Nie wiadomo kiedy otoczyli ich uzbrojeni ludzie... i nieludzie. Gerfyn powoli położył Meegerena na ziemi, a rękę na rękojeści miecza. Nie prowokacyjnie. Po prostu widząc przygotowane do strzału łuki sam też wolał mieć uzbrojenie w pogotowiu. Na szczęście obyło się bez bitki - dziwni osobnicy zdali się uwierzyć Kurtowi.
Gdy niejaki Słowik uścisnął mu prawicę, kapłan także postanowił się przedstawić.
- Jam jest Gerfyn Lyrd Deroth aep Gerrof, z Nilfgaardu, sługa Wielkiego Słońca. W skrócie Gerfyn. Do usług.
Na słowa elfa odpowiedział:
- Nie wiem, czy nas poszukują. Lecz trza Wam wiedzieć, że nie są to zwykli rabusie. Ba, rabowanie zupełnie im nie wychodzi. Za to mordowanie, branie jeńców i niszczenie idzie im wyśmienicie. Zaatakowali nas gdyśmy eskortowali wozy tego jegomościa, który leży tu bez ducha. Kilku z nas zabili, a wozy podpalili. Dobrze widzą w ciemności, choć chyba nie było wśród nich elfów. Dobrze zrobicie, jeśli potraktujecie ich poważnie.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |