Popatrzyła w stronę Teo, zdezorientowana. - Kto może wrócić? I gdzie jest mój ojciec?
- Oni. Oni mogą wrócić - odpowiedział zdenerwowanym głosem. - Ojciec? Twój ojciec?! Nie wiem. Nie mam pojęcia. Odkąd to się zaczęło nie widziałem nikogo ... normalnego. Tylko ich! Są wszędzie. Pojawiają się znikąd. Musisz być cicho. Cicho. Rozumiesz?!
Wyrzucał z siebie słowa z prędkością, za którą ledwie nadążała, głosem wyraźnie ocierającym się o skraj paniki.
- Uspokój się - powiedziała Carry, ściszając głos i używając tonu swojego trenera, tego specjalnego tonu, zarezerwowanego na ważne zawody. - Uspokój się. Oddychaj. Dasz sobie świetnie radę. Wszystko będzie dobrze. Dasz radę.Tak lepiej... Kim “oni” są? - Ludzie. Ale obłąkani. Mają broń. Wyglądają jak dzikusy - zarośnięci i w łachmanach.
Wzdrygnął się wyraźnie. - Oni polują. Na innych ludzi. Zabiją ich i zjadają. Zjadają. Rozumiesz
Ostatnie słowo wyszeptał prawie niesłyszalnie.
- Zjadają - powtórzył.
Złapał ją za rękę. - A jak tobie udało się przeżyć? Ukrywałaś się? - Rozumiem - powiedziała powoli, zabierając dłoń. Facetowi odbiło, bez dwóch zdań. Naoglądał się filmów o zombie i teraz ten zapach z wywalonej kanalizacji całkiem pomieszał mu w głowie. Z takimi trzeba powoli i ostrożnie. Nie okazywać strachu, nie oszukiwać i tego... nie wyśmiewać. Traktować, jakby się brało za dobra monetę ich zwidy. Tak w każdym razie mówili im na warsztatach z tolerancji dla pe.. gejów i innych.. mniejszości. Intelektualnych i takich tam.. - Dlaczego świecisz? - postanowiła zmienić temat. - Świecę? - w głosie chłopaka usłyszała autentyczne zdziwienie.
Zawahała się. - No, jakby poświata… zielona. Wokół ciebie. Jakby w noktowizorze. Czy ja wyglądam normalnie?
- No tak. Normalnie.
- Gdzie są wszyscy?
- Nie mam pojęcia. Od kilku dni próbuję tutaj przetrwać. Zbudowałem sobie kryjówkę niedaleko.
Taa… naćpał się, jak nic. Podobno wtedy zaburza się postrzeganie czasu. Dobrze, ze poszła na te warsztaty z profilaktyki. Temat brzmiał durnie, ale o substancjach zmieniających świadomość też mieli. Marihuana, jak nic. Ona wydłuża czas. Reggae i te sprawy. Podobno każdy, kto słucha reggae powinien być napalony. Bo inaczej się nie da słuchać, człowiek nie wyczuwa rytmu, tego w którym pisał muzę napalony reggaeowiec.
Nie wytrzymała. - Co ty mówisz?! Od kilku dni? Przedwczoraj okrętowaliśmy się, mój ojciec dał ci pieniądze... nie pamiętasz?
- Tak. Pamiętam. Ale to było sześć dni temu. Może pięć. Trochę mi się daty pomieszały.
Spojrzała na niego. Nie powoli sobie mieszać w głowie. Trzeba się trzymać faktów. - To było przedwczoraj - powtórzyła. - Dziś wieczorem były fajerwerki..pamiętasz?
- Fajerwerki były pięć albo sześć dni temu - odpowiedział z uporem. - Pomieszało ci się, dziewczyno.
Ta, jej sie pomieszało. Podobno narkotyki i stres mogą uruchamiać psychozę. Lub nerwicę. Hmm.
Z korytarza dobiegł ją jakiś krzyk. Podobnie jak wcześniej. Chłopak tez go usłyszał bo przyłożył jej rękę do ust - lepką i śmierdzącą czymś nieprzyjemnie. Matko, czy on przypadkiem nie grzebał wcześniej w kiblu?przecież to obsługa... - Ciii - szepnął. - Są blisko. Musimy być cicho.
- Zabieraj łapę - warknęła, ale potem zmilkła, jednak trochę przestraszona. Podeszła do łóżka i schowała się za nim.
- Nie, nie tutaj! Biegnij za mną! - syknął podbiegając do niej i ciągnąc za ramię.
Carry zawahała się.
To dziwne, ale jedyną stała rzeczą w tym całym .. zamęcie wydawał się jej zielony duch, który zniknął jak fajerwerek, w rozbłysku czerwonego światła. Zniknął, bo wystraszył go ruch pokładu, czy obecność Teo? Trudno było wyczuć… Carry ze wszystkich sił starała się nie wpaść w panikę. Panika zawsze utrudnia racjonalny ogląd. Teo.. był dziwny. Kleił się do niej, dosłownie, i w przenośni. Choć na pewno było to niezgodne z regulaminem. Nie lubiła napalonych, naćpanych świrów. Zaciągnie ją do swojej kryjówki pod schodami.. a potem wiadomo. - Jak teraz wyjdziemy, to wpadniemy prosto na nich, na te... głosy. - syknęła. - To zostań - odpowiedział z gniewem i ruszył w stronę wyjścia.
Carry wróciła na swoje miejsce za łóżkiem. Czekała, skulona, cicho, bez ruchu. Panika znów podchodziła jej do gardła.
Bo co, jeśli Teo nie był jednak naćpany?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |