Gerfyn nie widział powodu, żeby cokolwiek ukrywać. Opowiedział o tym jak eskortowali karawanę Meergerena (przemilczał tylko powód dla którego to robili) i o tym jak zostali zaatakowani w miejscu, które już zdawało się bezpieczne. Jak siódemka jeźdźców ich okrążyła i zasypała gradem strzał, siejących śmierć wśród ludzi i zniszczenie w dobytku. Opowiedział o potyczce w miejscu, gdzie zbóje przetrzymywali jeńców, zakończonej śmiercią co najmniej trójki z nich i spaleniem połaci lasu.
W miarę trwania podróży uspokajał się. Jeszcze wielokrotnie Wielkie Słońce będzie musiało przetoczyć się po niebie, nim dramatyczne wydarzenia odejdą w mrok niepamięci, ale przynajmniej paranoja mijała. Jemu było o tyle łatwiej, że nie został schwytany. Nie widział tortur, jakimi zabawiała się przywódczyni zbójców. Choć same widoki zwłok, zarówno członków karawany, jak i mieszkańców wioski, budziły go w nocy.
Z braku wierzchowca jechał na wozie. W czasie postoju pomagał oporządzić konie i doglądał Meegerena. Zdecydowanie unikał oddalania się od bandy.
- Ja pójdę - zaoferował się, gdy poszukiwali kogoś, kto załatwi im wstęp do miasta. - Tylko ktoś inny musi ostrożnie wybadać, kiedy ów Poel będzie miał wartę, żeby nie wyglądało podejrzanie, jak się zacznę o niego dopytywać. Myślę, że w najgorszym przypadku wejdziemy w kilka osób do miasta i znajdziemy statek. Może się uda zaokrętować gdzieś poza miastem.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |