Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2014, 18:11   #25
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
- Witam, Lorda Castella! Dawno się nie “widzieliśmy” uhhh… Słyszeliśmy! Hah, widzieliśmy! Napijesz się? - Zaproponował
- Ale musisz ty kupić, Ja jestem biedny. Muszę spróbować ten miód!
-Hehe- zaśmiał się w zasadzie z nieznanego powodu- karczmarzu, poprosiłbym kufel miodu dla tego chłopca. Potem będę potrzebował jeszcze kilku informacji.
- Chyba nie myślicie, że będę tu siedział bezczynnie. - Christos powstał i wyruszył z Ervenem
- Już się robi - Odparł barman w swoim zagadkowych humorze.
W śród tutejszych zapanował pomruk. Tutejsi byli słabi. Marika dalej jadła o dziwo spokojnie. Dziewczę z mieczem i skąpym strojem bardzo się ucieszyło z wiadomości o demonie. Czarnowłosy popatrzył na grupę z piętra którą raczej mało interesowało to zajście. Dziewicze od zawodów alkoholowy straciła konkurentów kładą ostatniego 6 pod stołem i udała się na górę zamawiając jeszcze drinka u barmana. Jeszcze jedna osoba, którą zainteresowała walka to również kobieta - Inori. Przeskoczyła barierkę i udała się w ślad za tamtą kobietą.
- Co się u was działo, mój dobry Panie? Myślałem że opuściłeś nas! - Uśmiechnął się
-Czemu tak pomyślałeś?- Zapytał zaciekawiony Soren- jak widzisz wciąż tu jestem.
- yyy...Niestety, nie widzę… - Odparł rozbawiony - Ale cóż…Naprawdę się cieszę!
-Skoro tak mówisz- odparł rozbawiony- O i jest Twój miód- dodał odbierając kufel od karczmarza i kładąc go przed chłopcem. Wyciągnął z kieszeni płaszcza drobne i wręczył karczmarzowi.
- Więc, co u was słychać, znaleźliście jakieś skarby, czy coś. Może jakieś tajemnice, fajne miejsca! - Zapytał
-Ponoć gdzieś tam w dole był smok. Mi nie dane było się z nim spotkać, ale przyznam że bawiłem się wcale nie źle.
- Oni chyba także. Chciałbym smoka! Przynajmniej usłyszeć no… albo zobaczyć. - Napił się miodu - Ale, nie ciekawi Ci ten straszny demon? -
-Nie mam ochoty na walkę. Dla odmiany chętnie odpocznę. W razie gdyby była taka konieczność to dołączę. Chodź i tak zbierają się tam wystarczające tłumy- powiedział patrząc przez okno- To może być dość ciekawa walka..
- Szkoda że Tyle osób wyszło… Dziewczyny, wyszły dziewczyny głównie, prawda?
-Tak zgadza się. Również Ereven i Christos.
- Ciekawe który zginie, może Christos?
-Może.. A może wszyscy. Kto wie?
- nie...Ty nie zginiesz! - Klepnął go w ramię
-To się okaże chłopcze- dodał uprzejmym tonem- wszystko wciąż przed nami.
- phi… Tak długo jak będziesz smutny, nie zginiesz…
-Uważasz że śmierć nie tyczy się smutnych ludzi?
Zasłonił usta palcami. - Ja to wiem!
-Co powoduje, że jesteś tego taki pewien?
- Ślepi widzą więcej… Podobno tak się mówi
-Podobno.. Chodź nie miałem okazji być ślepy.
- Zawsze możesz spróbować! Heh, ale nie, nie warto. Może kiedyś Cię nauczę!
-Może będzie okazja- odparł z uśmiechem wpatrując się w chłopca- Powiedz mi...Co takiego stało się wczoraj przed karczmą?
- Zabił dziecko, nic więcej a może i więcej? Pamiętasz Co Ci mówiłem, prawda? Trzymaj się tego… to ważne
-Nie martw się. Nie zejdę ze swojej ścieżki. Jesteś kimś więcej niż sierotą. Prawda Lucasie? Powiesz mi coś na ten temat?
- Jestem Lucas, sierota… Nic więcej, a może aż Tyle? Nie doceniasz życia, prawda? Pamiętaj, że nawet sierota może coś zdziałać - dokończył kufel - Bardzo dobre!
-Cieszę się że Ci smakuje. Chodź mi o to co siedzi wewnątrz Ciebie chłopcze. Coś co ukrywasz.
- Serduszko… - Spojrzał w jego kierunku - Serduszko...
-Jenny tu nie ma, nie musisz się ukrywać.
- Nie rozumiesz… Potrzebuje jedno serduszko.. A odpowiem Ci na pytania. Chłopiec, którego zabili bracia, stał się czymś takim jak Oni… A obiecałem mu coś innego. Musisz dać mi jego serduszko…
-Interesujące….A do czego jest Ci potrzebne?
- By móc go pochować, w końcu jesteś smutny, prawda? A Serduszko jest najłatwiej zdobyć - uśmiechnął się szczerze.
-Powiedz mi. Co wiesz o braciach?. Mówisz że ten chłopak stał się jednym z nich. Jak?
- Mam wrażenie, że to jedna dusza… Albo Oni są jednością. Nie potrafię sprecyzować, wiem tylko tyle. -
-Jednością? Bardzo..Bardzo ciekawe- drapieżny uśmiech.
-Przepraszam- zwrócił się po chwili Soren do przechodzącego barmana- jak wspomniałem, chciałbym uzyskać kilka informacji, za które w razie konieczności gotów jestem zapłacić. Widzisz, w moim świecie parałem się polowaniem na potwory. W tym Lykantropy i nosferatu. Powiedz mi, proszę, czy w tym świecie również występują te osobniki? A jeśli tak to ile warte są trofea?
Ściszył głos i puknął jednym palcem w blat na znak jednej monety.
- Wampiry bo taka jest ogólna nazwa. Nosferatu używa się dość sporadycznie. Wilkołaki tu podobnie. Powiedzmy w Prost te rasy są w pewnej symbiozie. Wampiry to władcy pustyni, tamtejsza szlachta. Z pozycjami, czystością krwi. Wilkołaki ogólnie znane, to ich straż, słudzy. Pojedyncze jednostki... Raczej nie są spotykane w tych terenach. Słyszałem o jednym okazie Lykantropa w Północnej puszczy, ale tam bym nie radził się zapuszczać. Chodź musiałbyś się jakoś przedostać prze tamtejsze tereny by dotrzeć na pustynię. W tym świecie raczej się na nie, nie poluje gdyż są uważane jako istoty ludzkie.
-To złe wieści- odparł Castell kładąc dwie monety na stole i ściszył głos- nie mniej czy ktoś płaci z zabijanie ich? Lub czy w tym świecie są inne warte polowania bestie?
- Ohh...To nawet Ja mogę Ci odpowiedzieć Panie Castell...Ludzie! Znasz gorsze bestie? - Chłopiec podniósł się
- Ale cóż, z chęcią bym popatrzył na ich zmagania! Lubię odważne serca! Bohaterów, bohaterki, tak piękne słowa, pancerze, wiara w cel wyższy! To Taaaakie urocze! - Wyciągnął ku Castellowi rękę - Naturalnie, może być tam niebezpiecznie, a bez Pana pomocy, mogę stać się jednym z tych, którym dziś zgaśnie świeca zwana życiem! Oni byli tacy szczęśliwi, nie sądzisz Paniczu? Byli, byli tak radośni z tego powodu, tak bardzo pragną opuścić ten świat! A Ja, Ja sądzę że, sądzę że to dobry pomysł! Chodź ze mną, Paniczu Castell, chodź pokaże Ci świat, w którym brak jest problemów, brak zmartwień, jeno szczęście! Pomóżmy wszak im, udać się do nas, tam gdzie czas nie ma granicy! Oni są szczęśliwi, a szczęśliwi z chęcią odejdą, pozostanie po nich uśmiech. Może nawet i Ty się uśmiechniesz! Nie gestem, nie wargami a swoją duszą! - Zbliżył się do mężczyzny - Niema nic piękniejszego, aniżeli szczęśliwa dusza…
-Jedynym sposobem bym tak naprawdę się uśmiechnął, jest rozcięcie moich ust od ucha do ucha- zaśmiał się Castell- Chodź, popatrzymy na przedstawienie- dodał prowadząc chłopca w stronę wyjścia ale nie pozwalając mu się zanadto zbliżyć.
