Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2014, 01:18   #17
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Erven
Chata samuraja nie wyróżniała się niczym niezwykły. Był wieczór nie było słychać odgłosów pracy. Na ganku siedziało dwóch mężczyzn. Obaj w zbrojach. Ten w cięższej medytował a w lżejszej z hełmem na kolanach, palił fajkę. Pod dachem zwisał nietoperz. Mężczyzna bez hełmu miał delikatną bródkę i wąsy - “pyszczek”, a włosy spięte w koński ogon. Były jednak stosunkowo krótkie.



- Witam panów - zaczął Erven podchodząc do dwóch mężczyzn w zbrojach - Szukam Samuraja w sprawie ogłoszenia. Czy dobrze trafiłem?

- Yhy. - Zamruczał lekko zbrojny puszczając dymka w stronę dwóch księżyców.
- Zatem, czy moglibyście mi panowie powiedzieć czego dokładnie mam szukać, jakie trofea i z czego zbierać? Nie będę ukrywał, jestem całkiem nowy w tym świecie i nie wiem za czym wypatrywać. - zapytał mlecznowłosy postacie okute w zbroje.

Medytujący nie reagował. Nietoperza też widać mało interesowały przyziemne sprawy. Jedyny, który widać był tym właściwym kowalem odparł:
- Tutejsze bestie zdają się mieć elementy... inaczej tego nie nazwę. Elementy, z których o dziwo da się zrobić coś pożytecznego. Przed trzema miesiącami dostałem fragment smoczej grzywy, jedno źdźbło. Ostrze które powstało jest wielce zadowalające. - dymek - Nie licz na zbroję bom ja nie płatnerz. Groty do strzał już lepiej. Jestem w głównej mierze miecznikiem. Poszukuj wiec różnych elementów tego pokroju. Cokolwiek uznasz za stosowne. I jeśli chcesz wieść możesz dalej ponieść. Może jakiś biznes z tego ukręcę. - Dymek i cisza. Konkretny facet.

- Dobra, czyli szukać ostrych elementów stworów i wszystko to co uznam za pożyteczne. Elementy pancerza istot raczej nie? Zobaczę co da się zrobić, poza tym potrzebuje przekuć mój miecz, wraz z przejściem do tego świata ładnie się postarzał, a jest mi cenny - powiedział wyjmując miecz z pochwy i pokazując go Samurajowi - ..da rade coś z nim zrobić? Odebrałbym jutro pod wieczór, pytanie tylko ile będzie mnie to kosztować?

Jedno spojrzenie na miecz. Nic więcej. Kolejny dymek w kształcie miecza. Talent.
-Pancerze nie, nie dla mnie. 10 monet. Jutro rano zgłoś się po odbiór. Przepalę i zakuję.

- Stoi, jutro z samego rana przyjdę po odbiór. Miłej nocy. - powiedział po czym udał się w kierunku dozorcy od mieszkań. Niestety niewiele, a raczej całkowite nic nie dało rady się utargować, za to za 100 monet miał własne cztery kąty, małe bo małe, klitka 3x3 metra ale zawsze coś. Załatwił też nocleg darmowy dla pozostałych towarzyszy po wytłumaczeniu całej sprawy z ich przybyciem. Na jedną tylko noc, ale zawsze coś i już był w drodze powrotnej do karczmy.

***
Przez sfatygowane drzwi robiąc większy krok na wyrwaną futryną wkroczył Erven i ruszył do lady spotkać się z towarzyszami.
- Mam dla was dobrą wiadomość, zarządca zgodził się przenocować was za darmo. - po czym zwrócił się do dziewczyny - Jenny, chcesz żebym się zajął twoimi zranieniami?

- Z chęcią złociutki - Jenny wstała od baru.

- To… świetnie. - odparł Nanaph, kierując spojrzenie w kierunku rycerza, który obiecał mu niedługo zaprowadzić go do strażnicy, celem pozyskania informacji.
- W takim razie proszę za mną. Nanaph, my widzimy się skoro świt co nie? - to powiedziawszy ruszył w kierunku z którego przyszedł.

- Ta. Swoją drogą, to miłe, że się o nas zatroszczyłeś - odpowiedział Gubernator, siedząc wciąż na miejscu - Gdzie mamy mieć ten swój kąt na jedną noc? –

- Zapytajcie zarządcę on wam wskaże nocleg, a barman lepiej wytłumaczy wam drogę do niego niż ja. - opowiedział szczerze mlecznowłosy.

- Nie zapomnijcie tylko o Lucasie - wtrąciła Jenny podążając za Ervenem.


Jenny, Erven

Szli tak drogą pare minut, później po schodkach, aż w końcu znaleźli się przed drzwiami które Erven otworzył dość solidnie wykonanym żelaznym kluczem i stanął z boku drzwi.
- Zapraszam do środka - powiedział do Jenny.

Dziewczyna wkroczyła do środka rozglądając się ciekawsko.

Spowite w półmroku wnętrze prezentowało kontury łóżka, szafy, szafki, małego stolika i dwóch zasuniętych krzeseł, a wszystko to zamknięte w przestrzeni trzech na trzy metry. Erven z kolei zapalał właśnie kaganek na stoliku rozświetlając nieznacznie otoczenie.

- Hm… poza typem mebli to wielkością niewiele się to różni od tego do czego przywykłam. Swoją drogą widzę, że aktywnie zadomawiasz się tutaj. Powiedz chciałeś się znaleźć w tym świecie, czy przez przypadek tu trafiłeś? - Jenny z uwagą obserwowała płomień znów uspokajając swoje nawyki.

- Trafiłem tu zbiegiem okoliczności, badałem właśnie menhir jak ten co mogłaś zauważyć na polanie, potem znalazłem się tutaj. Czy chciałem tu trafić? Cóż… - zamyślił się siadając na krześle przy stoliku - ...raczej chciałem się wyrwać z mojego świata, nie dosłownie, ale tak. - mówił to sięgając do torby i rozkładając jakieś zioła na stole i dwa płaskie kamienie.
- Jak to było z tobą? Chciałaś się wyrwać, czy…? – zapytał

- Nie wiem. Nie jestem nawet pewna w którym momencie to się stało ale ostatnie co pamiętam to mało przyjemna sytuację ze mną w roli głównej. Jednak tam nie było żadnych menhirów ani portali… to był dach, zwykła płaska powierzchnia - dziewczyna odłożyła gitarę na ziemie opierając ja o szafę.

