Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2014, 22:46   #9
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę
Ariana

Godziny szczytu. Cała masa kretynów którzy koniecznie musieli być w domu przed innymi. Bo w końcu ich czas jest cenniejszy niż innych. W dodatku do tego wieczorny przymrozek sprawił, że nawierzchnia była niebezpiecznie śliska. Na szczęście Ariana nie miała problemu z refleksem, co uchroniło jej Smoczycę od nachalnych zalotów. Szczęśliwie pozwalając im obu dotrzeć na miejsce nie tylko w jednym kawału ale bez zbędnych opóźnień.
Ariana dzięki wiadomości wiedziała, że najlepiej będzie zaparkować na dziedzińcu kamienicy. Bez wahania więc wjechała przez bramę. Po zabezpieczeniu ulubionego środka transportu ruszyła wraz ze swym towarzyszem na pierwsze piętro. Ściany korytarza nie należały do najczystszych i w wielu miejscach poznaczone były bliznami niewiadomego pochodzenia, jednak drzwi docelowego mieszkania rozpoznała natychmiast. Co nie było wielką sztuką gdyż jako jedyne prezentowały się nadspodziewanie dobrze, bez ozdób z takim uporem tworzonych przez miejscowy element “artystyczny”. Zapukała raz, po chwili raz jeszcze. Odpowiedziało jej tylko skrzypienie zamka za plecami.
- Pani do profesora? Studentka? - Zapytała niziutka zasuszona staruszka. - Musi pani chwilę poczekać. Profesor zwykle wraca koło dziewiętnastej. - Otworzyła szerzej drzwi. - Proszę, na korytarzu zimno jeszcze się pani przeziębi. A ja lubię słuchać młodych ludzi. - Babcia uśmiechnęła się przyjaźnie. Po czym jej wzrok skierował się na schody.
- O, pani z koleżanką? Proszę, proszę obydwie panie możecie u mnie poczekać. Niema co tak stać na schodach.
Kliknij w miniaturkę
Nessei

Samotnie podążała drogą przez miasto. Ostatnie wydatki były zbyt duże aby jeszcze pozwolić sobie na marnowanie gotówki na bilety komunikacji miejskiej. Ale przecież taki spacer to tylko dla zdrowia dobry, czyż nie? Szła wiec dziwnie opustoszałymi chodnikami, mijając setki świateł samochodów. Najwyraźniej większość ludzi już zapomniała, że można też chodzić, do tego zdrowsze to i przede wszystkim tańsze. Słońce już zaszło kiedy dotarła do kamienicy.
Idąc przyjemnie ciepłym korytarzem usłyszała z góry rozmowę, a właściwie monolog lecz sądząc ze strzępków słów słowa te były do kogoś kierowane.
Ruszyła szybko w górę. W połowie schodów powitał ją ciepły choć nieco chrapliwy głos staruszki.
-O, Pani z koleżanką? Proszę, proszę obydwie panie możecie u mnie poczekać. Nie ma co tak stać na schodach.
Po czym staruszka otworzyła szerzej drzwi i gestem zaprosiła obie kobiety do środka.
Kliknij w miniaturkę
Jagoda

Od przystanku do miejsca przeznaczenia było dobrze ponad dwieście metrów po nieciekawej okolicy. O dziwo jednak do samej kamienicy nikt jej nie zaczepił i jedynie mroźne odrobinę przeszkadzało. Sama kamienica prezentowała się nadspodziewanie dobrze. Nawet napisy na murze były optymistyczne. Tym razem nie mówiły o przewedze Widzewa nad ŁKSem ani o tym jak wspaniali są kibice jednej z Łódzkich drużyn. Nie, napis wykonany zielonym sprayem głosił “Staraj się kochać”. A jakby podążając za nim w bramie stało trzech gładko ogolonych gentlemanów o posturze przywodzącej na myśl niewielki buldożer. Wymieniali opinie na tematy filozoficzne, raczyli się przy tym znakomitym winem wprost z wysokogatunkowego kartonu. Szybko jednak ucichli gdy tylko ich spojrzenia spoczęły na Jagodzie. I jak dobrze wychowani młodzi ludzie natychmiast poprawili czapki a także zaproponowali swą pomoc, sugerując jednocześnie iż nie przyjmą odmowy…
Kliknij w miniaturkę
Staś & Andrzej

Zebrali się do wyjścia, tym razem Staś wolał nie brać ze sobą psów choć te bardzo nalegały. Obaj z Andrzejem poznali drogę z listu ale żaden nie posiadał samochodu wiec zostawał im tylko tramwaj, w dodatku w łodzi znów były remonty i komunikacja miejska działała według rozkładów zastępczych.
Podróż tramwajem w środku zimy na drugi koniec miasta do przyjemnych nie należała. Na szczęście obaj byli zahartowani w górskich eskapadach, więc i Łódzka zima ie była im straszna. W koncu dotarli do ostatniego przystanku a stąd mieli już tylko kawałek na pieszo. W sam raz by poprawić krażenie w zastałych kończynach. Okolica jak zauważyli była nawet zimą niezwykle żywa. Andrzejowi rzuciła się w oczy gromadka bawiących się dzieci. Niezwykle słodki widok, zwłaszcza ten łuk bloczkowy i to z jakom determinacją celują do przechodniów.
Staś zwrócił zaś uwagę na rzecz zgoła inną. Oto bowiem trzech wyrośniętych drabów otoczyło przy bramie młodą dziewczynę. I najpewniej nie zamierzali pytać jej o opinie na temat ostatniego przedstawienia w Łódzkim teatrze.
Kliknij w miniaturkę
Krzysztof

Kiedy kończył pracę zapadał już wieczór. Pierwszym odruchem Krzysztofa było pojechać do domu, zjeść przyzwoity obiad i ruszyć do nadawcy listu, jednak szybko uświadomił sobie, że w ten sposób dotrze do miejsca przeznaczenia najwcześniej po dwudziestej pierwszej. Zmienił swoje plany kierując kroki do bufetu w którym jak słyszał również można kupić całkiem porządny posiłek.
Już w trakcie składania zamówienia poczuł na sobie czyjś wzrok, jednak kiedy się rozejrzał nie spostrzegł nikogo kto darzyłby go większą uwagą. W czasie posiłku uczucie powróciło jeszcze kilka razy. To samo w powtórzyło się w drodze tramwajem. Chcąc uniknąć niekomfortowej sytuacji przesiadł się na autobus jadący w tym samym kierunku. Tu uczucie obserwowania zniknęło. Pojawiło się natomiast znowu gdy tylko wysiadł na przystanku. Dotarły też do niego głosy trzech mężczyzn przechwalających się co to oni by nie zrobili dwu chuderlakom, gdyby nie to, że przy kobiecie tak jakoś głupio było ich bić.
W końcu dotarł do kamienicy ze swojej wizji. Wszedł na korytarz i natychmiast rozpoznał starszego mężczyznę sprawdzającego skrzynkę na listy. Widział go dość często na korytarzu uczelni i pamiętał, że to jeden z bardziej lubianych profesorów, lecz imienia jakoś nie mógł sobie przypomnieć.
Kliknij w miniaturkę
Zygmunt

Sen nie trwał zbyt długo. Obudziło go nachalne pukanie do drzwi. Raz za razem. Ktokolwiek to był musiał wiedzieć, że Zygmunt jest w środku. Pukanie rozległo się po raz kolejny. Tym razem jednak toważyszyło mu wezwanie werbalne.
- Policja, proszę otworzyć!
Policja czy nie, to było jedyne wejście a sądząc z cieni za oknami ktoś próbował zajrzeć do wnętrza starego budynku.
- Proszę otworzyć! No przecież widzę, że pan tam jest. Chcemy tylko porozmawiać. - Uspokajał głos, lecz robił to wyjątkowo nieudolnie. Zygmunt miał niemal pewność, że nie chodzi tylko o zwykła rozmowę. Coś musiało się stać i to raczej nic dobrego.
Chwilę mu zajęło nim resztki snu i strachu wywołanego nagła pobudką minęły. W tym też momencie Zygmunt odczuł inny rodzaj strachu, zrodzony tym razem z przenikliwej samotności której nie zaznał od kilku lat. Ostatnim razem kiedy trafił do miejsca niemal zupełnie odciętego od świata duchów. Tylko, że to było niemożliwe, to w końcu cmentarz, to granica powinna być niemal niewidoczna i aż roiło się od dusz zmarłych. Przynajmniej zazwyczaj…
Kliknij w miniaturkę
Siergiej

Kac mijał powoli a zapas domowych środków na tą przypadłość wyczerpał już po ostatniej imprezie. Nie pozostawało mu nic innego jak zebrać zwłoki które były jego ciałem i ruszyć na wyprawę godną całej nordyckiej sagi. Do sklepu po kiszone ogórki.
Dobre dwadzieścia minut próbował zmusić się by iść w miarę żwawym i prostym krokiem. Sklep na szczęście był niedaleko więc i upragniony lek udało się nabyć dość szybko. Kusiło go by od razu rozerwać foliową torebkę i wypić wodę zakąszając zawartością stała. No ale co by sobie sąsiedzi pomyśleli. Już teraz nie patrzyli na niego zbyt życzliwym okiem, nie podobał im się ruski sąsiad i już. Gdyby teraz widzieli jeszcze jak leczy kaca na ulicy było by znacznie gorzej. Zebrał się w sobie i ruszył do domu.
Po drodze działo się niewiele, choć zwrócił jego uwagę młody mężczyzna w idealnie skrojonym czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych. Siergiej zamrugał kilka razy. Tak ten człowiek nosił okulary przeciwsłoneczne zimą, przy dużym zachmurzeniu. W dodatku prowadził za rękę może siedmioletnią dziewczynkę w różowej kurtce.
- Dokąd idziemy? - Zapytała mała zdradzając rodzącą się w niej panikę.
- Do mamy. - Odpowiedział jakby cytując z pamięci wyuczoną kwestię.
Jakby dopełniając obrazu sytuacji, przy końcu chodnika zatrzymał się czarny samochód z którego dolatywały dźwięki “Barki”.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 26-04-2014 o 12:05.
Googolplex jest offline