Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2014, 18:00   #30
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Poranek na stacji był dziwny. Daniel przywykł do charakterystycznego klimatu tego miejsca. Do nawoływania kupców, do zapachu pieczonego szczura, do prania wywieszonego wysoko nad straganami. Cisza mu tu nie pasowała. Nie żeby jej nie lubił, ale tutaj chwile kiedy społeczność milczała łapiąc łapczywy oddech przed ciężkim dniem stały się czymś dziwnym. Zabawną karykaturą tego czym być powinny...

Brodacz właśnie polerował na błysk katanę kiedy Vasquez przyszedł i oznajmił, że za kwadrans odbędzie się zbiórka. Normalnie najemnik siedziałby już w sali jadalnej obżerając się, ale nie tego dnia. Ostatniego wieczoru wypił trochę i nie miał ochoty opychać się z rana. Pochwa była już czysta, podobnie jak wielokrotnie hartowana klinga. Zostało oczyścić tsubę i ruszać na spotkanie towarzyszy. Na samą myśl o swoich kompanach uśmiech nie schodził z zarośniętego pyska Jonesa. Ciekawe czy rewolwerowiec i gliniarz przypieczętowali swój sojusz przeciwko niemu porządnym, męskim seksem...

Kiedy kurier opłacił pobyt Daniel zabrał swoją część prowiantu i spokojnie wyszedł na peron. Społeczność nabierała sił przed dniem pełnym handlu, podróży i walki o lepszy byt. Puste boksy tutejszych kupców, zaspany pies i - wbrew pozorom - czujni strażnicy były jedynymi obrazami żegnającymi ich na stacji Harbor.


Załadowany potężną amunicją bębenek wszedł bez oporów między elementy szkieletu Magnuma. Kabura z ledwo słyszalnym westchnieniem przywitała najbliższego przyjaciela, którego kształt zdołał się wyrobić na niej już tygodnie temu. Kochankowie żyli swoim tempem kiedy brodacz przywiesił sobie u pasa japoński miecz - prezent od starego przyjaciela. Zaczep magazynka karabinu kliknął przyjemnie kiedy wypełniony amunicją stalowy mag wsunął się w gniazdo. W chwili, gdy plecak trafił na swoje miejsce, a jego właściciel przyczepił sobie charakterystyczną pochewkę, w którą wsunęła się cholernie wytrzymała pałka... Daniel był gotowy do drogi.


Srebrna linia. Cel Manchester. Najemnik obojętnie przywitał znane mu stare, wybielone napisy na ścianach tunelu - Harbor Transitway. Ile razy już tędy szedł? Dość aby móc opuścić lekko broń, ale za mało aby zabezpieczyć karabin. Robert znał to miejsce lepiej. Mimo iż chudzielec zapewniał, że tunel jest w porządku Daniel nie zrobił nic tylko zmienił broń na krótszą i chwycił w drugą rękę latarkę. Musieli porządnie oświetlić sobie drogę.

Po około godzinie najemnik rozluźnił się lekko widząc znajomą poświatę oświetlenia ich docelowej stacji. Mimo to nieprzyjemny głos nie zaskoczył go. Bardziej martwiło go, że miał za plecami dwóch, nie przepadających za nim samców. Twardych, charakternych, nerwowych. Dziadek strzegący peronu znał się na rzeczy. Maskałat nie wyglądał na gówno zakopane w żwirze, a wytwór prawdziwego profesjonalisty. Karabin i luneta były bardzo zadbane, a noktowizor nie był dla Daniela czymś często widywanym. Pewnie na stacji techników był do tego lepszy dostęp niż w Douglas. Dużo lepszy.


Mimo iż brodacz bywał już na tej stacji nie raz to był pod wrażeniem. Jak zawsze. Bardziej niż same oświetlenie czy zielone wyświetlacze ciekawił go dostęp do prądu, który sam chciał dla swojej stacji wywalczyć. Marsz przez Manchester był szybki. Nawet bardzo szybki. Naukowcy grzebiący w elektronice, o której Daniel nie miał zielonego pojęcia. Robot przenoszący najcięższe towary. Pociąg... na widok tego co działo się w wagonach Jones o mało nie odleciał. Jak bardzo trzeba mieć nasrane aby w takich czasach zwyczajnie się bawić? Nie przejmować się promieniowaniem, maszynami, bandytami, całym tym syfem, a zwyczajnie się bawić. Dla niego szczytem zabawy był seks z jakąś śliczną paniusią albo możliwość kropnięcia kilku cwaniaków. "Lepsze to niż się kłuć jakimś świństwem" jak mawiał tropiciel Bob...

Małe, średnio solidne, lśniące w błękicie wejście techniczne. Niepozorne. Szynka kluczyk do niego traktował jak największy skarb. Obchodził się z nim jak z delikatnym pisklakiem. Ze środka tunelu zawiało lekko smrodem, ale to co dla Daniela było "lekkie" niektórych chyba zniechęciło do dalszej wędrówki. Gliniarz był jednym z nich. Uśmiech znowu zawitał na obrośnięty pysk najemnika…
 
Lechu jest offline