Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2014, 21:30   #60
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Popatrzyła w stronę Teo, zdezorientowana.

- Kto może wrócić? I gdzie jest mój ojciec?
- Oni. Oni mogą wrócić
- odpowiedział zdenerwowanym głosem. - Ojciec? Twój ojciec?! Nie wiem. Nie mam pojęcia. Odkąd to się zaczęło nie widziałem nikogo ... normalnego. Tylko ich! Są wszędzie. Pojawiają się znikąd. Musisz być cicho. Cicho. Rozumiesz?!
Wyrzucał z siebie słowa z prędkością, za którą ledwie nadążała, głosem wyraźnie ocierającym się o skraj paniki.

- Uspokój się - powiedziała Carry, ściszając głos i używając tonu swojego trenera, tego specjalnego tonu, zarezerwowanego na ważne zawody. - Uspokój się. Oddychaj. Dasz sobie świetnie radę. Wszystko będzie dobrze. Dasz radę.Tak lepiej... Kim “oni” są?
- Ludzie. Ale obłąkani. Mają broń. Wyglądają jak dzikusy - zarośnięci i w łachmanach.
Wzdrygnął się wyraźnie.
- Oni polują. Na innych ludzi. Zabiją ich i zjadają. Zjadają. Rozumiesz
Ostatnie słowo wyszeptał prawie niesłyszalnie.
- Zjadają
- powtórzył.
Złapał ją za rękę.
- A jak tobie udało się przeżyć? Ukrywałaś się?

- Rozumiem - powiedziała powoli, zabierając dłoń. Facetowi odbiło, bez dwóch zdań. Naoglądał się filmów o zombie i teraz ten zapach z wywalonej kanalizacji całkiem pomieszał mu w głowie. Z takimi trzeba powoli i ostrożnie. Nie okazywać strachu, nie oszukiwać i tego... nie wyśmiewać. Traktować, jakby się brało za dobra monetę ich zwidy. Tak w każdym razie mówili im na warsztatach z tolerancji dla pe.. gejów i innych.. mniejszości. Intelektualnych i takich tam.. - Dlaczego świecisz? - postanowiła zmienić temat.

- Świecę? - w głosie chłopaka usłyszała autentyczne zdziwienie.
Zawahała się.
- No, jakby poświata… zielona. Wokół ciebie. Jakby w noktowizorze. Czy ja wyglądam normalnie?
- No tak. Normalnie.
- Gdzie są wszyscy?
- Nie mam pojęcia. Od kilku dni próbuję tutaj przetrwać. Zbudowałem sobie kryjówkę niedaleko.


Taa… naćpał się, jak nic. Podobno wtedy zaburza się postrzeganie czasu. Dobrze, ze poszła na te warsztaty z profilaktyki. Temat brzmiał durnie, ale o substancjach zmieniających świadomość też mieli. Marihuana, jak nic. Ona wydłuża czas. Reggae i te sprawy. Podobno każdy, kto słucha reggae powinien być napalony. Bo inaczej się nie da słuchać, człowiek nie wyczuwa rytmu, tego w którym pisał muzę napalony reggaeowiec.
Nie wytrzymała.
- Co ty mówisz?! Od kilku dni? Przedwczoraj okrętowaliśmy się, mój ojciec dał ci pieniądze... nie pamiętasz?
- Tak. Pamiętam. Ale to było sześć dni temu. Może pięć. Trochę mi się daty pomieszały.


Spojrzała na niego. Nie powoli sobie mieszać w głowie. Trzeba się trzymać faktów.
- To było przedwczoraj - powtórzyła. - Dziś wieczorem były fajerwerki..pamiętasz?
- Fajerwerki były pięć albo sześć dni temu
- odpowiedział z uporem. - Pomieszało ci się, dziewczyno.

Ta, jej sie pomieszało. Podobno narkotyki i stres mogą uruchamiać psychozę. Lub nerwicę. Hmm.
Z korytarza dobiegł ją jakiś krzyk. Podobnie jak wcześniej. Chłopak tez go usłyszał bo przyłożył jej rękę do ust - lepką i śmierdzącą czymś nieprzyjemnie. Matko, czy on przypadkiem nie grzebał wcześniej w kiblu?przecież to obsługa...
- Ciii - szepnął. - Są blisko. Musimy być cicho.
- Zabieraj łapę
- warknęła, ale potem zmilkła, jednak trochę przestraszona. Podeszła do łóżka i schowała się za nim.
- Nie, nie tutaj! Biegnij za mną! - syknął podbiegając do niej i ciągnąc za ramię.

Carry zawahała się.
To dziwne, ale jedyną stała rzeczą w tym całym .. zamęcie wydawał się jej zielony duch, który zniknął jak fajerwerek, w rozbłysku czerwonego światła. Zniknął, bo wystraszył go ruch pokładu, czy obecność Teo? Trudno było wyczuć… Carry ze wszystkich sił starała się nie wpaść w panikę. Panika zawsze utrudnia racjonalny ogląd. Teo.. był dziwny. Kleił się do niej, dosłownie, i w przenośni. Choć na pewno było to niezgodne z regulaminem. Nie lubiła napalonych, naćpanych świrów. Zaciągnie ją do swojej kryjówki pod schodami.. a potem wiadomo.
- Jak teraz wyjdziemy, to wpadniemy prosto na nich, na te... głosy. - syknęła.
- To zostań - odpowiedział z gniewem i ruszył w stronę wyjścia.

Carry wróciła na swoje miejsce za łóżkiem. Czekała, skulona, cicho, bez ruchu. Panika znów podchodziła jej do gardła.

Bo co, jeśli Teo nie był jednak naćpany?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline