Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2014, 18:34   #26
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lokalizacja: Główna droga Lofar - Dolne miasto, brama.
Brama Lofar została zamknięta najpewniej wraz z powrotem Eri. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Każdy czuł zabójcze intencje i mroczną aurę zza niej. Tak przybyli. Eri poruszała się wzdłuż nakreślonej w umyśle linii frontu. Nie można było pozwolić, by demony weszły do miasta głębiej, więc linia była ustawiona naprzeciwko ścieżki prowadzącej do kowala. A dokładniej przed domem obok którego była ta ścieżka. Pomijając, że ścieżka do kowala biegła obok baru. W pierwszej linii ustawiły się Inori i dziewczę z mieczem. Kolejną stanowiła straż. Eri jako łuczniczka zajęła pozycje z tyłu. Chwilę później dołączyły pozostałe oddziały straży. Juto dołączył do pierwszej linii a Filip drugiej. Wciąż brakowało Generała oraz reszty oddziału Juto.
- A już myślałam że się zdrzemnę w barze. - Stwierdziła szermierz z bardzo rozweselonym uśmiechem.
- Jak zwykle bojowo nastawiona Chenbo? - Rzekł bialy wojownik wyciągając miecz i przyjmując pozycję.
- Jak zawsze przystojniaku. Już mnie świerzbi by zaczynać.
- Co ty nie powiesz. - Odparła Inori wyciągając z kabur swoje dwa pistolety.

Pierwszy huk. Coś uderzyło w bramę.
- Eri ile ich było?
- Dwójka~nya. Jednego obserwowałam a drugi mnie wziął z zaskoczenia więc musiałam uciekać~rrrr.
- Uch. - Głęboki oddech.
- Będzie ciekawie - odparł z uśmiechem Erven stając z boku i dobywając miecza - Na nudę nie ma co liczyć w tym świecie jak widzę.
- Macie dziwne podejście - mruknęła czerwonowłosa - jest nas dużo… proponuję się jakoś ustawić cobyście sobie w drogę nie wchodzili - zaproponowała - mogę w tym pomóc - powiedziała przerzucając gitarę z tyłu na przód.
- Znam odpowiednią… technikę? - zawahała się nie wiedząc jakiej nazwy użyć.
Już po drodze Nanaph wypytywał kapitana, tudzież Juto o demony: chciał się dowiedzieć, czego się spodziewać. Ostatecznie obaj bracia, jak i mały Anti trafili przed bramę. Christos z łukiem w dłoniach ustawił się z tyłu z Eri, obserwując także całe potencjalne pole bitwy. Nanaph dołączył do Kapitana Filipa w drugim szeregu. Chłopiec pozostał wraz z najstarszym bratem z tyłu. Choć nie miał żadnej broni, na jego twarzy malowała się determinacja; wyglądało na to, że także ma jakieś zadanie.
Zgodnie z ostatnimi słowami, tutejsze demony to indywidualne jednostki. Poza złą aurą i paskudnym wyglądem są bardzo, bardzo niebezpieczne. Zdaje się, że to Juto stwierdził “Zbij nim zginiesz pierwszy”.
Erven przymknął na chwilę oczy czując zbliżającego się wroga i cicho zaintonował
- Sura s'sharin. Suratha. - Jego postać podobnie jak i broń przemieniła się w półprzeźroczystą mglistą mieszankę dymu i stałego ciała. Był gotowy, otworzył oczy.
Kolejny huk brama wygięła się do wewnątrz, ale jeszcze nie ustąpiła. Ilość wrogich aur przekraczała wspomniana dwójkę, choć rzeczywiście tylko dwie aury były o wiele większe. Gdyby oceniać, to ich zasięg sięgał właściwie do linii frontu, z pod bramy.
- Przewiduję że zaraz będzie mgliście. - Zaśmiała się Chenbo.
I w tejże samej chwili delikatna mgła uniosła się u stóp walczących, aż po samą brame i spory kawałek za nimi. Lada moment wszystko miało się zacząć.
Wtedy też Jenny, stojąca z tyłu, zaczęła grać. Rytmiczne dźwięki wydobyły się z gitary a zielonkawa łuna owiała dziewczynę. Znów pomiędzy wojownikami zaczęła się formować świetlista pięciolinia zahaczając o każdego kogo zobaczyła Jenny.
Dziwny dźwiękowy urok zadziałał na wszystkich znajdujących się w strefie. Wszyscy bez słów rozumieli że pierwsza zaatakuje Chenbo. Juto pozostanie przed linią jako pierwsza siła bliskiego starcia. A Inori i Eri postarają się na tyle na ile starczy im amunicji. Reszta rycerzy ustawiła się po łuku, by nie pozwolić demonom atakować z flanek.
Erven zdecydował się ochraniać drugi szereg i łuczników przed zagrożeniem. Używając zarówno Słowa Ezara jak i Uluashi.
Christos zdecydował się do walka łukiem wraz z Eri i Inori. Nanaph miał stanowić wsparcie bojowe dla 1 szeregu, trzymając się blisko kapitana. Anti pozostał z tyłu, nie walcząc, ale pozostając przygotowanym.|
Jen zamierzała utrzymać synchronizację calą walkę, dodatkowo wzmacniać morale walczących i bronić się okrzykiem, gdyby coś się zanadto zbliżyło.
Przez dziwną fuzję wszystkim udzieliły się dwa odczucia. Pierwszym było podniecenie wypływające od szermierki. Drugim oczekiwanie na wsparcie.
Huk. Wstrząs. Wrota miasta wyleciały z hukiem i upadły przed linią frontu. W kurzawie zaświeciły się 2 pary oczu. Czerwone ślepia. A chwilę później jeszcze kilkanaście innych par. Tak, każdy odczuł dreszcz. A tym bardziej ten pochodzący od Chenbo. Aż drżała z podniecenia. Po dziewczęcych pasach widać było, że ta dziwna zdolność ma swoje wady.
Kurz zaczął opadać. W bramie miejskiej stały demony. Dwa większe i gromada psopodobnych.

Humanoidalny stwór mierzący około 2,5metra, o czterech rękach, i potężnym, naturalnym pancerzu wypełnionym ostrzami.


Niemal czterometrowy potwór o licnych mackach, uzbrojony w dziwny, ognisty młot.


Sfora sporych, demonicznych psów

Cisza. Kto pierwszy wykona ruch... strzały naciągnięte, miecze gotowe, broń naładowana. Cisza i jedno gromkie.
- Ruszaj. - od Juto.
Nastąpił wybuch mgły z miejsca, w którym stała Chenbo. Na moment spowiła cale pole walki by chwile później opaść na wysokość kolan. Chenbo stała już na środku pola bitwy, a na ziemie legły pierwsze trzy ogary.
Erven wyrzucił przed siebie wolną dłoń kierując czubki palców w kierunku demona o czterech rękach i wysyczał przybierając postawę obronną.
- Ezar n’kher, na schashn. Uluashi.
Cel Christosa był prosty. Chciał przestrzelić oczy demona z mackami - nie zależało mu na szybkim strzelaniu, a na dokładnym wycelowaniu. Nanaph, podobnie do Ervena ustawił się w pozycji obronnej, gotów do przyjęcia szarży przeciwników lub, w gorszym wypadku, uniknięcia jej.
Pierwsze do walki ruszyły ogary całą chmarą i, jak się okazało to nie były jeszcze wszystkie... Z początku walka na odległość z jedną, szaloną osobą na polu bitwy sprawdzała się. Ogary w większości padały na polu walki w starciu z walczącą w oparach mgły Chenbo. Te, którym udało się przedrzeć padały od strzałów i zatrzymywały się na linii. Jednak wciąż napływające fale ściągnęły walkę na linię. Niedługo później do walki dołączyły te większe, zaintrygowane pewnie tym, że zostały obrane na cel. Kolczasty zdawał się nie reagować na czar Ervena, co gorsze ruszył do walki w obrotach stajać się wirującym bączkiem pełnym ostrzy. Co się tyczy olbrzyma strzały w niego nie przynosiły skutku. Co prawda wbijały się w jego ciało, lecz bez większych efektów. Nawet celny strzał w oczy został zatrzymany przez macki. Dwa ogary przebiły się przez linie atakując to Nanapha, to Jenny. A wirujący bączek dość sprawnie przedzierał się przez zastępy swojej armii, rozbryzgując we wszystkie strony czarną krew.
Erven nie zwlekał, widząc że Słowo nie działa na większe demony zaczął je rzucać na te mniejsze, po kolei, te które przedarły się przez linię, samemu również włączając się w wir walki chroniąc łuczników i Jenny.
Po kolejnym wadliwym działaniu czaru obezwładniającego doszedł do wniosku, że niestety trzeba było walczyć innym sposobem. Tutejsze demony zdawały się być niewrażliwe na wszelkie pochodne czarnej magii. Kolczasty przebił się przez linię frontu siejąc zamęt. Kilku strażników dość poważnie oberwało. Zmusiło to Juto to starcia w zwarciu z tym przeciwnikiem.
Nanaph za cel przyjął ochronę siebie i Jenny przy pomocy konwencjonalnej stali. Kilka cięć i pchnięć powstrzymało dwa ogary, permanentnie.
Tymczasem Christos z Antim widząc bezużyteczność łuku, niespiesznie zaczęli zbliżać się do pola bitwy. Przyjęli za zadanie zajęcie się poważnie rannymi strażnikami - Christos zajmował się ogarami, którzy próbowaliby dobrać się do zranionych, a Anti odciągał ich od pierwszej linii, za pole bitwy. Tam też sprawdzał stan takowych - musiał wiedzieć, czy będą zdolni do poważniejszej walki, czy utrzymali chociaż przytomność, i czy ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Ugryzienia dość paskudnie czerniały. Widać ogary miały coś w sobie. Obrażenia cięte od demona były odrobinę szarpane, jednak dzięki szybkiej interwencji Juto - ściągnięcia na siebie uwagi, rannych zostało tyko 3. Potrzebna była im pomoc, jednak życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Wciąż nie było wsparcia, a przewaga demonów powoli rosła.
- Koniec amunicji. - zakrzyknęła Inori wycofując się na tyły.
- Chenbo!!! - Krzyczał Filip. - Do Juto! - Dziewczę porzuciło swoją linie i zmieniło rycerza w starciu z kolczastym. Olbrzym dość ociężale zbliżał się do linii, a nawet swoja obecnością przesuwał ją w głąb miasta.
Na przeciw niemu wyskoczył Juto unosząc miecz ku niebu.
- Shine! - Miecz rozbłysł białym, mocnym światłem. które odstraszało ogary,a te w bliskim rażeniu raniło. Widać bylo jak wyparowują w czarnym dymie.
- Szybko, ustawić się. - krzyczał.
Christos po odstawieniu trzech rannych w bardziej zaciszny kąt, rzucił okiem w kierunku baru, myśląc o medyczce Marice, po czym nagle spochmurniał. Bez słowa ruszył pospiesznym krokiem w kierunku karczmy, zostawiając bitwę własnemu losowi.
Nanaph nadal uczestniczył w walce, trzymając się jednak z dala od dwóch potężnych demonów. Teraz to on, miast Christosa, zajmował się ewakuacją mocno rannych na tyły.
Anti natomiast stojąc w “punkcie pierwszej pomocy” patrzył na rozszerzające się rany strażników, zagadując ich nieco
- To nie wygląda najlepiej, Panowie… myślicie, że te ugryzienia są śmiertelne? -
- Uch.. k... oby nie chlopcze. Oby nie.
- Musimy wraca... aaaach. Miasto... trzeba... ratować...
- Z reki jednego ze strażników wypadł miecz i wylądował pod nogami chłopca.
- To chyba nie najlepszy pomysł, Panowie… - odparł chłopiec, patrząc na miecz pod jego nogami, po czy kontynuuował rozmowę - Może mógłbym Wam nieco pomóc z tymi ranami? Bracia nauczyli mnie techniki, za sprawą której mogę was uleczyć, będziecie mogli wrócić do walki! -
- Naprawdę?
- Nie czekaj. Musimy walczyć.
Chwilę później po ranach strażników nie było już śladu.

Erven z kolei ciął i pchał ile fabryka dała, a każdemu cięciu towarzyszyła klątwa wysysająca życie. Krok po kroku, cięcie za cięciem, pchnięcie za pchnięciem. Powoli oczyszczał plac walki z piekielnych ogarów które to próbowały się dorwać do walczących dystansowo i rannych.
Kolejny ogar skoczył prosto na neigo a inny wprost na Jenny. Białe śwaitlo przestalo swiecić a tym samym fala ogarów znów zaczęła napływać. Strażnicy, dzięki wzajemnej koncentracji, znów byli w ustawieni i starali się jak najdłużej utrzymać.
Wiedząc że tarcza go ochroni i ciągle czując jej wpływ na sobie, ciął w locie tego który skoczył na Jenny szepcząc Uluashi w trakcie cięcia. Ogar który na niego skoczył przelacieł przez niego i wylądował na zcterech łapach za nim. Erven wykonał zamaszysty obrót tnąc nisko tak, że ostrze przeszło przez tego który za nim się znajdował.
Chwilę później dziewczę zakrzyknęło swoją falą strącając kolejne nadbiegające ogary. Wciąż jej technika działała, choć cała walka była przytłaczająca, a jej własne zdolności dość nikłe.
- Przyznam że całkiem sprawnie wam to idzie - usłyszeli. W ich stronę szedł Castell, w masce przypominającej twarz mima. Pod jego nogami przetaczał się właśnie łeb bestii a srebrne ostrze w dłoni brudne było od krwi.
Wraz z pojawieniem siena polu walki został obrany za cel przez kolczastego. Z drógiej storny blokowała go Chenbo, nie mogąc go przeciąć.
Z tyłu do pola bitwy dobiegli trzej kolejni strażnicy, i pospiesznie wspomogli walkę z pomniejszymi demonami. Zdawali się znacznie lepiej wyszkoleni od swoich pobratymców, a może po prostu zwinniejsi i silniejsi…?
Nanaph tymczasem pozostawał w ciągłym ruchu, wspomagając straż tam, gdzie była potrzeba, i nadal ewakuując mocno rannych.
Ciężki demon w końcu dotarł do pola walki. Swoimi mackami prawie natychmiast chwytał pobliskie istoty niezależnie od ich przynależności i rzucał nimi w większe skupiska. Z pewnsościa to czym rzucił ginęło, a to co trafił obrywało dość silnym uderzeniem. Swoją wielką maczugą z głową smoka u szczytu, w której tlił się ogień, zamierzał uderzyć w linie i z pewnosćia ją zmieść. Jednak przed uderzeniem starł się z nim Biały wojownik. Spotkanie obu broni wytworzyło podmuch, który położył całą linię, szczęściem jej nie odrzucając.
- Do mnie! To bydle jest silne! - Zakrzyknął podpierając się kolanem o podłoże. Gdy ogar chciał go chwycić w skoku, został strącony strzałą Eri. Jednak kotka chroniąc go z odległości nie była w stanie wspomóc go w starciu.
Castell dobył drugi miecz. Całe sczęście że kosa i kamienne ostrze pozostały w karczmie zwalniając mu dłonie. Krążył w oku kolczastego wojownika z gracją unikając jego ciosów, żelaznym mieczem wyprowadzając atak w złączenia pancerza z każdym razem gdy przeciwnik się odsłonił.
Demon nie walczył, demon się poruszał, a każdy jego ruch zagrażał trafieniem ostrymi krawędziami jego ostrzy.
Ataki sorena zdawąły tylko pobierzne zyski z uzyskiwanai odleglości miedzy ostrzami. Pancerz demona zdawął się być przekałdany tak że pod spojeniami były inne przeciwnei ległe płyty choć mozę jedynei były tam utwardzenia.
Trzech strażników dołączyło do Juto, gotowi do wspólnego ataku.
Nanaph z Antim nie zamierzali się jednak wtrącać, uznając, że bardziej przydadzą się do ratowania żyć rannych.
Wspólnymi siłami zdołali odrzucić maczugę demona. Coś jednak było nie tak i jeden ze strażników odrzucił Juto na linię by chwile później zostać przebitym na wylot jedną z dziwnych rąk wyrastających z jego brzucha. Jego dwaj towarzysze siłowali się z nimi i z mackami oplatającymi ich zza ciala demona. Jednak gdy ten machnął swą przywdziana w stal łapą ostal się tylko jeden. Jako jedyny zdążył uniknąć ataku, odcinając trzymające go macki. Po ziemi potoczyła się jedna z głow dolatujac pod stopy Nanapha.
- Juto. Musimy wypuscić więźnia.~rrrr - krzyczała Eri - Sami nie damy sobie rady!~nyu!
- Jakiego więźnia? - zapytał Soren, który na chwilę wyrwał się z walki z większym demonem. W calu poszatkowania wilko demonów zanadto zbliżających się na tyły - Jeśli ma nam pomóc pośpieszcie się, zaraz będzie ciemno, a nie wydaje mi się żębyści wszyscy byli w stanie widzieć w ciemności… -mruknął niechętnie.
- Strzegł on bramy~nya - Odparła eri wstrzeliwujac koljne strzały. - Ale jest z ... - chwila spięcia wystrzał i unik - Uv.~nyu. - huk wystrzałow z broni Inori.
- Juto go pojmał - odparła wyrzucajac pistolety. - bo był niebezpieczny… Nie mam amunicji.
- A więc plotki były prawdziwe… - odparł strażnik. Ręce mu drżały, determinacja, którą pokazał w trakcie szarży uleciała. Tym razem nie zamierzał rzucać się na stwora pierwszy.
Gubernator tymczasem zajmował się resztkami psów, nadal szukając rannych, którym można pomóc, i nie dopuszczając by żaden demon nie przebił się do dalszej części miasta.
Chronił tym samym punkt pomocy który zorganizowała Marika.
Rannych było wielu, i prawie każdy ktory mógł walczyć pomimo ran, walczył. Większość strat udało się ograniczyć przez odizolowanie tych najgorszych demonów.
Gdyby nie wspomagająca melodia Jen zapewne nie stałaby już na polu walki. Demony były przerażające i zdecydowanie nienormalne. Nie dla niej. Dziewczyna widziała, że rannych jest coraz więcej i trzeba zmienić podejście. Musiała spróbować czegoś innego. Czegoś… co będzie leczyć. Jenny porzuciła synchronizacje i wychodząc od pozytywnej melodii zaczęła szukać odpowiedniego motywu. Wiedziała, że to możliwe, wiedziała że łatwe też nie będzie, ale trzeba było próbować. Aż do skutku.
- Eri!!! - wykrzyczał Juto unikając ataku macek olbrzyma - To rozkaz!!! Uwolnij go! - cokolwiek jeszcze miało być powiedziane zaginęło w chaosie walki.
Pierwsza nuta. Nie. Druga nuta. Też nie. Kolejna, Kolejna. Ogar obrał ja za cel. Kolejna, kolejna. Dźwięk i trafienie. Jenny w całym tym skupieniu nie zauważyła, że ogar został zmieciony ognista kulą. Trafiła w dźwięk. Tonacja, częstotliwość, siła. Komórki zaczęły pszyśpieszać, a rany parować. Wszyscy w zasięgu dźwięku czuli bijącą energię, czuli siłę i znikający ból. Kilka z bliższych postaci zwróciło ku niej swoja uwagę, nawet pochłonięta starciem Chenbo, przynajmniej na tyle, na ile była w stanie. Zza pleców grającej dało się słyszeć potężny głos.
- Odwrót. Wycofać się. - wydał rozkazy niebiesko skóry rycerz.

Wtedy też walczacy jak porażeni zaczeli wycofywać się ze starć bo chwilę później pole bitwy zostało zasypane gradem lśniacyh błękitem bełtów, ognistych kul oraz spadających mieczy. Zniknęło wszelkie powarkiwanie ogarów. Wsparcie przybyło. Biały Generał Agaun, Ruby, Xona oraz Lovecraf.

Do tego garstka straży z przygotowaną pomoca medyczną.
- Wybaczcie za spóźnienie. - Odparł będąc wciąż skupionym na pokrytym kurzawą polu bitwy.
Erven dziękował w duchu dwóm rzeczom. Po pierwsze, melodii Jenny która dodała mu sił. Nie ukrywając, nawet wzmacniające działanie Uluashi nie było w stanie zmniejszyć powoli postępującego zmęczenia. Po drugie, przybycie mocno wyczekiwanych posiłków. Teraz mógł walczyć, szala bitwy powinna znacząco przesunąć się na ich stronę.
Jenny wycofała się w ostatniej chwili. Pochłonięta chęcią pomocy nie zauważyła z początku rezultatu. Dopiero okrzyk wyrwał ją ze skupienia. Dobiegła do reszty walczących stwierdzając, że jej gardło długo nie wytrzyma. Chrząknęła raz a potem drugi. No trudno, najwyżej będzie musiała się oszczędzać następnego dnia.
- Kto potrzebuje jeszcze pomocy? - Dołączyła do potrzebujących. Trzeba było skorzystać z nowej techniki.
W strefie pomocy zawzięcie pracowała już Marika. Nie odmówiła przyjęcia pomocnej melodii.
Kurzawa opadła, na polu bitwy poza wieloma ciałami pozostały dwa demony.
- Juto, idziesz ze mną. - Rozkazał Agaun. - Dobierz kogoś do pomocy. Zajmiemy się olbrzymem.
- Tak jest. - Odparł formalnie. - Chenbo, tobie zostawiam kolczastego. A co ze strażą?
- Wszyscy! Upewnić się, że nic więcej tutaj nie wlezie. Kto sprawny, otoczyć pole bitwy. Ruby i Lovecraf wsparcie, Xona - rzekł formalnie - Ty również. Gdzie Eri?
- Posłałem ją po niego... - Odparł spoglądając w oczy generała.
- Uznałeś taką decyzję za właściwą. - Stwierdził po chwili i nie skomentował więcej. - Walczą tylko wskazani, dosć tego burdelu!
- Tak jest! - Rzekli wszycy, a kto mógł symbolicznie stanął na bacznosć.
- Ruszamy. - Generał dobył swój dwuręczny biały miecz i przygotował tarczę.
- Ktoś do nas, ktoś do Chenbo! - Nakazła Juto ruszajac w ślad za białym generałem.
Do starcia chciał iść Filip, choć paskudne ugryzienie dość sprawnie paraliżowało mu rękę.
Mlecznowłosy był zziapany a jednak czuł się dobrze. Widząc rany i wyraźny paraliź kapitana straży podszedł do niego kładąc mu rękę na ramieniu mówiąc “Elsuul”. Ciekawiło go czy to zaklęcie zadziała również i na toksyny demonów. Z założenia powinno.
Dziwny, czarny obrzęk zatrzymał się. Podziałało, choć może nie na tyle jak sam by chciał. Na innych osobach zdawało się działać w pewnym ograniczeniu. Obrzęk nie znikał, ale i nie rozprzestrzeniał się. Tu na pomoc przyszły drogie panie. Kilka kropel białej mikstury i zwiększona regeneracja komórek raz dwa uporały się z czarną zarazą, jednak naturalny efekt rany i bólu pozostał.
- Szczęściem to nie były demony posługujące się truciznami, a tym bardziej magią. - Powiedziała to do siebie to do Filipa Marika.
- Nie wiem czy mnie to cieszy... - Odparł krzywiąc się z bólu.
- Przydała by się nam pomoc. - stwierdziła Inori spoglądając w stronę baru. - Pójdę po Asasyna.
- Nie kłopocz się... Śpią - powiedziała lekko niechętnie Marika.
- Jak to śpią?!
- Doszło tam do małej awantury i użyłam substancji usypiającej. Tak szybko nie wstaną.
- Jakiej awantury? Chłopiec... zresztą, nie ważne. Nic nie poradzimy.
- Gdybym tylko miała amunicję, broń... albo chociaż użytkownika... Ech. Gdzie ta Eri?
- Chłopiec..? - zapytała się nagle Jenny słysząc rozmowę - taki z białymi oczyma?
- Lucas narobił bałaganu. - odparł Nanaph bezceremonialnie, podchodząc do drużyny. Jego miecze i ubranie było całe brudne od krwi ogarów, jednak mężczyzna nie zdawał się ranny, czy zmęczony.
- Co się znowu stało?- zapytała zaniepokojona - jest cięgle w karczmie?
- Teraz to nieważne, tu mamy większy problem… - odparł Nanaph.
- No nie wiem, skoro nie można podesłać posiłków - nacisnęła Jenny - jest dalej w karczmie?
- Już go tam nie ma. Skup się na demonie. - rzekł pomarańczo włosy, obserwując dwóch wojowników, którzy zaraz potem natarli na demona.
- Gdzie poszedł?
- Odszedł. Nie zmierza w tym kierunku… -
- Niezwykle pomocny - mruknęła Jenny - wytrzymacie beze mnie.
Po tych słowach dziewczyna odbiegła.
 
Imoshi jest offline