Wspomnienie ludzi, palących opony na mijanym kilka godzin wcześniej dachu nie dawało Violet spokoju. Kim byli i czy naprawdę stanowili niebezpieczeństwo? A nuż dzięki decyzji ominięcia ich szerokim łukiem stracili potencjalnych sprzymierzeńców...bądź zyskali opcję dalszego życia w niezmienionej formie. Mimo że tak niewielu ich zostało, wciąż gryźli się między sobą, nie bacząc na małą apokalipsę zombie w tle.
Ludzie nigdy nie należeli do najlepszego z istniejących gatunków.
Zmrok zapadł szybciej, niżby grupa sobie tego życzyła. Na szczęście miejsca na popas mieli aż nadto, wystarczyło tylko wybrać mądrze. Cartwright przysłuchiwała się wymianie zdań między komandoską, a młodszym gościem nie wtrącając się z początku. Analizowała wszystkie za i przeciw poszczególnych opcji, aż w końcu ziewnęła zasłaniając usta rękawem bluzy
-Klatkę schodową wpierw trzeba by oczyścić. Nie wiemy ilu przyjemniaczków tam jest, to raz. Dwa: ewentualna droga ucieczki prowadzi pewnie na dach o i ile nie chcemy skończyć przyparci do muru z wyborem skakać lub dać się zjeść...niepotrzebne ryzyko. Autobus? Serio? Otoczą nas ze wszystkich stron i zeżrą żywcem nim zdążymy powiedzieć "to był głupi pomysł". Sklep...tu już jest jakiś sens. Wyjścia z kompletnie dwóch różnych stron, metalowe żaluzje w oknach. Dałoby radę na szybko zabarykadować, osłonić przed niechcianymi obserwatorami, a jak zrobi się ciepło możemy spieprzyć wyjściem dla dostawców. Poza tym może znajdziemy coś, co nam się przyda. Szabrownicy na bank nie wynieśli wszystkiego - uśmiechnęła się krzywo, poprawiając kaptur - Jestem za sklepem.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |