Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2014, 22:09   #25
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Przerwa coraz bardziej się przedłużała. Alfred, który odgrywał znudzonego szlachcica, co chwila narzekał, że tylko marnuje swój cenny czas.
W pewnym momencie obaj: Alfred i Jack unieśli nieco głowy. Oblicze uzdrowiciela rozjaśnił uśmiech. Spojrzał na Stephena i kiwnął głową.
- Idą - oznajmił.
Nieco mniej radosny uśmiech ozdobił twarz Alfreda. Przez chwilę z oblicza boga z innego świata dało się wyczytać złość, jednak szybko ukrył wszelkie oznaki niezadowolenia i tylko dziwne przeczucie mówiło Stephenowi, że Alfred z trudem powstrzymuje furię.
Zamiast się odzywać, skinął głową, potwierdzając słowa Jacka.
- Spokojnie, dowalimy komuś potem. Jeśli ktokolwiek skrzywdził Kate będziesz miał stanowczego rywala do sprania paru łajdackich gości - mruknął obserwując sytuację.
- Skrzywdził? - zdumiał się Jack.
- Zamknijcie się obaj - rzucił Alfred. - Za chwilę wznowią licytację, a wtedy zacznie się przedstawienie… Myślę, że obaj mamy rywala, jeśli chodzi o spranie łajdackich gości.
Trwało jeszcze chwilę, zanim jego lordowska mość zajął miejsca w loży wraz z całą świtą. Obok siebie usadził nikogo innego, ale Kate. Młoda kobieta wyglądała oszałamiająco w sukni i z upiętymi włosami. A przynajmniej Stephen miał nadzieję, że wygląda, ponieważ z tej odległości nie widział jej dokładnie.
Licytacja została wznowiona, zanim wszyscy wrócili na swoje miejsca. Widać czekano tylko na lorda. Teraz wszystko nabrało tempa, zaczęły się pojawiać coraz bardziej wartościowe przedmioty: od magicznych, przez kosztowne klejnoty, po artefakty.
- A teraz wystawiony przez szacownego lorda przedmiot! - oznajmił niespodziewanie prowadzący licytację i na scenę wszedł sługa z aksamitną poduszką. - Ten oto pierścień został wykonany ze zdumiewających, zachwycających materiałów! Cena wywoławcza to dziesięć złota!
Oferty posypały się, jednak Alfred, który do tej pory uczestniczył w licytacji w miarę aktywnie milczał. Większość licytujących odpadła, kiedy cena osiągnęła sto sztuk złota. Jednak na tym się nie skończyło…
- Mamy dwieście sztuk złota! Kto da więcej? - zapytał zasapany prowadzący, którego usta prawie się nie zamykały. - Mamy dwieście dziesięć. Może dwieście dwadzieścia? - spojrzał na zebranych. - Dwieście dziesięć po raz pierwszy… po raz drugi…
W tym momencie Alfred wstał.
- Pięćset! - zawołał. Zapadła cisza i wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Uśmiechnięty zerknął na Stephena. - Teraz się zacznie - powiedział rozbawiony.
- P-p-pięćset?! - zawołał zaskoczony prowadzący, zanim zdążył przywdziać maskę profesjonalizmu.
Nagle w loży lorda zapanował chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Stephen usiłował dopatrzeć się powodu tego zamieszania, jednak nie było to trudne. Otóż nie kto inny, ale Kate, stała nad lordem z szablą w ręku.



