Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2014, 18:38   #28
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Przy bramie


Nic wielkiego się nie stało. Sprzątano tylko to co pozostało po trupach i opatrywano rannych. A Chenbo z dość sporym wysiłkiem ciągnęła za sobą ciało pokonanego demona w dwóch częściach.
- Takie jego psia m... w d.... j... Byle byś był coś wart. - Zmierzała zdaje się w stronę kowala.
Rannych było wielu, widać że ostatni przeciwnik upuścił im sporo krwi. Większość rycerzy miała powierzchowne rany i porozcinane zbroje oraz miecze. Raptem kilku straciło coś więcej niż krople krwi w rym głównie palce lub ręce. Zginął jeszcze jeden.
Trzech rycerzy Juto, Agaun oraz Filip rozmawiali o starciu. Reszta się nie wtrącała i zajmowała się tylko tym co potrzeba, a walczący odpoczynkiem i drogą powrotną do koszar.
- Trza będzie naprawić bramę - rzekł kapitan ściągając rozcięty w połowie hełm. (głowę ma całą ;d)
- Lepiej było by się przenieść na górne miasto choć jest ograniczone to teraz krypty będzie można pozajmować.
- Juto. Nikt nie lubi być w zamknięciu. Na razie będę musiał przekazać informacje i tym wydarzeniu. A co do...
- Zwracam mu wolność. Mam już gdzieś kim on jest. Jeżeli ma takie podejście i nic groźnego nie robi to może sobie tam przesiadywać.
- Widzieliście jak załatwił olbrzyma. To jest ktoś kogo trzeba mieć na oku.
- Ech. Wyślę do niego Eri. Jutro. By przekazała waszą decyzje. A co do drugiego demona... - spojrzał za Chenbo.
- Ma niezłe ciało...
- Był twardy - potwierdził Agaun
- JA nie o tym Generale. - Uśmiech - Nie rozumiem, dlaczego Oni nie chcą się do nas przyłączyć...

Jenny oglądała pobojowisko nie szukając wzrokiem nikogo konkretnego. Widać się spóźnili. Nie tylko oni. Spojrzała na Ervena i jego nowych pupili. Nie mieli za dużo do roboty tutaj. Można było się zainteresować tym o czym rozmawiali generał z resztą. To też poczyniła.

- Ich wola. Nie nam o tym decydować. Sami musimy wykreować takich wojowników. Nie podoba mi się to że tylko straż dba o ochronę tego ośrodka. To trzeba zmienić jak najszybciej. Jutro na mocy swego stanowiska nadam nowy obowiązek. - Powiedział kończąc pewien tok myślowy. Mówił na tyle głośno by każdy go usłyszał.
- A co teraz Generale?
- Wracam na zamek. Gdy wszystko zostanie już uprzątnięte zostań tu na straży. Wystawcie przy bramie jeden oddział, Filipie. Dobrej nocy panowie. Dobrej nocy wszystkim. - Generał odszedł swoim dumnym krokiem. Wszyscy spoglądali za nim z szacunkiem.
- Na dziś to już całe szczęście wszystko. -Odetchnął kapitan straży.
- Ale póki istnieje brama nic nie jest trwałe. Biorę dzisiejszą wartę. Odpocznijcie ty i twoi ludzie. - Powiedział odmaszerowując.

- Przepraszam… - Jenny podeszłą bliżej rozmawiających - jeśli dobrze usłyszałam to z powodu bramy takie przypadki zdarzają się częściej?

- Owszem - odparł kapitan. - Raczej nie tka widowiskowe, ale wcześniej demony nie pojawiały się w całym królestwie a jedynie kryptach i pradawnych świątyniach. Jednak od czasu pojawienia się bramy wiele się zmieniło. Mapy co jakiś czas przestają odwzorowywać teren. Pojawiają się nowe stworzenia i i ruiny. Ba ruiny nawet same zmieniają swoje miejsce. Całe szczęście miasta ich nie zmieniają.
Eri również dołączył do rozmawiających.
- Wybaczcie ale usłyszałam, że mówicie o kimś, kto mógłby pracować dla straży… o kogo chodzi?

- O mistrzach miecza. Pewien rodzaj listy? Najprościej ujmując to 10 najlepszych szermierzy w tym świecie. Rywalizują i walczą między sobą by wiedzieć kto jest najsilniejszym. Jak do tej pory poza pierwszą trójką reszta listy wciąż się zmienia. Są niezwykle silni jak mogliście zobaczyć.

- Aha… - Jenny popatrzyła na Ervena zastanawiając się czy mają tu jeszcze coś do roboty.

Erven przeczesał dłonią włosy. Westchnął i raz jeszcze pstryknął palcamy. Prawie wszystkie przyzwane do nie-życia demoniczne ogary oprócz dwóch rozsypały się w zjawiskowe kupki zdawałoby się zakurzonych kości.
- Wygląda na to że nic tu po nas. - Powiedział, dwa szkielety ogarów po jego bokach. - Pora się kłaść, to był zacny dzień i wieczór.

Jenny zgodziła się kiwnięciem głowy.

Bracia podeszli do pobojowiska, rozglądając się po okolicy. Szkoda, że już nie załapali się na walkę z demonem. Po drodze Christos zakrył swym ochraniaczem lewe oko, a twarz nieco oczyścił z krwi. Gubernator tymczasem podszedł do Juto:
- Kim właściwie był ten cały Maruder? Jak pojmaliście kogoś o takiej sile? - Christos tymczasem rozejrzał się za Xoną i Eri.

Czarodziejka pomagała opatrywać rannych zgodnie i instrukcjami alchemiczki. Natomiast Eri dołączał do rozmowy z Filipem i Jenny.
- Cóż to raczej mało ekscytująca opowieść. - Wszedł bo karczmy. - Jeden sok z irydem. - Zakrzyknął do barmana i zasiadł w pierwszym wolnym stoliku. - Po upadku zostaliśmy tu przydzieleni jako siły wsparcia i porządkowe. Tutejsza siłą ucierpiała w wyniku przewrotu. Wtedy też usłyszałem o członku Uverworldu który przesiaduje całe dnie przy bramie. No jeogo opinie również wskazywała pewien wypadek z przeszłości gdy rozwalił jedną ścianę muru miejskiego. Phi. Eri twierdzi że się upił, potknął i o nią oparł. Też głupota. W każdym razie nie w tamtym czasie tu neibyło. Przybyliśmy więc. Dziękuję - Odebrał trunek od Rose i upił łyk. Przez chwilę nic nie mówił a w jego oczach zalśniły iskierki. - Uch. Dobre. Na czym to ja... a tak. Przybyliśmy tu i od razu zaczęliśmy od porządków. Był wtedy w okolicy miasta co się rzadko zdarza. Wziąłem swój oddział z zamiarem jego pojmania. Uwierzysz... nawet na nas nie zareagował. Pojmanei też nie było jakeiś ekstawaganckei zagroziliśmy mu śmeircią, więzieniem. Nic to nie dało. Stwierdził że jak tam biedzie mógł spokojnie spać to idzie z nami. Dostał co prawda w ryj od Agauna gdy się spotkali i zgodził się na jego warunki. Przez prawie 3 miesiące siedział w lochu aż do dziś...

- A teraz po prostu odszedł. Dziwny człowiek… - odparł - Za chwilę wrócę. -
Wyszedłszy z karczmy, podszedł do kociej łuczniczki:
- Wybacz, że męczę Cię tuż po walce, Eri, ale mam do Ciebie małą prośbę… w Kryptach napotkaliśmy pewne bardzo interesujące stworzenie… zechciałabyś się mu przyjrzeć? Bardzo ciekawi mnie, czy był to odosobniony przypadek, czy takie istoty także stanowią tutejszą… faunę. -
Cztery “jaszczury pociągowe” dotychczas schowane w jakiejś bocznej uliczce, ukazały się nieopodal dwójki, wraz z skórą i głową bestii.

- Nyu~ Nie widziałam jeszcze czegoś takeigo~nya. Kocie szpony, kilka par oczu, twarda skóra~nyu. Rodzina kotowatych, na nie tutejszy choć...~nyy. Jak powiedział kapitan... ten świat się zmei~nya.
- To zamienia w kamień. - stwierdził kapitan.
- Nyu... Chimeryzm~nyan? To będzie duży problem~rrr. Mogę kieł~nyy?- Zapytała wojownika.

- Jasne. - odpowiedział tylko Gubernator, wzrok kierując na Christosa, by chwilę później pożegnać się z Eri, i wrócić do karczmy.

Usłyszał jeszcze za sobą.
- Nazwijmy to Himerą~nya. Tak na przyszłosć~nyu
.
- Wybacz, że Cię męczę, Juto… - powiedział, podchodząc do wojownika - Ale czy mógłbyś wskazać mi dom, w którym doszło do tego morderstwa? Zależy my, żeby jeszcze dziś się temu przyjrzeć… -

- Za mało ci wrażeń co? - Zapytał przekrzywiając głowę. - Ech. Z resztą... idź w stronę strażnicy ale skręć w ulicę na przeciwko niej. Drzwi tego domu oznaczono czerwonym krzyżem. Nie pamiętam czy był po lewej czy prawej. Ale z pewnością tam są...

Podziękowawszy za informację, Gubernator wyruszył w wskazanym kierunku… może jego oczy będą w stanie dostrzec coś, co umknęło straży.

Po kilkunastu minutach dotarł na miejsce. Wszystko zostało pozostawione w stanie jaki znaleziono. Jedynie ciała uprzątnięto. Zdawało się że oczy coś dostrzegają jednak gdy tylko próbował się skupić nic nie wiedział.
Choćby próbował wiele razy nic nie był w stanie dostrzec. I nic nie wskazywało na kłamstwo straży. Opis jaki podali był dokładny.

- Interesujące… no cóż, mam czas. - mężczyzna usiadł na podłodze po turecku i począł się intensywnie przyglądać. Sekundy zmieniały się w minuty, a te w godziny…
Starszy brat tymczasem, zagadał do Xony, która skończyła już pomagać przy rannych. Z resztą podobnie jak Marika. Tyle że w przeciwieństwie do alchemiczki nie udała się w pośpiechu do karczmy.

- Świetnie radzisz sobie w walce… - zaczął, zmieniając zaraz potem temat - Wybacz, że męczę Cię tuż po zakończeniu walki, ale to nie daje mi spokoju. Mam do Ciebie prośbę… byłabyś w stanie nauczyć mnie choć części zdolności, które posiadasz? Magia w tym świecie wydaje się wspaniała, chciałbym również ją pojąć, nauczyć się z niej korzystać… -

- Nie jest to proste...- powiedziała niepewnie.- Teoretycznie każdy mógł by się podstaw nauczyć jednak trzeba mieć pewne predyspozycje by osiągnąć coś więcej... Oczywiście wpierw musieli byśmy sprawdzić twój potencjał i inne uwarunkowania by choć przystąpić do pierwszego poznania. - Popatrzyła na niego - Nie wiem niestety jak ot jest z przybyszami...

- Warto jednak spróbować… taka zdolność może ocalić życie i zdrowie… -

- Cóż możemy spróbować... nie jestem w tym najlepsza moja specjalizacja to telekineza...
Dotknęła jego piersi i chwilę jego aura zmniejszała się i rozszerzała. Serce bilo nie regularnie ale nie miało to żadnego wpływu na jego funkcjonowanie.
- Coś jest... źródło choć niewielkie i szczątkowa sieć... Niestety nie wiem czy to coś uciągnei zwykły strumień. Chyba nie do tego jest przeznaczone...Hmm... a pobódźmy to. - Zła mina i przeszywający ból przeszedł całe ciało. - Oh! Przepraszam. Ale podziałało.
Ciało zaczęło drętwieć. Dziwny paraliż ale w pewien sposób bardzo nostalgiczny.

- C-ciekawe… - stwierdził pomarańczowłosy, patrząc się swym jednym okiem na prawą dłoń. Wyczekiwał tego co stanie się za chwilę, wraz z Antim, stojącym kilka kroków dalej.

- A ty co chłopcze?

- Ależ nic, p-proszę Pani - odpowiedział nieco przestraszony maluch. Christos natomiast spytał
- Hm… co dalej? –

- Możemy spróbować inkantacji... hmm dajmy na to światło. Prosta i jedna z wielu “Lumina”- Wypowiedział słowo i w dłoni ukazało się małe światełko. - Teraz twoja kolej.
Wojownik wypowiedział słowo jednak nie podziałało. Jego ciało przeszył potężny dreszcz bólu. Tak jakby dłoń w której chciał wykonać czar chciała się oderwać i uciec.
- Yhm. - Westchniecie zawodu - Bycie przybyszem chyba blokuje ci tą drogę...

Obserwujący scenę Anti również spróbował, z nadzieją, że może mu się uda - w końcu on nie był przybyszem.|
Christos, trzymający się za bolącą jeszcze rękę, stwierdził tylko
- Trzeba więc spróbować innych… któraś na pewno się nada - starał się nie okazywać bólu, jednak nie wychodziło mu to najlepiej.

-Myślę że to nie kwestia czaru. Raczej natury twojego świata. Może to co masz w sobie działa inaczej. Nie wiem w każdym razie jest pobudzone może sam coś z tym zdziałasz.
Wtedy też ich rozmowę rozświetliły małe iskierki. Delikatne słabiutkie wydobywające się z rąk chłopca.
- Oh. Maluchu. Nie rób nam takich niespodzianek. - Odparła jakby się tego spodziewała - Cóż na tą chwilę na więcej cię nie stać ale to już dobry znak. Jednak nie przesadzaj. Wypalanie magii to bardzo nieprzyjemny zabieg.

Anti jak na komendę przygasił światełko.
- Kiedyś zostanę potężnym czarodziejem! - zakrzyknął podekscytowany.
Christos tymczasem próbował jakoś skoncentrować się na tym, co pobudziła Xona.

Wysunął rękę w kierunku bramy tak by nic innego nie było w zasięgu. Obrała za cel jeden z kamieni na bruku.
Nic żadnego efektu. Czy to próbował coś przesłać do ręki czy też napiąć mięśnie.
- Hmm. Telekineza jest dużo trudniejsza... wymaga ona skupienia, wyobraźni przestrzennej i odczucia odległości. - wskazała palcem jego brzuch - Tu jest źródło. Biegnie dość spieranie ale ostatecznie rozgałęzia się na palcach. Nie widziałam czegoś takiego.
Ponownie wskazała na pępek i poruszał delikatnie dłonią po ścieżce zapewne sieci. Coś narastało w ciele wojownika i chłopiec tez to czół choć może nie w ten sam sposób. powolne palecie ogień wędrujący po ciele. A gdy tylko jej palec wskazała na dłoń nastąpił wystrzał. Trafiony kamień odleciał parę metrów i Chistos odleciał parę metrów w przeciwnym kierunku. Wstrząs wybił bark.
- Ups. - Wysyczała czarodziejka - Ale widać że działa... - Dodała niepewnie. Zastanawiała się czy przeprosić czy poszczycić się wiedzą i dumą. Popatrzyła na chłopca a ten natychmiast chował swoje dłonie za plecy.

Pomarańczowłosy w milczeniu chwycił się za bark. Już drugi raz musiał sobie nastawiać bark, co udało się bez większych kłopotów. Szczęście, że zdolności regeneracyjne Christosa są tak dobre.
Anti podobnie próbował. Xona zaczęła mu coś tłumaczyć.

- W przypadku niego - Wskazała na Christosa - Magię trzeba przesyłać z środka, źródła do ośrodka kierującego. Natomiast nasza magia skupia się na osadzaniu energi na ośrodku. Więc chłopce twoja magia tym się różni że musisz skupiać energię na dłoni a nie jak On przesyłać ja do dłoni. Ostatecznie Telekineza jak i impuls polegają na tym samym. Impuls jest łatwiejszy bo... to zwykłe wypuszczenie energii w telekinezie trzeba nawiązać więc miedzy obieranym celem o ośrodkiem kierującym. To by było wszytko. Na razie nie będziesz w stanie wiele osiągnąć ale może kiedyś. A teraz się trzymaj i pilnuj opiekuna.

Pomarańczowłosy zupełnie jednak nie słuchał rad skierowanych do chłopca - słowa dziewczyny rozmazywały się, mężczyzna, w swej koncentracji, przestał je rozróżniać…
Chwilę potem Xona zostawiła “chłopców” samych sobie, a Ci poświęcili resztę nocy na trening.

***


- Mam tylko pewną teorię… najpierw coś sprawdzę dobrze? - zapytał Jen z niewielkim uśmiechem po czym unosząc dłonie ku górze zaczął coś intonować w obcym języku mocno niezrozumiałym dla postronnych. Chwilę później pozostałe ciała piekielnych ogarów zaczęły się poruszać ich koście odłączać się od ciała rwąc mięso i kość by zrobić kilka kroków w bok i rozsypać się jak ich poprzednicy. Erven zamknął oczy i i biorąc głęboki oddech zaczął intonować podobnie, lecz na inną melodię, bardziej syczącą. Po pierwszej próbie nic się nie stało. Wykonał parę gestów rękoma i kontynuując inkantacje kości się poruszyły i nic poza tym. Za trzecim razem kości zaczęły się nieznacznie unosić nad ziemią i formować w kształt karocy zaprzężonej w osiem piekielnych ogarów, szare nici półprzeźroczystej energii zamiast lejców, cugli i pełnego oprzyrządzenia. Kropla potu spłynęła po jego skroni. Był zmęczony.

Karoca jeszcze chwilę trzaskała i odrobinę się rozsypywała. Kilka kolejnych gestów kilka dodatkowych nici i było po sprawie. Kapitan spoglądał z ukosa na maga. Nie był zadowolony jednak nic nie mówił.

Erven był zadowolony, ciężki projekt okazał się być sukcesem, może nie takim jaki by chciał, ale był nie najgorszy efekt. Spojrzał na kapitana straży, jego opinia była mu obojętna, mimo wszystko był szczęśliwy. Zapytał.
- Kapitanie? Potrzebujecie może balistę, albo katapultę?

Chwila zastanowienia.
- A z drewna dało by rade? - zapytał ni to kąśliwie ni to ochoczo.

Erven spojrzał na niego ogłupiały by po chwili się roześmiać.
- Pewnie dałoby radę, ale po co ma się dobra kość marnować? - zapytał retorycznie po czym uniósł ręce w nabożnym geście intonując. Wszystkie pozostałe kości które jeszcze były zamknięte w poległych ciałach zaczęły wychodzić z nich i łączyć z tymi których nie wykorzystał do tworzenia karety. Kropla potu powędrowała po skroni w dół policzkiem i chwile później kości zaczęły się wyginać i łączyć eterycznym klejem, gwoździem i nicią. Cięciwa powstałej balisty była zrobiona z jadowicie zielonej energii ektoplazmatycznej.
Jedyne co pozostało na polu niedawnej bitwy były po rozszarpywane zwłoki bez kości idealne na kompost, oraz balista i karoca.

Jenny stała przyglądając się poczynaniom Ervena. Jej mina była pełna obrzydzenia i niedowierzania. Pół otwarte usta nie zdobiły dodatkowo skrzywionej twarzy dziewczyny.
- Erven… zostaw to i chodź już… - powiedziała w końcu odwracając się. Jak można robić coś takiego ze zwłokami..? To było nie do pojęcia dla dziewczyny.

- Przetestujcie balistę, po rachunek przyjdę jutro z rana- nekromanta powiedział z uśmiechem do kapitana straży po czym ruszył za Jenny, dwa ogary które mu towarzyszyły wskoczyły do wnętrza karocy warując.
- Jen? Nie wyglądasz dobrze, wszystko w porządku, dobrze się czujesz? - zapytał dziewczynę.

- To jest… niewłaściwe co robisz ze zwłokami. Jak może ci to tak łatwo przychodzić? - zapytała oskarżającym tonem dziewczyna.

- Dusza już dawno opuściła ciało, skorupę materialnego świata. Poza tym, to były demony, istoty które nie pałają żadną miłością do śmiertelników. Zrobiłem to co zdawało się logiczne. Jeżeli mogę się nam przydać dlaczego nie wykorzystać ich? To jak z wegetarianami. Czy jedzenie mięsa jest właściwe, czy nie? - odpowiedział jej.

- Nie wiem o co ci chodzi z tymi wegetarianami. Nie podoba mi się to po prostu. Ludzkie czy nie, po prostu nie podoba mi się - odpowiedziała idąc ulicą.

- Wybacz, jeżeli cię uraziłem. Kapitan straży zdawał się być zadowolony z nowej balisty. - odpowiedział idąc krok w krok z dziewczyną.

- Zdawał się ogólnie nieprzyjaźnie nastawiony do tego co robisz… jak mogłeś tego nie zauważyć?

- Wiesz, nie jestem idealny. Za to jestem bardzo zmęczony. Chyba wyszedłem z formy. - po czym postanowił zmienić temat - Jak twoje gardło?

- Dobrze - odpowiedziała po dłuższej chwili - to gdzie jest koleś u którego można by wynająć mieszkanie?

- Zaraz po drodze, tu za zakrętem i parę stopni w górę. - odpowiedział dziewczynie.
 
Asderuki jest offline