- To musiało być zaskoczenie dla ciebie. Mam nadzieję, że przypadnie tobie ten świat, zdaje się być bardzo spokojny - Erven mówił patrząc na nią, lecz jego dłonie odliczały ilości różnych ziół które leżały przed nim, odrywając co młodsze pączki, kwiaty i liście. - Usiądź na łóżku, proszę, powiedz mi, mocno oberwałaś podczas potyczki?

Jenny zaczęła dotykać różnych miejsc na swoim ciele w zamyśleniu licząc ilość siniaków. Wyglądało to dość nietypowo, bo nie starała się ich rozmasować, tylko dotykała czubkami palców.
- Cztery poważniejsze obicia , trzy obtarcia i pięć zadrapań - skwitowała - no i jeszcze rana postrzałowa ale to wcześniej.

- Rana postrzałowa? Naprawdę wiodłaś ciekawe życie nim tutaj trafiłaś - powiedział z uśmiechem - Tak czy inaczej, będę musiał wmasować delikatnie tą mieszankę w obolałe miejsca, a żeby to zrobić będziesz musiała się rozebrać. Położysz się na łóżku? - zapytał odwracając spojrzenie na drzwi wejściowe.

- Em - Jenny zerknęła na białowłosego - nie przesadzasz aby trochę? Wystarczy, że ściągnę płaszcz - to właśnie zrobiła odsłaniając raniona i całe ręce na których już zaczynało być widać część siniaków i otarć.

Sharst się uśmiechnął widocznie te otarcia musiały się znajdować na rękach. Touchee.
- Moje niezrozumienie, dobra, pokarz co ci te pokraczne jaszczury zrobiły. - powiedział przysiadając się do niej z kamieniem z zieloną substancją którą powoli zaczął wmasowywać w otarte i posiniaczone miejsca.
- Masz naprawdę delikatną skórę, powinnaś na siebie bardziej uważać. - stwierdził po chwili zapoznawania się i opatrywania jej zranień

- Tak, tak wiem - Jenny odpowiedziała z irytacją jak dziecko odpowiadające rodzicom - nie mniej ta maść poradzi coś na to? - dziewczyna odwróciła się tyłem do mężczyzny i podsunęła bluzkę do góry pokazując wielki ciemnofioletowy siniak.

- Fiu… ładnie. - Nie usunie tego w jedną noc, ale zmniejszy obrzęk i przyśpieszy regenerację komórek - odpowiedział szczerze zanim zaczął rozmasowywać ostrożnie pokaźnych rozmiarów siniak.
- Jak się podoba pierwszy dzień w obcym świecie? Prawdę mówiąc jestem trochę w nim zagubiony i jeszcze nie wiem co będę robił tutaj, ale jestem pełen dobrej nadziei, ty?

Dziewczyna przymknęła oczy i skrzywiła się z bólu kiedy Erven zaczął zajmować się siniakiem.
- Nie wydajesz się specjalnie zagubiony. Byłeś już na targu, sprzedałeś rzeczy, zainwestowałeś w mieszkanie i na dodatek załatwiłeś reszcie osób… - powiedziała z lekkim powątpiewaniem - ale nie nie wiem co będę robić. Mam kilka pomysłów… na przykład Nanaph mówił, że idziesz sprawdzić jakąś jaskinię.

Erven się zaśmiał, fakt jak by na to spojrzeć w ten sposób to rzeczywiście nie wyglądał na zagubionego.
- Na zewnątrz mogę nie wyglądać, ale taka jest prawda. Jestem bogowie wiedzą jak daleko od Mistrza i domu, i nie wiem co będę robił w najbliższym momencie. Więc mam dwa wyjścia, jedno to siedzieć i nie robić nic, a drugi, to robić wszystko co przyjdzie mi do głowy, wtedy nie muszę myśleć o raczej patowej i samotnej sytuacji w jakiej się znalazłem. Prawda, kupiłem mieszkanie, ale to po to, żeby mieć jakąś namiastkę normalności w tym nielogicznym świecie którego nie znam. Jak to mówił mój mistrz: “W razie wątpliwości idź do przodu, bo inaczej zwariujesz”.
Sharsth wzruszył ramionami. Co więcej miał powiedzieć?

- No cóż… to faktycznie jest rozwiązanie. Ale z jednym się nie zgodzę. Nie jesteś sam. Wszyscy podzielamy los wpadnięcia do tego miejsca. No może świetlisty wiedział co robi ale wydaje mi się, że reszta nie miała tyle szczęścia - Odwróciła się do białowłosego z niewielkim ale ciepłym uśmiechem - ja nie zamierzam nikogo zostawić w potrzebie. A, jeszcze kolana sobie obtarłam - dziewczyna pochyliła się bardzie i zaczęła podwijać spodnie.

- Może masz rację? Tylko, tak prawdę mówiąc nie znam tych ludzi, może jutro się dowiem czegoś więcej o nich. Wspólne przygody w niebezpiecznym świecie ponoć zacieśniają więzy między ludźmi. - powiedział po czym zsunął się na podłogę i zaczął się zajmować je obtartymi kolanami
- Szkoda, że nie miałem czasu odnaleźć silniejszych ziół, może więcej szczęścia będziemy mieli jutro. Idziesz z nami badać krypty? - zapytał patrząc na nią z dołu.

- A co mam robić? Tutaj się nie zarabia na śpiewaniu jak u mnie. A skoro pierwsza potyczka z tutejszą fauną jakoś mi poszła to może i jutro też nie będzie tak źle? - Jenny uśmiechnęła się szeroko - dzięki, że zająłeś się… moimi ranami. Ciekawa jestem jak bardzo będzie to skuteczne w porównaniu do tych specyfików jakie miałam u siebie? - podniosła rękę oglądając miejsca w których białowłosy natarł ją maścią.

- Na pewno będziemy musieli poczekać na efekty do rana. Wiesz, dać im czas chwilę na zadziałanie - powiedział po czym usiadł obok niej obejmując ją nieznacznie ramieniem - Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej, chcesz się położyć?

- Hmm… no niech pomyślę - Jenny przyłożyła palec do ust i z parodiowaną mina namyślania się kontynuowała - niech no ja się zastanowię… ok - po czym popchnęła Ervena by upadł na łóżko i sama położyła się obok.

Erven opadł na łóżko i chwilę później dostrzegł leżącą obok niego dziewczynę.
- Oh, naprawdę - odparł z komiczną miną udawanego zaskoczenia po czym obrócił się do niej, objął ją i przyciągnął do siebie nieznacznie samemu się ku niej chyląc tylko po to by złożyć na jej dolnej wardze drobny pocałunek zakończony delikatnym ugryzieniem.

Jenny uśmiechnęła się nieznacznie.
- To też jest pewien sposób na zwalczanie samotności - po czym podnosząc się lekko do góry oddała pocałunek, tyle że mocniej i głębiej. Jej dłoń powędrowała do twarzy mężczyzny i przesuwając się ku górze wplątała w śnieżnobiałe włosy.

- Mhm.. - wymruczał odwzajemniając z narastającą pasją pocałunek pozwalając swojej dłoni gładzić jej bok.

Jenny wygięła się w niewielki łuk zmuszając tym Ervena by mocniej przylgnął do niej. Po czym szepnęła przerywając pocałunek.
- Teraz mogę się zastanowić nad rozbieraniem - drapieżny i zadziorny uśmiech zawitał na jej twarzy.
***


Castell

Po kilku sekundach, gdy Jenny i Erven zniknęli za pozostałościami drzwi, Soren bez słowa wstał i podnosząc rękę na pożegnanie wyszedł przed karczmę. Przez chwilę można było zobaczyć że przygląda się tablicy ogłoszeń, ale po chwili najwyraźniej nieusatysfakcjonowany ruszył w głąb miasta.|
Castell idąc powolnym krokiem wdychał przyjemne, wieczorne powietrze. Przyglądał się pierwszym gwiazdom i dwóm księżycom.
-Zapowiada się całkiem przyjemna noc- wymruczał sam do siebie. Ruszył w kierunku, gdzie dostrzegł coś co wyglądało jak kuźnia. Nim jeszcze się zbliżył, zauważył dwóch odpoczywających zbrojnych. Nie miał jednak zamiaru zajmować im zbyt dużo czasu.
-Dobry wieczór Panowie- zaczął z uśmiechem, wchodząc na teren kuźni. Dobył zardzewiałego miecza, i zaprezentował go mężczyzną. Miecz nie prezentował się najlepiej. Mimo wszystko można było dostrzec kunszt osoby, która go wytworzyła. Rękojeść w raz z jelcem zdawały się być w najlepszym stanie. Na głowicy znajdował się herb najpewniej jakiegoś rodu. Sama zaś głownia, chodź zardzewiała zdawała się być bogato zdobiona, centrum zastawy pokrywały runy, w dziwnym, niezrozumiałym języku. Moc i sztych, chodź w złym stanie, wciąż były dość ostre.
-Potrzebuję waszych usług, by to ostrze odzyskało swoją dawną światłość- odparł- pieniądze nie grają znaczącej roli, jestem w stanie się o nie zatroszczyć.

Kowal rzucił okiem w stronę ostrza. Chwilę mu się przyglądał coś kalkulując.
- Wewnętrzny rdzeń jest uszkodzony. Mogę przekuć lub zrobić nową klingę. 15 monet. Jeśli tylko to. Jeśli runy są magiczne. A z góry zakładam że takowe mogą być. Musiał bym je na nowo wypalić. 90 do 100 monet oddzielnie. Jako że się w ich naturę nie będę zagłębiał. - Dymek.
Nietoperz zwisający pod zadaszeniem zatrzepotał skrzydełkami rozganiając obłok dymu, który najwidoczniej jemu przeszkadzał.
- Pierwsza opcja... na jutro był by gotów. Druga około 2 do 5 dni. Tym razem łącznie.
- Samuraju. - Kobiecy głos dobiegł z domostwa. W drzwiach stanęła różowo włosa.


Soren ukłonił się elegancko na przywitanie kobiety po czym zwrócił się do kowala
-Runy nie są magiczne, jeśli jednak byłaby taka możliwość, poprosiłbym o w miarę wierne odtworzenie, to pamiątka. Pieniądze przyniosę rano, przy odbiorze, jeśli Panu to odpowiada.

- Zdobienia i przekucie, stopienie... 40-50 monet zależy jak dużo wysiłku wyjdzie. Do południa powinien być zrobiony. Nie ma problemu.
Ciężko zbrojny westchnął. Widać zaczynał już przysypiać.

-Będzie nieco ciężej, ale do się zrobić. Dziękuję, zgłoszę się zatem w południe. Tymczasem życzę wam spokojnej nocy- dodał z uśmiechem i oddalił się od zakładu kowala. Ruszył przed siebie, zwiedzając miasto, w raz z jego zakamarkami. Zobaczył dużo szczegółów, przyglądając się ludziom jak i budynkom. W pewnym momencie wyczuł coś.. przyjemnego, czego wrażenie dochodziło z okolic karczmy. Skierował więc krok w tamtą stronę. Gdy dotarł jednak na miejsce, wszystko wydawało się być we względnej normie.|



Świt, kilka godzin później



Erven spał jak zbity i pewnie gdyby nie słońce jeszcze by leżał w objęciach snu. Tym czasem odbijając się od czegoś złośliwie pomimo zasłoniętych, acz lekko uchylonych, zasłon raziło go w oczy. Przeciągnął się leniwie patrząc na leżącą obok Jenny, czas naglił, a on jakoś nie był skory do wstawania. Jednak słowo było dane i trzeba było wstać. Wstał ostrożnie i powoli zaczął się ubierać, by w końcu usiąść na łóżku i pochylić się nad Jenny gładząc jej twarz i całując czule.
- Pobudka, nowy świt wstaje słońce. - wyszeptał tuż przy jej ustach.
- Bgfhrsbsaf? - wybełkotała nieprzytomnie otwierając oczy.
- Za pięć minut… - mruknęła odwracając się na drugą stronę - przecież występ przesunięto na popołudnie… - stwierdziła opatulając się mocniej kołdrą.

- Mhmm… - zamruczał cicho po czym pocałował skórę jej szyi zaraz pod uszkiem - ..umówiliśmy się na rano w karczmie, lepiej być wcześniej, zjemy coś.. co ty na to?

- Hmm? Karczmie? - nastąpiła chwila ciszy w której Jenny wyraźnie zastanawiała się nad sensem słów. Nagle podniosła się. Opierając rękoma o łóżko usiadła i rozespanym wzrokiem patrzyła przed siebie.
- No tak - skwitowała coś co tylko dla niej było oczywiste. Przeniosła wzrok na wysokiego jak dla niej mężczyznę.
- Z tobą z chęcią złociutki - uśmiechnęła się na jedną stronę - gdzie masz tubę oczyszczającą? Muszę się umyć.

- Jen? - zaczął od pytania Erven po czym pokręcił głową - Zaraz przyniosę wodę. - Powiedział wyjmując niską balię spod łóżka. - Mam nadzieję, że bracia zaopiekowali się Lucasem. Jak myślisz?

Jenny jeszcze chwilę wpatrywała się przed siebie z miną mocnego rozkminu. W końcu uniosła brwi.
- To nie był sen - stwierdziła - o matko - złapała się za głowę pochylając się do przodu. Przetarła twarz po czym przytomniej spojrzała na Ervena.
- Wybacz z rana nie myślę za bardzo - zmarszczyła brwi szukając czegoś po pokoju. Gdy odnalazła wzrokiem swoją bieliznę westchnęła - nie przemyślałam tego… nie kupiłam sobie bielizny na zmianę. Brr - zakryła się w końcu kołdrą i wstała.
- Mam nadzieję, że się zajęli jak nie to będą tego żałować… prosiłam ich o to.

- Na pewno się nim zaopiekowali - powiedział z lekkim uśmiechem mężczyzna - Poza tym, witam w krainie przytomnych. To jak, mam iść po wodę? - Zapytał sięgając po wiadro.

- Tak, chociaż sama się umyję skoro nie mam czystych ubrań. Dzień dobry - trzeźwy uśmiech zawitał na niewyspanej twarzy dziewczyny. Zanim mężczyzna odszedł Jenny złapała go za ubranie i pociągnęła lekko w dół. Inaczej nie była by w stanie dosięgnąć jego twarzy. Pocałowała go w policzek.

On natomiast w odpowiedzi wplótł dłoń w jej włosy i złożył drobny pocałunek na jej uszku tam gdzie zwyczajowo zaczepiony jest kolczyk i wyszeptał
- Niedługo wrócę. - i już był w drodze po wodę.


Bliżej nieokreślona ścieżka w Lofar, poranek



- Ou, witaj Soren! - zakrzyknął Nanaph z uśmiechem, gdy tylko wyszedł wraz z bratem z domku, i dostrzegł towarzysza. Christos nie dołączył do rozmowy, miast tego kierując się od razu w kierunku głównej bramy Lofar.

Soren Uśmiechnął się na powitanie. Wydawał się być w jeszcze lepszym humorze niż zwykle. Przybliżył palec do ust w uciszającym geście, po czym wskazał na śpiącego chłopca, który siedział mu na barana. Najwyraźniej zabrał go po drodze a chłopak zasnął. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie.

Nanaph widząc śpiącego chłopca, ściszył o kilka tonów głos:
- Zamierzasz udać się z nami dziś, do krypt, o których mówiły ogłoszenia w mieście? - spytał.

-Hmm? Chętnie, jednak mój miecz odbiorę dopiero w okolicach południa. Kiedy planujecie się tam wybrać?

- Już za kilka chwil… straż miała zapewnić nam ekwipunek, więc to chyba nie problem. Swoją drogą… - tu mężczyzna ściszył nieco głos, wskazując na Lucasa - co sądzisz o nim? –

-Jest naprawdę ciekawą osobą, tak wiele wściekłości w tak małym ciele….-odparł cicho lekko zamyślony- Nie lubię używać nie swojego oręża, cóż, w obecnej chwili nie mam wyboru. Chętnie do was dołączę.

- To zły znak. Ktoś o takich pokładach gniewu… może w przyszłości stać się niebezpieczny dla siebie i otoczenia. Zdaje się też mieć pewne… nadnaturalne zdolności umysłowe. Trzeba na niego uważać. –

-Cudownie nieprawdaż?- odpowiedział Castel, chodź można było odnieść wrażenie że mówi sam do siebie.- Przygoda w tym świecie może być na prawdę ekscytująca.

Gubernator nie odpowiedział, a kilka sekund później mężczyźni weszli do karczmy.


Christos

Christos doszedł przed główną bramę miasta, gdzie czekały jego “zwierzaczki”, po czym zagaił losowego strażnika:
- Byłby Pan skłonny odeskortować je do wejścia do pobliskich krypt? Będą nam one potrzebne do ich oczyszczenia, a nie chciałbym wywołać niepokoju w mieście… -
- Dobrze. - spojrzał dziwnie na jaszczurki to znów na wojownika. - Jeszczem nie widział by ktoś je oswoił... - skomentował.|
- Bo i o lepszych… treserów niełatwo. - skomentował tylko pomarańczowłosy


Karczma nad ranem



- Ja stawiam nam śniadanie i tak już wystarczająco mi pomogłeś. Musze się jakoś odwdzięczyć - mruknęła kobieta mimo wszystko ciągle pozostając we wspomnieniu niedawnego snu - i tak część tych pieniędzy to od ciebie.

- Zgaduje, że nie da się ciebie przekonać do podziału na pół? - zapytał z niewielką nadzieją Erven - Poza tym, zasłużyłaś na tamte pieniądze, pomogłaś mi je zdobyć jak by nie patrzeć.

- Aha, Kinemon też… w ogóle zgubiłam go po tym jak zawitaliśmy do karczmy… ciekawe gdzie się podział. No nie mniej, ty wybierzesz coś do jedzenia, bo ja kompletnie nie znam się na tym… i nie, ja płacę za całość.

Białowłosy westchnął co mogło wyglądać dość komicznie po czym zwrócił się do barmana.
- Dwa razy coś lekko strawnego, ale sytego. Do tego.. - zapytał Jenny - ..co chcesz do picia?

- Wodę, jest smaczna - oczy dziewczyny zaszkliły jakby naprawdę mówiła o jakimś przysmaku.

- Zatem postanowione, i wodę do tego poprosimy. - dokończył zamówienie.
- Znając życie pewnie niedługo dołączą do nas pozostali. - powiedział do Jenny - Im wcześniej zabierzemy się za badanie tych krypt tym lepiej. Nie powiem, mam dziwne uczucie co do tego.
- Właśnie, bo bym zapomniał.. - zwrócił się do barmana ściszając głos i kładąc na blacie dziesięć monet - ..szukam ludzi o specyficznych zainteresowaniach... magów ścieżki nekromancji.

Barman ściągnął 5 z nich i kazał Rose przygotować jakieś danie z przepisu na blacie kuchennym.
- Ogólnie to nekromancja jest negatywna. - Powiedział odkrywczo. - Nie wiem czy takowym się zajmują ale jest jeden poszukiwany prze Targas. Zdaje się że gdzieś w lesie na północy wschód od Lofar się zaszył. Z przybyszów też zdaje się ktoś być, lecz nie wiele o nim słychać widać grzeczny i cichy. Z czarodziejek, a raczej wiedźm... są trzy. Jedna w którymś z dywizjonów, a dwóch nie wiadomo gdzie. Pewne jest jedno w śród tej trójki jest “Czarcia Wiedźma”, bardzo wredna i niebezpieczna. Konkretniejsze wskazówki w Targas. Mimo iż to okres zbrojny to wszelka hołota i informacje mają tam wielki rozkwit. - Mówił pochylony nad blatem. Gdy skończył część wskazując na chwile przerwy udał się do kuchni.
Gdy wrócił razem z kelnerką podał zamówienie: Sałatka z pomidorami, ogórkiem, sałatą, rzodkiewką, marchewką na parze i serem wędzonym skropione wszystko sokiem z cytryny, oraz świeże pieczywo i twaróg. Do tego szklanki wody.

- Dziękuję, swoją drogą, widział pan może kiedyś takie monety? - zapytał Erven kładąc na stole antycznego srebrniaka. - Przyznam, że bardzo mnie interesują informacje o starożytnych jeżeli pan jakowe posiada.

- Pradawnych to ja tylko o bogach słyszałem. Ale są też legendy o Wiecznych. O nich jednak nie wiele opowiem. Do tego lepszy jest wędrowny bajarz.|
Do karczmy zawitali właśnie nowi przybysze.

Jej towarzysz w białym płaszczu i dobrej budowie ciała. Jednak jego twarz skryta była pod kapturem i niewiele można było dostrzec.
oraz dziewczę.

- Dziękuję. - odparła różowo włosa.
- Nie ma sprawy i tak było nam po drodze. Witaj Barmanie! - Zakrzyknęła z wejścia. - Piwo!
- Dobry dzień Akasjo. Asasynie. - Mężczyzna w płaszczu delikatnie skinął głową i udał się na drogie piętro gospody.

Po kilku chwilach do środka weszli również trzej towarzysze. Nanaph oraz Castell niosący śpiącego chłopca. Ten drugi ukłonił się na powitanie i po położeniu chłopca na krześle dołączył do pozostałych.

Nanaph nie bawiąc się w ceremoniały, dosiadł się do pary, i zaczął mówić, bardziej w kierunku Ervena, niż Jenny:
- Bry. Kończ to jedzenie, i powoli się zbieramy. Mamy przejrzeć jedną, dość długą odnogę tej skały, która jest tu obok, a raczej w mieście. To co tam znajdziemy, możemy zatrzymać. Dodatkowo, kapitan straży, Filip, zaoferował nam 50 monet na głowę, i nieco pomocnego sprzętu.

- Tylko zjemy, szkoda iść o pustym żołądku. - odpowiedział mężczyzna - Wiadomo coś więcej o tej odnodze?
- Tyle, że zbudował ją ktoś przed...lofarczykami. Można się spodziewać pułapek, dzikich bestii, i tym podobnych przyjemności… - stwierdził Gubernator.

- Brzmi obiecująco - odparł Erven z uśmiechem - Masz szczęście właśnie tu kończymy i będzie można się wybrać. Kto idzie z nami?

- Soren, ja, Ty, mój brat… - Nanaph spojrzał pytająco na Jenny, a potem na Lucasa.

- Tak, Jenny idzie z nami. - powiedział widząc pytające spojrzenie “Gubernatora” - Zatem chodźmy, małego weźmiemy ze sobą, szkoda go budzić.

Castell raz jeszcze wziął chłopca na barana. Najwyraźniej nie sprawiało mu to żadnego kłopotu. Cóż, był niemal dwukrotnie wyższy od chłopca.

Po krótkiej chwili cała kompania wyładowała się z karczmy, i poszła, za Nanaphem, w kierunku osławionych “Krypt”, gdzie spotkała się z Christosem i jego czterema jaszczurami.

Erven na chwilę zniknął im z oczu by wrócić z lżejszą sakiewką i mieczem u pasa.
- To jak, wszyscy gotowi? – zapytał

-Na to wygląda, chodź mam nadzieję że chłopiec się obudzi w razie gdyby miało dojść do jakiegoś starcia- odparł niebiesko włosy.

Wejście do krypty nie było zaskakujące. Kwadratowy otwór w kamiennej ścianie. Wymiary zbliżone do tych podanych wcześniej. Przy wejściu czekał już Kapitan Filip z paczką broni pochodni i zdaje się drobnym prowiantem.
- Sporo was. Jak to mawiają im więcej was pójdzie tym większa szansa ze ktoś wróci. He he. - ponury śmiech - Miecze 4, 5 pochodni, 6 Bochenków chleba, okrągły ser i 3 manierki wody. Mało, choć raczej powinno starczyć. Wchodzicie tym wejściem. W pierwszej sali są schody w dół i jakieś po prawo. Tam nei musicie iść. Tylko w dół.

- Nie ma co zwlekać - stwierdził Erven odbierając od kapitana manierkę, pochodnię i chleb który to powędrował do jego torby. - Im szybciej wrócimy tym lepiej dla nas. Zatem?
Castell dobył jednego z mieczy, które przyniósł strażnik. Było raczej średnie. Nienajlepiej wyważone i krótsze niż ten należący do niego. Sam używał mieczy półtorejręcznych, ten zaś był jednoręczny, cóż począć, całe szczęście i z takimi miał doświadczenie. Wykonał kilka cięć powietrza aby wyczuć broń. Dobrze że była chociaż ostra.

Pozostałe trzy miecze powędrowały do rąk braci. Nanaph dopytał jeszcze:
- Znalazłby się jeszcze jeden…? - z nieco zakłopotaną miną.

- hmm - zamróczał rycerz i odpioł od pasa swój - Identyczny co tamte tylko półtora ręczny i inny wygląd. I tak miałem się zaopatrzyć w nowy. Jak skończycie i wrócicie to kto nie potrzebuej niehc zwróci broń. Nie wypada bym rozdawal każdemu. Prowiant mozęcie zachować, tak jak i pochodnie.

-Naph, nie chciałbyś wymienić się ostrzem? Preferuje właśnie półtoraręczne, a tym łatwiej będzie Ci władać w ciasnym pomieszczeniu.

- Zgoda. - odparł Gubernator, oddając półtoraręczny miecz.

-No to komu w drogę temu czas. Muszę wracać do swoich zajęć. W nocy doszło do brutalnego mordu a wciąż jeszcze nic nie wiemy. Dobrej przygody! I postarajcie się przeżyć. - Machnął ręką na pożegnanie.

-Chodźmy więc- rzucił Castell, stojąc już w mrokach korytarza. Chował właśnie miecz, który również uprzednio sprawdził- nie traćmy więcej czasu.

Jenny nie skorzystała z miecza. Jednak na wzmiankę o brutalnym mordzie zerknęła w stronę strażnika. Już wiedziała czym się zająć później. Być może pomoc w odnalezieniu sprawcy opłacie się również pieniężnie.

Krypta

Pierwsi szli Soren w raz z Nanaphem, który niósł pochodnię. Niebiesko włosy musiał dość znacznie się schylić żeby nie uderzać głową sufit. Nie zrażony tym faktem, raźnym, luźnym krokiem parł przed siebie z mieczem schowanym u boku.

Drugi szedł Erven z wyciągniętym mieczem w gotowości, a który to zdawał się być opleciony cieniem podobnie jak i on zdawał się w półmroku, oraz Jenny ze swoją wierną gitarą. Schodzili tak w dół spiralnymi schodami. Jedno, dwa piętra by w końcu natrafić na prosty korytarz.

Straż tylną stanowiły jaszczury wraz z Christosem, niosącym śpiącego chłopca.

Jak zwykle po wejściu do zamkniętego pomieszczenia nieprzyjemne uczucie znikło. Nawet więcej, Jenny czuła się nawet bezpieczniej w wąskich korytarzach. W jej mniemaniu tuta wiadomo było skąd można było się spodziewać ewentualnego zagrożenia.

- P...Pa...Panienko Jenny, jeeeeeeesteś tu? - Powiedział ledwo co przebudzony chłopiec. Nie zdążył nawet otworzyć oczu.

Zaskoczona Jenny uniosła brwi i lekko drgnęła nie spodziewając się usłyszeć głosu chłopca.
- Tak, maluchu, jestem - spojrzała na Lucasa i kontynuowała ciepłym tonem - jak się spało?

- Nie chciałem zasnąć…Jednak nie wytrzymałem… Martwiłem się o Ciebie, nie przyszłaś do nas, Panienko Jenny...Bałęm się, że nas zostawiłaś… Że znów byłbym sam… - Odwrócił się w jej stronę.

- Niepotrzebnie w takim razie, jak widz... słyszysz jestem -Jenny poprawiła się - poza tym obiecałam, że cię nie nie zostawię. Nie znaczy to jednak, że będę non stop przy tobie - dziewczyna starała się wywalczyć w umyśle chłopca odrobinę prywatności.

- Nie potrzebuje oczu, by Cię widzieć, Panienko Jenny. Podobno ślepcy widzą inaczej, i jak tak dostrzegam Ciebie. - Chłopiec uśmiechnął się do dziewczyny, po czym wyciągnął do niej rękę. - Mam nadzieje, że dobrze Cię dostrzegam. Chciałbym to narysować… Podobno niektórzy tak pięknie rysują… -

Jenny przyjrzała się chłopcu z wielką podejrzliwością.
- Lucas… ty nie widzisz dzięki dźwiękom co?- wypaliła. Echolokacja nie była czymś jej nieznanym. Nie oczekiwała tego jednak po jakimkolwiek człowieku.

- Widzieć dźwiękom? Widzę Cie w snach, widzę innych, widzę ten świat, widzę las, czy nawet jabłuszka, nie wiem czy widzę je tak jak Ty, ale takie mi wystarczą, są bardziej realne niż to co… spostrzegam. Jak dotknę coś, to znam kształt, mogę wyobrazić sobie jak to wygląda. Wiem że trawa jest zielona, ale nie wiem czy ta zieleń jest taka sama jak twoja? -Chłopiec to zdanie wymawiał długo, starał się dobierać odpowiednie słowa, by móc jak najlepiej przekazać swoje myśli. Kiedy to mówił, jednak nie cofnął swojej dłoni.

Jenny podeszła w końcu bliżej chłopca by ten mógł ją dotknąć.
- Muszę ci powiedzieć, że ciekaw rzeczy mówisz. Zastanawiało mnie dlaczego znasz kolory. Więc i ty masz jakieś ponad naturalne zdolności - dziewczyna uśmiechnęła się i podała dłoń chłopcu.

Chłopiec uśmiechnął się do dziewczyny, mocno ją chwycił za dłoń
- Każdy człowiek ma jakąś zdolność. - Dziewczyna mogła poczuć się niepewnie, chłopak nie zmieniał wyrazu twarzy. - Każdy jest na swój sposób specjalny, każdy… Jest inny. - Lucas wyciągnął drugą dłoń do kobiety.
- Ale, ale… każdy czuje to samo, dlatego jesteśmy ludźmi! - Chłopak spojrzał jej w oczy. Jak gdyby chciał zajrzeć w głąb jej duszy. Albo do umysłu.
- Dlatego ludzie są tak niezwykli, a zarazem tak straszni… -

Jenny zamrugała zaskoczona. Ponownie. Ściągnęła jednak usta w kreskę i chwyciła chłopca pod ramiona.
- Złaź z Christosa. Masz nogi i umiesz chodzić - postawiła chłopca na ziemi ale nie puściła jego ręki.
- Będę cię prowadzić - dziewczynie zdało się, że to dobry pomysł. Z jakiegoś powodu poczuła się nagle jakby rozmawiała z jednym z tych wypranych z emocji ludzi. Ich oczy też zdawało się, że sięgały duszy.

- Gdzie byłaś wczoraj, Panienko Jenny? Byłaś obejrzeć miasto? - Powiedział chłopiec już spokojniejszy.

- Nie, byłam u Ervena - odpowiedziała Jenny co i raz patrząc pod nogi by przypadkiem Lucas się o nic nie potknął.

- Jenny, przepraszam Cię… Nie czuję się najlepiej.. h..h...heh… Przepraszam, Jenny… Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...przepraszam...przepra… - Każde słowo było coraz cisze, aż wreszcie umilkł. - Jenny mogła poczuć coś nie tak, jak gdyby ktoś grzebał jej w umyśle.
- P...przepraszam, muszę odpocząć… Muszę usiąść, muszę, muszę… Usiąść… Muszę za...za...Usiąść….bić...usiąść, usiąść - złapał szybko się za głowę. - MMmmusze….

Jenny nie wytrzymała w końcu. Puściła chłopca i kucnęła przed nim łapią go za ramiona a potem twarz. Wejrzała w jego oczy z niepokojem. Mętlik myśli jakie miała w tym momencie przyprawiał ją o zawód głowy. Gdzieś pojedyncza zabłąkana myśl starała się wywiercić swoje miejsce pośród innych. Może to naprawdę była tylko i wyłącznie symulacja?
- Lucas, uspokój się - odważyła się w końcu powiedzieć.

Stojący tuż obok Christos, widząc zatrzymanie się Lucasa i Jenny, również do nich przykucnął, szybko sprawdzając podstawowy stan fizyczny chłopca - gorączkę, puls, i tym podobne. Nie odezwał się jednak.

Chłopak był niezwykle zimny, jego organizm mógł być wychłodzony. Tętno powolne.
- Jenny, nauczę Cię piosenki… - Zbliżył się do niej powoli.
- Piosenki...Piosenki, Arv Viner,uqar qwern uner Varylenar, qu Quentenar…- powtórz, proszę… to ładna piosenka… Ładna… Nie sądzisz? Znam Ją, z domu, to ładna piosenka, ładna, prawda? Z domu… z domu… Piosenka, zimno… śnieg… zimno…Zimno… Narzędzie… zły brat, więź, wzrok… piosenka, piosenka? Szczęście… - Spojrzał w stronę pomarańczowo włosego mężczyznę - Zły brat, narzędzie… zły… zły… narzędzie…
Jenny westchnęła ciężko. Chłopcu zdecydowanie coś było nie była pewna czy lepiej spoliczkować go by się otrząsnął czy spróbować innej metody.
- Ja myślę, że co innego zaśpiewam - powiedziała stanowczo i przysunęła mikrofon bliżej ust.
https://www.youtube.com/watch?v=ntBHj3-TC10
Gdy tylko padły pierwsze słowa, a melodia zaczęła układać się w całość, wokół Jenny pojawiło się delikatna pomarańczowa łuna. Każdy kto słyszał co śpiewała dziewczyna poczuł jak spływa na niego spokój. Podobnie jak tekst piosenki muzyka rozwiewała ponure myśli.

Chłopiec uspokoił się, jego oddech się ustabilizował. Początkowo ciężki, z czasem, przybrał normalne brzmienie.
- J..J...E...nny? Nanaph?...E..E...r...V...ee… Imię, imię na E...Erven….Jenny, Jenny… Znam… - Spojrzał w stronę kobiety… - Jenny…

- No już, już - przytuliła go mocno do siebie będąc przekonaną, że tak należy zrobić - spokojnie. Jestem tutaj.

- Jenny… Pomożesz mi wstać? Czuje, czuje się źle… - Wymamrotał ciężko.

- Hej, kto mi wczoraj mówił, że umie sobie poradzić? - zagaiła starając się podnieść chłopca na duchu jak i ogólnie - dajesz maluchu, wiem że potrafisz - uśmiechnęła się ciepło wstając razem z nim.

- Wszystko w porządku? - zapytał Erven przyglądając się zatrzymanemu pochodowi.

Lucas niemal natychmiast spojrzał w inną stronę, jak gdyby nie chciał spojrzeć na przybyłego.
- Dziękuje, Panienko Jenny, przepraszam za kłopot… Nie wiem, nie wiem co mnie napadło… Przepraszam! - Powiedziała sierota z wyraźnym dołem.

- Musisz być bardzo zmęczony… - stwierdził mlecznowłosy - ...chodźmy, bo nam światło w tunelu jeszcze ucieknie. - dodał z lekkim rozbawieniem.

“Zdrajca, zdrajca, zdrajca, zdrajca, nie chcę go widzieć, nie cierpię, zabrał, mi… nam, zabrał, odebrał!” - Erven zdołał usłyszeć niezbyt wyraźnie te słowa w swojej głowie. Napierały z wszystkich sił, były pełne negatywnych emocji.

Erven zamknął oczy i oparł się o ścianę starając się zlokalizować źródło obcej myśli tak jak idzie się po sznurku i zwija kłębek. Najpierw oddzielenie własnych myśli i emocji, potem powolne, ale skuteczne namierzanie.

“Cierpienie, zdrajca, zdrajca… zdraj...zd….Cierpienie, cier...cier...c….c…” - Negatywne emocje urwały się, jak gdyby łączność została przerwana. Tym razem uczucie było zupełnie inne, jak gdyby ktoś próbował wwiercić się w jego mózg. Nie zwracał uwagi na ostrożność, jedynie chęć wydobycia informacji.

Tsst! Erven przełknął przekleństwo i szybko skupił się na najgorszych wspomnieniach swojego życia starając się stworzyć prowizoryczną barierę i pułpkę dla obcego bytu który musiał być niedaleko. Przypominał sobie wszystko, uczucia, doświadczenia, odczucia z jednym celem, odciąć się od tego co ważne, a zamknąć napastnika w niekończącym się labiryncie.

Chłopak spoglądał w stronę Jenny, po chwili z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Patrzył pusto, było to inne spojrzenie niż zawsze. “Jenny, Panienka Jenny, skrzywdziłeś, mnie? Jego ?! Siebie?! Ją?! Teraz, muszę, muszę zniszczyć, swoją, swoją nadzieje… “ Do umysłu Ervena zaczęło zlatywać pełno obrazów, nie miały sensu, przedstawiały polany, wyspy, lasy, śmierć, zniszczenie, nowy świat, Jenny, a nawet samego Ervena, jednak były dziwne - zniekształcone. –

Będący w pierwszym szeregu Nanaph odwrócił się do drużyny z nieco pytającym spojrzeniem.
- Ervenie, wszystko… w porządku? - spytał niepewnie. Będące na tyłach jaszczury zaczęły się rozglądać, wydawać ciche, niespokojne dźwięki. Kłapały ustami, nieco śliny wyciekało im z ust, kapiąc na ścieżkę.

- Lucas? - Jenny potrząsnęła delikatnie chłopca.

- Wyjdź z mojej głowy… - zasyczał cicho trzymając się za głowę Erven. “Wyjdź z mojej głowy jadowity gadzie i wróć tam ską przyszedłeś”

- T..to boli...Jenny, ja… nie chce! - Wykrzyczał chłopak
“Twoja głowa, świadomość, śmierć, smutek… Pokaż mi wszystko, pokaż mi siebie samego, pokaż mi… Pokaż mi swój świat!- obrazy napływały, były coraz dziwniejsze - dziwne istoty, czy abstrakcyjne budowle.

Most myśli widocznie musiał być dwustronny, Erven zdecydował zmienić taktykę i zamiast tworzyć improwizowaną barierę zaczął się oblekać napływającymi obrazami starając się je zrozumieć i dowiedzieć jak najwięcej o tym czymś co go tak bezczelnie zdecydowało się zaatakować.

Niektóre nadal zostały niezrozumiałe, inne zaś zaczęły przypominać mu miasto, otoczone wysokim murem, padał śnieg… Nagle przerwała się ta wizja i zaczęła inna, widział las w którym się pojawili. “Umierasz...Czy przyjmiesz mój dar?”...”Dar?”... Znów zobaczył śnieżne miasto, wielki zamek, otoczony wewnętrznym pierścieniem murów, jednak oddalał się od niego, mentalna podróż trwała a On mijał to kolejnych ludzi. Aż wreszcie natrafił na najbiedniejszą dzielnice, brama miejsca była szczególnie duża z tej strony, jak gdyby chcieli odciąć się od biedoty. “Zawsze tam siedzi?”, “Nie wytrzyma już długo”, “powinniśmy się go pozbyć! Roznosi zarazę jakąś!”. - “śmierć, śmierć, samotność”.

Erven wiedział, że był z góry na przegranej pozycji i że nie ud mu się długo bronić przed bardziej doświadczonym bytem, ale to było tak jak z rozmową dwóch ludzi. Chcieć nie chcieć zawsze coś o sobie mówią i tak teraz przyglądał się wszystkiemu z boku chłonąc wiedzę i tworząc nowe wspomnienia w swoim umyśle z nimi związane. Szczypta po szczypcie poznawał ten byt wiedząc że i on go poznaje, kwestią tylko było ustalić jak wiele się dowie nim kontakt się zerwie.
Gubernator po chwili przyglądania się Ervenowi, złapał go za ramię, potrząsając go nieco:
- Żyjesz? Co jest? -
Christos w tym czasie spokojnie przyglądał się całej drużynie. Na wielu płaszczyznach.

Jenny była przerażona. Działo się coś co było poza jej wiedzą i postrzeganiem. Widząc jednak przed sobą chłopca zwijającego się z bólu a Erven również wyraźnie osłabł złapała chłopca i podniosła go.
- Wyprowadźcie go - wskazała na Ervena a sama biegiem udała się w drogę powrotną. Musiała przecisnąć się obok jaszczurów.

Gady wyszczerzyły nieco zęby na przechodzącą tuż obok Jenny z Lucasem, patrząc na nich niesympatycznie. Wydawało się, że w każdej chwili mogą stać się agresywne, pozwoliły jednak dziewczynie przejść.

Ta biegiem udała się w stronę wyjścia. Jedyne o czym myślała to to, że potrzeba jest jakiegoś medyka.
 
Asderuki jest offline