- Jeśli takie będzie twoje życzenie.. - Odparł chłopiec - Jednak radość tego ciała, jest niczym w porównaniu ze szczęściem swojego wewnętrznego Ja! Kiedyś, zrozumiesz… O… I napiłbym się mleka makowego! Lub mleka z miodem! - Wyciągnął ku niemu dłoń.
-Może następnym Razem- na twarzy mężczyzny gościł dziwny wyraz, rozbawienia? Nie złapał chłopca za rękę, ale prowadził go opierając dłoń na jego ramieniu. Otworzył drzwi karczmy i uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc walczących ludzi.
- Będziesz złym tatusiem… - Lucas wycofał dłoń, chłopiec zaczął wsłuchiwać się w otoczenie, z wyraźnym rozbawieniem. - To będzie milutki dzień! Ale czegoś mi brakuje!
Lucas wrócił do karczmy. Castell pozostał przed nią, ale zaciekawiony co chwilę zaglądał przez okno.
- Moi mili, proszę wstać! Mam dziś dla was prezent! Ustawcie się przede mną! To mój dar dla was, swoboda oraz spokój!
Większość pozostałych osób patrzyło na Lucasa jak na idiotę. A przy najmniej głupie dziecko. Czarnowłosy dość uważnie mu się przyglądał choć nie reagował. Samuraj i jego towarzystwo w ogóle nie wróciło uwagi na chłopaka. Zdawali się lekko zainteresowani tym co dzieje się na zewnątrz. Jedynie Marika podeszła do niego.
- Co robisz chłopcze?
Chłopak zaczął dyszeć głośno, zrobił się wyraźnie nerwowy. - Wy głupie ciule! To nie była prośba! Macie tutaj dopełzać robaki! - Słowa uderzy im do głów z niezwykle silnym impetem.
-Nikt nie będzie patrzył na mnie w taki sposób! To nie godne, to złe wy psy! Na kolana! Macie tutaj dopełzać! - Starał się skorzystać z sytuacji która dzieje się na zewnątrz by zmanipulować ich.
Plebs z oporem wstał i wykonał polecenia Lucasa. Jedynymi którzy nie zareagowali był Barman, czarnowłosy, grupa samuraja, kelnerka, która gdzieś zniknęła oraz Marika.
- Co ty robisz? - Zapytała zdenerwana i zaskoczona.
-Więc… Więc jesteś jak inni! Ufałem Ci! - Powiedział chłopak ze łzami w czach.
- Dlaczego On mnie obserwuje! Dlaczego to robicie! Nie nawiedzę was! Nie cierpie, nie cierpie, nie cierpie! - Wykrzyczał.
- Gdzieś powinna być kelnerka! Dlaczego, dlaczego to nie działa? Dlaczego was tak nienawidzę?! Ha, ha… Wiem, wiem, wiem! Zadajesz się z nimi! Zabili Ervana, małego Ervana! Zniszczyli ich szczęście! Ja… Ja, Ja muszę zniszczyć wasze! Ale, ale ulituje się nad wami, później, później, później dam wam szanse… być może.. Uratujmy teraz, uratujmy teraz miasto…. Spalcie Je! Ma płonąć! Ma oczyścić ten świat, mam dość tego, wszystko ma spłonąć! - Wykrzyczał do wieśniaków
- muszę, muszę, muszę, muszę. Uratować….
Plebs zaczął zmierzać ku wyjściu gdy w drzwiach stanęła Marika. Ci którzy spróbowali podpalić bar spotkała chochla sprawiedliwości w wykonaniu barmana. Grupa samuraja powoli zaczęła schodzić z pietra widząc zbliżająca się awanturę.
- Nie pozwolę. Nie wiem kim jesteś i co zrobiłeś z chłopcem, ale nie pozwolę na to.
Pospiesznym krokiem przed bar trafił Christos, napotykając wpatrującego się w okno Sorena
- Co się dzieje? - Spytał, w dłoniach trzymając miecze, z których jeszcze kapały pojedyncze krople czarnej krwi.
-Chłopak się bawi-odparł bardzo zamyślonym głosem- chodź, powstrzymamy to- obrócił się i popatrzył na pobojowisko- zostawię to jednak w Twoich rękach- dodał- chyba jednak pójdę im pomóc.
- Ty głupia idiotko! Właśnie ratuje Ci tyłek, ale cóż…Skoro chcesz ich powstrzymać, będziesz odpowiadać za ich życie! Podejmiesz się takiej odpowiedzialności? Zabić, zabić… zabić. Nie… nie zabijać, tym Razem załatwimy to po waszemu, co Ty na to? Zagramy w grę? - Uśmiechnął się chłopiec i wyciągnął ku niej dłoń
- Ja stawiam na szali ich życie, Ty postawisz swoje, jednak nie martw się. Jesteś smutną osobą. - Wyszczerzył kiełki.
- Co Ty na to?
- Nikt stad nie wyjdzie. - Powiedziała hardo jednak nie wiedziała co zrobić z taka grupa osób. Osób które znała. Sięgnęła do torebki skąd wyciągnęła mały flakonik z niebieskim płynem. - Nie zawaham się. - Odpoweidziala.
Czarnowłosy wciąż obserwował Lucasa. To dziwne uczucie bycia obserwowanym zaczynało Dawać o sobie znać.
- Zabijesz mnie? Proszę… Zrób to, jestem koło Ciebie, nawet nie potrzebujesz tego flakonika. Wystarczy ostre narzędzie, nawet wystarczą dłonie… Po co marnować taki specyfik? Pewnie jest drogi, nie szkoda Ci go? Alchemicy zawsze są tacy rozrzutni? Na jedno dziecko rzucają mikstury? - Spojrzał jej w oczy.
- Nie uważasz że to dość śmieszne? Oferowałem wam pomoc, chciałem pomagać przy leczeniu, chciałem zrobić coś dobrego! Jednak zawsze zawsze mnie odrzucano! Zawsze! - Jego twarz nabrała nieprzyjemny grymas
- Jak myślisz, czy to jest uczciwe? Dlaczego masz zamiar mi przeszkadzać, skoro Oni i tak zginą? Nie rozumiesz? Kto Ci dał prawo decydowania o ich bycie? Nie zagrasz ze mną, prawda? Nikt ze mną nie gra… to smutne. Może… Ty pójdziesz ze mną…? - Powiedział do Alchemiczki już przyjemniej
W tym momencie do baru wszedł Christos. Widząc krzyczącego w niebogłosy, wściekłego chłopca, alchemiczkę, i otumanionych ludzi, natychmiast zrozumiał co się stało. Korzystając z tego, że Duch nie wydał im jeszcze żadnych rozkazów, postanowił powstrzymać chłopaka. Odpowiedni cios z zaskoczenia powinien ogłuszyć chłopca, i dać czas reszcie na zajęcie się zagrożeniem.
Marika upuściła flakonik i można by rzec wyskoczyła z baru. Czarno włosy zasłonił usta. Chwilę późnej ludzie zaczęli padać. Z rozbitej fiolki wydzielała się usypiająca woń. Z przytomnych pozostali: Lucas, Christos oraz Akasja i ciężko zbrojny. Wszyscy inni padli uśpieni. Czarnowłosy widać również z uporem starał się nie zasypiać. Pozostała część baru w tym opętani, barman i samuraj ucięli sobie drzemkę.
Siła uderzenia była znacznie większa niż przypuszczano, chłopaka odrzuciło do przodu, był niesłychanie lekki, wpadając po drodze na stół oraz krzesła.
- Znów go bijecie… Nie potraficie tego załatwić w sposób bardziej cywilizowany…? - Chłopak wypluł krew, po czym podniósł się na nogi.
- Mariko…Mariko…? - Starał się skupić, czy gdzieś ją wyczuwa, być może zdoła uchwycić jej umysł-
- Chłopcze… Znów stajesz przeciwko mnie, prawda? - Odwrócił się do mężczyzny
Pomatańczowłosy odskoczył od flakonu tuż po swoim uderzeniu, chcąc uniknąć efektu roztworu alchemicznego. Skutecznie uniknął uśpienia, podobny jednak los czekał chłopca, którego zwyczajny cios nie mógł pozbawić przytomności.
- Tym razem nie będę aż tak miły jak ostatnio. Demonie… opuść to ciało, albo sam Cię z niego wyrwę - odparł Christos, celując w niego jednym z swych mieczy. Zbliżał się powoli do malca, by słowa wprowadzić w czyn, obserwując jednak resztę nieuśpionych, i ich reakcję.
Ciężko zbrojny miał gdzieś całe zajście zajmował się swoimi “druhami”. Akasja natomiast stwierdziła że lepie zająć się Barmanem, w końcu to właściciel.
- Nie będziesz miły…? Więc, zabijając tamto dziecko, uważasz za bycie miłym..? Ohh, może powinienem zacząć się bać, twojej “złej” strony, prawda? - Był wyraźnie zaciekawiony, co znajdowało się w tym flakoniku. Przez co zbliżył się do niej
- Więc, nie zabijesz mnie? -Stuknął w nią palcem
Błękitna żelowa substancja dość szybko wyparowywała choć po jej ilości miało to trwać jeszcze parę minut.
Czarnowłosy zawisł na krześle. Musiał dość uporczywie utrzymywać swoja przytomność. Z zewnątrz dobiegły odgłosy walki.
Christos zapewne już myślał o pozbawieniu chłopca głowy, jednak ostatecznie się zreflektował. Chowając jeden z dwóch mieczy do pochwy, chwycił bezceremonialnie i niezbyt delikatnie chłopca ten chwycił w dłoń flakonik i zatkał jego wylew palcem chowając w dłoniach. Pomatańczowłosy dołożył jeszcze kopniaka w ręce chłopca, mającego sprawić, by ten wypuścił niebezpieczny przedmiot. Kości chrupnęły, chłopak był naprawdę słaby fizycznie... Christos podniósł go, po czym zaczął kierować się do wyjścia, do Mariki
- Ty… - zwrócił się do Alchemiczki - Zna się tu jakiś sposób, by pozbyć się demona z ludzkiego ciała? -
- Nie alchemiczny. Znaczy tylko magicznie. - Odparła obserwując pole walki- Potrzebuję mikstur - wyciągnęła z torebki opatrunki - i to szybko - Stwierdziła bez ceremonialnie.
Lucas oglądał swoje ręce, znów robił się zły. Tym razem pobili go, stanowczo za mocno… - Wykrzywił się w grymas
- Przepraszam, Lucas. Następnym razem, pójdzie lepiej. - Powiedział sam do siebie. Po czym odwrócił się do Mariki.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie… Jak widzisz, jestem beznadziejny, za każdym razem, jakiś dziwnie złośliwy los sprawia, że nagle wszyscy stają się niesłychanie odporni jak i znajdują się zawsze w nieodpowiednich miejscach. - Uśmiechnął się.
- Ta… przykro mi, mały, ale nie będziesz miał już więcej okazji do spalenia miasta. - Odparł Christos, po czym rzekł do Alchemiczki - Nie ulega wątpliwości, że na polu bitwy przyda się uzdrowicielka.. - Pomarańczowłosy ruszył natomiast wraz z chłopakiem w kierunku przeciwnym do pola walki.
- Nie znajdziesz lepszego ode mnie… Hah. Wiesz ile osób tam dziś umrze, jak wiele istnień dziś zniknie? Mogę Ci pokazać, mogę, jeśli zechcesz? Albo lepiej, mogę Ci coś zaoferować, nagrodę…Prezent, jaki mogę Ci dać, w końcu jesteś narzędziem, prawda? - Był dziwnie szczęśliwy
- Nie chłopcze. Twoje bzdety teraz są nie istotne. - Odparła wrogo i pobiegła do swojego domu zapewne po wspomniane mikstury.
Wiedziała że chłopak ma rację. Wiedziała że walka z demonami nie obejdzie się bez śmierci. Gdy tylko zdobyła to co chciała dołączyła na pole bitwy.
- Ona jest głupia, nie odprawi tych swoich egzorcyzmów? Chociaż, zauważyłem że w tym świecie, to głupcy mają szczęście, co nie - Christosie?
- Zgadza się… dotychczas miałeś szczęście… tolerowałem Twoje wybryki, pozwoliłem nawet Ervenowi próbować Cię uratować… niestety, Twoja fortuna się już wyczerpała. - Christos odchodził coraz dalej od baru i odgłosów walki, ciągle trzymając przy sobie chłopca, z chwili na chwilę coraz mocniej.
- Ohhh… Ależ mi dogryzłeś! Po tym wszystkim, jak ośmieszyłem Cię przy innych, stać cię na tylko tyle? No cóż, nie mogę spodziewać się więcej po przedmiocie. Nawet Mi Ciebie troszkę żal…
- Mi również. - W tym momencie Pomarańczowłosy pchnął chłopca prosto w tors trzymanym w drugiej dłoni mieczem.
- Więc mówisz że masz uczucia? Hah! Nie, nie, nie. Ty nawet nie masz osobowości. Jesteś jedynie ciałem, bez własnej duszy, jesteś troszeczkę jak… Lucas? Spójrz, jak podobni do siebie jesteście… To aż śmieszne, że spotyka się takie coś…- Krew zaczęła cieknąć mu z ust.
Mężczyzna nie odpowiedział, wyjmując jedynie miecz z ciała chłopca, a potem wbijając go ponownie. Tym razem prosto w serce.
- Ohhh….T-o...to… poczułem… nawet, nawet….Nawet Ja...Nawet… - krew zaczęła płynąć znacznie intensywniej. Lu..Lu...Lucas… T..tera...teraz...PppOczujesz się lepiej…. Z, zostaniesz… Na...Na zawsze...Ze mną… ze..Mną...Obobiecałem, Ci, prawda, hahaha… Na...zawsze….! - Chłopiec przymknął oczy…- złapał się za brzuch,
- P...p...Pa...Je...Je...nnn… - po czym, już się nie ruszył..
- Do zobaczenia… na tamtym świecie, mały. - Christos niespiesznym krokiem kierował się wraz z ciałem do murów miejskich. Za nic miał wrzawę, panującą za nim. Za nic miał ofiary, które oddawały tam życie dla bezpieczeństwa miasta. Tam umierali ludzie gotowi na śmierć, szkoleni do walki, której kresem stawała się śmierć ich, lub oponentów… tutaj natomiast odszedł chłopiec. Mały, niewinny chłopiec. Po prostu zabrakło mu szczęścia. I coś postanowiło go wykorzystać. Pomarańczowłosy nie uronił jednak nad nim łzy. Miast tego szykował się do opuszczenia miasta - mury, choć grube i wysokie, nie chroniły przed jego opuszczeniem. Dalej planował znaleźć jakieś dogodne miejsce.
Niechaj grzechy demonów wypali w nim święty ogień, niechaj dusza chłopca odnajdzie w końcu spokój.
Drewno zostało zebrane, ogień rozpalony. Pozostało jedynie wrzucić chłopca. Pomarańczowłosy odprawił przy tym jeszcze krótką modlitwę. Potem zamierzał wrócić do miasta.
Na moment przed wrzuceniem w ogień chłopak wierzgnął jedną ręka zdołał chwycić go za głowę.
Martwe usta chłopca, zmieniły wyraz, zmieniły się w dziwny uśmiech.
Chciał pociągnąć swego zabójcę za sobą w ogień co oczywiście się nie udało jednak to co zrobił później ostatni samobójczy ruch przyniósł efekt. Jedną druga ręką w nienaturalnym martwym ruchu wbił dwa palce w lewe oko wojownika. Mocny cios i rzut. Ciał chłopca wyładowało na stosie. Gdy tak się paliło dało się słyszeć ostanie słowa.
- Następnym razem, zabiorę Ci coś więcej… Żegnaj, mój drogi… Moje narzędzie, moje odbicie… moja zgubo…- Lucas szaleńczo się roześmiał, który głos cichł zagłuszany dźwiękiem płomieni.
Później wszelka aura zniknęła. Jednak dźwięk tych słów pozostał. W głowie wojownika.
Rana nie powstrzymała jednak wojownika. Dokończył, co rozpoczęte, po czym zgasił ognisko. Nic go już tu nie trzymało… aura demona odeszła. Pora wrócić do miasta.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline