Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2014, 00:08   #200
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Gunther łaził w te i wewte dźwigając na barach grube bele drewna, które potem banda chłopków wbijała tęgimi kafarami w ziemię. Goły tors znaczyły mu rozmaite tatuaże, których nazbierał pokaźną ilość przez długie lata pracy w karczmach Ostermarku. Drab mrużył oczy przed ostrym, wiosennym słońcem, które sporadycznie wychylało się zza chmur, albo klął siarczyście kiedy jakiś smarkacz przemknął mu pod nogami. Opierunek mieli tutaj cokolwiek mizerny, jadła i napitku niespecjalnie dużo, ale w porównaniu do nocy pod chmurką z jednym okiem wciąż otwartym na zagrożenia była to miłą odmiana. Uczciwa fizyczna praca w gronie podobnych co on prostych ludzi też była przyjemną odskocznią od nadstawiania karku w hrabiowskim imieniu i długiej podróży na trzęsącym się końskim zadzie.

Jeśli o koniach mowa, to i Siwuch zażywał obecnie luksusów. Choć nie dostał nic ponad dziurawą wiatę, koryto mętnej deszczówki i stertę drugiej świeżości siana, to od czasu do czasu odwiedzał go chłopak stajenny, wynosił ze stajni obornik i przynosił jaki smakołyk, na przykład garstkę orzechów, albo ogryzek jabłka. Żeby się czterokopytna kreatura za bardzo nie rozleniwiła w stajence zjawiał się i Gunther żeby coś z juków zabrać, a przy okazji swoich wizyt poklepać konia po głupi łbie, albo wziąć na chwilę do pracy przy targaniu jakiegoś cięższego tobołu.

Po osiłku nie było specjalnie widać zmęczenia. Może za wyjątkiem krasnali i kilku podobnych mu posturą osobników, większość pracujących przy odbudowie wyglądała jakby cokolwiek robiła w kamieniołomach i to za głodową stawkę. Ha! Banda cherlawych zgniłków. W przerwach od harówki Gunther leżał na drewnianej ławie wygrzewając się na słoneczku , albo szwendał tu i tam zadzierzgając nowe znajomości pośród załogi. Z tego wszystkiego dowiedział się, że kusznik o imieniu Odo zwiał od żony i zaciągnął się do straży. Stara ponoć nakryła go, że miał dzieciaki na boku, więc ten skrył się pod mundurem. Inny wiarus, którego zwali Mertens, opowiadał z kolei długą i wydumaną historię swego miecza, który to podobno pamiętał jeszcze czasy Magnusa Pobożnego i miał wędrować w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie. Klinga faktycznie była stara, rdzawa i szczerbata, ale wątpliwe było, czy z racji wieku, czy raczej nędznej jakości taniego surowca.

Gdzieś tam przewijali się jego towarzysze, ale każdego ciągnęło w trochę innym kierunku, więc za wiele ze sobą nie pogadali, ot tyle co przy wbijaniu gwoździ z Leśnikiem , czy łajaniu budowniczych-imbecyli przez Kieskę. Zresztą tyle się ostatnio naoglądali, że parę godzin osobno przyjmowali nawet jako pewną ulgę.

Najbardziej rozmowne okazały się być krasnoludy. Z tych przedstawicieli brodatej rasy były chytre gnojki, ale na pewien sposób ich bezpośredni charakter przypadł wykidajle do gustu. Dwa typki zwały się Shedar i Zefir. Rzecz jasna ten, który wziął przydomek od lekkiego wietrzyku był tęgim i nalanym grubasem, co uważał za bardzo dobry dowcip. Kiedy nadarzała się taka okazja, Gunther dosiadał się do nich, żarł chleb i popijał go kwaśnym winiakiem, ponoć jakąś specjalnością. Krasnoludy zaraz przedstawiły mu sprawę, że jedyne czego w tej wioseczce nie brakuje to zapasów starego smalcu, z którego kuk przyrządza najpaskudniejszą na świecie, zawiesistą polewkę, ale i najlepszą zaprawę do uszczelniania dziur w dachu. Został też ostrzeżony, żeby nie denerwować wybuchowego z charakteru kucharza, bo wtedy można tęgiego nieżytu dostać jak Ci mściwy człek czego dosypie. Nasłuchał się też dziesiątków przekleństw na orczy pomiot, z których połowy nawet nie umiałby wymówić. W towarzystwie brodaczy Leuden szybko podłapał skoczną melodyjkę przyśpiewki i już po kilku głębszych sam ochoczo nucił sobie co lepsze kawałki.

Co najważniejsze jednak, krasnale zdradziły osiłkowi, gdzie można wyczaić chętne babki, którym różnicy nie robiło, czy amant ma brodę do pasa i metr pięćdziesiąt wzrostu, co mogło też wybitnie pomóc na Guntherową nieciekawą gębę. Odliczywszy odpowiednią ilość drobnicy osiłek udał się pod wskazany adres i poużywał sobie solidnie po dwóch tygodniach bez kobiety. Dziewka do najurodziwszych nie należała i ewidentnie odwiedzało ją więcej dzielnych strażników, ale policzyła sobie tanio i nawet była umyta.

Handlarzy niestety było jak na lekarstwo. Widać ostatnie ataki odstraszyły łasych na pieniądze kramarzy, co odbijało się na jakości sprzętu i uzbrojenia załogi. Jeden jedyny człek, który znał się jako tako na obróbce futer stracił oko i chyba miał problem z głową, bo wciąż brał Gunthera za swojego syna i próbował wydawać mu polecenia. Osiłek cierpliwie znosił kazania pomylonego rzemieślnika, czekając jedynie aż tamten skończy z jego płaszczem. Skórka wyszła nienajgorzej, chociaż robociznę przyszło mu odpracować porządkując zakurzony składzik pełen wyliniałych futer, których nigdy nikt nie kupił. Niestety na tym skończyły się przygody z lokalnymi wyrobnikami, choć zawsze pozostawała możliwość że kogoś przeoczył.

Trzeba będzie też rozmówić się z samym sierżantem, jak ten przetrawi ich pomysły i zapozna się na spokojnie z raportem. Nie podobna było zostawić za sobą obwiesiów w klasztorze.

Na dobry koniec dnia Gunther zrobił sobie jeszcze krótki sparing z nowymi brodatymi kamratami, próbując swoich sił z sigmaryckim młotem. Żelastwo było ciężkie i nieporęczne, toteż nazbierał sporo sińców, nim wbił sobie do łba żeby nie stać w miejscu jak do rąbania drwa, ale krążyć i schodzić z linii ataku. Dotąd Leuden nie widział potrzeby nauki walki innej niż prostolinijne dawanie w mordę, ale jako strażnikowi dobrze było opanować i poważniejszą formę wymachiwania orężem.

Nażarty, zmęczony i spełniony wizytą w burdeliku, Gunther udał się na zasłużony odpoczynek.
 
Dziadek Zielarz jest offline