John bez wahania ruszył w stronę sklepiku. Zbyt długie przebywanie na otwartej (lub względnie otwartej) przestrzeni mogłoby się źle skończyć i słowa bezimiennej "Pani Dowódco", jak ją nazwał Steven, mogłyby się okazać słowami bez pokrycia.
Pochylił się i ostrożnie, pod żaluzją, wślizgnął się do sklepu. Na szczęście pustego, przynajmniej jeśli chodziło o zombie.
- Zapraszam - powiedział, wysuwając rękę i machając do pozostałych.
- Czy możesz nam podać swoje imię - zwrócił się do "żołnierki", gdy już wszyscy weszli - czy też to jest może tajemnica wojskowa? |