Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2014, 17:13   #24
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Spiralne schody w górę. Światłość wyjścia. Południowe słońce. Wreszcie koniec tego miejsca. Wraz z wyjściem z krypty powitał ich kapitan Filip, Juto oraz małe dziewczę.


- A nie mówiłam? - Zaśmiała się dziewczynka
- Wygrałaś panienko Ruby. Później postawię ci trunek. - Odrzekł filip. - Jeśli ktoś potrzebuje pomocy zaprowadzę do panienki Mariki tutejszej Alchemik. Och kogo moje oczy widzą. Bogdan!
- Kapitanie. Powróciliśmy do życia.
- Co się tam stało? - Zapytał rzeczowo Juto przyglądając się całej grupie.
- Hałas dotarł aż do miasta. Widać skała ma nietypową gamę rezonansu. - Wyjaśniła Ruby. - Nie omieszkałam tego sprawdzić.

Nanaph natychmiast pospieszył z wyjaśnieniami:
- Jeśli chodzi o ten przerażający ryk, to wydała go ta oto bestia - wskazał na głowę bestii - sądzę, że nie będzie stanowić już kłopotu. Zadanie wykonane, Panie Kapitanie. –

- Widzę. - Podszedł do głowy bestii - A cóż to za cholerstwo?
- To nasz w kamień zamieniło kapitanie.
- Rozumiem. - Zaczął Juto - Nieszczęściem zapewne dorwało was wszystkich. Gdyby choć jeden się wydostał i przekazał nam tą wieść to..
- ... już dawno byśmy się z tym uporali. - Dokończył nadchodzący młodzieniec.

- Gdyby nie rozkazy pewnie sam byś już te krypty przebadał dowódco.
- Ech. Piep.... polityka.- krótko podsumował wojownik w białej zbroi.
- Już już. Jestem rad że widzę was całych. Oczywiście reszty umów dopilnuje. Również dla ocalonych. - Spojrzał na Juto.
- Nie musisz pytać. Też tak sądzę.
- Dobrze. Coś jeszcze macie do powiedzenia czy może potrzebujecie pomocy?
- Wypalić wam rany? - Zapytała dziewczynka zapalając pstryknięciem swój palec wskazujący.
- Panienko Ruby.
- No co, tylko żartowałam.

- Ekhem - odchrząknęła dziewczyna - rozumiem, że moglibyśmy dostać umówione pieniądze? Nie chciała bym przerywać tej miłej rozmowy pomiędzy wami ale dnia jeszcze trochę zostało i dobrze by było go wykorzystać na jeszcze inne rzeczy - Jenny się uśmiechnęła odrobinę krzywo - na przykład pomóc z tym morderstwem?

- Owszem. Ach. Właśnie ten incydent. Zdawał się podobny to tego z przed miesięcy. Ale niestety okazał się odrobinę inny. Tym też się zajmiemy. - Odłączył od pasa mieszki z monetami. - Zgodnie z umową po 50 dla każdego kto przeżył.- Przekazał mieszki dziewczęciu - Ocalonym wypłacę później. Wam nie Bogdan. Ale dam wam dzień wolnego.
- Ocaleni w tym i my potrzebujemy odpoczynku.
- Dobrze wiec zapraszam do koszar i poślę pod nasza alchemik.

Erven przekazał linę kapitanowi straży mówiąc.
- Oddaję, jak było mówione. - Kapitan odebrał z przytaknięciem głową.
- Rozumiem, że nigdy nie widzieliście, ani nie słyszeliście o podobnej bestii? - zapytał mlecznowłosy.

- Hmm. Nic takiego wcześniej nie widziałam. Ale gdyby zbadać może coś więcej bym rzekła. - Powiedziała dziewczynka. - Chyba że... Eri by coś wiedziała? Zdaję mi się że ma do tego smykałkę.

Bracia przyjęli dane im monety. Po krótkiej chwili wyczekania, gdy już wszyscy je otrzymali, Nanaph dopytał Kapitana:
- A dla nich? - i wskazał na oswojone jaszczury.

Cała grupa popatrzyła na gady pociągowe.
- Ymm. Nie wydaje mi się. - odparł kapitan.

- Nie przesadzajcie - Jenny mruknęła do braci - wracając do tego morderstwa… możecie teraz podać jakieś szczegóły? Czy gdzieś indziej będziemy to omawiać?

- Proponował bym w strażnicy za jakąś godzinę. - Powiedział Juto.
- Jak rzekł. - Dodał kapitan.

- Świetnie - kiwnęła głową Jenny - ym… w sumie jeszcze jedno, nie wpadł wam w oko może mały chłopiec? Ma białe włosy i niebieski oczy. Jest niewidomy.

- Niewidomy powiadasz... był tu taki. Pracy szukał.
- Na zamek też zawitał. - Dodała Ruby
- A gdzie się udał?
- Kto wie. - Wzruszyła ramionami. - Chyba strażnik go gdzieś odprowadził.

- Ruby… podejrzewam, że ty pewnie lepiej to wiesz, gdzie tu jest jakiś sklep z ciuchami? Bielizną na przykład.

- Hmm... - Dłuższa chwila zastanowienia. - Stolica zdaje się. Tutaj tylko krawiec jest. Ale podstawowe potrzeby racej da radę uszyć.

- Uf, dzięki wielki, już nie męczę. Za godzinę w strażnicy, będę, poszukać jeszcze chłopca… ech, krawiec… - Jenny wyliczała rzeczy jakie musi zrobić w ciągu godziny - dobra. Panowie - zwróciła się do mężczyzn z którymi przybyła do tego świata - do zobaczenia później! - i udała się do miasta po drodze pytając przechodniów o miejscowego krawca.

- Eri powiadacie.. - zaczął Erven - ..gdzie mógłbym ją znaleźć? Ten stwór był kawałem ciężkiej roboty muszę przyznać - i jakby na potwierdzenie jego słów mogli zobaczyć stan jego odzienia. Stan który wskazywał że normalny człowiek już dawno by zszedł z tego świata.

- Gdzie jest Eri - Zapytał juto kapitana straży.
- W barze lub wyszła na zwiad pod Czarną bramę.

- W takim razie będziemy w okolicy. - powiedział mlecznowłosy i udał się z jednym z braci i jaszczurami niosącymi trofea w kierunku baru.

Wraz z Ervenem podążył Christos. Nanaph natomiast wyruszył w kierunku kowala, chcąc się dogadać w sprawie jakiejś sensowniejszej broni.

Jeny


Po wjsciu od krawca i zakupieniu dobrej jak na te standardy bielizny( dwie-trzy pary) . Jenny zamierzała do zamku. Zmierzając we właściwe miejsce, przez przypadek zderzyła się z pewnym dziewczęciem.

- Och!. - Powiedziała dziewczynka upadając na brukowana drogę.

- Łoj! Wybacz mała - powiedziała cofając się dwa kroki w tym od uderzenia. Za chwilę jednak podeszłą i wyciągnęła do niej rękę - daj pomogę ci.

- Dziękuję Jenny. - Dziewczynka wstała z pomocą i otrzepała swoje nogi z kurzu. - Moja wina jeszcze nie przywykłam. - Schowała swoje rączki za plecy i delikatnie się pochylając przyjrzała się dziewczęciu.

Jenny zamrugała kilkukrotnie ze zdziwienia.
- My się znamy? Wybacz ale widzę cię pierwszy raz.

- W tej postaci i owszem. - Śmiech dziewczynki był uroczy. Powoli zaczęła się wycofywać krok po roczku idąc tyłem. - Posłuchałam waszej rady.

- Co? Jak? Jakiej rady? - Jenny bezwiednie zaczęła podążać za dziewczynką - W tej postaci? - dziewczyna zasypała dziewczynkę pytaniami.

Dziewczynka wystawiła swoja otwartą drobną dłoń i pokiwała palcem na boki. “Nie idź za mną” Zapewne to chciała przekazać.
- Do zobaczenia. - Odwróciła się i kawałek odbiegła by chwilę później się zatrzymać, odwrócić i wypowiedzieć ostatnie słowa. - Dbaj o instrument Ludzkie dziecię! - Następnie czmychnęła w alejkę i tam też znikła.

Jenny stała chwilę jak głupia z rozdziawioną gębą. Tego się nie spodziewała. A już szczególnie tego, że Fengahrem będzie kobietą… dzieckiem… dziewczynką.
- Łoł - powiedziała w końcu. Po całym tym zajściu wiedziała jedną rzecz, nie sprzeda liry. Nie wiedząc ile czasu jej zostało do spotkania Jenny pobiegła do zamku i wypytała o Lucasa. Dowiedziała się tylko, że poszedł do stajni. Było to niedaleko strażnicy. Czyli wszystko dobrze się składało i tak miała się tam udać. Nogi zaniosły dziewczyną na miejsce.

Po drodze dziewczyna napotkała coś interesującego. Był to mały chłopiec, na oko rówieśnik Lucasa. Ciemne, dłuższe włosy tworzyły grzywkę, która zasłaniała jedno oko. W drugim Jenny ujrzała znany już za sprawą braci wzór. Chłopiec powiedział dość cichutkim głosem, stukając palcami wskazującymi o siebie
- Dzień dobry… -

- Err. to do mnie? Dobry..

- Pani jest Je… Jenny, prawda? - spytał chłopiec onieśmielony.

“Co jest? Wszystkie dzieci mnie znają? Czyżby po tym występie stałam się aż tak popularna? Przecież tam nie było dzieci…” - przeszło przez myśl dziewczyny.
- Ano jestem, jestem. A ty to kto?

- A… Anti mam na imię. Nanaph mi o Pani mówił, że jest Pani... dobrą osobą, i że niedługo się z Panią..., i z paroma innymi... dobrymi osobami spotkamy, ale Panią tutaj zobaczyłem i… i pomyślałem sobie, że się przywitam... dokąd Pani idzie? - odpowiedział chłopiec, nadal zdając się nieco zaniepokojony.

- Do strażnicy.. - powiedziała podejrzliwie wpatrując się w chłopca - dlaczego masz takie same oczy jak Nanaph i Christos?

- O-oni mi je podarowali, gdy taki zły kolega chciał mnie za-abić… - odparł chłopiec, i dostrzegając podejrzliwe spojrzenie zaniepokoił się jeszcze bardziej - Zrobiłem coś nie tak…? –

- Niech zgadnę… dołączyłeś do rodziny? - uważny wzrok dziewczyny nie schodził z chłopca.

- To coś złego…? - spytał chłopiec. W końcu odważył się spojrzeć na dziewczynę, nadal jednak czuć było jego niepokój.

- Nie wiem. Twoja odpowiedź jednak sugeruje, że tak. A więc tak to wygląda… jak się czujesz? Powiedz mi czy białowłosy chłopiec, Lucas, naprawdę chciał ci zrobić krzywdę? - Jenny kucnęła naprzeciwko chłopca.

- Wszystko jest takie… wyraźniejsze. - odpowiedział na pierwsze pytanie chłopiec - On… on mówił, żebyśmy się pobawili, a potem… mnie zaatakował, tutaj… - chłopiec wskazał na miejsce na brzuchu, w którym na jego ubraniu była dziura - takim ostrym narzędziem… -

- Chcesz mi powiedzieć, że Lucas wziął i dźgnął cię w brzuch? - Jeny dopytywała z niedowierzaniem.

Chłopiec pokręcił tylko twierdząco głową.

