Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2014, 15:15   #41
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Irmina zmrużyła oczy. Pistolet miała w dłoni, odbezpieczony. Jednak nie celowała w Jana. Poznała go. Wkrótce potem Nadzieja również go zauważyła. Dziewczynka lekko szturchnęła matkę w ramię.

- Mamo… - szepnęła cichutko, prosząco.

- Nie – odparła krótko kobieta.

Gestem nakazała milczenie Twardowskiemu, po czym zniknęła mu z oczu pomiędzy ruinami. Warkot silnika przyciągał ją niby ćmę, wiedziała jednak, że musi zachować bezpieczną odległość, by nie zginąć zanim pozna cel, do którego zmieniał opancerzony pojazd.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-04-2014, 16:50   #42
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Artur skrzywił się, gdy zgrzyt szkła pod butami Natalii poinformował wszystkich na wiele metrów dokoła, że ktoś właśnie odwiedził lokal.
Odwrócił się w stronę dziewczyny, chcąc ją prosić o nieco cichsze poruszanie się, gdy nagle rozległ się cichy pisk. Trudno było jednoznacznie określić, co było jego źródłem, chociaż miejsce pochodzenia rzucało się w uszy.
- Sprawdzę - szepnął do Natalii i, z pałą w dłoni, omijając starannie szkło, ruszył w stronę źródła głosu.
Artur wszedł za ladę. Usłyszał jakieś poruszenie się w kuchni… nagle coś spadło, jakby patelnia, robiąc dużo hałasu.
- Wyłaź stamtąd - w średnio elegancki sposób zasugerował Artur. - I nie rób tyle hałasu - poprosił.
Cofnął się o krok i wyciągnął latarkę.
Natalia wolała posłusznie poczekać, aż Artur sprawdzi co się dzieje. Kucnęła za przewróconymi półkami, w razie gdyby jednak trzeba było uniknąć jakiegoś napastnika.
Nikt nie odpowiedział na wezwanie Artura.
Artur włączył latarkę i oświetlił wnętrze kawałka lokalu szumnie zwanego kuchnią. Promień światła padł wprost na to stworzenie, które tylko zmrużyło oczy.



- O matko,,, - westchnął Artur. - Nie do wiary. Nic ci nie zrobimy - zapewnił. - Chodź zobacz, co nam los zesłał w darze - zwrócił się do Natalii.
Kobieta niepewnie wstała i ruszyła w stronę kuchni. Zajrzała do środka najpierw powoli, ostrożnie, a potem z uśmiechem i odważniej.
- Ale piękny! Co tu robisz maluchu? Pewnie jesteś głodny - wyciągnęła rękę w jego stronę, sprawdzając reakcję.
Oby nie nabrał apetytu na twoje palce, pomyślał Artur.


Mały husky leżał tak, spłaszczony na ziemi, dając się pogłaskać. Wyglądał na przestraszonego… ale po krótkiej chwili już zaczął machać ogonkiem.
- Chyba trzeba by wymyślić coś w rodzaju smyczy - powiedział John, rozglądając się równocześnie dokoła. Bardziej jednak w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, niż kawałka sznurka.
Lodówka...
Szybko ją otworzył.
Jakieś dipy, lód, takie sprawy. Ale obok znajdowały się drzwi do chłodni... a Artur nie omieszkał zaspokoić swej ciekawości, otwierając owe drzwi i zaglądając do środka.

Natalia nie zwracała większej uwagi co robi Artur, była zajęta psiakiem. Drapała go za uszkiem i mówiła do niego czule i spokojnie.
- Jak się nazywasz słodziaku? Musimy Ci dać jakieś imię. Co sądzisz o… Chucku? Wiesz, jak Norris - uśmiechnęła się.
Piesek nadal wydawał się być zbyt spokojny… po pewnej chwili Natalia zauważyła, że maluch “broni” swojej prawej, tylnej łapy. A Artur odnalazł raj. W chłodni było naprawdę chłodno, mimo braku elektryczności napędzającej chłodnice. W środku trochę tego było. Pełno mięsa w postaci zmrożonej papki, jakieś kolby kukurydzy, bułki, sałaty… na oko tak z 1000-1500 porcji żarcia na pewno.
- Zobacz, żyjemy - spróbował zwrócić uwagę Natalii ku bardziej przyziemnym sprawom. - Teraz tylko trochę ognia - tu pożałował, że nie zabrał z WILDEX’u turystycznej kuchenki - i zrobimy prawdziwą ucztę. I zapasy na kilka dni. Dla Chucka też się coś znajdzie dobrego - dodał.

Nati zostawiła pieska i zajrzała do chłodni. Jej uśmiech poszerzył się, teraz dosłownie uśmiechała się od ucha do ucha. Jej żołądek głośno zaburczał, przypominając o sobie. Chwyciła bułkę i ostrożnie spróbowała. Była stara, trochę gumowa, ale poza tym, biorąc pod uwagę okoliczności, przepyszna. Spojrzała na zamrożone mięso.
- No rzeczywiście, przydałby się ogień, nie zjemy przecież zamrożonego mięsa. Nawet Chuck nie dałby rady. A właśnie, chyba coś jest nie tak z jego jedną łapą. Znasz się może na weterynarii?
- No niestety... Musisz sama zobaczyć. Może się pokaleczył o szkło. - Artur rozejrzał się dokoła. Chciałby się zorientować, czy kuchenki, czy jak tam zwać urządzenia, na których w KFC szykowano posiłki, były na prąd, czy na gaz. Gdyby się jakąś dało uruchomić, byłoby fajnie. A jeśli nie, to musieliby zrobić ognisko. Chyba że skoczyłby do WILDEX’u. Kwadrans i byłby z powrotem.

Kobieta wróciła do psa i dała mu kawałek bułki. Zjadł bez większego zastanowienia, widać też był głodny. Próbowała zerknąć na jego łapę, ale nie dotykać jej, żeby nie zdać mu bólu. Pies mógłby wtedy zacząć się bronić, a to nie oznaczałoby nic miłego dla Natalii.
Szczeniak nie bronił się specjalnie, dał sobie spojrzeć na łapę. Między poduszkami tkwił całkiem spory kawałek szkła… Nat wiedziała, że usunięcie go może spowodować niemały krwotok. Jednak ze szkłem w łapie nie mógł za dużo chodzić. Ponieważ jej kolega był zajęty, a sama nie chciała się do tego zabierać, Natasha postanowiła zająć się łapą trochę później.

Artur wyciągnął z lodówki parę porcji mięsa i cztery bułki i położył je na kuchennym blacie, po czym wyciągnął z plecaka toporek i zabrał się za zamienianie jednej z szafek na kawałki drewna. Na szczęście nie wszystko w KFC było z plastiku, metalu i szkła.
- Pomogę ci - kobieta zaczęła znosić w jedno miejsce wszystko co mogło się nadać do spalenia, łącznie z fakturami i dokumentami. Nie mogła się już doczekać aż poczuje w końcu ciepło.

Głód najwyraźniej dodawał zapału do pracy, bo już po chwili w najdalszym (w stosunku do chłodni) kącie KFC, w największym w miarę płaskim garze, znalazł się stos drewna, pod który Artur wcisnął kilka papierowych serwetek oraz parę kartek, do niedawna udających menu.
Trzask zapalniczki...

W oczach Natalii wraz z płomieniem zapalniczki pojawił się płomień nadziei. Po minucie czuła już przyjemne ciepło rozlewające się po jej ciele. Rozmarzyła się, przypomniała dziecięce lata, kiedy takie ogniska były normą. Cała rodzina siadała razem z kijkami w rękach i piekli kiełbaski. Do tego upieczone przez matkę bułki. Ciekawe czy oni jeszcze żyją. Na tą myśl uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny.

- Dorzucaj do ognia, a ja zorganizuję jakiś sprzęt bywakowy i widelce - powiedział Artur. - No i może jeszcze trochę drew, zeby nam kuchnia zbyt szybko nie przestała działać.
Po chwili przy Natalii pojawiła się największa patelnia, jaką Artur zdołał znaleźć, w połowie pełna butelka oleju, drewniana łopatka, dwa widelce i dwa talerze. No i, oczywiście, zgromadzone wcześniej zapasy. Będzie uczta!
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 06-05-2014, 17:24   #43
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Ludzie wychodzili z piwnic, jeżeli nie mieli zobaczyć ciała trzeba było się pośpieszyć. A blok był dosyć wysoki...

- Jak chcesz, żeby inni go nie zobaczyli to lepiej się pośpieszyć. Przy okazji z dachu obczaimy okolicę.
- Ya. - odparł Sepp biorąc ciało za ramiona i wciągając do góry.
- Raczej nie zdążymy… Dawaj go do zsypu, zanim tu przyjdą.
- Dach – odpowiedział Niemiec zarzucając sobie wiotkie ciało na ramiona.
„Niech ci będzie” pomyślał chłopak
- Nikt tu nie wchodzi. - powiedział do mundurowego przez ramię Sepp - Sprawdź czy jedne drzwi nie są otwarte. Mógł mieszkać na tym poziomie.

Jednak żadne drzwi nie były otwarte, więc zabrali się za przeniesienie trupa na dach.

Szli po obskurnej klatce schodowej taszcząc martwego mężczyznę. Po drodze Miły zgubił rachubę, które to już było piętro, wiedział tylko, że byli wysoko. W końcu ku ich uciesze zorientowali się, że jest to ostatnie piętro, gdy ujrzeli wejście na dach. Klapa była strzeżona przez łańcuch zapięty na kłódkę.
- Dasz radę? - zapytał Sepp.
- Szkoda, że nie mamy go schować w samochodzie - uśmiechnął się do siebie młody, wdrapał się po szczebelkach pod sufit i zabrał się za rozpracowywanie kłódki.

W tym czasie Niemiec posadził trupa pod ścianą i obszukał kieszenie, a potem poszedł rozejrzeć się po piętrze.
Po kilku chwilach kłódka została otwarta i droga na dach była wolna.
- Nice – skwitował.

Po kilku karkołomnych manewrach ciało znalazło się na dachu i zostało położone za niewysokim murkiem oddzielającym części budynku - przynajmniej z otwartego wejścia nie było od razu widoczne.
 
Latin jest offline  
Stary 06-05-2014, 19:21   #44
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Latin / Aschaar

“Verdamnt” - zaklął Sepp pod nosem wchodząc do góry. Rigor mortis nie występował, więc trup miał mniej niż dwie godziny lub więcej niż trzy dni… Obie opcje były nieciekawe… - Dziwne. - powiedział na schodach bardziej do siebie niż do towarzysza; kiedy dowiedział się, że żadne mieszkanie nie było otwarte. - Może wyżej lub na dole. Raczej tu żył, inaczej skąd lina? - pytanie zawisło na chwilę w powietrzu jednak nie doczekało się odpowiedzi.

* * * * *

Klatka schodowa ogólnie robiła złe wrażenie, wąska, obskurna, upstrzona gryzmołami. W zasadzie jednak to wszystko było nieważne, a przynajmniej teraz - nie ważne.
Przez powybijane okna było widać sąsiednie bloki - na pierwszy rzut oka nawet nie wyglądające na “postapokaliptyczne”. Dopiero po chwili zauważało się kompletną pustkę.

Sprawa pozamykanych drzwi zupełnie mu nie pasowała. Kiedy skończył zostawił chłopaka sam na sam z włazem na dach i rozejrzał się po piętrze; może któreś drzwi były otwarte, albo słabsze? Nadawałyby się do otwarcia metodą siła x gwałt...

- Nice - skwitował otwarty właz lekko wbrew sobie, ale cóż - budowanie więzi było chwilowo ważniejsze niż moralność... Sepp rozejrzał się dokładnie po okolicy zapamiętując ułożenie wszystkiego wokół budynku.

Zajebisty był widok z dachu. Północno-zachodnia część miasta ziała czarną pustką. Dodatkowo widać było kilka zawalonych mostów; północny - Jadwigi, który wyglądał na wysadzony bombą atomową, oraz Rocha, prawdopodobnie zmieciony falą uderzeniową. Z zupełnie drugiej strony Seppa zaciekawił bardzo duży obiekt (przy rondzie Starołęka), wygladający na jakiś... Magazyn? Hurtownię? Z tej odległości trudno było określić:
- Wiesz co to - wskazał ręką na południe w kierunku budynku. Nie mogło być daleko, a jeżeli byłaby to jakaś hala magazynowa czy supermarket byłyby szanse na jakieś większe zapasy żywności, bo koce i pościele mogli poznosić z innych mieszkań.
- Nie wiem, trzeba będzie się przejść.
Widoczki były owszem ładne ale najważniejsze, że nad miasto zmierzały ogromne, czarne chmury (wygląda jak nimbostratus, wyżej ciemniejsze altostratusy). I pizdziało strasznie na górze. Przez chwilę Sepp patrzył na chmury - ładne były. W każdym razie zanosiło się na burzę, co nie było najlepsze. Pogorszenie pogody nie było dobre - jeżeli temperatura będzie spadać to będzie niesympatycznie nawet w budynku…
- Mhm - mruknął bez związku z czymkolwiek wypatrując jakiegoś ruchu na ulicach, czy na terenach pomiędzy blokami. Dresiarze też musieli gdzieś mieszkać… Obserwacja okolicy jednak nie wniosła wiele do sytuacji - w okolicy co prawda było widać dwa słupy dymu, ale - po prawdzie o niczym to nie świadczyło… Nigdzie nie było widać żadnego ruchu; ani spotkanych wcześniej dresiarzy, ani pomocy. - Znasz region? W okolicy czego jest tamten dym?
- Znam, ale nie wiem co to może być...
- Szkoda… -
stwierdził Sepp i dodał - moje imię brzmi Joseph, dla przyjaciół Sepp.

* * * * *

Kilka minut później w mieszkaniu adoptowanym na prowizoryczne grupowe lokum Sepp wyjął swoje niezawodne rozmówki i przekartkował do działu “zakupy”:
- Gdzie jest najbliższy sklep spożywczy? Restauracja? E… Punkt zbiorowego żywienia?! - “Aber was? Kantine sind “punkt zbiorowego żywienia”? Ziemlich gut…” - pomyślał kartkując dalej: lub apteka? W tej okolicy jesteśmy sami. Nikogo innego nie widać. Również pomocy.
- Co jeszcze jest tu w rejonie? -
zapytał Joseph starając się ułożyć optymalną trasę przejścia. Chodzenie w burzy wcale mu się nie uśmiechało z powodów wielu.
 
Aschaar jest offline  
Stary 22-06-2014, 23:36   #45
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
*** Emilian ***

Zebrali się w jakimś mieszkaniu na pierwszym piętrze, prowizorycznie wybranym na “miejsce spotkań”. Było was kilku, głównie mężczyzn, jak Marek i Mirosław.

Seppowi odpowiedział Marek.
- Wszystko. I nic. Osiedlowych sklepów nie ma sensu szukać, o czym już wiemy – teatralnie rozmasował obolały łokieć. – W najbliższej okolicy jest Selgros. Hurtownia taka – zaopatrująca wszystkich pomniejszych dostawców. Robiłem tam kiedyś na wózku… - dodał. – Przy hurtowni jest Orlen, KFC.
- Doskonale. – mruknął Sepp. – Tam można zrobić zapasy. Przy odrobinie szczęście znaleźć jakiś sprawny samochód. I odjechać.
- Jak masz gdzie jechać… - dodał Marek.
- Mam. – odparł Joseph. Marek wydawał się posmutnieć, na twarzy Mirka zaś wyskoczył uśmiech, który szybko zniknął.
- Umiesz o siebie zadbać – zaczął blondyn, po dłuższej chwili. – I ocaliłeś mi dzisiaj skórę. Całe miasto trafił szlag, my nie mamy dokąd pójść. Ani tym bardziej ja. Wiem to już. Pomóż nam przez kilka dni, pomóż chociaż zgromadzić zapasy. A my… - poprawił się szybko, widząc twarz Mirka. – Ja pomogę ci się wydostać stąd, na tyle, na ile jestem w stanie.
- Zobaczymy – odpowiedział Sepp. – Wyruszamy dzisiaj czy za chwilę?


*** Artur Król, Natalia Góralska ***

Płomień szybko ogarnął ułożony mozolnie stos zbudowany z porąbanej szafki, kilku nóg krzeseł, papierowych toreb i innych śmieci. Początkowo było więcej dymu niż ognia, jednakże Artur potrafił zadbać o ognisko, które wkrótce dało spokojny, jasny płomień, przy którym można było się ogrzać, a co najważniejsze, który mógł ich wykarmić. To była zdecydowanie jedna z przyjemniejszych chwil w ostatnim czasie. Chuck przyczłapał na trzech łapach do Natashy i usiadł obok niej, kładąc jej pysk na kolanach. Gdy go nakarmili, zwinął się w kłębek u nóg dziewczyny i zasnął.

Dochodziła piętnasta. Niedługo zacznie się ściemniać.

*** Irmina Zalewska, Jan Twardowski ***

Irmina zniknęła z pola widzenia Jana, zostawiając go samego. Z pewnością dodatkowo towarzystwo tylko by ją spowolniło – poza tym, nie koniecznie wzbudzał zaufanie, a to mógł być towar deficytowy w dzisiejszych czasach. Szła wraz z Nadią wśród czarnych ruin dawnych blokowisk, które jeszcze tydzień temu tliły życiem. Natrafiła na sczerniałe zwłoki na środku skweru, Irmina odruchowo zakryła oczy dziewczynce, jakby próbując ochronić ją przed całym tym złem. Szły dalej, aż do ruin jakiegoś kościoła. Wkrótce okazało się, że to nie ma sensu. Wszędzie były spopielone, ludzkie zwłoki.
 
Revan jest offline  
Stary 23-06-2014, 01:33   #46
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Dopiero teraz Jan uświadomił sobie, że od wielu lat dzielił świat na dwie kategorie. W pierwszej umieszczał to, co działo się na służbie. To był świat, w którym trzeba było wyłączyć sumienie, by przetrwać. Nie było twardzieli; ci, co ze śmiechem na ustach byli okrutni, albo wyglądali, jakby ich nic nie ruszało, płacili za swój spokój uzależnieniami albo kłopotami z głową. Na dłuższą metę - na krótszą się tego nie zauważało. Niektórych odciągała od tego rodzina; innych - służba administracyjna albo w zaopatrzeniu. Pozostali dociągali do emerytury i spędzali resztę życia jako wraki emocjonalne.
Kiedy człowiek nie był w stanie czegoś zrobić, kapral wydzierał się "C'est tout a la tete!". To wszystko jest w głowie. Żołnierz uczył się odkręcać "bezpieczniki" swego umysłu. Działał szybciej, bez wahania, wydajniej - na rezerwach organizmu, bez zastanowienia, refleksji, wykonując rozkaz jak maszyna.
Tylko, że nikt nie uczył żołnierza, jak z powrotem te bezpieczniki wkręcić.

Teraz Jan nie był na misji. Był w świecie, o którym nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby się w nim zachowywać jak na misji. To była Polska, nie Gujana czy Afryka Centralna. Tu nie mogło być tak jak w tamtych krajach!

Ale było.

Tak chyba musieli się czuć żołnierze na Westerplatte po pierwszej niemieckiej salwie. Świadomość nieuchronnej przemiany i straty, przejścia z bezpiecznej rzeczywistości do niepewnej przyszłości, której zasad nikt nie zna - bo dopiero się tworzą. A ich nieznajomość nie uwalnia od groźby zapłaty krwią za ich naruszenie.

Jan przymusił się do zmiany perspektywy, do zakończenia jałowych dywagacji. Żył, był zdrowy, i musiał ten stan utrzymać. Potrzebował plecaka, śpiwora lub płaszcza na noc, zapalniczki lub zapałek, wody i pożywienia - i broni. W tym celu musiał przestać myśleć, że tu jest świat, o którym myślał w kategoriach pokoju, nie misji. Polska musi się dla niego stać misją. Ciała to nie polegli straszną śmiercią rodacy, a źródło zaopatrzenia i zagrożenia.

Zaczął od szalika i rękawic, by odizolować się od martwych, których przeszukiwał. Zerkał dookoła siebie, często zmieniał pozycję - samemu jest znacznie trudniej przetrwać, niż w zgranej grupie, z jaką miał do czynienia do tej pory. Musi się szybko tego nauczyć, bo porażka oznaczać mogła śmierć.

"Plan miasta" Przyszło mu do głowy. "Księgarnia, kiosk, przystanek". Zamiast szukać bez ładu i składu, trzeba było wymyślić jakiś plan. A jego podstawą będzie mapa obcego Janowi miasta. Po obszukaniu ciał ruszył w jej poszukiwaniu.
 
Reinhard jest offline  
Stary 23-06-2014, 12:03   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciepło domowego ogniska.
To było to, czego Arturowi brakowało.
Może ognisko nie do końca było domowe, ale atmosfera była całkiem rodzinna. I przyjemna. Aż się nie chciało ruszać z miejsca, ale siedzieć tu i czekać na początek nowego świata - to było nieco ryzykowne. Ów początek mógł być nieco inny od tego, który by sobie można było wymarzyć, a na taką okoliczność lepiej się było odpowiednio przygotować.

- To było wspaniałe - stwierdził, gdy w jego żołądku zniknął drugi z kolei kotlet. - Prawdziwe pyszności - zapewnił.

Nie da się ukryć, że spotkanie Natashy było jedną z lepszych rzeczy, jakie mu się w ostatnich dniach przytrafiły.
Oczywiście nie o sam talent kulinarny chodziło.

- Musimy się zastanowić - powiedział - co robimy dalej. - Wolisz poczekać tutaj do rana, a potem ruszyć, by znaleźć dla ciebie coś porządnego do ubrania, czy też zabierzemy Chucka, worek mięsa i pojedziemy w miejsce, gdzie znajdziemy dużo różnych różności, przydatnych w dzisiejszych czasach? To jakieś piętnaście minut stąd.

- Osobiście wybrałbym tę drugą opcję - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-06-2014, 10:30   #48
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Ciepły posiłek w żołądku był czymś, na co Natalia już nawet nie miała nadziei. A tu proszę, nie dość ze ciepły to jeszcze smaczny i w dobrym towarzystwie. Artur okazał się sympatycznym kompanem, jakby się umył i ogolił pewnie nawet całkiem przystojnym.
- Chciałabym zatrzymać tą chwilę, zatrzymać teraz czas - powiedziała kiedy skończyli jeść.

Wysłuchała propozycji Artura i zastanowiła się chwilę.
- Dobrze, zrobimy to co uważasz za słuszne. Szczerze powiedziawszy gdybym Cię nie spotkała, to nie wiem gdzie bym poszła i co zrobiła, miałam ochotę położyć się i umrzeć. Ale teraz jest lepiej - mówiła to głaszcząc psa.

- Ale trzeba coś zrobić z jego łapką zanim ruszymy. Obudzę go i wyjmę mu ten kawałek z łapy, mógłbyś ewentualnie przytrzymać mu łeb żeby mnie nie ugryzł?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 01-07-2014, 11:16   #49
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Była zmęczona. Potwornie zmęczona. Cichy oddech uśpionej monotonną wędrówką córki dodawał jej jednak sił.

Irmina zastanawiała się jakby zniosła tę sytuację - widok poczerniałych trupów i zgliszczy cywilizacji - gdyby nie słabe serduszko Nadii, które wciąż biło blisko jej serca.

Pewnie by rozpaczała. Może nawet by się załamała. Bo po co żyć w takim świecie? To było coś, do czego nie przygotowywały ich żadne wojskowe kursy. Świat umierał na oczach ocaleńców. Ratunek nie nadejdzie. Nie ma powodu, by zgrywać bohatera i zaciskać zęby. Państwo, dla którego walczyli, wszystkie idee… to wszystko zostało spopielone. Umarło jak ci ludzie, którzy szukali ratunku w kościele.

A jednak, dla Irminy wciąż istniała nadzieja. Miała ją teraz na swoich plecach. Materialną, realną, choć taką słabiutką… W tej chwili była w stanie dopatrywać się boskiego znaku w fakcie, że kilka lat temu wraz z Robertem nazwali dziecko – Nadzieja. Nadia to było tylko zdrobnienie tego dziwnego, ale jakże fascynującego imienia, które... po prostu wydawało się najodpowiedniejsze dla wcześniaka - małej kruszynki, która przeżyła poród, mimo że teoretycznie nie powinna.

Kobieta z dzieckiem przystanęła. Warkot silnika dziwnego, opancerzonego pojazdu powoli się oddalał, jednak wciąż był słyszalny wśród wyludnionej okolicy. Głucho odbijał się od fragmentów ocalałych ścian budynków.

Zalewska postanowiła, że dalej będzie zmierzać w tamtym kierunku. W końcu tam gdzie zorganizowana grupa ludzi, na pewno znajdują się leki. A one były warunkiem przeżycia Nadii.

Jakakolwiek będzie ich cena. Irmina zamierzała ją zapłacić. Była w stanie zrobić wszystko, by utrzymać przy życiu ten słodki promyk nadziei, który spał teraz na jej barkach, nie do końca świadomy niebezpieczeństw, jakie przyniósł im nowy świat.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172