Tramp z zaintrygowaniem podniósł się z łóżka. Nie układało mu się to w klasyczny wzorzec ewakuacji - przynajmniej nie na okręcie tej klasy. Podkradł się do drzwi by lepiej słyszeć kto i dlaczego robi harmider na korytarzu.
Korytarz, podobnie jak poprzednio, był ciemny, mroczny i cuchnął czymś, co kojarzyło się ze zdechłym wielorybem. Robert nie zobaczył pukajacego człowieka, ale słyszał go gdzieś w dalszej, pogrążonej w ciemnościach części korytarza. Zastygł przy drzwiach, starał się w odległym krzyku rozróżnić jakieś zrozumiałe słowa, lub przynajmniej odgadnąć ich treść po długości wykrzykiwanych fraz i tonie. Ktoś chyba chodził i nawoływał pukając od drzwi do drzwi. Robert czaił się pod drzwiami dość długo z zamiarem wyłapania jakichś zrozumiałych wyrazów, jednak te były dziwnie zniekształcone, jakby ktoś mówil przez grubą szybę.
W końcu zrezygnował. Odszedł od drzwi i zaczął się ubierać - cokolwiek się działo nie zapowiadało się by sytuacja szybko wróciła do normalności, a on nie zamierzał płynąć łodzią ratunkową w kapoku narzuconym na piżamę. Po chwili w swoim zwyczajowym uniformie księgowego ruszył w stronę wyjścia. Nie będzie robił zamieszania - po prostu wyjdzie sobie na pokład na papierosa. Czemu na papierosa? Nie palił, ale pretekst z jakiegoś powodu wydawał mu się naturalny i wiarygodny.To był pretekst dla siebie samego, dobry jak każdy inny by dyskretnie zorientować się w sytuacji. Paczkę znalazł w po hotelowemu wypchanym barku, wpakował w przednią kieszeń marynarki, jakby była plakietką uprawniającą do poruszania się po pokładzie, po czym otworzył drzwi i starając się poruszać dyskretnie, ruszył w kierunku dziwnych dźwięków.
__________________ Show must go on! |