Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2014, 10:43   #3
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Levelion, wczesna wiosna, pierwszy dekadzień przebudzenia Aesdila



Pajęcza jaskinia była zaciszna, głęboka i zaskakująco ciepła. Miała sporo mniejszych grot, odnóg i korytarzy wystarczająco wysokich, by smok mógł się po nich wspinać. Te mniejsze, niedostępne dla jego wielkiej sylwetki Poszukujący pracowicie zapieczętował odłamkami skał; był pewien, że prowadzą wgłąb góry. Te większe zatkał głazami, które udało mu się wtoczyć do leża, zostawiając ich penetrację na później. Dziwny żar nadal pulsował w jego wnętrzu; gdy smok pracował nad zabezpieczeniem swego nowego siedliszcza nie raz i nie dwa miał wrażenie, jak gdyby zaraz miało coś się stać. Chwilami łapał się na tym, że zamierał wpatrzony w ułożoną właśnie barykadę pragnąc, by ta zmieniła się w jednolitą skałę lub przynajmniej w solidny głaz. Oczywiście nic takiego się nie działo, lecz wrażenie… pragnienie czegoś więcej pozostało. Jednak rozwiązanie tej zagadki - kolejnej zagadki - musiało poczekać w kolejce. Na razie musiał zająć się organizacją swojego życia tutaj. Oczywiście czuł, że te gigantyczne góry, których szczyty ginęły w chmurach a śnieg zalegał niezależnie od pogody nie były jego środowiskiem. Przejmujący lodowaty wiatr szczypał go w nos, ogon i uszy, słońce nie grzało tak, jak powinno nawet w najcieplejsze dni, a skały nie nagrzewały się wystarczająco, by zaspokoić kocie zachcianki miedzianego smoka. Nie mówiąc już o tym, że ponury krajnograz rozpościerających się poniżej jego leża ruin nieustannie przyprawiał go o dreszcze. Mimo to coś nie pozwalało mu opuścić tego nieprzyjaznego miejsca. Cóż, przynajmniej głęboka, pajęcza jama była na prawdę ciepła; gdzieś w głębi góry musiały bić gorące źródła; zapewne jeden lub dwa z zamkniętych korytarzy prowadziły właśnie tam.

Gdy Ehtahir wypoczął, wyspał się, wylizał rany i napełnił brzuch resztkami wilków i giganta poczuł się na prawdę wspaniale. Jego miedziane łuski wspaniale odbijały promienie słońca, gdy szybował nad górami, znosząc do jamy pierwsze wojenne łupy. Złożył je w jednej z mniejszych jaskiń i przechodząc tamtędy zatrzymywał się często, podziwiając gigantyczną zbroję, karwasze, hełm i topór, jakie zabrał z ciała lodowego giganta. Śmierdziały krwią i padliną, ale wolał zabrać je wcześniej niż czekać, aż inni padlinożercy zniszczą je by dobrać się do mięsa. Gigant miał przy sobie również sporą sakiewkę - smok nieźle się namęczył by dobrać się do zawartości, pazury nie były przecież przystosowane do otwierania guzików czy rzemieni. W środku znalazł kilka diamentów oraz fiolek o nieznanej zawartości - otwarcie korków bez rozlania płynu ponownie przekraczało jego możliwości. Sfrustrowany zamiótł wszystko ogonem w stronę swojego nowego skarbca i wyleciał na zewnątrz. Te kilka przedmiotów wyglądało tak żałośnie leżąc na środku wielkiej jaskini! Czy w innym miejscu, w innym życiu, którego nie pamiętał miał większy skarbiec? Pełen klejnotów, magicznych przedmiotów, ksiąg, zwojów, instrumentów, pieśni…? Gad potrząsnął głową tak gwałtownie, że stracił równowagę i rozpaczliwie zamachał skrzydłami. Znów pojawiły się te dziwne nie-smocze myśli. Elfi język to jedno - był pewien, że jest na tyle zmyślny, by nauczyć się mowy dowolnego stworzenia. Jednak czy widział kto instrument dla smoka? Albo zwój spisany smoczą łapą? Z drugiej strony był młodym smokiem; kto wie co mógł lub mógłby osiągnąć z odpowiednim przewodnikiem…

Rozmarzony Poszukujący wylądował u wejścia do swego nowego domu i spojrzał w dół. Ostatni dekadzień spędził dopieszczając i zabezpieczając kompleks jaskiń, jaki wybrał sobie na mieszkanie i metodycznie sprawdzając najbliższą okolicę. “Oczyścił” też parę innych jam w okolicy, choć miał świadomość, że pozostawione same sobie - nawet z jego zapachem w środku - szybko na powrót znajdą lokatorów.

Wiedział już, że okolice ponurego dworu, w którym się przebudził, zamieszkuje trochę padlinożernych stworzeń - żadne zagrożenie - a większość istot nadal (mimo że dziwny smok już nie żył) omija go z daleka. Znalazł tam szczątki nie tylko
otyughów, ale i worgów, orków i ogrów - stare, z tego co się zorientował. Trzydziestometrowy smoczy szkielet nadal stał na straży dworzyszcza. Na szczęście nieznany gad nie miał towarzysza, choć Ehtahir chętnie porozmawiałby z innym smokiem. Albo nie-smokiem. Z kimkolwiek. Niewiedza połączona z samotnością doskwierała mu coraz bardziej. Pewnie dlatego, wiedziony nieprzepartą potrzebą wiedzy, jeszcze raz poszedł do miejsca swojego ponownego - jakby nie było - narodzenia.




Piętra dworu nie mógł zbadać nie tylko przez swój rozmiar, ale i zawalony dach. Parter nosił jedynie ślady niewielkich pożarów oraz panoszenia się różnych zwierząt. Widać było, że zamieszkujący tu, z pewnością elfi, ród był bardzo bogaty - kolumny i portyki pokrywały misterne zdobienia, posadzki pokryto pięknymi wzorami ułożonymi z różnych gatunków drewna lub marmuru; w większych komnatach walały się poprzewracane alabastrowe rzeźby i przegniłe arrasy, z których ostały się jedynie pozłacane i posrebrzane nici.



Smok znalazł ślady bytności i humanoidów - podarty sweter, kilka złamanych strzał, wygasłe palenisko, przypalone resztki gulaszu. Nic ciekawego. Niechętnie więc i niezgrabnie zszedł po schodach do podziemi. Ciężkie kamienne drzwi z symbolem odwróconego księżyca nadal były otwarte. Szeroki korytarz umożliwiał wygodną wędrówkę; przy suficie znajdowały się liczne otwory wentylacyjne, umożliwiające dopływ świeżego powietrza.


Stary swąd spalenizny i krwi nadal drażnił mu nozdrza, choć smok zdawał sobie sprawę, że ogień musiał wypalić się wiele, wiele miesięcy wcześniej. Ani chybi musiał być magiczny, skoro wżarł się nawet w kamień. Nie wiedział w jaki sposób, lecz czuł, że to miejsce przesyca magia tak mocno, że aż łuski stawały mu dęba. Całe to miasto było jedną wielką pulsującą mocą ruiną, lecz niektóre miejsca “czuł” bardziej. Nie wiedział czy miało to związek z jego przeszłością, czy tylko z zachowaną tam mocą, lecz musiał sprawdzić każdą możliwość.
Wykuty w skale korytarz ciągnął się prosto, bez żadnych odnóg czy sal po bokach. Mimo że nie był przeznaczony do celów reprezentacyjnych wspierające strop kolumny były rzeźbione w roślinne motywy, a wzdłuż przejścia po obu stronach ustawiono rzeźby przedstawiające dziwne niskie, mocno zbudowane elfy o kwadratowych podbródkach. Statuy wyglądały na setki, jeśli nie tysiące lat, a wykonane ze szlachetnych kamieni oczy połyskiwały w świetle pochodni, jak gdyby śledząc każdy krok intruza.

Na końcu bezsensownie długiej drogi miedziany smok odkrył trzy pomieszczenia i trochę zetlałych kości. W jednym, naprzeciw wejścia stała gablota, w której ułożono akcesoria do zadawania cierpienia, wśród których dominowały czakramy różnego kształtu i wielkości, pokryte runami lub dziwnymi symbolami.Ponadto leżało tam kilka mis i kilka obłych prętów różnej długości i grubości, wykonanych z rozmaitych materiałów, których przeznaczenia smok nie mógł się domyślić, ale i tak mu się one nie podobały. Na ścianach wisiały łańcuchy i metalowe obręcze. W kamieniu nad meblem z pietyzmem wyryto prosty symbol - niby dwa okręgi, ale Ehtahir aż prychnął z obrzydzeniem. Dalej, za kamiennymi drzwiami, przez które smok nie mógł - i wcale nie chiał - przejść widać było kamienny, prostokątny ołtarza, którego zwieńczeniem był wysoki na dobry metr dysk z czarnego marmuru ze złotą obwódką. Wielkość ołtarza, kształt, a nade wszystko wyryte w nim wąskie rowki nieprzyjemnie kojarzyły się ze składaniem ofiar. Na niewielkich stolikach stały misy ofiarne, na półkach noże, kadzidła i inne akcesoria niezbędne do odprawiania religijnych rytuałów. W wąskiej szafie wisiało kilka bogato zdobionych szat, a na blacie do czytania leżała pięknie zdobiona, stara księga. Prócz tego pod ścianami stały niskie szafki i spora, okuta skrzynia. Wszystkie meble ozdobiono tym samym symbolem, który wyryto na ścianie.
Miedziany smok wycofał się szybko, porażony mroczną aurą emanującą z tych pomieszczeń. Ostatnia komnata do sprawdzenia była źródłem smrodu spalenizny. Pod ścianami zobaczył resztki gablot, regałów, potrzaskane butle, resztki ksiąg i skręcone od żaru dziwne urządzenia. Na ścianie, przy zwisającym łańcuchu, Poszukujący wypatrzył wyskrobane słowa w elfim języku.

Ja Sil’sun Lente, dnia [jakieś bazgroły, skreślono].

Do dobrych dusz - spalcie me szczątki w imię Pierwszego z Seldarinów.

przekli
[skreślony tekst].

jak mógł …[tekst zamazany]w świątynię Shar... kto by pomyślał, od tak dawna …[tekst nieczytelny] morderca elfów!

To kapłanki Shar;
[tekst nieczytelny] zamienić je w tancerki nocy, by posiąść [tekst zamazany]Urgulowi.

pięć pieczęci w każdym
[tekst nieczytelny], przeklęta szósta, … [tekst nieczytelny] otworzą księżycowe wrota w podziemiach, by

Kto wykopał jaskinię pod miastem, skąd wiedział, że w jej wnętrzu rosną kamienie Ioun?
[tekst zamazany]Jaką muszą mieć moc?!

[tekst zamazany] Czekają na obcego by zamknąć rytuał w noc nocy.

czym jest składnik krwi i magii? Ohydne prak
[tekst nieczytelny]…

Zdrajcy elfiej rasy! Niech będą przeklęci na wieczność!

Smok potrząsnął łbem i wycofał się. W głowie miał jeszcze większy mętlik niż przedtem. Imiona, nazwy... Był pewien, że mroczny symbol i te słowa na ścianie powinny coś mu mówić, ale… Powęszył trochę i kichnął. Dym wżarł się w kamienie i zagłuszał wszystkie inne wonie - wszystkie prócz smrodu śmierci. Nawet jeśli był tu on, lub ktoś, kogo powinien znać, lub on sam wcześniej, nie sposób było to już odkryć. Zniechęcony wyrył w pamięci wygląd sal i tajemnicze napisy, po czym wypełzł na zewnątrz i rozpostarł skrzydła. Musiał wznieść się w niebo, pozbyć się przenikającego jego ciało odoru, który wyniósł z podziemi, niepokoju i niepewności, jakie zasiał w nim widok, jaki tam znalazł. Uniósł się wysoko i poszybował na południe.


W tą stronę jeszcze nie leciał. Minął ruiny niskich budynków, szeroki, nieużywany trakt i coś jakby bramę wjazdową na teren miasta. Wzniósł się jeszcze i na wysokości lasu, ponad miastem ujrzał małą fortecą położoną na sporym wzniesieniu. Jej mury usiane były wąskimi otworami strzelniczymi, a grube baszty dawały dobry widok na okolicę. Całość nosiła ślady wielu ataków, lecz była w nadzwyczaj dobrym stanie. Wyglądała też na łatwą do obrony nawet z niewielkim garnizonem. Ehtahir nie miał pojęcia skąd miał taką wiedzę - tak samo jak dziwną, chyba nietypową dla smoków wrażliwość na magię - ale chyba musiał się do tego przyzwyczaić. Może kiedyś, w innym życiu nie mieszkał jedynie ze smokami? Może był podróżnikiem? W końcu ciekawska natura miedzianych smoków niejako predestynowała go do takiego życia. Zadowolony z tego wniosku smok zniżył lot. Wejścia do fortu bronił zwodzony most i żelazna, podnoszona brama. Dziedziniec był obszerny i dość pusty. Prócz studni, kilku tarcz strzelniczych, pustych skrzyń oraz wychodka nie było tam wiele rzeczy. Smok wyczuł, że zameczek nie był opuszczony od wieków tak jak reszta okolicy. Stajnia i powozownia emanowały ulotnymi zapachami koni i gryfów nawet z tej odległości. Na lewo od budowli leżał spory cmentarz, otoczony niewielkim murkiem. Kamienny krąg pośrodku cmentarza, przesiąknięty swądem spalenizny oraz resztki drewna jasno pokazywały w jakim stanie chowano zmarłych.

Ale najważniejsze było to, że pusty fort nie wydzielał tej paskudnej, przesyconej śmiercią i zniszczeniem aury jak reszta okolicy. Drzewa wokoło rosły, były zielone i zdrowe, a sama budowla sprawiała wrażenie bezpiecznego i “dobrego” miejsca.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 24-04-2014 o 10:45.
Sayane jest offline