Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2014, 22:46   #21
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Chwilę potem, bracia poczęli wyciągać swe bronie z ciała bestii. Porzucili je na podłodze, a następnie Nanaph ruszył zobaczyć co z Sorenem, a Christos co z Ervenem.

-Łzy jednorożca- Usłyszał Nanaph, chwile później zobaczył Castella siedzącego ze skrzyżowanymi nogami i patrzącego na skamieniałe postaci- Według mitów jedynym lekiem na czar meduzy są łzy jednorożca.. Ciekawe czy w tym przypadku by zadziałały.

- Ciebie chyba nie da się zabić, co? - skomentował Nanaph doskonały stan towarzysza - Meduza powinna jednym spojrzeniem zmieniać w kamień. Oby to była jakaś słabsza wersja, której klątwę łatwiej zdjąć. –

-Nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelność- odparł z uśmiechem Castell podnosząc się z ziemi- szkoda tych wszystkich wojowników..

- Żyją. Może jacyś uzdrowiciele w mieście będą w stanie im pomóc… - odpowiedział Gubernator - Słyszałem o takich zdolnościach jak Twoje w swoim świecie. Zwyczajnie śmierć nie jest Ci jeszcze przeznaczona, czyż nie…? –

-Takich zdolnościach jak moje powiadasz? A to ciekawe. Nie przyjacielu, śmierć jest mi wręcz świetnie znana. Uważaj na siebie..- rzucił dziwnym tonem i ruszył na środek sali aby zebrać kosę i kamienny miecz.

- Soren? - można nagle było usłyszeć zdziwiony głos od strony nadchodzącej Jenny. Była blada.
- Tobie.. nic nie jest? Ale… przecież… - dziewczyna spoglądała na ścianę i Castella i podłogę. Wyraźne zdezorientowanie malowało się na jej twarzy.

-Wszystko dobrze Panienko- odpowiedział, kładąc jej rękę na ramieniu- zapewniam że nic mi nie jest. Myślę że nawet Pan Ereven miewa się nieco lepiej- dodał z uśmiechem spoglądając w stronę wejścia.

- Ale twoja noga… - Jenny uparcie wpatrywała się w kończynę, która oderwało - przecież ona… jak?

-Jak widzisz jest cała- zaśmiał się- proszę się tym nie trapić.

Jenny złapała się za brzuch.
- Ugh… ok… hmh - zbita z tropu dziewczyna zerknęła na wysokiego mężczyznę i nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć poczłapała do Ervena. Skoro czuje się lepiej to czemu by miała nie iść do niego?

Energia pochłonięta z bestii nim ta wyzionęła ducha wystarczyła by zaleczyć większe obrażenia. Wciąż pozostały te powierzchowne i ból. Erven wyglądał już zdecydowanie lepiej. Skamieniałe kończyny mogły znów działać choć z lekkim zesztywnieniem.
Nim jednak grupa pogodziła się z wygraną słychać było stukania i trzaski. Kamienne statuy rozsypywały się w pył, jednak jak się okazało tylko te które nie doznały uszczerbku. Sądząc po wyliczeniach tych które pozostały i wracały właśnie do normy było:3 osobników straży miejskiej, 2 przybyszów płci pięknej, 2-ka tutejszych, oraz prawie 15 szkieletów.




Widać szkielety także były podatne na moc tej istoty.

Erven czując jak czucie wraca mu do kończyn wstanął i ruszył przyjżeć się bestii kiedy nagle posągi wokoło zaczęły się rozsypywać. Tyle wystarczyło by dobył miecza, odruchowo. Był obolały, i mniejsze rany nie do końca się zagoiły. Nie czekał, nie raczył nowo obudzonych mową, tylko oblekając się tarczą zasłony rzucił się w wir ciąć szkielety i rzucając wampirzą klątwę kradnąc ostatnie resztki życia jakie miały w sobie.

- Witamy ponownie wśród żywych! - zakrzyknął Nanaph do inteligentnej części uwalnianych istot, jednocześnie podnosząc miecze od straży. - Jeśli nie macie nic przeciwko, za chwilkę porozmawiamy, ale teraz… trzeba odesłać kilka nieumarłych. -
Kilka cięć, pchnięć, czy mocniejszych kopniaków i dziesiątka szkieletów, które ośmieliły się na niego rzucić, wróciły już do naturalnej, leżącej pozycji.

Po oczyszczeniu tych najbliższych sobie wyciągnął dłoń przed siebie wskazując na jednego z truposzy. Ten zatrzymał się na chwilę robiąc półobrót i… nic. Wrócił do swojego marszu. Erven zacisnął dłoń coś szepcząc, szkielet zachwiał się, posypał się z niego kurz i wtedy został ściągnięty przez Jenny..

Kobieta mocnym zamachem trafiła krawędzią gitary prosto w szyję. Kręgi się rozerwały i głowa szkieletu zawisła śmiesznie przekrzywiona. Po ponownym trafieniu trup się złożył i posypał. Jenny westchnęła zmęczona. Miała już powoli dość tego miejsca.


Jenny zostawiła na chwilę całą gromadkę i podeszła do Sorena.
- Twoja noga została oderwana… dlaczego jest na swoim miejscu?

-Wolałabyś aby pozostał oddzielona ode mnie?- zapytał złośliwie Castell.

- Zwyczajnie tego nie rozumiem - odparła - wiesz u mnie by mieć nogę z powrotem trzeba by było niezłego medyka kupę pieniędzy i cybernetyczna kończynę… znaczy sztuczną ale jakby prawdziwą. Po prostu twoje umiejętności przerastają moje pojmowanie wiesz?

-Jest wiele rzeczy przerastających nasze pojmowanie Panienko. Zapewniam że za to co widzisz również zapłaciłem wysoką cenę, chodź nie ma ona nic wspólnego z pieniędzmi.

Dziewczyna chwilę milczała.
- Rozumiem… wiesz, że na ciebie nie naskakuje nie?

-Na to liczę- odparł beznamiętnie spoglądając na Nanapha witającego odratowanych ludzi-nie sądziłem, że może udać nam się ich odczarować. Chodźmy z nimi- dodał już nieco milszym tonem widząc, że grupa zbiera się do opuszczenia tego miejsca- Nie mamy tu już chyba czego szukać

- W zasadzie… jest tu jeszcze smok… na górze złota… ale na niego to może później pójść powinniśmy. Szczególnie, że da się z nim dogadać.

-Smok? Ciekawe, w moim świecie to jedynie legendy- odparł Soren z lekko zaskoczonym wyrazem twarzy.

- A u mnie bajki. Jak widać tutaj niekoniecznie, aczkolwiek on też jest przybyszem. Powiedz… to bardzo boli?

-Ból..? Już od dawna nie przywiązywałem do niego większej uwagi…-zamyślił się, jakby wspominał dawne czasy.

Jenny zerknęła na niebieskowłosego.
- To trochę… jakby zapomnieć, że się żyje - stwierdziła cicho.

-Ciekawe porównanie.. cóż, całkiem możliwe.

Dziewczyna skwasiła się odrobinę.
- Ciekawym jesteś człowiekiem… - zawahała się na chwilę - tylko mam wrażenie, że odrobinę smutnym.

-Zaledwie wczoraj podobnie określił mnie nasz mały Lucas- zaśmiał się lekko- kto by pomyślał, że sprawiam tak ponure wrażenie.

- Raczej chodzi o to co mówisz i jakie masz podejście, bo uśmiechasz się dużo… podobnie jak Erven z resztą.

-Nie daj się zwieść pozorom droga Jenny. Prawda może różnić się od tego co przedstawia Ci świat.

- Ty się przyzwyczaiłeś do pomijania bólu, ja do tego, że ludzie lubią kożystać z innych - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Albo oboje skrywacie za uśmiechem coś co was boli albo naprawdę macie świetne humory przez cały czas - podjęła po chwili dziewczyna tym razem samej się uśmiechając.

-Hehe. Nie ukrywam bólu- odparł Castell wpatrując się w kobietę- Prawda jednak mogła by okazać się niezwykle nieprzyjemną sprawą. Ale przyznam rację, dobry humor w tym świecie niemal mnie nie opuszcza.

- Prawda, nieprawda… boleć zaboli ale nie zabije… no chyba, że wycelowaną broń w ciebie - Jenny cmoknęła - to potrafi zaboleć… w sumie o bólu mówi ten co na niego nie zwraca uwagi.

-To że nie zwracam uwagi, nie oznacza że go wcale nie odczuwam.

- A więc jednak - Jenny uniosła jeden kącik ust do góry. Zastanowiła się nad czymś i kontynuowała - powiedz… walczysz wręcz?

-Całe dzieciństwo szkolony byłem w walce mieczem. Ojciec nigdy nie skąpił pieniędzy na najlepszych instruktorów. Wręcz przeciwnie.

- Hm wydawało mi się, że teraz walczyłeś i bez broni… no trudno kogoś innego będę musiała znaleźć. Z tym co potrafię to niewiele zdziałam. Muzyka to nie wszystko. Sama tez muszę się bronić. Przypadkiem nikogo takiego nie spotkałeś co?

-Nie i sam również nie jestem mistrzem sztuk walki- uśmiechnął się- Jeśli wyraziłabyś zainteresowanie mógłbym nauczyć cię posługiwania się mieczem jednoręcznym. Znam się na walce każdym rodzajem miecza.

- Mam gitarę - parsknęła Jenny - ale to chyba działa trochę inaczej. Mimo wszystko przyzwyczaiłam się do korzystania z rąk i nóg jako swojej broni… w wąskich korytarzach lepiej się nadawało od machania czymkolwiek. Ale zgłoszę się jeśli poczuję taka potrzebę - dziewczyna posłała miły uśmiech mężczyźnie.

-Z pewnością znajdziesz nauczyciela, na tym świecie jest wręcz masa nietypowych wojowników. Do tej pory możesz liczyć na nas, Ereven z pewnością wiele by poświęcił żeby Cię uratować- zaśmiał się- chodź zauważyłem że sama również doskonale sobie radzisz- uśmiechnął się przyjaźnie.

- Tak… - mruknęła Jenny odrobinę gasnąc - ale hej! Dostałam złotą lirę od smoka - pochwaliła się dziewczyna - pewnie już zauważyłeś, tak się świeci.

-Naprawdę wspaniały instrument. Przyznam szczerze że nie mogę się doczekać kiedy usłyszę jak na niej grasz. Chodź twoja muzyka jest mi zupełnie obca, to na prawdę szybko mnie do siebie przekonała.

- Pff… ostatnio jak grałam na tym to smok zasnął… jesteś pewien, że chcesz posłuchać?


***
Erven podążył w ślady Christosa, ta bestia wyglądała ciekawiej niż cudem odratowani ludzie którzy nie mieli dla niego jakiegoś szczególnego znaczenia. Bestia z kolei… tak, to co innego. Na początku obszedł całą bestię wokoło kilka razy starając się ocenić jej wartość. Znalazł dwoje wyłupionych oczu i wsadził je do słoika. Po czym wyciągnął niewielką ale ostrą brzytwę i razem z Christosem przystąpili do ściągania skóry, wyjmowania szponów, oraz odcinania głowy stwora.

Szpony okazały się bardzo mocne i zdawało się wyrastające wprost z kości. Udało się jednak wyrwać 5 z nich. Skóra była prawdziwym wyzwaniem tyle wysiłku to chyba jeszcze w oskórowanie zwierza nikt nie włożył. Co do głowy, poszło łatwiej... widać mięśnie zmarłego stwora po śmierci rozluźniły się. Tak też chwilę późnej obaj panowie mogli się cieszyć zdobycznym skalpem.

Erven westchnął ciężko zdejmowanie skóry z tego stwora było bardziej niż wymagające. Był zadowolony. szpony włożył do torby po czym odezwał się do Christosa.

- Chodź, we dwóch weźmniemy skórę i głowę. Znam człowieka który dobrze zapłaci. Może i głowę też da radę się opchnąć. To nielada trofeum jest jak by nie patrzeć. Unikatowe w tym świecie.

- Niech tak będzie. Swoją drogą… widziałeś w mieście kogoś, kto mógłby coś wiedzieć na temat takich stworzeń? Warto by było chyba zaopatrzyć się w nieco wiedzy na przyszłość. - Pomarańczowłosy wykonał polecenia, choć miast nosić trofea, postawił je na grzbietach swoich pomagierów - widać, nieźle mu służyły jako zwierzęta pociągowe.

- Ten stwór to ewenement, przybysz, wątpię by drugi był gdziekolwiek w tym świecie. Ja zdaję się na instynkt kupca, ale Eri, ze straży, powinna coś wiedzieć jeżeli Cię to interesuje. - powiedział Erven jednemu z braci - mamy jeszcze kilka grzybów fluerystencyjnych do zabrania, pamiętasz?

- Zgadza się, zostało jeszcze z siedem. Soren powinien móc nam pomóc. - pomarańczowłosy zabrał jeden z leżących kołczanów, po czym spojrzenie skierował na miecz i kosę, będące już w ekwipunku Castella:
- Soren, zamierzasz walczyć tyloma brońmi na raz…? - spytał towarzysza.

Mężczyzna wyrwany na chwilę z rozmowy z Jenny obrócił się do Christosa
-Znalazłem tą broń kilka kilometrów niżej- odpowiedział- chciałbym dowiedzieć się czegoś na ich temat, może kowal zdradzi mi ich historię. Później, cóż, zobaczymy czy są coś warte.

- Jeśli nie będzie żadnych przeciwwskazań, byłbyś skłonny dać go Nanaphowi? Przydałoby mu się lepsze ostrze od tych strażniczych mieczy. –

-Oczywiście- uśmiechnął się tak promiennie, że niemal rozświetlił pomieszczenie..- chodź jest dość ciężki jeśli nie sprawi wam to problemu.

- Wracając powinniśmy jeszcze zebrać resztę tych grzybów… - stwierdził Christos, gdy drużyna była już w drodze korytarzem.

***


-Nie śmiałbym popełnić podobnego nietaktu- zaśmiał się- widać ten gad nie zna się na dobrej muzyce.

- No jemu się nie spodobała gra na gitarze. Ale Hej! Jesteśmy gdzieś, gdzie są osoby z tak różnych miejsc, że nie dziwię się że komuś nie pasuje Rock. Nawet odrobinę byłam zaskoczona, że wam przypadł do gustu.

-Ja również, jest zupełnie inna niż znana mi do tej pory muzyka.

- Chyba każdy tutaj nauczy się czegoś nowego. Zastanawiam się nad tym co mówił bard… o tym punkcie obserwacyjnym… podejrzewam jednak, że oznaczało by to rozdzielenie się. Nie wiem czy chwilowo mam siłę iść gdziekolwiek bez kogokolwiek kogo znam. Chociaż dwa dni - uśmiechnęła się.

-Jeśli Panienka chciała by towarzystwa, gotów jestem towarzyszyć Panience w podróży. Nie mam żadnych planów na chwilę obecną. Chodź nie spełniam raczej wszystkich kryteriów..

- Nie przesadzaj z tą panienką… mów mi Jenny bo inaczej dziwnie się czuję, tak bezosobowo.

Delikatne wzruszenie ramion
-Kwestia przyzwyczajeń i wychowania- odparł- poprawię się.

- Dzięki. Możliwe, że skorzystam z oferty…. jeśli dobrze słyszałam Erven chyba będzie kogoś szukać… gdzieś. I tak przed jakąkolwiek podróżą trzeba zarobić więcej pieniędzy.

-Po powrocie powinniśmy otrzymać nico gotówki. Powinna starczyć na jakiś czas. Może uda mi się sprzedać któreś ze znalezisk- dodał prezentując miecz i kosę- liczę że są coś warte.

- Miejmy nadzieję… miejmy nadzieję - mruknęła pod nosem Jenny - Lira zapewne będzie kosztować swoje, chociaż nie wiem czy pozbywać się jej. W końcu chciałeś posłuchać jak gram. Ostrzegam tylko, że to nie jest mój główny instrument.

-Sprzedaż chyba nie będzie konieczna- odparł Castell- a ja chętnie posłucham. W końcu to dość znany mi instrument.

- Cóż, jeśli mamy dostać po 50 na łebka to dalej mi nie starczy na własne mieszkanie. Gdzie ostatecznie wyście spali? Erven wam coś załatwił prawda?

-Tak, dostaliśmy tymczasowe pokoje na noc. Nie za wielkie, jednak nie ma co narzekać. Jeśli planujesz podróż to kupno mieszkania w tym mieście i tan na niewiele Ci się zda. Przynajmniej w tej chwili.

- Wiem. Dobrze wiedzieć, że da radę bez kupna coś znaleźć. Powiedz… ta twoja regeneracja. Można się jej nauczyć? - Jenny zmieniła nagle temat.

-Nie. Nie można- odpowiedział tylko Soren.

- Aaaahaaa… czyli z natury to potrafisz?

-Również nie. Ale to historia na inną okazję.

- Skoro tak twierdzisz. Jaki jest twój świat? - zaciekawiła się dziewczyna.

-NIeco szary. Pełen wojen, chorób i prześladowań religijnych. Chodź do wszystkiego da się w pewnym stopniu przyzwyczaić. Ludzie w nim są niezwykle ślepi i głupi- wzruszył ramionami- powoli zaczął zmieniać się na lepsze, gdy wkroczył w “nową epokę’ i wtedy nagle, znalazłem się tutaj. A Twój?

- Hmm - dziewczyna uśmiechnęła się - również szary, chociaż pełen kolorów. Gdzie się nie pójdzie człowieka witają świecące neony i hologramy. To pierwsze to świecące się rurki z gazem w środku a drugie to hmm… jakby to wytłumaczyć? - zamyśliła się na chwilę - również delikatnie świecące rzeźby bądź rysunki ze światła. W bardzo dużym uproszczeniu. Ale tak to jest szaro, ściany, podłogi i sufity są bądź z metalu, bądź z żelbetonu. Ludzie pracują w fabryce, dzieciarnia rozbija się po niższych poziomach, straż jest bandą kontrolowanych niemalże robotów, a niebieskie niebo przesłania pomarańczowa tarcza ochronna. Opowiadam tutaj tylko o swoim mieście. Nie wiem jak wygląda ziemia ani inne miasta. Nie wypuszczali nas nigdy - Jenny uśmiechnęła się - coś w ogóle zrozumiałeś z tego co mówiłam?

-Wystarczająco by zrozumieć przekaz. Twój świat również nie należy do najwspanialszych. Może tu uda Ci się zaznać więcej szczęścia.

- Może - dziewczyna wyraźnie uciekła myślami do wspomnień - ty tu byłeś wcześniej prawda? Zanim myśmy się pojawili. Wspominałeś, że widziałeś Lofar przed pojawieniem się skały.

-Tak, chodź były to zaledwie trzy dni. A następnie jak się okazuje trzy miesiące snu na gałęzi- zaśmiał się.

- To nie mogło być wygodne - uśmiechnęła się do mężczyzny - pamiętasz w jaki sposób tu trafiłeś? Co się działo? Ja mam jakieś dziwne wspomnienia.

-Niestety nie- odparł- samo zaś siedzenie na drzewie nie było aż takie złe, przynajmniej sie wyspałem.

- Hm, może ktoś inny coś będzie więcej pamiętał. Dołączmy do nich - zaproponowała.

Castell jedynie skinął głową i nieco przyśpieszył kroku.
***


- Dobra, skoro to już załatwione… witajcie. - zwrócił się Nanaph do kilku uratowanych ludzi, następne pytanie kierując bardziej do przybyszów - Kim jesteście? -
Christos z kolei zupełnie ich zignorował, kierując się do ciała bestii. Chciał się jej dokładnie przyjrzeć. Bardzo dokładnie.

- To my was możemy o to zapytać. - Stwierdził jeden ze strażników.
- Nie ma po co. - Przerwała zakapturzona dziewczyna. - Zostaliśmy spetryfikowani. - Zachwiała się i opadła na kolana. Przy niej stanął chłopak z mieczem pomagając jej stanąć na nogi i służąc podporom.
- Mów dalej.
- Oni wam zapewne więcej opowiedzą. - Wskazała na Nanapha.

- Skoro tu jesteście, zapewne napotkaliście także tamtą bestię. - wskazał na leżącego stwora, po czym na pobojowisko pełne innych, podniszczonych posągów - Jak widać, miała ona specyficznie zdolności. Zabiliśmy ją, i Wy odżyliście. Ja jestem Nanaph, a to… - w tym momencie odwrócił się, i widząc, że nikt inny nie zainteresował się ludźmi, uprościł - moi towarzysze. Zostaliśmy tu wysłani przez Kapitana Filipa. Chyba jednak nie przypuszczał, że znajdą się tu jacyś żywi. Nic Wam nie jest, jak się czujecie? –

-Słabo. - powiedziało drugie dziewczę. - Gdzie wyjście?
Straż zamilkła przetrząsając najbliższą strefę i kupki piachu z reszty posągów.

- Tamtędy. Zaprowadzę Was, jeśli nie macie nic przeciwko. –

- Powadźcie panie. - Rzekli rycerze. Spoglądając na pozostałych “od-kamieniowanych” i w razie potrzeby pomagając im.

Z korytarza wyłoniły się natomiast cztery jaszczury
- Można na nie wsiąść, jeśli to ułatwi. - skomentował Nanaph, wyprowadzając wszystkich niespiesznie w kierunku wyjścia.
Po drodze zagadał do czwórki przybyszów:
- Cóż… to co teraz zamierzacie? Krypty zostały oczyszczone. Jesteście wycieńczeni, a nie wygląda na to, byście mogli sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek… -

- Mam trochę grosza w barze. Przezorna zawsze ubezpieczona. - Odparła czarodziejka.
- Ja podobnie. - odparł wąsaty.
- Kto nie ma gdzie się udać zapraszamy do strażnicy. Zawsze jest tam wolne miejsce.
- Nie omieszkam skorzystać nim wybiorę się do Targas.
- Ja do stolicy. - Rzekł wojownik. - Ale też skorzystam z propozycji.

- Chyba dane było Wam już zauważyć, że samotne podróże są tu dość niebezpieczne. Może zechcielibyście się przyłączyć do nas? - odparł Gubernator, po czym zwrócił się bardziej bezpośrednio do wojownika - Hm, Panie… - tutaj przystanął, zmieniając temat - Właściwie, to nas sobie nie przedstawiono. Mi możecie mówić Nanaph, jak Wam na imię? - uśmiechnął się przyjaźnie do grupy.

- Borys - odpowiedział wąsaty - mam już plany.
- Aiven - młodzieniec z mieczem - JA podobnie co staruszek. - wyszczerzy w jego kierunku zęby.
- Magi. - Rzekła czerwonolica - Już mam grupę.
- Xona - odczekał zakapturzona. Na wcześniejsze pytanie nie odpowiedziała..
- A my straż - powiedział dziarsko ten najbardziej wygadany. Nie dodał nic więcej zapewne odpowiadając od razu na oba pytania.

- No więc, Aivenie… mogę spytać jakież to plany masz w San Serindas? Jestem tu stosunkowo nowy, nie wiem czego można się spodziewać w stolicy, czy co jest tam do roboty.

- Największe z miast panie. A wyruszam tam by prosić o rękę królewnę. Moje amory w końcu wzięły nade mną gorę. - Czarodziejka prychał śmiechem.
- Powodzenia. - Rzekła chóralnie straż.

- Nie ma co ukrywać, ambitne plany - uśmiechnął się Gubernator, poważniejąc chwilę potem - Grupa, Magi… po pierwsze, nie wiem czy jesteście tego świadomi, ale spędziliście tu co najmniej kilka dni. Nie wiem czy jeszcze zdołasz ich odnaleźć, a nawet jeśli… czy na pewno rozsądnym jest ufać ludziom, którzy zupełnie zignorowali Twoje kilkudniowe zniknięcie? Chyba udowodnili tym niejako, że nie można na nich liczyć. –

- Z twojej perspektywy panie Nanaph może to tak wyglądać. Cóż. Nie ukrywam... nie szukali mnie, gdyż trochę się mam posprzeczało. Potrzebowałam chwili wytchnienia i przy okazji chwili rozrywki.
- Świetna zabawa - stwierdzała czarodziejka.- Udawanie posągu.
- Przypominam że i ty się w to bawiłaś. - Dodał żartem Aiven.
- To przez tego... ziemia lekką mu będzie, wojownika z pałkami hukowymi. Strzelał pociskami gdy miał zeń uwagę odemknie odwracać. Ech. Ziemia niech lekką mu będzie.
- Ja straciłem dwóch giermków. - Stwierdził Borys - Cóż udam się na zamek. Zdam raport i wyruszam. Nic więcej mnie tu nie trzyma.
- Raport i my zdamy. - Dodała straż.
- Ja wiem. Ale ja się do tego zobowiązałem.

- Czy więc na pewno rozsądnie jest do nich wracać? I czy wiesz choćby gdzie ich teraz szukać? - spytał Magi Gubernator, dodając w kierunku strażników - A i ja raport u Kapitana muszę zdać, przejdziemy się więc razem. –

- Ja miałem do tych wyżej raport zdać. Cóż, taka była przynajmniej umowa.
- Z pewnością wiem gdzie są. Albo przynajmniej mam taką nadzieję. Ci którzy na prawdę nie pasuje do tego świata znaleźli dom tylko w jednym miejscu. Punkt obserwacyjny. Ci którzy potrafili się dostosować podróżują po świecie lub osiadają w tych miastach.

- Punkt obserwacyjny? Cóż to za miejsce? - dopytał zaciekawiony Nanaph.

- W pewnym stopniu to miasto. Odosobnione, trudno dostępne specjalnie dla takich osób jak ja czy mi podobni. Ci którzy nie są się w stanie dostosować lub nie się wstanie być zrozumianymi. Dajmy na to siostry Neptunie. Piosenkarki tyle że w tym świecie muzyka nie odgrywa takiej roli jak w innych. Nie są w stanie walczyć i nie przywykły do takiego świata. Tam właśnie mogą być sobą. Także osoby zwykłe bez zdolności które przybyły do tego świata znajdą tam dla siebie miejsce.

- Więc czym się tam ludzie zajmują? Z czego żyją? –

- Cóż ciężko stwierdzić. Muzyka, rozrywka, lenistwo, walki i tym czego na ogół tutaj nie znajdzie. - Wzruszyła ramionami - nie zawsze się czymkolwiek zajmuje tam po prostu mogą być sobą. Odcięli się od tego świata, choć on o nich nie zapomniał. Nie radzę tam witać chyba ze ma się konkretny cel.

- Skąd więc mają środki na swoje utrzymanie, czy choćby zapewnienie sobie bezpieczeństwa…? –

- Haha. Dobre pytanie. - Za śmiała się Xona - Wspominała o trudnym dostępie. To właśnie czyni to miejsce bezpiecznym. Druga część natomiast i mnie zaciekawiła. Jak to z tamtymi osobami jest?
- Cóż. Jak wy byście się czuli gdyby przeniesiono was do świata w pewien sposób znanego, a drugiej strony tak niedostępnego, świata do którego nie można się dostosować? A co wiecie odrobine ograniczonego... cóż wy macie magów my naukowców. A że okres wegetacyjny tutejszych roślin trwa prawie cały czas nie zależnie od pory to zdobywanie pożywienia nie jest takie trudne. Zapomniałem wspomnieć że tamtejsi mieszkańcy mają spory zapas wiedzy choć nie chętnie chcą się nadzielić. Jak to się tam mawia “rozwój jest dobry, ale tego świata nie wolno zmieniać”

- Trudny dostęp? To dość absurdalne… mówisz o nim, jednocześnie podkreślając, że nawet nieprzystosowana osoba bez jakichkolwiek zdolności potrafi tam dotrzeć… -

- Cóż absurd też trzymamy na wodzy... - Śmiech, w końcu jej humor się poprawił. - Cóż to trzeba zobaczyć na własne oczy by zrozumieć... Och właśnie zajmujemy się jeszcze jednym... tworzymy poradnik dla przybyszów. Przynajmniej dla tych którzy są podobni do nas. Jak się okazuje nie każdy umie czytać...

- Światy, z których pochodzimy są tak różne, że to chyba nic dziwnego. Nie mniej… to dość dziwne podejście. Istoty rozumne mają to do siebie, że wszędzie potrafią się przystosować, dzięki czemu opanowały chyba większość istniejących światów. Ci tutaj jednak, zamiast choćby spróbować, postanowili się odciąć. Nie rozumiem tego systemu myślenia… wystarczy przecież nauczyć się tego, czy owego. Nie trzeba być do tego mistycznym wybrańcem Bogów… -

- Cóż... okazuje się że wraz z rozwojem i biegiem czasu pewne wartości zostały “zaprzestane” na rzecz wiedzy i rozwoju.
- Hmm. Ciekawe podejście. - skomentowała Xona a Aiven tylko temu przygwizdał.
- Czy ja wiem. W innych światach rozwój jest znacznie dalszy i jakby zdawał się powracać korzeni, w innych całkiem inaczej się rozwija a w jeszcze innych dochodzi to walki “kto pierwszy”. Dacie wiarę że istnieją światy bez magii, czy też niezwykłych mocy?

- W światach bardziej rozwiniętych miast mocy, można używać lepszej broni. Czemu tamci porzucili pomysł odnalezienia drogi do swoich światów? Przecież skoro jest ścieżka w jedną stronę, to musi być i w drugą. Ci cali “naukowcy” nie chcieliby się tym zająć? –

- Oni są dość ekscentryczni... nowe miejsce do badań i nieznane dotąd elementy tego świata ich pochłonęły. Poza tym raczej chodzi o same “chęci” czy też możliwości zdobycia kluczy do bramy.

- Oni to oni. W Punkcie Obserwacyjnym jest pewnie więcej ludzi… nie pasują do tego świata, a nie szukają powrotu. Gdzie w tym logika? –

Jenny podeszła do Nanapha i jego rozmówców po tym jak skończyła rozmowę z Sorenem.
- Hej, Jenny jestem, czy dobrze słyszałam, że rozmawiacie o punkcie obserwacyjnym?|

- Owszem. Nie tyle nie szukają drogi powrotnej, co nie idą po nią. Każdy w sumei wei ja kwrócić do domu. Tak jak to głoszą plotki. Tym samym jak głoszą nie jest to łatwe.

- Nie warto spróbować? Czyż to co oni tam tworzą nie jest jedynie namiastką ich świata?

- Rzeczywiście tka może być. Ale to lepsze niż pewna śmierć.
- Tu się z nie zgodzę. - Stwierdził krótka Aiven uśmiechając się do Jenny.

- Mogliby współpracować z przybyszami o większej sile. Każdy mógłby się do czegoś przydać. Poza tym… co na przykład z Tobą, Magi? Żyłaś tam, w odosobnieniu, a jednak wróciłaś i zawitałaś do tak niebezpiecznego miejsca. Dlaczego? –

- Nie można całkiem na odosobnieniu. Może i my odcięliśmy się od tego świata, ale on o nas nie zapomniał. No i badania nie mogą być tylko teoretyczne.

Jenny odwzajemniła uśmiech Aivena.
- W sumie… to jak wrócić do swojego świata? Mówicie, że wiadomo… myślałam, że to będzie jakaś zagadka - zainteresowała się dziewczyna.

- Nie wiecie przez kogo tu jesteście ani jak stąd wyjść? - Zdziwiła się Xona. - To dość pospolita już wiedza. No powiedzmy nie całkiem łatwa w swej prostocie ale wystarczająco prosta do przekazania.
- Słyszeliście o Czarnej Bramie o Uverworldzie?

- Nie. Oświećcie nas, jesteśmy tu dopiero drugi dzień.

- Posłuchajcie więc... Przed 4 miesiącami o ile sienie mylę - Zaczął Aiven.
- A nie sześcioma? - Dopytał Borys
- Na pewno jakiś czas przed upadkiem Lofar zdaje mi się że to było miesiąc przed, a może i trzy. W każdym jednak razie. Ni stąd ni zowąd pojawiła się czarna brama. Olbrzymie czarne wrota nieznanego pochodzenia, nieznanego przeznaczenia. Teraz można je w sumie nazywać bramą piekieł choć czarna brama jakoś bardziej się przyjęło. Dalej... wraz z pojawieniem się bramy świat zaczął się zmieniać oraz pojawiliście się wy... przybysze. Zaczęliście napływać nie wiadomo skąd czy to lasy czy to po prostu pojawiając się na polanach. Po prostu się zjawialiście. Powiada się że powstała pewna organizacja Uverworld, która rzekomo stoi za stworzeniem bramy. Niby rzeko istnieją i było o nich głośno jeszcze przed upadkiem Lofar, ale po upadku tka jakby plotki zniknęły. Każdy o nich słyszał ale teraz opowiada się o nich jak o bajce. Fakt jest jeden ktoś bramę stworzył bo przecież sama z siebie by się nie pojawiła.
- Wysnuto tezę - Poczęła dalej Xona gdy Aiven łapał chwilę oddechu - Że skoro jest i brama muszą być i klucze. A tezę tą zwieńczyła Królewna Uri. Oświadczając że tak rzeczywiście jest i... klucze pojawiają się z czasem. Rzekła: “Kto chce niech szuka. Każdy jest w innym kraju, a tylko 3 są w tej chwili aktywne. Lecz strzeżcie się tych którzy ich pilnują”. Jak rzeczy legenda opowiadana przez bajarzy i bardów. Kluczy strzegą potężni strażnicy. Tak to wygląda po krótce.


- Nie chciałabyś wrócić do swojego świata? Nie chciałabyś pomóc w stworzeniu drogi powrotnej? - spytał Nanaph Magi.

Chwila zastanowienia.
- Hmm. A jeśli bym powiedziała że i mnie ten świat zaintrygował? Nie szukam więc jeszcze drogi ucieczki.

- Wtedy spytałbym dlaczego miast go eksplorować, mieszkasz w Punkcie Obserwacyjnym. Poza tym, odnalezienie drogi powrotnej nie musi być jednokierunkowe… może będzie można tu wrócić. –

- Na razie nie można stad się wydostać. I kto powiedział że nie podróżuję... - Uśmiech. - To że tam osiadła nie znaczy że cały czas tam przesiaduję. Są osoby takie które mimo swojej odmienności polubili ten świat. Ale to juz wynika z czegoś innego.

Mniej więcej w tym momencie pojawił się Erven z uśmiechem na twarzy, widać ściąganie trofeów z bestii poprawiło mu humor.
- Minęło mnie coś ciekawego? - zapytał po czym przedstawił się krótko - Erven, Erven Sharsth.

Uratowani również krótko się przedstawili.

- Chyba wiemy dlaczego się tu pojawiliśmy… i czego szukać by wrócić - Zaczęła Jenny a potem opowiedziała Ervenowi całą sprawę.

- Mi dobrze w tym świecie, jakoś nie palę się do powrotu - odpowiedział ze wzruszeniem ramion - Co jak co, ale ten świat zdaje się być nawet przyjazny.

- To… prawda - przyznała - ale jest też obcy. Zapewne można się do niego przyzwyczaić - Jenny urwała. Widać było, że nad czymś się mocno zastanawia. Jej twarz nie wyrażała entuzjazmu.

- Może i jest obcy, ale to nie znaczy, że nie jest wspaniały. - odpowiedział z uśmiechem Erven - Jak by nie patrzeć wszystko się dobrze układa, prawda?

- Powiedzmy - odparła krótko Jenny.

Mlecznowłosy się zaśmiał
- Jak by nie patrzeć, teraz to dom, nie mam zamiaru zadręczać się rzeczami które są poza moją kontrolą. Lepiej się skupić na rzeczach które mogę zmienić.

- Widzę, że niepotrzebnie się martwiłam - wskazała na tors mężczyzny - wylizałeś się ładnie z ran.

- Było blisko i mógłbym nie podołać.. - odpowiedział z prawdą - ..ale się udało, wszystko dzięki Tobie moja droga.

- Zdaje mi się, że ostatecznie to Nanaph z Christosem zabili zwierzę.

- Dobiliśmy tylko rannego, to nic szczególnego. Jego zabicie jest dziełem całej naszej drużyny. - odparł Gubernator pospiesznie, po czym wrócił do rozmowy z Magi:
- Rozumiem. Mogę się jeszcze spytać, o co Wam poszło, że postanowiłaś iść to przemyśleć do tak głębokich, pełnych niebezpieczeństw krypt? –

- Bariera gromu. Trwają pewne plany na jej temat. Poszło także o sprawy prywatne...

- Co o niej wiadomo? Muszę przyznać, że zainteresowała mnie.

- Tyle że stworzyli ją mieszkańcy tamtejszego kraju. Pewnym błędem jest nazywać ją barierą gromu gdyż z gromem ma niewiele wspólnego.
- To znaczy? - Zapytała się Xona
- Owszem wydaje się emanować elektrycznością jednak jej działanie, jest bardziej pulsacyjne. - Chwila ciszy i próba wytłumaczenia tego bardziej jasno - Jak bariera wejść nie pozwala jednak elektrycznością nie razi. A może to tylko wpływ tego świata. Na razie nie wiele wiadomo o sposobie przedostania się przez nią. Zdaje się także oddziaływać wyłącznie na jednostki ludzkie.

- Musieli znaleźć silne źródło energii żeby utrzymać stabilną barierę… albo odpowiednio skonfigurowane kryształy, albo bawili się czerpanie energii bezpośrednio z dusz. Dało rade namierzyć nadajniki eteryczne na obrzeżach? - zapytał zaciekawiony Erven

Słowa mężczyzny sprawiły, że Jenny otworzyła szerzej oczy. Już chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się.
- Coraz bardziej mnie interesuje ta bariera - powiedziała zamiast tego.

- Z tego co zauważyłem, jest też wiele rodzajów energii, z których mogliby skorzystać. Jak mniemam, Magi, planujesz teraz do nich wrócić… a potem? Macie jakieś plany na przyszłość? –

- Nie wydaje mi się i nic takiego nie zaobserwowano. - Odpowiedziała Ervenowi - Wydaje się jakoby bariera z początku miała być elektryczka a później... później zapewne pojawiła się czarna brama i bariera uległa zmianie i wyszła spod kontroli.
- Tylko aktualne odparł - Borys jakby za wszystkich. - Nikt nie wie co przyniesie przyszłość więc dalsze plany raczej robi się z pewnym zdystansowaniem.
- Wąsaty ma rację - powiedział Aiven - Ja tylko swoje, Panienki Xona i Magi zapewne swoje. A wy? - zapytał ściągając z nich cały grad pytań. - Co z wami?

- Z dalszych planów, to pójdę zbadać tę barierę, a z bliższych… hm… przyjżała bym się pewnemu morderstwu, które odbyło się w mocy. Straż zapewne nie pogardziła by dodatkową pomocą prawda? Co prawda przed tym… będę musiała was na troszeczkę zostawić - powiedziała spoglądając na zbliżającą się wyrwę w podłodze.

- Ja się dzisiaj przekonałem, że ten świat potrafi być wielokrotnie niebezpieczniejszy od mojego. Przydałoby się nam więcej ludzi, gotowych do wzajemnej pomocy, byśmy kiedyś nie skończyli tak jak Wy, niezdolni do niczego, w jakimś zapomnianym przez wszystkich miejscu. Myślałem też o, choćby tymczasowym, dołączeniu do oddziałów w Targas. Wiecie może jak się tam powodzi, czego się spodziewać? –

- Owszem nie pogardziła by. - Strażnik odpowiedział Jenny - Czyli macie dwie opcje albo założyć gildię jak sami stwierdziliście do kogoś dołączyć. - Odrzekł Nanaphowi - Skąd mamy wiedzieć jak tam jest sytuacja? Fakt przed tym incydentem nie była najlepsza a le raczej nikt z nas nie wie jak jest teraz.

- Gildię? A gdzież takich szukać lub szukać ludzi, którzy do takowej mogliby chcieć przystąpić? –

- Wystarczy popytać - odparł Aiven. - Jednak do nowych mało kto się dołączy, a znów do upozycjonowanych nowych rzadko przyjmują.

- Czy jest jakaś inna droga do tamtej komnaty niż zeskakiwanie przez rozpadlinę? - zapytała się Christosa Jenny - wiesz gdzie - dodała ciszej.

- Nie wiadomo mi o takiej… chcesz pomówić ze smokiem? - dopytał pomarańczowłosy, dodając po krótkiej chwili milczenia - Jeśli tak, przejdę się z Tobą. Mam złe przeczucia co do Fengraherna. –

- Wolała bym byś następnym razem mówił ciszej. Skoro nie ma innej drogi, to będę potrzebować twojej pomocy.

- W takim razie, chodźmy - ściszonym głosem powiedział Christos, skręcając w kierunku komnaty smoka.

Jenny, christos i pusta komnata smoka.


Ciemny korytarz i żadnej wyczuwalnej aury. Dwójka wędrowców dotarła na skraj schodów do ciemnej sali. Drogę oświetlała im jedna z ostatnich pochodni. I nagle zaskoczenie, sala okazała się pusta. Piaskowy nasyp był niewielki i nigdzie nie było śladu zarówno smoka jak i jego skarbu. Brak śladów walki, ucieczki czy zniszczeń. Jedyny ślad to jeden jedyny odcisk stopy na piasku. Smok nie kłamał mówiąc że może wyjść stad kiedy tylko zechce. I jak widać chciał...

Christos nie zdawał się zdziwiony zniknięciem gada. Podszedł jedynie do odcisku stopy, i przyjrzawszy się mu miał już się odwrócić. Niespodziewanie jednak zaczął kaszleć, jak gdyby miał atak astmy. Trwało to kilkanaście sekund, a z ciała mężczyzny zdawał się parować znany już dziewczynie czarny dym.

Jenny zaklęła pod nosem. Nawet dobrze jej się rozmawiało ze smokiem. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś spotka go i uda się jej z nim porozmawiać. Ciągnęło ją coś do tej istoty.
- Wszystko w porządku? - zapytała zaskoczona Jenny i podeszła do Christosa. Położyła dłoń na jego ramieniu.

Gdy “atak” ustał, Christos wpatrywał się jeszcze chwilę w własną, drgającą dłoń, jakby nie słysząc pytania i nie czując dotyku Jenny. Dopiero po chwili odpowiedział, nieco innym, mocniejszym głosem niż zwykle:
- Tak… chyba tak. Nic mi nie będzie. Wróćmy już do reszty. - Po czym, jak gdyby nigdy nic, obrócił się na pięcie i począł wracać tym samym korytarzem, którym tu przyszedł.

- P-poczekaj - zająknęła się Jenny widząc dziwne zachowanie Christosa. Chciała jeszcze poobserwować pokój by znaleźć może jakąś wskazówkę dokąd mógł udać się smok.
- Chcę jeszcze obejrzeć to pomieszczenie - powiedziała przytrzymując dłonią ramię mężczyzny.

- Niech będzie - uległ pomarańczowłosy spoglądając jeszcze na komnatę - Swoją drogą, to chyba dobra chwila, żeby pomówić o Lucasie. Chyba zdołałaś już zauważyć, że w tym świecie wiele rzeczy nie jest takich, jak na to wygląda, prawda…? –

- I co ma to wspólnego z dzieciakiem? - zapytała dziewczyna rozglądając się po komnacie.

- On również nie jest taki, jaki się wydawał. Podobnie jak my, ma pewne nadnaturalne zdolności… nie kontroluje jednak ani ich, ani siebie. - zaczął Christos, po czym począł opowiadać o przygodach swoich i Ervena z Lucasem, pomijając opis poradzenia sobie z dziećmi przez krótkie “ledwo zdołaliśmy je uratować”.

Z początku Jenny niespecjalnie słuchała Christosa myśląc, że to jakaś kolejna wymówka. Nie mogła jednak odnaleźć żadnych śladów które mogły by prowadzić do tego gdzie udał się smok, więc zaczęła słuchać. Stała z założonymi ramionami i nie bardzo wiedziała czy wierzyć.
- Chcesz mi powiedzieć, że wewnątrz Lucasa jest… jakiś inny byt? I on rozwalił mieszkanie Ervena… Pomyślę nad tym. Nie bardzo chce mi się wierzyć w to wszystko… fakt dzisiaj zachowywał się dziwnie, ale to jeszcze o niczym nie świadczy - Jenny westchnęła i przeleciała jeszcze luźno wzrokiem po pomieszczeniu - chodźmy stąd, jeszcze kilka rzeczy mamy do zrobienia.

- Nie brzmi to zbyt prawdopodobnie… a jednak, to nie kłamstwo. Dom Ervena istotnie został zniszczony, a Lucas… od początku coś w nim nie grało; wygląda na to, że ten cały Byt nabiera w nim coraz więcej siły. I musi zostać jakoś powstrzymany.

- Wyjdźmy stąd najpierw a później zobaczymy, dobrze? Nie wiem co o tym myśleć, musze się zastanowić i przede wszystkim znaleźć go by z nim porozmawiać - odparła i ruszyła w kierunku wyjścia.

***

Nanaph tymczasem kontynuuował rozmowę o gildiach:
- Gdzież można znaleźć siedziby tych bardziej upozycjonowanych, ażeby im ukazać swą przydatność? –

- hmm. - Ocaleni popatrzyli po sobie jakby się zastanawiając. - A mają takie?
- Kto wie może mają. Niestety panie o tym nic nie wiemy. Ogólnie to grupy się nie osiadają tyle że przynależą by był bezpieczniej lub by razem dokonywać celów.
- Hmm. Jeno gildia powstała a raczej zakon uzdrowicielek. Niewielki ale się przy granicy z przystania pobudowali. - powiedział jeden strażnik
- Słyszałem iż w dywizjonach można grupy znaleźć ale... tam konflikt. Targas po sąsiedzku.

- Barman twierdzi że w Targas najłatwiej teraz o informacje. -zauważył Erven- Mnie niesie do San Sarandinas.

- To będzie nas dwóch.- Zaśmiał się Aiven.

- Jak więc mniemam, nikt z tu obecnych nie zechciałby dołączyć do nowiutkiej gildii? - dopytał dla pewności Nanaph, widząc już światło z końca tunelu.

- Nie - Odparła trójka.
- Wybaczcie panie. - Odrzekła Magi - Dziękujemy jednak za pomoc.

- Rozumiem - uśmiechnął się Gubernator, stojąc już u wyjścia z katakumb - Mam jednak nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy… w milszych okolicznościach - spojrzał w ciemność krypty, z której kilkanaście sekund później wyłonił się Christos z Jenny.
 
Asderuki jest offline