Niestety okazało się, że straż działa równie szybko i po chwili do loży zaczęło napływać coraz więcej zbrojnych.
- Dalej! - usłyszeli czyjś krzyk, najpewniej lorda, który wtulał się w fotel, spoglądając na stojącą nad nim uzbrojoną kobietę.
Kate wyraźnie się zawahała, po czym podrzuciła szablę, chwyciła ją nieco inaczej i skoczyła! Skoczyła z balkonu na dół! Lecąc chwyciła jednej z ozdobnych kotar, dzięki czemu miała nieco miększe lądowanie.
- Co tak stoicie?! Za nią!! - wydzierał się szlachcic, cały purpurowy na twarzy. - Chcę ją mieć żywą!
- Panowie pozwolą… - mruknął Alfred też w końcu wstając z miejsca. Wyglądał na nieco uradowanego zaistniałą sytuacją.
W całym tym wirze Stephen nie zorientował się, skąd bóg z innego świata wytrzasnął miecz. Młodzieniec nie zdążył powstrzymać go również przed skokiem.
Na dole Kate pędziła przez tłum, który się rozstępował przed nią, w stronę pustej już sceny. Wskoczyła na nią nieco niezgrabnie, jakby nie była w stanie normalnie się ruszać, po czym dopadła do porzuconej, ozdobnej poduszki i coś od niej oderwała. Alfred był tuż za nią. Niestety straż również nie próżnowała i już wybiegali na salę.
- O bogowie… - jęknął Jack, wytrącając Stephena z osłupienia.
Bowiem właściwie do tej chwili Faeruńczyk raczej jedynie obserwował. Trzeba rzec, że nie wiedział co się stało, co robi Kate, co planuje Alfred. Polubił jakoś dziewczynę podczas wspólnej wyprawy. Pewnie chyba jakoś leciutko dziwna była, ale dodawało jej to jedynie więcej uroku. Jednak pytanie: jakie miała plany? Skąd miał wiedzieć. Przyjacielem dobrym pozostała, czy stała się wrogiem? Lubił powiedzmy sobie, bardzo, jednak naiwniakiem nie był jakimś kompletnym. Jednak pewnie nie było na co czekać przy takiej sytuacji. Skoczył szybko za Alfredem. Ledwie udało mu się powtórzyć sztuczkę i zamortyzować upadek. Padł na ziemię i przetoczył się niezgrabnie, podrywając po chwili na nogi.
- Jack trzymaj się. Pożar! Pożar! Uciekać - wydarł się niczym potłuczony. Jednak wbrew pozorom miało to głebszy sens. Podczas tumultu, który gwałtownie się narobił, kiedy część uciekała, część tłoczyła się, większosć zaś kompletnie nie wiedziała, co się dzieje, okrzyk mógł spowodować jedynie większą ucieczkę, panikę, która bardzo skutecznie mogła utrudnić nadejście nowych strażników oraz nowych sił lorda.
Jako że Stephen biegł tuż za strażnikami, nie widział, co się dzieje na scenie. Doszły do niego jedynie głośne żądania, żeby Kate się poddała.
- Moja droga. Zdaje się, że to ja kupiłem ten pierścień - rzucił głośno Alfred. - Skoro tak bardzo go chciałaś, dlaczego nie licytowałaś?
- Odwal się w końcu! - ryknęła na niego rozjuszona kobieta.
Widocznie jakoś właściwie Kate się wkurzyła na Alfreda. Ogólnie pewnie się jej nie dziwił, lecz akurat biorąc pod uwagę burdel chyba lepiej było współpracować.
- Pożar - rzucił ponownie głośno, potem zaś gnał dalej na podest. Wprawdzie pewnie Kate miała go głeboko gdzieś, skoro wybyła sobie nie wspominając słowem oraz ogólnie olewając. Jednak jakoś cóż, skoro powiedziałaby, żeby się odwalił, dokładnie spełniłby jej milutką chętkę. Chciał pomóc oraz lubił Kate, ale nie planował się narzucać. Aczkolwiek skoro owi strażnicy mieli atakować, to trza nie trza, chyba konieczne byłoby wyciągnąć miecz. Aczkolwiek jednak lepiej chyba przedsięwziąć inne środki. skoro bowiem strażnicy pędzili tuż przed nim wystarczyło sięgnąć doskakując nogą do pędzącego mężczyzny podkładając zwykłego haka. Byłby już jakiś wyeliminowany, jakby zaś co, mógłby się tłumaczyć, iż wszystko spowodował przypadek. Ponadto atakując ostatniego biegnącego, prawdopodobnie uniknąłby jakiejkolwiek reakcji tych szybszych. Wszakże pędzący strażnicy skupiali się na Kate, zaś wokoło hałas uciekających, krzyczących, pewnie przewracających stoły czy krzesła ludzi był dosyć głośny. Właściwie ratunek dostrzegał następujący: skoro pojawić się mogą następni strażnicy, trzeba unieszkodliwić tych na miejscu, potem zaś uciec wykorzystując ogólny bałagan.
- Nie wtrącaj się. Weź medyka, spotkamy się w gospodzie - usłyszał w swojej głowie Stephen. Tymczasem Alfred wykonał przedziwny taniec, jakimś sposobem rozbrajając Kate i znajdując się za nią. Po celnym ciosie boga z innego świata, młoda kobieta padła bez przytomności na ziemię.
- Ha! Dziękujemy za pomoc - odezwał się jeden ze strażników.
Nagle Alfred chwycił Kate, bezceremonialnie zarzucił ją sobie na ramię i ruszył biegiem za kulisy. Wściekły okrzyk strażników świadczył o tym, że bynajmniej nie takiej pomocy się spodziewali.

Wobec własciwie tego powstrzymał się przed hakiem.
- Jack spadamy - wrzasnął głośno do akademika, który usiłował zbiec na dół ze swojej loży. Ruszył pędem starając się wmieszać w grupy uciekających, opuszczających salę ludzi.
Stephen czuł, że muszą się szybko wynieść. Za dużo osób widziało ich z Alfredem, więc logicznym było, że następnymi do pojmania będą on i Jack. Uzdrowiciel był cały blady. Nie widział, co się działo na scenie, jednak z całą pewnością wiedział, że mają kłopoty.
- Za mną - powiedział, kiedy Stephen się z nim zrównał, po czym popędził przed siebie, bynajmniej nie do wyjścia, ale gdzieś w bok. Natomiast jakby lekko zdziwiony inicjatywą Jacka wojownik posłuchał oraz popędził za nim. Kto właściwie wie, może adeptus miał swoje magikowe kombinacje, które właśnie wszystkim jajkoś pomogą? Ponadto pewnie liczył, że jednak Kate także wyjdzie cało, choć by przez wzgląd na dawną wspólną wędrówkę.
W ten sposób do dotarli gdzieś z boku, do okna, które Jack spróbował otworzyć.
- Uri, nie mówiłeś, że nie da się tego otworzyć - syknął uzdrowiciel. Z drugiej strony, na parapecie siedziała ruda wiewiórka, spoglądając na niego jakby przepraszająco. A więc to tutaj skrył się jego chowaniec!
- Dlatego jakoś spróbujemy rozwalić, przesuń swoją przyjaciółkę, albo raczej poproś, żeby się odsunęła, będzie się sypało - zaproponował miło Faeruńczyk po prostu nie chrzaniąc się, tylko łapiąc jakieś krzesło lub cokolwiek mogącego stłuc szybę.
Wiewiórka skinęła łebkiem, po czym zeskoczyła i czmychnęła kawałek dalej. Stephen wziął zamach i… w tym momencie zza rogu nadbiegło kilka osób.
 
Kelly jest offline