Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2014, 17:05   #196
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Na widok maszkary zdrętwiała całkowicie. Zamiast brać nogi za pas i uciekać czym prędzej, zaczęła się cofać nie mając kontroli nad tym, co robi. Wpadła na stoliczek znajdujący się na środku pomieszczenia robiąc przy tym odrobinę hałasu. Jej wolna ręka na ślepo szukała powodu dla którego się zatrzymała. Jej palce zacisnęły się mocno na świeczniku nie dając go puścić. Gardło stanęło w miejscu, serce naprężyło się niemiłosiernie starając się jednym biciem przecisnąć cały stres i adrenalinę strachu. Nie była w stanie nabrać powietrza, żeby krzyknąć. W sumie nie była w stanie w ogóle oddychać a nie mając powietrza w płucach wydobyło się z niej jedynie cichutkie piśnięcie bólu. Przyćmiło ją z braku oddechu a zanikające wyczucie równowagi zaczęło ją ściągać w nieokreśloną stronę.

Strumień śliny zmieszanej z krwią cyrulika spłynął z ust upiora ku ziemi na widok dziewczyny, która nawet powoli nie była wstanie wycofać się z pomieszczenia. Stwór odsunął się od ciała swej rozszarpanej ofiary. Jego potężnie umięśnione ramiona unosiły się to w górę, to w dół, a z ust wydobył się astmatyczny świst. Pochylił się do przodu dotykając koniuszkami palców podłogę, jego ciało naprężyło się, a stalowe mięśnie nabrały wyrazistych kształtów. W pełnym skupieniu czekał na najdrobniejszy ruch ze strony swojej ofiary, w którą wlepiał wykrzywione głodem i nienawiścią oczy.



Mimo nikłego światła świecy docierającego do stwora, Lyn w podświadomości widziała coś, czego mogła cholernie żałować. Łysawi łeb, przerośnięte zewsząd mięśnie, wiecznie goła klata, wielkie łabska jak bochny chleba, nieustraszona wiecznie nabuzowana twarz… Były jej znajome. Nie wiedziała skąd… aż płomyk nie zabujał się lekko i nie rzucił promieni wprost na upiorze ślepia. Mimo, że były całe mdło białe wystarczyłyby tylko one, do odnalezienia ich właściciela. Ten wzrok znała doskonale. Widziała go za każdym razem przy obecności jego właściciela. Dopiero teraz zrozumiała, co wyrażał… Dopiero teraz zrozumiała, że wieczna obecność jego brata nie była przypadkowa, tylko potrzebna do jego pilnowania.

- Nie… - pisnęła rozpaczliwie z podchodzącymi łzami oczyma.

Upiór na dźwięk wybił się do ataku wyjąc przeszywającym głosem udręczonej duszy. Jego umięśnione nogi posłały go w powietrzu kilka metrów do przodu w miejscu, gdzie chwilę wcześniej stała przerażona dziewczyna. Lyn puściła świecznik i skuliła się chowając głowę w rękach. Jej piskliwy krzyk paniki zmieszał się z łomotem roztrzaskujących się pod ciężarem upiora mebli. Jej przerażenie zrzuciło ją na kolana i popchnęło w ten sposób do rozpoczęcia ucieczki. Na czworakach przesunęła się odrobinę, by w końcu wstać i na łeb na szyję rzucić się do wyjścia. Będąc na schodach odwróciła na moment wzrok słysząc raz jeszcze wycie upiora. Raz jeszcze zawodząc ze strachu zwinęła się w kłębek. Poczuła szarpnięcie na szyi i kolejny łomot na ścianie na końcu schodków. Nie czekając ani chwili dłużej rzuciła się do drzwi wyjściowych. Szarpała za nie wpadając w histerię nie mogąc ich otworzyć. Stwór zdążył się już podnieść zmuszając ją do ucieczki wgłąb pomieszczenia operacyjnego. Zagoniona w kąt mogła jedynie złapać za stół na kółkach i zagrodzić nim prostą drogę do siebie. Upiór ryknął wściekle i rzucił się w jej kierunku, miał już skakać, gdy po drodze wpadł na pchniętą ostatnią linię obrony rozhisteryzowanej szlachcianki. Nie zatrzymało go a z nabranym już pędem leciał razem z blatem w jej kierunku. Skuliła się po raz trzeci nie dając się przyszpilić w pasie i rozszarpać od góry. Wszystko przejechało nad nią wpadając na siebie i demolując wszystkie poukładane narzędzia, wiadra, kubły, piły jak i inne stoły. Ghoul tym razem pozbierał się nadzwyczaj sprawnie rzucając się po raz ostateczny na swoją ofiarę. Drzwi w dalszym ciągu nie chciały się otworzyć organizując złośliwie miejsce zdrowienia i ratowania życia jej nieszczęsnym i bolesnym pochówkiem. W końcu poddały się przestraszone jakby ostatnim krzykiem, który wydobył się z jej płuc, puszczając Lyn na wolność. Upiór odbił się od framugi zataczając się lekko w stronę ulicy. Sapał rozjuszony ale już wiedział, że w otwartej przestrzeni nic nie zdoła mu uciec. Był szybszy, silniejszy, w naturalnym dla siebie mroku. Wyprostował się naciągając mięśnie i zaryczał cicho do samego siebie. Przerażona Lyn uciekając przed upiorem wpadła w ręce strażnika miejskiego, który wcześniej ruszył jej tropem. Mężczyzna zaśmiał się głośno, pochwycił ją i przycisnął do siebie nie zdając sobie sprawy, że za jej plecami zbliża się do nich widmowy zabójca.

- Zawsze wiedziałem, że mój osobisty urok działa na kobiety, ale nie sądziłem, że aż tak! - Zaśmiał się siłą wypchając dłoń między guziki nad gorsetem, ściskając jej nagą pierś. - Jeszcze Ci się to spodoba, maleńka. - Na potwierdzenie swych słów oprych oblizał jej policzek z niepohamowanym pożądaniem.

- Nie! - krzyczała szamocząc się panicznie - Puszczaj! Zostaw mnie! On tu idzie! Puszczaj!!!

Im bardziej dziewczyna stawiała mu opór tym bardziej go to podniecało. Wydziaranie na prawie całe gardło nie obeszło w żaden sposób nikogo. Odwrócił ją tyłem do siebie i uniósł gwałtownie w górę jej suknię. Lyn poczuła jak ściąga jej bieliznę, a następnie usłyszała charakterystyczny dźwięk rozpinanej klamry od pasa. Strażnik miejski chciał już dobrać się do tyłka przerażonej dziewczyny, kiedy nagle spostrzegł mroczniejszy od otaczających go ciemności cień powoli zbliżający się do nich. Z początku myślał, że to pijany mieszczanin, który przyszedł przyłączyć się do zabawy, ale kiedy światło pobliskiej latarni padło na wykrzywioną głodem twarz istoty zrozumiał, że lepiej brać nogi za pas. Cofnął się do tyłu z przerażonym wyrazem twarzy, lecz potknął się o opuszczone w dół spodnie i wylądował w brei czyjegoś gówna uwalniając Lyndis od swego namiętnego uścisku. Dziewczyna widząc stwora zesztywniała raz jeszcze. Jej krzyk ustał a nogi same zaczęły się cofać. W końcu po paru chwilach pisnęła przeciągle i łapiąc suknie rzuciła się biegiem drogą którą przybyła.
 
Proxy jest offline