Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2014, 16:50   #42
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Artur skrzywił się, gdy zgrzyt szkła pod butami Natalii poinformował wszystkich na wiele metrów dokoła, że ktoś właśnie odwiedził lokal.
Odwrócił się w stronę dziewczyny, chcąc ją prosić o nieco cichsze poruszanie się, gdy nagle rozległ się cichy pisk. Trudno było jednoznacznie określić, co było jego źródłem, chociaż miejsce pochodzenia rzucało się w uszy.
- Sprawdzę - szepnął do Natalii i, z pałą w dłoni, omijając starannie szkło, ruszył w stronę źródła głosu.
Artur wszedł za ladę. Usłyszał jakieś poruszenie się w kuchni… nagle coś spadło, jakby patelnia, robiąc dużo hałasu.
- Wyłaź stamtąd - w średnio elegancki sposób zasugerował Artur. - I nie rób tyle hałasu - poprosił.
Cofnął się o krok i wyciągnął latarkę.
Natalia wolała posłusznie poczekać, aż Artur sprawdzi co się dzieje. Kucnęła za przewróconymi półkami, w razie gdyby jednak trzeba było uniknąć jakiegoś napastnika.
Nikt nie odpowiedział na wezwanie Artura.
Artur włączył latarkę i oświetlił wnętrze kawałka lokalu szumnie zwanego kuchnią. Promień światła padł wprost na to stworzenie, które tylko zmrużyło oczy.



- O matko,,, - westchnął Artur. - Nie do wiary. Nic ci nie zrobimy - zapewnił. - Chodź zobacz, co nam los zesłał w darze - zwrócił się do Natalii.
Kobieta niepewnie wstała i ruszyła w stronę kuchni. Zajrzała do środka najpierw powoli, ostrożnie, a potem z uśmiechem i odważniej.
- Ale piękny! Co tu robisz maluchu? Pewnie jesteś głodny - wyciągnęła rękę w jego stronę, sprawdzając reakcję.
Oby nie nabrał apetytu na twoje palce, pomyślał Artur.


Mały husky leżał tak, spłaszczony na ziemi, dając się pogłaskać. Wyglądał na przestraszonego… ale po krótkiej chwili już zaczął machać ogonkiem.
- Chyba trzeba by wymyślić coś w rodzaju smyczy - powiedział John, rozglądając się równocześnie dokoła. Bardziej jednak w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, niż kawałka sznurka.
Lodówka...
Szybko ją otworzył.
Jakieś dipy, lód, takie sprawy. Ale obok znajdowały się drzwi do chłodni... a Artur nie omieszkał zaspokoić swej ciekawości, otwierając owe drzwi i zaglądając do środka.

Natalia nie zwracała większej uwagi co robi Artur, była zajęta psiakiem. Drapała go za uszkiem i mówiła do niego czule i spokojnie.
- Jak się nazywasz słodziaku? Musimy Ci dać jakieś imię. Co sądzisz o… Chucku? Wiesz, jak Norris - uśmiechnęła się.
Piesek nadal wydawał się być zbyt spokojny… po pewnej chwili Natalia zauważyła, że maluch “broni” swojej prawej, tylnej łapy. A Artur odnalazł raj. W chłodni było naprawdę chłodno, mimo braku elektryczności napędzającej chłodnice. W środku trochę tego było. Pełno mięsa w postaci zmrożonej papki, jakieś kolby kukurydzy, bułki, sałaty… na oko tak z 1000-1500 porcji żarcia na pewno.
- Zobacz, żyjemy - spróbował zwrócić uwagę Natalii ku bardziej przyziemnym sprawom. - Teraz tylko trochę ognia - tu pożałował, że nie zabrał z WILDEX’u turystycznej kuchenki - i zrobimy prawdziwą ucztę. I zapasy na kilka dni. Dla Chucka też się coś znajdzie dobrego - dodał.

Nati zostawiła pieska i zajrzała do chłodni. Jej uśmiech poszerzył się, teraz dosłownie uśmiechała się od ucha do ucha. Jej żołądek głośno zaburczał, przypominając o sobie. Chwyciła bułkę i ostrożnie spróbowała. Była stara, trochę gumowa, ale poza tym, biorąc pod uwagę okoliczności, przepyszna. Spojrzała na zamrożone mięso.
- No rzeczywiście, przydałby się ogień, nie zjemy przecież zamrożonego mięsa. Nawet Chuck nie dałby rady. A właśnie, chyba coś jest nie tak z jego jedną łapą. Znasz się może na weterynarii?
- No niestety... Musisz sama zobaczyć. Może się pokaleczył o szkło. - Artur rozejrzał się dokoła. Chciałby się zorientować, czy kuchenki, czy jak tam zwać urządzenia, na których w KFC szykowano posiłki, były na prąd, czy na gaz. Gdyby się jakąś dało uruchomić, byłoby fajnie. A jeśli nie, to musieliby zrobić ognisko. Chyba że skoczyłby do WILDEX’u. Kwadrans i byłby z powrotem.

Kobieta wróciła do psa i dała mu kawałek bułki. Zjadł bez większego zastanowienia, widać też był głodny. Próbowała zerknąć na jego łapę, ale nie dotykać jej, żeby nie zdać mu bólu. Pies mógłby wtedy zacząć się bronić, a to nie oznaczałoby nic miłego dla Natalii.
Szczeniak nie bronił się specjalnie, dał sobie spojrzeć na łapę. Między poduszkami tkwił całkiem spory kawałek szkła… Nat wiedziała, że usunięcie go może spowodować niemały krwotok. Jednak ze szkłem w łapie nie mógł za dużo chodzić. Ponieważ jej kolega był zajęty, a sama nie chciała się do tego zabierać, Natasha postanowiła zająć się łapą trochę później.

Artur wyciągnął z lodówki parę porcji mięsa i cztery bułki i położył je na kuchennym blacie, po czym wyciągnął z plecaka toporek i zabrał się za zamienianie jednej z szafek na kawałki drewna. Na szczęście nie wszystko w KFC było z plastiku, metalu i szkła.
- Pomogę ci - kobieta zaczęła znosić w jedno miejsce wszystko co mogło się nadać do spalenia, łącznie z fakturami i dokumentami. Nie mogła się już doczekać aż poczuje w końcu ciepło.

Głód najwyraźniej dodawał zapału do pracy, bo już po chwili w najdalszym (w stosunku do chłodni) kącie KFC, w największym w miarę płaskim garze, znalazł się stos drewna, pod który Artur wcisnął kilka papierowych serwetek oraz parę kartek, do niedawna udających menu.
Trzask zapalniczki...

W oczach Natalii wraz z płomieniem zapalniczki pojawił się płomień nadziei. Po minucie czuła już przyjemne ciepło rozlewające się po jej ciele. Rozmarzyła się, przypomniała dziecięce lata, kiedy takie ogniska były normą. Cała rodzina siadała razem z kijkami w rękach i piekli kiełbaski. Do tego upieczone przez matkę bułki. Ciekawe czy oni jeszcze żyją. Na tą myśl uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny.

- Dorzucaj do ognia, a ja zorganizuję jakiś sprzęt bywakowy i widelce - powiedział Artur. - No i może jeszcze trochę drew, zeby nam kuchnia zbyt szybko nie przestała działać.
Po chwili przy Natalii pojawiła się największa patelnia, jaką Artur zdołał znaleźć, w połowie pełna butelka oleju, drewniana łopatka, dwa widelce i dwa talerze. No i, oczywiście, zgromadzone wcześniej zapasy. Będzie uczta!
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline