Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2014, 06:17   #62
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Chwilę zajęło im znalezienie odpowiedniego miejsca, z którego mieli by widok na całą okolicę. W końcu jednak, Lynx, Jeff i Maria zaczaili się w wyrwie jednego z zachowanych budynków obserwując otoczenie. Po kilkunastu minutach Lynx dostrzegł ruch w ruinach. Przyjrzał się mu dokładnie przez lunetę snajperskiego karabinu. Zanim zwierzę zdążyło zaszyć się wśród gruzów, wypatrzył gruby tułów, osadzony na szczudłowatych nogach.

Lynx przyglądał się zwierzęciu przez lornetę karabinu próbując ocenić odległość do celu. Analizował szybkość poruszania się i palec już miał na spuście, gotów ściągnąć go płynnym, wyuczonym ruchem. Dalmierz, cybernetycznie połączony z jego naturalnym okiem, pozwolił mu dokładnie określić odległość do potencjalnego celu, ta wynosiła pięćset sześćdziesiąt metrów, sporo, ale przy tym wietrze miał spore szanse powodzenia. Zauważył, że zwierzę porusza się poza szlakiem, jaki wytyczono wśród ruin. Mutant poruszał się wśród gruzowiska chaotycznie, pewnie żerował, a to utrudniało strzał, kiedy znikał za poskręcanymi z żelbetonu resztkami konstrukcji.

Lynx gestem dał reszcie znać, by się wstrzymali, nie chciał spłoszyć zwierzaka, postanowił poczekać, aż ten wychyli się z ruin w odpowiednim do strzału miejscu a może nawet zbliży się do ich pozycji.
Maria podążyła za spojrzeniem Lynxa:
- Jest tam coś? - zapytała cicho, wpatrując się w ruiny.
Skinął głową nie odrywając oka od okularu lunety, na chwilę oderwał dłoń od łoża karabinu pokazując kierunek na wprost, mniej więcej w miejsce gdzie zauważył zwierzaka. Po kilku minutach znajomy kształt pojawił się między dwoma na wpół zawalonym ścianami.



Mieli przed sobą mięśniaka - wynaturzą świnie, dosyć popularne na Północy zwierze , efekt prawdopodobnie radiacji, inżynierii oraz chemii, czyli wszystkiego najlepszego, co ma do zaoferowania Północ i Moloch. Zwierzę ważyło około stu kilogramów i nadawało się na krótszą metę do spożycia. Lynx widział kilka na Froncie, wszystkożerne… dosłownie, ale o dość smacznym mięsie.
Snajper czekał aż krzyż celownika optycznego spocznie dokładnie na miejscu za lewą łopatką zwierzęcia. Delikatnie ściągnął spust, karabin wystrzelił, ale fałszywy dźwięk i brak brzęku wyrzucanej łuski z komory, zwiastował poważniejszą awarię. Zabójca maszyn zbladł ale po chwili zabezpieczył broń i zaciskając ze złości usta, odłożył karabin do prowizorycznego pokrowca, przytroczonego do plecaka. Zauważył, że Jeff składa się do strzału ze swojego karabinku: - Daj sobie spokój Morgan, tym nawet jej nie sięgniesz, nie mówiąc o zabiciu.

- Cholera. - Wycedził chłopak. - Zejdźmy po tego świniaka. - Przez chwilę przyglądał się podłożu. - Wytropię go, jak nic.
Lynx skinął głową zgadzając się: - Jak daleko jesteśmy do obozu Jeff? Nie chciałbym zapuszczać się za daleko w te parszywe ruiny? - snajper wiedział, że zapuszczanie się w te ruiny o zmroku, nie było dobrym pomysłem.

- Gadasz głupoty. Potrzebujemy tego jedzenia. Tarczownicy nic nam nie dadzą. Jeżeli będziemy musieli iść dookoła te cztery dni, to i tak najpierw dotrzemy do obozu uchodźców pod Nashville. Nie wiesz, jak tam jest, nie byłeś tam. Ten karabin - wskazał na M110 Lynxa. - Pójdzie za kilogram mięsa, może dwa. Ludzie głodują. - Milczał przez chwilę. - Lepiej jest w misji, tam Ojciec Gianni z pewnością nam pomoże, tyle że… Od Nashville do Misji są trzy dni, łącznie siedem. Na tych zapasach, które wieziemy, mamy jeszcze tydzień? - Zapytał retorycznie przygotowując się do zejścia na dół, żeby ruszyć tropem zwierzęcia.

Były frontowiec trzymał już w rękach strzelbą, snajperka była w tej chwili bezużyteczna, a nowonabytego SCAR-a postanowił oszczędzić na razie. Wzrokiem przeczesywał okolicę, ale nie zauważył nic podejrzanego. Do zmierzchu zostało im maksymalnie dwadzieścia do trzydziestu minut.

- Może jednak spróbujemy go wytropić... - spojrzała w niebo. - Do zmroku będzie z pół godziny... Myślę, że dziesięć minut mamy... Szkoda rezygnować. To duże zwierzę, nie jakiś szczur - dziewczyna wyraźnie poparła pomysł młodszego z Morganów, zapewne pusty żołądek pomógł jej w dokonaniu wyboru.

Lynx bez słowa skinął głową Jeffowi, widać, że młody Morgan lepiej znał realia otaczających ich ruin: - Dobra, ale dwadzieścia minut nie więcej i spieprzamy do obozu w razie czego, oczy i uszy otwarte. Powoli szukając w zapadającym zmroku charakterystycznych kształtów wystających zapalników ruszyli w miejsce, gdzie ostatni raz widzieli potworka. Gdy w końcu dotarli do charakterystycznych dwóch, niepołączonych ze sobą ścian, Jeff wskazał ślad krwi na jednej z nich, jakby bestia otarła się o nią uciekając.
- Trafiłeś ją? - Zapytał młody Przeszukiwacz. Lynx odpowiedział przeczącym ruchem głowy.

- Słyszeliście coś? - Zapytała Maria. Mężczyźni pokręcili przecząco głowami. - Jestem pewna, że coś słyszałam.

- Nie traćmy więcej czasu. - Rzucił przez ramię Jeff zdejmując z pleców AKM i zakładając na ramię karabinek biathlonowy. - Tędy.

- Skoro nie trafiłeś, to skąd krew? - Maria przesunęła palcem po śladzie. - Świeża.- zatrzymała się, rozglądając z niepokojem dookoła.

- Coś mi się wydaje, że nie tylko my na nią polujemy, a skoro nie słyszeliśmy wystrzału, to znaczy, że mogła zostać zaatakowana z łuku, kuszy czy czego tam jeszcze. Jeff spadamy, w ruinach po ciemku będziemy łatwym celem. Martwi nie pomożemy nikomu, a rano znowu spróbujemy szczęścia - stanowczo rzucił do Jeffa, potem poszukał kontaktu wzrokowego z Marią. Dziewczyna wyglądała na zdecydowanie zaniepokojoną. Lynx wyciągnął z kieszeni Astrę załadowaną do pełna i podał jej: - Chciałem Ci to dać później, ale widzę, że może się przydać natychmiast - przekręcił bezpiecznik na broni - teraz jest odbezpieczona, załadowana do pełna. Ściągaj spust delikatnie a prawie nie poczujesz podrzutu - mówił spokojnie, nie chcąc straszyć dziewczyny. Nie byli w tych ruinach sami, a Jeffa zaślepiła możliwość zdobycia dużej ilości pokarmu. - Jeff? Idziemy? Pamiętaj, masz rodzinę o którą musisz dbać, zważ ryzyko… - snajper rozglądał się po otaczających ich ruinach, szukając ruchu bądź czegoś podejrzanego.

Obejrzała broń w zapadającym zmroku.
- Dziękuję - powiedziała, nieco zażenowana prezentem. - Przechowam ją. Strzelałam z podobnej.
- Nie przechowasz - uciął stanowczo Lynx - jest twoja. Z tego maleństwa - wskazał na małokalibrowy karabinek - nie zawsze dasz radę się obronić, mam też trochę amunicji do Astry, także pestek Ci nie zabraknie. - Musisz mieć się czym bronić… - powiedział trochę ciszej - … wszyscy musimy, bo mam przeczucie, że Tarczownicy nam nie pomogą.

Spojrzała na niego, jakby chciała coś powiedzieć. Ale nie odezwała się, uśmiechnęła tylko niepewnie, a potem odwróciła do chłopaka.
- Jeff! - dotknęła jego łokcia. - Wracamy. Jutro zapolujemy.

- Mamy go, jak na widelcu. Jest ranny, nie wiesz od kiedy, może równie dobrze coś go zaatakowało wczoraj. Nie ma tu żadnych innych śladów. - Jeff spojrzał Marii głęboko w oczy. - Do cholery jasnej, przestańcie cykorzyć. - Dokończył i odwrócił się na pięcie podążając za tropem.

- Pieprzony idiota, stary Ci powinien mordę obić - syknął za nim Lynx. Sprawdził strzelbę i rzucił do Marii: - Idziemy za nim, nie możemy go to zostawić samego, trzymaj się blisko - uśmiechnął się chcąc dodać dziewczynie animuszu.
- Mamy pięć minut, Jeff, słyszysz?- zawołała za chłopakiem Maria, a potem weszła za Lynxem między ściany.

Przez kilkanaście minut podążali za tropem zwierzaka. Wieczór powoli zmieniał się w noc w ruinach. Kilka razy wydało im się że cielsko mutanta miga na granicy wzroku. Jeff jednak nie przyśpieszał, może chodziło mu o miny, a może o coś zupełnie innego.
W końcu dotarli do małego na wpół zawalonego domu, który jako jeden z nielicznych ostał się na dawnym osiedlu domków jednorodzinnych. Trop prowadził bezpośrednio do jednego z nich. Przeszukiwacz zaglądał przez wyrwę w ścianie.
- Mamy go. Chyba wlazł do piwnicy.

Lynx zbliżył się do pozycji młodego Morgana, kiknął szybko przez szczelinę, oglądając wnętrze pomieszczenia w zielonkawym świetle noktowizji. Chciał poszukać ewentualnych min, albo jakichś niespodzianek, słowa Silnego wywarły na nim niesamowite wrażenie i zamierzał się tego trzymać.

Zarówno Lynx jak i Jeff dostrzegli ślady ludzkiego bytowania, jednakże sprzed wielu dni. Oprócz tego, gdzieniegdzie ślady mniejszych zwierząt. Stojąca za nimi nieco z tyłu dziewczyna stwierdziła:
- On tam ma legowisko? To bez sensu… Nie woli otwartych przestrzeni? - Maria denerwowała się zapadającym zmrokiem, choć - w sumie - rozumiała motywy Jeffa. Zwierzę było na wyciągnięcie ręki... Szkoda było odpuścić taką okazję.Poczuła, jak bardzo jest głodna.

Do budynku weszli razem, z bronią podniesioną poruszali się wzdłuż przeciwległych ścian, tak, żeby wzajemnie się osłaniać, a jednocześnie przepatrzyć jak największy obszar wnętrza. Pokoje na parterze były zawalone różnego rodzaju brudnymi śmieciami. Żołnierz stwierdził, że dość dawno temu, obozowali tu ludzie. Młody Morgan zbliżył się do otwartej na oścież klapy w podłodze, prowadzącej po schodach do piwnicy. Zabójca maszyn stanął za nim, lekko z boku, by w razie czego osłonić Przeszukiwacza.

- Nic nie widać. - Powiedział szeptem Jeff. - Schody wychodzą na ścianę. - Gdy tylko skończył, z dołu dało się słyszeć karykaturalne chrumkanie i warczenie. Zwierzak rzeczywiście był na dole, a schodzenie tam, gdy ranny potwór był przyparty do ściany, byłoby skrajną głupotą. Snajper poszukał solidny kawałek betonu i wrzucił go po schodach, tak by przy spadaniu zrobił jak najgłośniejszy rumor.

Po wrzuceniu do środka kamienia usłyszeli jeszcze głośniejszy ryk. Jednakże zwierze wciąż pozostawało w swojej, póki co bezpiecznej, kryjówce. Lynx szybko skręcił z kawałków szmat i powyrywanych stron z zniszczonej książki improwizowany granat. Podpalił całą konstrukcję, chwilę mocował się ze strajkująca zapalniczką. Wrzucił prowizoryczną bombę ją na dół. Ryk zmienił się w kwik przerażenia. Z dołu wybiegł mniejszych rozmiarów mięśniak szarżując na Marię.

Jedyna sytuacja, w której kaliber .22 może się okazać skuteczny na coś tego rozmiaru jest trafienie w tętnicę, bądź oko. To się właśnie dziewczynie udało. Potwór ryczał wściekle pchany siłą rozpędu i adrenaliną biegł dalej, znacząc drogę za sobą potokiem brudno czerwonej krwi. Krwawił z rozoranej pociskiem tętnicy szyjnej. Maria w ostatniej chwili chciała odskoczyć w bok. Młody Morgan, początkowo zaskoczony taką szarżą mięśniaka, wiódł lufą za sztuką biegnąca w kierunku Marii, ściągnął spust karabinku trzy razy, kładąc zwierze trupem na miejscu, niestety martwa bestia, padając przygniotła dziewczynę z Teksasu.

W tym czasie snajper próbował powstrzymać szarżę drugiej sztuki, o wiele większej niż ta która wybiegła, poczekał aż pchany siłą strachu zwierz znajdzie się w dwóch trzecich schodów i wypalił do niego z breneki. Ciężki ołowiany pocisk urwał mięśniakowi nogę tuż pod kolanem. Bestia przewróciła się i spadła w mrok piwnicy.

Wściekłe ujadanie i skowyt rozbrzmiały poza budynkiem, jednak w jego bezpośredniej bliskości. Wayland podbiegł do dziewczyny, próbującej się wydostać spod truchła zwierzęcia. W wyrwie w ścianie Givens zauważył kilka zmutowanych psów pędzących w ich stronę. Pochylił się, chcąc zepchnąć martwego mutanta z nóg dziewczyny, kiedy ta krzyknęła głośno:

- Uważaj!!! - Snajper uchylił się instynktownie a pies, który chciał mu wskoczyć na plecy minął się z celem. Jeff, skupiony na obserwacji wejścia do piwnicy w ostatnim momencie posłał kulkę w stronę nowego celu. Kula przeszła na wylot, znacząc na ścianie krwawą plamę z wyrwanych wnętrzności. Potwór spadł na ziemię z skowytem bólu.

- Do piwnicy!!! - krzyknął do pozostałych, ciągnąc za sobą Marię. Zbiegli w dół schodów, zostawiając Jeffa przy klapie do osłony odwrotu. Niestety młody Morgan nie zamknął drzwi tak szybko jakby chciał. Ciężkie ciało zmutowanego mutanta uderzyło w nie siłą rozpędu. Chłopak przewrócił się na schodach, sprawiając, że również Lynx i Maria stojący niżej nie utrzymali się na nogach. Rozwścieczone zwierzę chwyciło młodego Przeszukiwacza za łydkę. Młodzieniec wolną nogą kopał w głowę mutanta, klnąc i wyzywając potwora, ale uścisk zębów nie poluzował się nawet na chwilę.

Lynx runął aż na dno schodów, słyszał z góry wrzaski chłopaka, rozejrzał się szybko po piwnicy, czy z tej strony nie nadejdzie zagrożenie. Nie miał się póki co czego obawiać, mięśniak odczołgiwał się od nich jak najdalej, kwicząc z bólu i znacząc krwawy ślad na podłodze piwnicy. Żołnierz poderwał się na nogi i nie tracił czasu na szukanie na schodach strzelby. Uniósł do ramienia SCAR-a, który dotychczas wisiał na uprzęży kamizelki i przymierzył w głowę potwora atakującego Jeffa. Upewnił się, że Maria nie wejdzie w linię strzału i wystrzelił raz. Wystarczyło. W świetle emitowanym przez projektor noktowizora ujrzał krwawy obłok wokół głowy potwora, który ułamek sekundy później padł niczym rażony piorunem. Wypuścił nogę Morgana z pyska. Przeszukiwacz nie czekając na żadne ponaglanie zaczął się odczołgiwać w dół schodów.

Lynx w tym czasie piął się w górę stopni, z bronią gotową do strzału, chcąc jak najszybciej zabezpieczyć wejście. Zbliżył się do wyjścia i ostrożnie wychylił głowę. Pozostałe zmutowane psiska dorwały zabitego wcześniej mięśniaka. Ostrymi zębami dosłownie rozrywały truchło zmutowanej świni na strzępy, wyrywając sobie od czasu do czasu smakowitsze kąski. Lynx wiedział, że nie mogą pozwolić im tu zostać, prędzej czy później, zwłaszcza później, jak skończyłyby z mięśniakiem, niesione czułym węchem, chciałyby się dobrać do drzwi od piwnicy, a te na super solidne nie wyglądały.

Ostrożnie, tak by nieuważnym ruchem nie sprowokować ich reakcji, zaczął zamykać klapę od wejścia, zostawił sobie małą, kilkunastocentymetrową przerwę i sięgnął po granat, który odebrał Piegusowi w Wieży. Wyciągnął zawleczkę i płynnym ruchem pchnął go po posadzce w kierunku walczących o zdobycz mutantów: - Aport skurwysyny…

Zamknął klapę i rzucił się w dół schodów. Wybuch na górze sprawił, że pokrył ich tynk i kurz spadający z sufitu. Wyjrzał ostrożnie przez szparę w drzwiach, uchylając je ostrożnie. Większość mutantów zginęła, tylko jeden z nich skomlał i drgał jeszcze chwilę, by po jakimś czasie znieruchomieć. Wrócił na dół do reszty, podał Marii opaskę uciskową, którą miał w swoim chlebaku, a dziewczyna najwyraźniej wiedziała co ma z nią zrobić bo tylko skinęła głową.

W kącie piwnicy, na największej kopie śmieci leżał dogorywający większy świniak, za nim, wystraszone i kulące się, leżały dwa młode. “To było ich leże” - dopiero teraz domyślił się snajper. Pożyczył od Marii Astrę i dobił ranne zwierze, dziewczyna postanowiła oszczędzić dwójkę młodych.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 23-04-2014 o 10:10.
merill jest offline