- Wziął do ręki nóż i… - Jenny urwała robiąc gwałtowny gest pchnięcia. Nie chciał tego mówić na głos. Jednocześnie nie umiała sobie wyobrazić jak chłopiec to robi.

- On… mówił, że to konieczne, jeśli mam być jego przyjacielem… nie wiedziałem co mam zrobić, i wtedy… - urwał. Znacznie posmutniał przez to wypytywanie o Lucasa, niemal zaczął płakać, ale powstrzymał się - Dobrze, że Nanaph i… Christos tam byli. I Pan Erven, bez niego też by się nie udało go przepędzić. –

Jeny zacisnęła usta i westchnęła.

- Dobrze… chodźmy, zapewne panowie będą w strażnicy - powstała i podała rękę dziecku. Ciągle nie mogła sobie wyobrazić tego całkiem radosnego chłopca robiącego takie rzeczy. Teraz czuła, że tym bardziej musiała się z nim spotkać.

Anti bez oporów wyruszył z Jenny.


Soren i Nanaph


Po pożegnaniu z drużyną Castell wraz z Nanaphem ruszył prosto do kowala. Po niemal połowie dnia spędzonej pod ziemią słońce zdawało się być karą boską dla przyzwyczajonych do mroku oczu. Zarzucił więc kaptur i szedł dalej. Nieśpiesznym krokiem obaj dotarli do warsztatu samuraja.

Właściciela nie było w domu. Pozostał jego ciężko zbrojny druh. Choć po tym co robił wnioskować można że kończył pracę. Była także wcześniej poznana Inori również szykująca się do drogi.

-Witam- zaczął Soren- wedle umowy przyszedłem odebrać mój miecz. Mam nadzieję że nie było z nim problemów- dokończył uprzejmym tonem zwracając się do zbrojnego.

- Ach. Tak. Miecz... - Odparła dziewczyna.
Ciężko zbrojny schował się do domu i po paru minutach powrócił z gotową klingą.
- Jak widać jest gotowy. - stwierdziła różowo włosa. - Umówiona cena... ehmm. Pamiętałam... 60?

-75- wtrącił Soren z uśmiechem i zbliżył się do kobiety z odliczonymi pieniędzmi- Dziękuję za waszą pracę.

- Nie ma sprawy. Samuraj poleca się na przyszłość. - Uśmiech.
Ciężko zbrojny przekazał miecz wojownikowi i o dziwo był lepiej wyważony niż poprzednio. Można było bo nawet bez przeszkód obracać w dłoni a środek ciężkości nie zbaczał z środka dłoni.

-Ahhh..imponująca robota. Liczę że kiedyś jeszcze skorzystam z waszych usług- odparł chowając miecz- Zmieńmy jednak na chwilę temat. Znalazłem tą oto kosę i miecz w katakumbach. Czy jesteście w stanie powiedzieć mi coś na ich temat?

- Proszę wybaczyć ale ja nie zbyt znam się na innych broniach. - Stwierdziła Inori. - A wielki - wskazała na zbrojnego - raczej do najrozmowniejszych nie należy. Jestem jednak przekonana że Samuraj będzie mógł coś o nich powiedzieć. On się zna chyba na wszystkich broniach białych. Właśnie jest w barze gdzie i my zaraz zmierzamy.

-Dziękuję, od razu się tam udam. Mój towarzysz jak mniemam ma jednak do Pani jeszcze kilka pytań. Chyba że wolisz porozmawiać z Samuraiem?- zwrócił się już do Nanapha.

- Cóż, chciałem jedynie niejako poinformować się o cenach dobrej jakościowo broni… - spojrzał na dziewczynę - Jest Pani w stanie mi coś o nich powiedzieć? –

- Hmm. Zdaje mi się że zwykłe wykucie stoi w granicach 100 monet wszystko lepsze i dokładniejsze powyżej aż do 3000. Ile jest za ten półksiężyc? - Zapytała zbrojnego.
Wojownik wskazał pięć palców.
- Fiu. To musiał mieć naprawdę dobry materiał.

- A więc to już wszystko, na razie. Ja się tymczasowo oddalę, mam jeszcze coś do załatwienia. Bywajcie. - odparł Nanaph, nieco zakłopotany tymi kosmicznymi cenami, po czym, kawałek jeszcze przeszedłszy z Sorenem, pożegnał się z nim przed barem, samemu ruszając dalej, w kierunku strażnicy.

Strażnica

Zgodnie z umówioną porą do strażnicy zawitali Jenny, Nanaph oraz mały Anti.
Za stołem zasiadał Kapitan tutejszej straży - Filip oraz Juto.
- Powitać. Czekaliśmy na was.

- Dobry. Robiliśmy wszystko, co w mocy by się nie spóźnić. - rozpoczął Nanaph, spoglądając to na Juto, to na Kapitana, jakby próbując ocenić kto tak naprawdę tutaj rządzi - Jak wygląda sytuacja? -

- Uch. Przygotujcie się. - Zaczął strażnik. Głęboki oddech i mówił trochę ciszej. - Ciała w dość mocnych strzępach. Całkowity brak krwi. Ciało mężczyzny w łóżku, zmarł gdy spał. Kobieta została zaatakowana w korytarzy wydaje się że chciała uciec. Brak śladów włamania w sensie zniszczeń wejścia i tym podobnych.
Spory bałagan - pokój był przeszukiwany. - Juto siedział nie wzruszony. Siedział i nic więcej nie robił. Widać nie miał innych zajęć.
- Sprawa wyglądała na robotę bestii podobnie jak poprzednia z przed miesięcy. Tyle że do tamtej doszło w więzieniu. Ciało rozszarpane, rozsypywało się w piasek i kraty były rozerwane. Więc możemy przypuszczać że to nie ta sama istota.|

- Brak jakichkolwiek śladów? - spytał Nanaph.

Przytakniecie.
- Właśnie w tym jest problem.

- Ciała mają ślady zębów b pazurów? Jak wyglądające? Brak krwi… rozumiem, że nie wynika to z zwykłego wykrwawienia, a z jej… pożarcia? -

- Jak po ataku zwierza. Wyrwane kawałki mięsa, ugryzienia, są też ślady pazurów. A krew zniknęła. - Juto zamyślił się na dłuższą chwilę. Widocznie i on nie słyszał wszystkiego o tym zdarzeniu.
- Można by założyć że została “pochłonięta”. - Odparł w końcu.

Jenny się wzdrygnęła słysząc o wchłonięciu.

- Istnieją tutaj jakieś gatunki większych, inteligentnych istot, żywiące się krwią? –

Mężczyźni popatrzyli na siebie. W dłuższym zastanowieniu.
- Ale nie powinno być tu żadnego z nich...
- Obaj woleli byśmy myśleć że tak nie jest. - Stwierdził Juto.
- Ale przecież...
- To nie znaczy że to ktoś z tutejszych.
- Przybysz?
- To mi zaczyna śmierdzieć polityką. - Stwierdził biały rycerz. - Chyba że problem by zniknął po cichu. - Zły uśmiech.

- O czym mówicie? - Gubernator wyraźnie się zaciekawił.

- Ymm. O pewnej rasie. Mieszkańcach tego świata. Władcach pustyni. - powiedział oględnie strażnik
- O wampirach. - Skrócił Juto.

- Wampiry władcami gorącej krainy, w której ciągle świeci słońce? Chyba różnią się nieco od tego, co mogłem u siebie o nich usłyszeć z plotek… Co więc możecie na ich temat pewnego powiedzieć? –

- Że nie powinno ich tu być chyba że jakiś reprezentant na ważne spotkanie. Ale takiego teraz nie ma wiec... jak wspomniał Juto to nikt z tutejszych.

- Istnieje możliwość, że to tutejszy… może banita? Wampiry tego świata różnią się jakoś od ludzi? Uciekają przed czosnkiem? I, co najważniejsze, czy byłyby zdolne do dokonania takiej masakry, czy są zwykle bardziej… subtelne? –

- Są subtelne - Stwierdzili jednocześnie. - Poza tym nie muszą się żywić bezpośrednio. Stworzyli substytut zamienny. Więc stali się kontrahentami interesów z krajami Unii.

- Ja mam inne pytanie, czy przy okazji tego w celi, też nie było śladów włamania? Może z kimś siedział razem, albo jakiś inny więzień był wtedy razem z nim?

- Zdaje się że kraty w oknie celi zostały wyrwane. Nie było wtedy nikogo. Tylko wcześniej trzymaliśmy tam nowych przybyszów. Sprawa czysto etyczna potrzebowali pomocy i przy okazji polityka ich względne była odrobinę inna.

- Powiedziano, że pokój, w którym dokonano morderstwa był przeszukiwany… czego morderca mógł tam szukać? Kim były ofiary? –

- Sęk w tym że nikim ważnym. Zwykłą para staruszków. Prawdopodobnie tyła to również kradzież. Bo czegóż innego można by szukać?

- Jest w Lofar jakieś miejsce, niezbyt często odwiedzane przez straż, i niemal pozbawione dostępu do światła słonecznego? –

- Krypta? a reszta jak nie przez straż to pewnie przez innych mieszkańców jest odwiedzana. Ciężko stwierdzić.

- Nie ma tu żadnych podziemi? –

- Były ale coś na nie spadło... - Odparł Juto. - i się pozawalały. Tak więc nic w obrębie miasta.

- Istnieje jakiś spis przybyszy obecnie rezydujących w mieście? –

- Tylko tych którzy maja domostwa. Reszta raczej podróżuje i nie zagrzewa tutaj miejsca. Ba. Nawet ci osiedleni też miejsca nie grzeją.

- Zawsze to coś. Wiadomo czy tej nocy ktoś wychodził lub wchodził do miasta? –

- Zapewne nikt. Po nocy mało kto podróżuje.

- Warto się upewnić. Jeśli, istotnie, nikt tej nocy nie opuszczał miasta, rośnie prawdopodobieństwo tego, że morderca wciąż jest w Lofar… Mogę spytać kto tej nocy miał wartę przy bramie? –

- Ci sami co zwykle. Ale już ich o to pytaliśmy. Potwierdzili tylko że nikt nie wychodził. Przybyła Chenbo ale z pewnością to nie ona.
- Do tej sprawy przydął by się nam ktoś ze zdolnościami tropiciela a jeszcze lepiej ktoś kto potrafi czytać ślad aury, woń. - Stwierdził juto. - Ale dawno nikogo takiego nie widziałem.

- Możemy więc z sporą dozą prawdopodobieństwa określić, że mordercą jest jeden z przybyszów w Lofar. - stwierdził Nanaph.
- Ilu więc obecnie może przebywać tu na oko przybyszów? 10? 30? –

- Cos koło tego z tego tylko garstka nie sprawdzonych. trzeba to jednak zrobić dość po cichu.

- Czy tamten więzień był kimś ważnym? Czy również jakiś drobny przestępca?

- Tak. Drobny złodziejaszek i alkoholik. Zrobił awanturę i dla spokoju go wtedy zamknęliśmy. Cóż takiego końca raczej nikomu bym nie życzył.

- Kraty wyrwano z zewnątrz czy od wewnątrz?

- A wie panienka że nie pamiętam... Chyba na zewnątrz, albo zwyczajne z zewnątrz. Na prawdę nie pamiętam.

- Czy któryś z was opowie mi o wampirach? Skoro ich podejrzewacie dobrze by było się dowiedzieć co potrafią i porównać z tym co wiemy.

- Cóż. Od strony politycznej to szlachta. Władcy pustyni jej panowie. Żyją tylko w nocy. Dzień przesypiają, albo przy najmniej nie opuszczają swojej siedziby. Mają wielka moc. Każdy z ich rasy ją ma. Mogą władać umysłami, niszczyć ludzi na 1000 i 1 sposobów. Są niebezpieczni, ale w miarę honorowi. Odkryli substytut, roślinę zdolną zaspokajać ich głód więc nie żywią się żywymi. Tym samym zyskali szacunek wśród innych władców i stali się bardzo ważnymi członkami ekonomii tego świata. Rzadko też jak wspomniałem opuszczają swój kraj.

- Przybysz może mieć podobne zdolności. Osobiście nie zwykłem pozwalać sobie, by mnie kontrolowano, ale inni… - spojrzał na Juto, przypominając sobie wcześniejszy incydent ze strażą, jednak nie podjął tego tematu - Po cichu? Dlaczego? Jak właściwie wygląda status prawny Przybyszów…? –

- Mówiłem kwestia polityczna. Od razu wampiry miały by pretensje do jego śmierci. Natomiast w drugą stronę za pewne mu się upiecze. - Odparł Juto. - Jesteście gośćmi w tym świecie, ale i jednocześnie niektórzy z was są chorobą. Wolno wam wiele ale za łamanie praw, nawet jeśli ich nie znacie możecie zostać ukarani. To podobno jest cecha każdego ze światów. Najważniejszą jednak zasadą którą każdy z was po części rozumie nawet bez pytania to “nie mieszanie się do polityki”. - Mówił twardo zaznaczając jakim jest człowiekiem.

- Jeśli nikt nas w nią nie wmiesza to nie ma sprawy - powiedziała Jenny unosząc dłonie do góry - wracając do morderstwa, czy cokolwiek wydało wam się dziwne? Oczywiście poza brakiem śladów włamania… moglibyśmy obejrzeć miejsce zbrodni?

- W obu przypadkach była konsumpcja? - Zapytał strażnik nie będąc pewnym czy to o to chodziło dziewczęciu. - Starego nie da rady zburzone wraz z upadkiem. Nowe jest niedaleko nas. Dziwne jest to że nie ma żadnych śladów. Ktoś umiejętny musiał tego dokonać.

- Może uda nam się znaleźć coś więcej. - stwierdził Nanaph.

- Chodźmy wiec. - Gdy tylko wstali drzwi koszar otwarły się z hukiem. Stał w nich rycerz, który pełnił wartę w bramie miasta.
- Kapitanie! Eri powróciła!
- Dobrze.
- Nie dobrze. Ma towarzystwo!
- Osz! Cholera! Biegnij na górę po Ruby i Lovecraf-a.
- Zawiadom Augana.- Dodał Juto chwytając za miecz.

- Możemy pomóc? - zapytała pospiesznie Jenny. Odruchowo jej mięśnie się napięły.

- Każda pomoc się przyda. - Powiedział Filip przywdziewając broń.
- Tego jeszcze nie było... - Odparł z drapieżnym uśmiechem Juto. - Demon w Lofar. To miasto ma straszliwego pecha.

- Demon… miałem pytać o to ogłoszenie “ostrzeżenie przed demonami”... ehh, wychodzi na to, że zobaczę o co chodzi na własne oczy. - Nanaph z Antim wstali od stołu. Chłopiec zdawał się nadzwyczaj zadowolony, i chyba zamierzał także wyruszyć.

- Zaraz, on też idzie? - Jenny wskazała na chłopca - przecież to dziecko.

- Oczywiście... - odkrzyknął niemal chłopiec - W końcu zobaczę demona! –

- Ale walczyć chyba nie będziesz, prawda?

- Zależy czy będzie trzeba… -

- Wolała bym byś nie walczył. To niebezpieczne dla kogoś tak małego.

- Proszę się nie martwić, proszę Pani! -
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 22-04-2014 o 17:22.
Asderuki jest offline