Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2014, 22:35   #19
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Post przy współpracy z Kanną.

- Co jest Elfie, trupa żeś piękniutki nigdy nie widział?! – Krzyknął Ross do mijającego powieszone ciała Arvolena. Nieludź nie odpowiedział pogrążony we własnych, ponurych myślach.
- Może i nie widział. – Odrzekł Słowik zrzucając na ziemię podróżną torbę. – Żeś chujową tą ochronę dla tej karawany dobrał. – Powiedział z kpiną. – Trupów się boją.
- Ja żem gówno miał w tym do powiedzenia. – Odciął się przewodnik bojowo odgrażając się wyciągniętym palcem. – Kupce brały, ja dowodzę. Zresztą właź na to drzewo, a nie gadaj tyle sukinsynu przez topielca chędożony.
Słowik nic nie odpowiedział na obelgę, zastanawiając się, czy jest sens się opasać się mocną, wyrobioną ze skór zwierzęcych liną. W końcu odrzucił ją od siebie i bez zabezpieczenia z kocią gracją wspiął się na gruby konar, do którego przywiązani byli martwi wieśniacy. Wyciągnął z cholewy buta myśliwski nóż i kilkoma ruchami odciął naszpikowanego strzałami kmiotka. Ciało z hukiem uderzyło o ziemię.
- Ależ on śmierdzi. – Rzucił Ross z dołu zakrywający twarz rękawem przeszywanicy. Po chwili stał obok niego Słowik.
- Nie wiem, czuje tylko ciebie, ale to już od kilku dni. – Odgryzł się, za poprzednią zniewagę Słowik, klękając przy trupie. – No pięknie go urządzili.
Mężczyźni pospiesznie przeszukali zwłoki, bez zaskoczenia nie znajdując niczego wartościowego. Następnie Słowik naciął rany przy nieuszkodzonych strzałach i wyciągnął je na zewnątrz, wkładając je do kołczanu. Już dawno nauczył się, że w na trakcie wszystko może się przydać i niczego nie powinno się marnować. Po chwili razem z przewodnikiem dołączyli do karawany.


Przemierzali leśną drogę już przez dłuższą część dnia, kiedy zatrzymali się na krótki popas w ruinach dawno opuszczonej chaty. Słowik zeskoczył z wozu uśmiechając się zgryźliwie pod płócienną maską. Powinni maszerować, żeby jak najszybciej zostawić za sobą niewiadome niebezpieczeństwo. Ross zdawał sobie z tego pewnie doskonale sprawę i Słowik stawiał, że to nie on zarządził postój. Pewnie zrobiły to szanowne zady kupców, które dostawały już odcisków od końskich siodeł i zmusiły swoje paniska rozprostować chociaż na chwilę nogi.
Cóż, czasu marnować się nigdy nie powinno, pomyślał idąc w stronę nieznajomej spotkanej we wsi.
- No, to opowiadaj. - Rzucił Słowik podając kobiecie bukłak z wodą. Wydawało mu się, że przestawiła się jako Maria, albo Marina. Nie był pewien i zresztą nigdy nie miał pamięci do imion.
- O czym? - Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, przyjmując jednak bukłak. - Geryfin wszystko powiedział… Było, jako rzekł.
- Więc dewota jako rzekł, - Mężczyzna widocznie nabijał się z tego określenia. - że zabijają dla samej radości zabijania i suki widzą w ciemności, ale to nie elfy. - Słowik roześmiał się. Nie, żeby jakoś bardzo nie wierzył kapłanowi, ale tacy jak on często tracą głowę, a później pletą głupoty. I tak ze stada wilków robi się strzyga, a z kilku rozbójników spokojnie pobierających myto na rozstajach dróg, kwiożercza banda morderców, nabijająca łby na pale.
- Możem nie jest uczony, ale widzę, kiedy się gada co ślina na język przyniesie. Więć przynajmniej Ty nie wciskaj mi takiej ciemnoty, kobieto. - Powiedział już z wyrzutem poprawiając ramiona plecaka. - Chcecie zajść z nami do Yspaden, więc daj mi coś więcej, niż stworki co lubią mordować po nocach. Bo kupcy i pewnie kupili tą historyjkę, bo na rękę im łatwe wyjaśnienia i złoto w kiesach, ale ja muszę dopilnować, żeby tym tłustym knurom włos z łba nie spadł, więc proszę ja ciebie gadaj, jak to było dokładnie od początku i odpuść mi bajdurzenie o radosnym mordowaniu, bo tak, bo nuda, bo dlaczego i nie.
- O nic nie pytali. Niczego nie chcieli. Złapali, przywiązali i zarzynali po kolei - Marina opowiadała spokojnie i beznamiętnie. Aż nazbyt, jak na gust łowcy. Być może weteranka, choć nie wyglądała. Musiał jeszcze z tą kobietą kiedyś pomówić. - Ta kurew, co nimi dowodziła, zdecydowanie miała z widowiska radość. Miała też szramę przez pół twarzy. I pewnie nieco elfiej krwi. Więc jeśli pytasz, czy Geryfin nie kręci, to odpowiadam ci, szczerze: nie.
- A dawno tu jesteście? Wcześniej nic o tej grupie nie słyszeliście? Duża ona jest? - Słowik miał jeszcze wiele pytań do zadania. Kobieta zamyśliła się nad odpowiedzą.
- Ochranialiśmy karawanę. - Łowca omiótł spojrzeniem jej towarzyszy. Nie dziwota, że przy takiech ochronie padli łupem banitów.
- Napadli nas, część od razu wybili. - Kontynuowała. - Kobieta i kilku mężczyzn. Wcześniej nic nie było słychać o żadnej bandzie. Ze trzy doby spędziliśmy w niewoli... Uciekliśmy, potem... - Zawahała się na sekundę - Wydarzył się pożar. Błąkałam się po lesie, potem resztę odnalazłam no i na was wpadliśmy.
- W tej niewoli, to ile widzieliście bandytów?
- Kilku ich było. –
Słowik skrzywił się. Kilku nie pali wiosek. Kobieta spojrzała na mężczyznę podejrzliwie. - A czemu mnie tak wypytujecie?
- Żebyś mogła dożyć do Yspadem. - Odpowiedział Słowik, bez słowa pożegnania kierując się na tył ruszającej już karawany.

Mężczyzna wyciągnął z plecaka flet prostej konstrukcji i przystawił go do ust. Musiał się zastanowić i przemyśleć co zrobi ze sobą, jak już dotrą do miasta. Być może ktoś tam będzie wiedział coś o tej bandzie. Jeżeli mają więcej pomyślunku to organizują najmitów, którzy ich wyciągną z kniei. I pewnie szukają łowców.

 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 27-04-2014 o 11:09.
Lost jest offline