać czarną bramę. Ostatnia runa - wzmocnienia. Wskazywała na północ. Pustynia na północy, ale przednia jest jeszcze las. Ostoja nieludzi.
Runy nei mówily jasno, wiec może los wskaże kierunek?
Eldar zamyślił się głęboko przygryzając lekko wargę. Wolną ręką sięgnął po runę spopielenia oraz zasłony. Odebrał to jako zły znak. Ktoś lub też coś na wschodzie zdawało mu się zagrażać. Czuł że nie powinien na razie udawać się w tamtym kierunku. Schował je z powrotem do sakiewki wpatrując się w runę wzmocnienia. Zdawała się wyglądać pomyślnie, jednak przeprawa przez tereny konfliktu mogła być ciężka. Pozostałe runy wróciły na miejsce a sam prorok nieśpiesznym krokiem ruszył w kierunku północnym. Nim jednak opuścił miasto zahaczył o sklep, zakupując kilka świeżych owoców oraz dwa bochenki chleba. Już w drodze, za murami miasta wyciągnął lekko pogniecioną mapę którą otrzymał niegdyś od Anubisa, postanowił skierować się w kierunku miejsca oznaczonego jako osada. Liczył na ominięcie większej uwagi.
Podróż przebiegała spokojnie. NA trakcie nie było wielu podróżnych. Mijał łąki, pastwiska, a nawet wcześniej nie widziane pola. Widział lasy oraz energetyczną kopułę na zachodzie. Po dniu spokojnej wędrówki dotarł na rozstaje dróg.
Przegryzając jeden z zakupionych owoców rozmyślał o rzeczach jakie zobaczył. Ten świat był piękny, spokój jaki panował podczas jego wędrówki nasunął mu na myśl dziewicze światy, które niegdyś stworzyła jego rasa. Pola uprawne zwróciły jego uwagę. Widywał je niekiedy na planetach Imperium, jednak jego rasa z dawna utraciła umiejętność uprawy roli. Na rozdrożu wyciągnął mapę aby upewnić się co do kierunku. Wspiął się na niewysokie wzgórze, z którego szczytu powinien zobaczyć cel swej wędrówki.
Rzeczywiście przy rzece zajdowało się miasteczko zwane Osadą.

Centrum miasteczka stanowił rynek, jak to za dawnych czasów bywało. Natomiast im dalej od środka tym domy stawały się bardziej proste oraz tym wiecej pojawiało się stodół i obór. Za osadą względem mapy rozciągaly się połacie upraw i pastwisk.
U podnóża pagórka na rozstaju dróg znajdował się zajazd o takiej też samej nazwie.
Eldar przystanął na szczycie pagórka, czerpiąc radość z widoku. Jak również wypatrując śladów obecności wojska. Nieśpiesznym krokiem udał się w stronę zajazdu, przed wejściem jednak zaglądając do środka przez okno.
O też porze, w głownej sali nei było wiele osób. Raptem trójka gości i właściciel zajazdu.




Eldar wszedł do zajazdu. Skinieniem głowy pozdrowił czerwono-okiego gdy ich spojrzenia się spotkały. Zbliżył się w kierunku lady, szurnięciem krzesła informując właściciela o obecności gościa.
Czerwono-oki odparł na spojrzenie uśmiechem. Nie wykonywał jednak żadnych ruchów najwyraźniej starał się jeszcze zdrzemnąć. Jego uwagę jak wyczół Eldar skupiała złotowłosa. Dziewcze zdawało się interesowac Eldarem. Samotnym w znajomosciach pozostal czarnowłosy szermierz.
- Witam w czym pomóc?- Zapytał zajezdny.
-Jak ma się sytuacja w ostatnim czasie? Coś się wydarzyło?
- Zależy o co pan pyta? Sytuacja na rubieży bez zmian. Wciąż konflikt, umocnienia są, wojska stacjonują, ale do lasu wejść nie mogą. A jeżeli pytasz o to miejsce. Jak widać. Zakupiłem je dość tanio i po znajomosci. Praca w Targas mi nie leżała. Zbyt tam gwarno...
Zajezdny schylił się pod blat skąd dobył duży kieliszek. Napełnił go czerwonym winnym, Eldarowi zapachniało nowym zapachem świeżych wiśni. Kieliszek został postawiony obok niego gdzie dosiadła się Złoto-włosa.|
-Również poproszę jeden kieliszek- poprosił Eldar, któremu najwyraźiej spodobał się zapach. Rzadko miał okazję do próbowania ludzkiego wina a to pachniało wyjątkowo zachęcająco. Czekając na zamówienie, kątem oka przypatrywał się kobiecie. Jego uwadze nie uszedł fakt że już wcześniej mu się przypatrywała, zastanawiał się więc czego mogła chcieć.
Kieliszek pojawił się od razu. Bo w końcu na co czekać skoro butelka stała otwarta na blacie. Wonny aromat wiśni znów zapachniał. Smak - subtelny, delikatny i jak najbardziej winny, półsłodki.
-Hmm. - Zamruczała złotowłosa. - Inaczej sobie ciebie wyobrażałam. - Stwierdziła zagadkowo, malując swoje wargi czerwienią wina.
Gdy usłyszał jej głos uśmiechnął się, popijając wino, którego smak przyjemnie wypełnił jego usta. Znał ten głos.
-Ja Ciebie również, pani z żółtego kryształu- odparł przyjaźniejszym niż zwykle głosem, miał dobry humor- dawno się nie słyszeliśmy.
- Zaiste... Powód? - Zapytała prosto, bez ogródek. Najwidoczniej tak musiała. Pewnie nie uszła uwadze jego nieobecność.
-Podróżuję na północ, cel nie jest do końca określony. Wróżbiarstwo pokierowało moimi krokami właśnie w tym kierunku.- łyk wina- co zaś się tyczy samego zniknięcia. Cóż...zaledwie wczoraj dowiedziałem się że przez trzy miesiące byłem nieprzytomny. Czy wydarzyło się coś ważnego..pośród naszych szeregów?
- Przestaliśmy istnieć. - Odparła dość spokojnie. - Taka jest oficjalna wersja. Nie działamy, nie istniejemy. Czekamy. Takie są wytyczne. Kto miał badać jakieś sprawy nimi się zajmuje. W każdym razie wieść niesie że zniknęliśmy... - Kolejny delikatny łyk i dziewczęcy uśmiech. - Tak więc na razie jesteś od nas wolny. Wiedz że nie wiem ile to trwać będzie.
-Co spowodowało podjęcie takiej decyzji?
- Rozkaz z góry. Vizard tak zdecydował. - chwilę się rozejrzała w zamyśleniu. - Samuraj stwierdził że pewnie chodzi o ten duży napływ przybyszów i zmiany, które nadeszły. Chcieli skorzystać z okazji by ukryć tą grupę. Powrócić do definicji działania w ukryciu. - Spojrzała z ukosa na czerwono okiego.
-Niepokoi Cię jego obecność?- spytał lekko kręcąc kieliszkiem, wpatrując się w jego zawartość.
- Nie. - Odparła pewnie przeciągając głoski. - Nie było cie na zebraniu wiec przekazałam ustalenia. Swoja część wykonałam. Wiec i ja teraz zniknę. Pamiętaj... nas nie ma. - dopiła kieliszek i wstała zmierzając ku drzwiom. - Ach jeszcze jedno. Jestem “Elektra”.
Po złotych włosach dziewczyny przeskoczyły elektryczne łuki. Odwróciła się do drzwi i nim wyszła spojrzała jeszcze raz na czerwonookiego.
- Bywaj Roki.
- Sayonara... - doparł półgłosem.
Dziewczę wyszło i natychmiast znikło w elektrycznym rozbłysku.
Czarnowłosy mężczyzna siedział przy stole w bezruchu. Teraz właśnie Eldar zdał sobie sprawę że zdaje się być on nienaturalny. Jego oczy również były czerwone. Wtedy też “Roki” skupił na nim swoją uwagę i jego oczy stały się zwyczajne. Tak samo jak oczczarnowłosegogo z mieczem. Roki znów rozsiadł się w drzemce, a wojownik rozejrzał się po pomieszczeniu jakby przebudzony ze snu. Chwile podrapał się po głowie ii wrócił do swojego zamówionego uprzednio posiłku.
-Doskonałe wino- zwrócił się do właściciela zajazdu po dopiciu lampki. Położył kilka monet na blacie- Mam nadzieję że kiedyś jeszcze go spróbuję.- dodał wstając od lady.
-Do zobaczenia- odparł do chłopaka znanego jako Roki po czym opuścił zajazd i skierował się w stronę miasteczka.
By dostać się do Osady eldar musiał przejść przez drewniany most wzniesiony na rzece. Po jego przejściu pierwszym odbiegającym od normy elementem była głowa rogatej istoty. Nie wyglądała na okaz tutejszej fałny, ani na demona osnowy. Zwykły demon, uprzednio nie spotkany jeszcze przez eldara. Głowa zawieszona była na drogowskazie wskazujacym 3 kierunki. Osadę, stolicę i Targas. Drogę przemierzali jedynie wieśniacy.
Prorok przystał na chwile zaciekawiony odkryciem. Przyglądał się głowie, po czym po krótkiej chwili ruszył dalej w stronę wskazaną przez drogowskaz. Po kilku chwilach marszu był już w okolicach zabudowań. Obserwował zachowania mieszkańców, które jednak różniły się od tych, którzy zamieszkiwali większe miasta. Zadowolony z braku tłoku ruszył w stronę centrum mieściny, kierując się obrazem który zapamiętał ze szczytu pagórka. Zamierzał przeciąć miasto i ruszyć w kierunku Puszczy.
Z centrum miasteczka odbiegały 4 drogi. Jedną przyszedł eldar, druga prowadziła ponownie nad rzekę., trzecia kierowała się za miasto w stronę bariery, a czwarta zwrócona w stronę lasu. Obierając tą ostatnią, liczba domów dość szybko zmalała. Mimo to wciąż pozostawała to droga użytkowa. Po prawej widniały pastwiska, po lewej pola uprawne, których kresu nie było widać. Przed samym lasem, tam dokąd prowadziła ścieżka był jeden budynek. oznaczony liściem. Leśniczówka. Na ławce przy budynku zasiadał mężczyzna w rozłożystym zielonkawym kapeluszu - zapenwe właściciel.
-Jak sytuacja?- zapytał przechodzący obok eldar, który uprzednio zaczesał włosy tak aby szpiczaste uczy nie rzucały się zanadto w oczy.
- Storcie ledfie fcoraj. Efektuf brak. Elfy silnych spsy... spszym... nuwych mają. Z tej stuny los bespiecny. Tom się bijom.
-Dziękuję- odparł prorok. Ruszył w stronę lasu, miał zamiar ominąć łukiem główne strefy starć. Skupił się na wyszukaniu aur dookoła, nie chciał zostać zaatakowany przez pomyłkę.
- Rezoner- odezwał się po kilku krokach- słyszysz mnie?
- Fiu fiu. Kto to do nas zawitał. - rzekł żartobliwie.
-Jak mogę dotrzeć do leśnego miasta?- zapytał eldar bez zbędnych grzeczności.
- Który obóz? Ten w którym byłeś ostatnio, aktualnie bardziej bojowy, jest na północ od Targas. Mamy jeszcze jeden bliżej ciebie, bardziej spokojny. Na razie tam cię poprowadzę. Musisz trochę skręcić na wschód a później odbić na północ. Ominiesz tym samym kratery i Czarny Gaj.
Eldar ruszył we wskazanym kierunku
-Czym są te miejsca, które wymieniłeś?
- Kratery to kratery. Z poziomu ziem i zdają się być zwykłymi górami, ale z powietrza wyglądają jak okrągłe palisady z ziemi. W środku zazwyczaj puste, w rozumieniu “nic ciekawego poza roślinami i zwierzętami”. Nie wszystkie jednak zbadano. Czarny gaj to gorsza wersja mrocznego lasu. Teren podmokły i bagnisty. Czarno nawet za dnia. Trudno tam się nie zgubić. Nie wiedziałem że interesują cię krajobrazy?
Prorok uśmiechnął się lekko. Krajobrazy, momentami tak podobne do tych z jego świata, same przynosiły wspomnienia.
- Jak wygląda sytuacja z konfliktem?- zapytał zmieniając temat- doszło do jakichś istotnych zmian?
- Ja tu jestem. - Stwierdził rez. - To wystarczy by konflikt dalej się nie posunął. Ale jak próbowali podpalić las to był dopiero problem. Skorpion próbował delikatnie wytłumaczyć Yougan by nie niszczyła miasta. To się akurat udało. Ale na wszelki wypadek mam w okolicy Alvareza i pewną nową członkinię naszego lasu.
Poza tym, pamiętasz tego gościa w kapeluszu i jego dwóch drabów? Zdaje się wasze pierwsze spotkanie z Alvarezem. Wydaje się że suk... coś knuje. Nie tylko poza lasem. Ech... Doszły cię wieści o czarnej stornei przybyszów?
-Jedynie o powstawaniu pomniejszych grup. Ledwie wczoraj dowiedziałem się, że przez trzy miesiące byłem nieprzytomny. Co masz na myśli mówiąc o czarnej stronie?
- Widzisz. Przybywają do tego świata różne osobowości tak jak i czarne charaktery. Te “złe” osoby nawiązały ze sobą kontakty i powstało “podziemie”. Póki co jest spokój ale jak to bywa... po zbadaniu gruntu przyjdzie czas do roli. Dla uświadomienia, jestem pewny że za moja głowę wyznaczą nagrodę. Teraz w lewo aż znajdziesz brzozę. - Kierował dalej przez las. - Pomniejsze grupy jak to nazwałeś również powstały. Jest to wygodne jak głoszą plotki. Zysk grupowy, łatwiejsze utrzymanie i... niektórzy władcy zatrudniają takich do szukania artefaktów. Nie pytaj skąd wiem... - zapewne przyjazny żart.
-Widać niemało nabroiłeś w tym świecie- zaśmiał się eldar- gdybyś przypadkiem potrzebował pomocy, daj znać. “Są rzeczy, które są dla mnie osiągalne, a dla Ciebie nie.”- dodał cytując młodego shinobiego- Co zaś tyczy się Uverworldu, skoro oficjalnie nie istniejemy. Co właściwie robią pozostali w obecnej sytuacji.?
- Zajmują się tym co zostało im zlecone wcześniej. Lub zajmują pozycje te które były ustalone wcześniej. - Powiedział oględnie. - Ja siedzę w lesie. Samuraj w Lofar. Zadomowił się skubaniec. Maruder hm.. chyba śpi przy bramie ale słyszałem że ma zmienić połozenie. Elektra zdaje się że jest w Lofar. A reszta tam gdzie być powinna. Mamy problem tylko z barierą, ale Hei ma się tam przenieść gdy tylko załatwi swoje sprawy w Rockviel.
-Yhymm…..-wymruczał Eldar po czym zmienił temat- znasz jakiś sposób bezpiecznego przebycia pustynie i dotarcia do Złotego Miasta?
- Dzieci lasu raczej sa kiepskimi podróżnikami. Przewodnik stacjonuje właśnie w Targas ale zmierza do Lofar. Wróci za parę dni. Jeżeli dostał byś się do oazy to wtedy może znalazł byś tam pomoc. Zapytaj jeszcze w obozie, może oni będą znać jakieś sposoby.
-Parę dni..-powiedział sam do siebie. W zasadzie wszystko wskazywało na to że miał dość sporo czasu, więc nic nie wzbraniało mu spędzić czasu w tym lesie.- Byłbym wdzięczny gdybyś poinformował przewodnika, że go potrzebuję, gdy już będzie w okolicy.
- Nie omieszkam przekazać. O właśnie to drzewo. A teraz “na drugą”. - Zapewne chodzilo mu o godzinę. - teraz juz trafisz. Cały czas prosto. Gareta tam nie ma wiec i sideł byc nei powinno.
-Dziękuje - odparł, po czym lekko spochmurniał gdy przypomniał sobie o czymś- czy w tym obozie znajdę jakiegoś maga?
-Jeżeli jest akurat w obozie to tylko Yongjaes. Ale na pewno w obozie będzie Ewie. Co za cholera? Wybacz na moment. - Głos w uszach umilkł.
Chwilę później Eldar trafił juz do drogiego obozu.
Dolna część stanowiła nieskrywane domostwa.

Był także i leśny pałac. Jakim kolwiek cudem się tu znalazł.

Eldar wiedział również że większa część domostw znajduje się w koronach drzew. Bardzo wysokich drzew.
Będąc w tym miejscu jego umysł uspokoił się.
Odetchnął z ulgą i spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Chodź budynki były proste wciąż sprawiały przyjemne wrażenie. Jeszcze chwilę czekał na ponowny kontakt z Rezonerem, ale gdy ten wciąż milczał zwrócił się do najbliższego mieszkańca.
-Witam- odezwał się uprzejmym tonem, nie do końca pewien czy zostanie zrozumiany- szukam niejakiego Yongjaes’a wiesz może gdzie go znajdę?
Różowo-włosy w masce odwrócil się.

- Hmm. Dobre pytanie. Sam go szukam.
- Raven! - Zawołało jakieś dziewczę. - A ty znowu się obijasz!?

- Meo. Skądże znowu. - Podniósł ręce w geście obronnym. - Pomagam właśnie nowemu znaleźć Yonga. Prawda? - Spojrzał w kierunku eldara.
-Prawda- odparł Eldar zwracając się do mężczyzny- chodź sądzę że już się znamy. Spotkaliśmy się w leśnym pałacu, w obozie na wschodzie, trzy miesiące temu.
- Hmm. Racja! Teraz jak o tym wspomniałeś to żeczywiście przypomnaiłem sobie. To jesteś ten nowy co to z Alvarezem na polowanei poszedł.
- Echem. Mam nadizeję że nie zapomneiliście o mne. - Stwierdzial lamia. - Dobrze. Yong jest u nad strumieniem z Grissem. Znajdziesz go bez problemu. A ty Raven pójdziesz ze mną! - Złowieszczy uśmeich choć dziwczę zdawało się być asertywne i konkretne. Cuż na widok delikatnie skrzwionej twarzy Arrancara Eldar miał co do tego pewność.
-Dziękuję- odpowiedział prorok, lekko markotnym tonem. Określenie “nowy” wyraźnie mu się nie podobało. Gdy para już odeszła nadstawił szpiczaste uszy i nasłuchiwał odgłosu płynącej wody. Po krótkiej chwili ruszył i mijając kilka większych drzew trafił do strumyka.
Polana i rzeka, wewnątrz gęstego i zwodniczego lasu. Zapene dlatego wybrano to miejsce na obóz.
Przyklęknął przy nim i obmył twarz. Zimna woda przyniosła przyjemne uczucie orzeźwienia. Następnie rozejrzał się na boki usiłując znaleźć wspomnianego Yonga i Girissa.
Mężczyźni znajdowali się kawałek w gorę rzeki ciąż jednak pozostając, jak sądził, w terenei obozu. Griss z dwiema wróżkami na ramionach łowił ryby.



Natomiast mag zajmował się badaniem jakiegos kwiatu.


Prorok skierował się w stronę tego drugiego, wcześniej jednak skinął głową na powitanie mijanemu Grissowi. Będąc bliżej specjalnie nadepnął kilka zeschniętych gałązek aby nie zaskoczyć zajętego maga.
-Nazywam się Anthrilien- zaczął gdy ich oczy się spotkały- widzieliśmy się już wcześniej, chodź nie wiem czy mnie pamiętasz.
- Anthrilen. Hmm. Nie pamiętam czy wcześniej sie przedstawiliśmy. - Odparl. - Jestem Yongjaes. Cóż Cię sprowadza. - zapytał zerkając na poruszający się spławik.
-Zostałem naznaczony piętnem chaosu- odparł ponuro Eldar, nie przejmując się specjalnie że mag go nie pamięta- Chodź walczę z nim niemal całe moje życie, w obecnej sytuacji jestem bezradny. Znamię zostało wygrawerowane tutaj- wskazał na klatkę piersiową- czy wiesz coś na ten temat? Lub znasz kogoś kto mógłby coś poradzić?
- Słyszałem pogłoskę. Jeśli można takowym wierzyć... Jest ktoś taki w tym świecie. Nie wiem kto. Ale jest. To wszystko co wiem. Jeżeli jednak chcesz mogę zerknąć na to twoje piętno. - Odparł delikatnie obkręcając kwiat w dłoni. - Oczywiście chciałbym czegoś w zamian, ale tym się teraz nie forsuj.
-Nie mam zbyt wiele- odparł eldar, zrzucając czarny płaszcz z ciemno błękitnymi zdobieniami- jeśli zależy Ci na dobrach materialnych. Pozostaje kwestia przysługi, oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Nieśpiesznie zdjął pancerz runiczny, następnie zdjął czarną koszulę odsłaniając tors. Na jego ciele było dość sporo blizn, starszych jak i całkiem świerzych. Najbardziej jednak rzucał się w oczy znak, jakby wypalony na jego klatce piersiowej.
- Ummm. To ci dopiero znamię. - Wróżki zareagowały jak poparzone. Natychmiast schowały się za Grissa.
- Demoniczne. - Odparł bez namysłu.
- Griss. Co sugerujesz?
- Uleczyć i zdjąć nie da rady. - Mówił monotonnie i i bardzo luźno. Widać tak był z natury. - Mogę zaleczyć zapieczenie i ewentualnie ból.
- Dobrze. Zrób to. A ja zaraz przygotuję pieczęć. - Jego dłoń zalśniła niebieskawym płomieniem.
Griss podszedł do eldara i położył swoją dłoń na jego pieczęci. Zielona łagodząca poświata towarzyszyła zabiegowi. Bóle i zapieczenia znikły tak jak mówił.
- Nie dobrze Yang. - Monotonny głos. - To coś chłonie złą energię.
- Wiem o tym. - Stwierdził nie wzruszony. - Badać tego nie zamierzam bo nei oto nas proszono. A teraz się odsuń. Zaraz będziesz musiał ponownie łagodzić ból.
- Panie Anthrilen. Radzę wziąć coś w zęby, choćby korzeń i wedle wygody położyć się. To będzie bolało.
Prorok spodziewając się co może nastąpić, posłuchał rady. Położył się opierając głowę na zwiniętej szacie. Po umieszczeniu kawałku drewna w ustach skupił całą swoją wolę aby unieruchomić swoje ciało. Jak później się okazało, słusznie.
Czubki palców maga jak i śród dłoń zapłonęły błękitnymi płomieniami. Gdy tylko palce ułożyły się wokół pieczęci eldar doznał wstrząsu. Czuł jakby żywcem obdzierano go ze skory... nie jakby żywcem wyrywano mu z ciała duszę. Efekt trwał kilka sekund, bolesnych sekund. Później ból ustał. W miejscach styków były odparzenia a wokół pieczęci pojawił się pięciokątna magiczna pieczęć.
Chwile później do działania doszedł Griss ponownie złagadzając wszelki ból.
- Skończone - odparł elfi mag podnosząc do reki kwiat.
-C..co to takiego- odparł prorok ocierając dłonią pot spływający z czoła, jego oddech powoli się uspokajał. Jego wzrok natrafił na kawałem drewna, który przed chwilą miał w ustach. Znajdowały się na nim dość głębokie odbicia zębów. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na “nowy nabytek” na swoim ciele.
- Bloker. To coś chłonie energię. Nie wiedzieć w jakim celu i o jakim efekcie. Demoniczna energia, nie kontrolowana to problem... najkrócej ujmując. Moja pieczęć działa jak szkatułka. To co robi pieczęć jest oderwane w tej chwili od ciebie. Jako że każda pieczęć ma swoje wady nie powiem ile wytrzyma moja pieczęć. Jednak na jakiś czas wystarczy. Postaraj się nie mieć styczności z demonami. To może zrezonowac z pieczęcią i pośrednio na ciebie wpłynąć. Przynajmniej na czas spotkania. - Pokręcił kwiatkiem - Masz zjedz. - wręczył go eldarowi.
Anthrilien wziął do ręki kwiat, nie do końca pewien czy dobrze usłyszał
-Będzie ciężko, czasem wręcz przyciągam demony- odparł wpatrując się w kwiatek- czemu mam go zjeść?
- To przynajmniej postaraj się trzymać z daleka od tych najwyższych. Książąt. Zobrazuję ci spotkanie z nimi. Moja pieczęć to jabłko. Dla przykładu. O ile demony spowoduję pęcznienie jabłka aż do pęknięć i uciekania soku. Tak spotkanie z księciem, jednym z kilu, spowoduje natychmiastową implozję jabłka. Jasne. Tych unikaj. Kto wie co by się stało, lub w co byś się zamienił. A w sprawie kwiatka, a raczej Gadziego Ziela. Czemu nie?
Eldar zaśmiał się pod nosem, po chwili jednak ponownie spochmurniał
-Spotkałem już kilka książąt demonów w moim świecie. Pytanie jednak czym cechują się w tym świecie? Żeby uniknąć zagrożenia, muszę wpierw wiedzieć czego się wystrzegać.
- Tych badań nie prowadzę. Mają różne cechy, różne wyglądy. A jedyne czym emanują to czarną aurą. Plus tak jakieś dodatkowe efekty. Pytanie czy twoje demony są takie jak tutejsze? - Griss wrócił do wędkowania.|
-Nie, są wręcz niemal skrajnie inne. Poświęcone jednemu z czterech bogów chaosu, mają jego cechy. Tutejsze, w ogóle nie przypominają tych z mojego świata. Chodź miałem okazję spotkać demona wyglądającego zupełnie obco, jednak emanującego aurą z mojego świata.
- Słyszałeś kiedyś o Adaptacji.- Zapytał Yang - Możliwe że to co spotkałeś “znajomego” demona który także właśnie wygląda w tym świecie. Wszystko ma swoje dostosowanie do tego świata. Czasem bywa że w jednym świecie jabłko to jabłko a w innym jabłko chce się zjeść... - Delikatny uśmiech. - Mimo iż śmieszne to może być prawda. Nie martw się tutejsze jabłka to pożywienie, nie drapieżniki. Jesz ziólko? Jak nie to oddaj.
Szarpniecie wędki i w powietrze wyfrunął okoń wielkości przedramienia i na oko ważący z 2 kg.
Anthrilien spojrzał jeszcze raz na roślinę po czym ostatecznie włożył ją do ust.
-Więc jedynym ratunkiem pozostaje nieznany mag?- zapytał patrząc ostatni raz na zniamie, po czym zaczął z powrotem się ubierać.
Smak rośliny był paskudny. Kwaskawy i raczej mdły. Jednak efekt był baaardzo zadowalający i ciekawy. Całe ciało eldara przeszył delikatny dreszcze. Komórki organizmu zaczęły się nagrzewać a następnie ich samo regeneracja wzrosła do bardzo wysokiego poziomu. Każda komórka ciała reagowała, każda się regenerowała. Wszelkie zmęczenie ustało, a gdyby były jakieś rany najpewniej po chwili by znikły. Efekt jednak nie trwał tak długo. raptem parę, paręnaście chwil.
- Plotki mówią że to nie jest mag. I to mnie właśnie zastanawia. Musi to być więc przybysz. Tylko dlaczego nikt jeszcze o nim nie słyszał? I jak? - zapytał spoglądając na eldara po zjedzeniu kwiatka.
-Całkiem ciekawa roślina- odpowiedział- czy plotki, w jakikolwiek sposób określają gdzie mógłbym zacząć poszukiwania.
- Wiem to. Rzadka ale bardzo pożyteczna. - Uśmiech udanego eksperymentu. - Nie stery nic nie wiadomo. Będziesz musiał poszukać plotek. Sądzę że to będzie jak szukanie robaka na liściu w całej koronie drzewa. Jeżeli pozwolisz napomknę o zadość uczynieniu za pomoc. Jak się domyślasz lub też nie. Będę chciał byś zdobył dla nie pewną roślinę.
-Gdzie mam jej szukać? I po czym ją poznam?- odparł prorok obojętnym tonem. Sprawa pieczęci nieco się komplikowała, szukanie kogoś na podstawie plotek nie należało do najszybszego zajęcia.
- Na zachodzie w okolicy kraterów. Roślina, kwiat, a raczej kwiatostan jest niebieską kulką zrobioną z kolców. Niebieski kwiat i kolce. Łatwo zapamiętać. Tylko wpierw ostrzegę cię. Roślina po którą cię wysyłam należy do grupy “specjalnej uwagi”. Te rośliny są niezwykłe, niespotykane i co więcej bywają niebezpieczne. Wiec zapytam wpierw... jak z twoim wyciszeniem?
-Potrafię ukryć swoją obecność, w tym i aurę jeśli jej dotyczy Twoje pytanie.
- Raczej o spokój, skupienie i brak zbędnych myśli. Wyciszenie umysłu. Roślina której poszukujesz zowie się Włócznik. W przypadku zbliżenia się od niego wszelkiej maści intencji, drażliwych ruchów czy też energii wystrzeliwuje swoje kolce. Rzadko kiedy sporadycznie. W większości przypadków, pełną gamę. Kolce, a raczej kwiaty - pokazał palcami wielkość ok 3-4 cm i grubości 1cm. - zdolne są przedziurawić człowieka. Dlatego roślina specjalnej uwagi. Poza tym nic więcej nie potrzebuję. Jeżeli ci się uda w rozumieniu także przeżycia to potrzebuję tylko 1 egzemplarza. Więcej możesz sobie zachować dam znać gdy będę wiedział co z nim zrobić. A i jeszcze jedno. Kwiat reaguje nawet po zerwaniu więc “spokojnej drogi”. - Delikatnie drapieżny uśmiech, widać empiryczny badacz.
Prorok wypuścił powietrze ze zrezygnowaniem. Potrafił to zrobić, pozbyć się emocji i dostarczyć kwiat. Problemem były jednak potencjalne zagrożenia, które ewentualnie (a jak nauczył go ten świat, niemal na pewno) spotka. Dopiął pancerz runiczny, który w razie problemów powinien obronić go przed kolcami i zagrożeniami. Założył czarny płaszcz z ciemno niebieskimi zdobieniami i po chwili spoglądania w niebo, a raczej przebijające się promienie słońca, ruszył na zachód. Szedł przed siebie, co jakiś czas potwierdzając swoje położenie spojrzeniem w górę. Gdy w gęstwinie pojawiły się pierwsze oznaki zmiany terenu, usiadł na podłożu i chwilę medytował. Od tak, na wszelki wypadek dodatkowo wyciszył umysł. Po chwili wstał i ruszył dalej.
Szelest po lewej zbił go z tropu. Coś było w okolicy, coś dużego. Nie musiał czekać na odpowiedź.

Nagracuar szedł swoim kocimi ruchami obserwując eldara. Coś jeszcze było w okolicy. Coś mniejszego. kolejny szelest i z krzaków przed eldarem wyskoczyło maleństwo z okrzykiem “Mumba”.

Prorok stał i nie poruszał się. Dzierżąc włócznię w prawej dłoni oczekiwał rozwoju wypadków. Czy to dziecko właśnie zwróciło się do besti?
-Dziewczynko- odezwał się spokojnym tonem- co tu robisz?
- Mumba! - Odparła zakrzknieneim i pobiegła w stronę bestii rzucając się na nią. Chwilę starała zdaje się przewrócić kota większego ok 10-15 razy większego od niej samej. Efekt raczej znikomy. Kot pacnął dziewczynkę łapą przewracając na ziemię a później wziął delikatnie w zęby za kołnierz i zabrał w stronę obozu. Dziewczynka pomachała na pożegnanie eldarowi. Cóż... To las i jego dzieci.
Anthrilien przez chwilę patrzył, jakby z lekkim niedowierzaniem. Odwzajemnił machnięcie dłonią, a gdy zwierz z dzieckiem zniknęli z jego pola widzenia pokiwał głową. “Co jeszcze tu zobaczę’ pomyślał jeszcze chwile patrząc w gęstwinę. Odetchnął, zakręcił włócznią dla rozluźnienia ręki i ruszył dalej. Po kilku krokach dostrzegł cel swojej wędrówki.
Wysokie ziemne ściany porośnięte krzakami. To co było zwane Kraterami. Cóż z perspektywy ziemi to raczej wyglądało na zwyczajną ścianę , czy też górę. U podnóża jednej z zapewne kilku rosły poszukiwane rośliny.

Wyglądały jak dmuchawce na wietrze, z tym wyjątkiem że się nie rozwiewały. Eldar wyczuł obecność kogoś w tej okolicy. Nie mógł jednak stwierdzić czy to przyjaciel czy wróg. Z pewnością jednak nie była to bestia.
Prorok omiótł okolicę wzrokiem, samemu pozostając w gęstwinie. Postanowił poczekać jeszcze chwile aż aura ujawni swoją tożsamość.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline