Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2014, 00:56   #42
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Morgan uniósł lekko brwi, wiedząc iście kolorową klientkę tej zapyziałej rudery z braku laku nazywanej barem.

Nie to żeby Morgan był kobieciarzem, gdzieżby, co to, to nie.

Ale czasami trudno było nie docenić idealnie skrojonego stroju podkreślającego figurę noszącej go niewiasty, odpowiednio wciętej spódnicy albo nawet i szarfy, ukazującej kawałek nogi tu i tam no i oczywiście ładnej buzi okolonej burzą rudych włosów.

W sumie tylko gogle i dziwne, metalowe elementy rynsztunku nieznajomej sprawiły że Lockerby zachował pewne śladowe ilości ostrożności.

Dlatego też na spokojnie uniósł pod światło własną szklankę i obejrzał ciemną ciecz której mu nalano.

-Jest panna pewna że chce to pić?- zapytał, i dopiero wtedy ostrożnie powąchał a następnie upił łyk podejrzanej substancji.

Po chwili wzdrygnął się.

-O bogowie...- mruknął.

Ciekawe jak wielki terror rudowłosa genasi budziła w okolicy, i jak szybko uda mu się z powrotem zwrócić uwagę Tsadocka na siebie i Tima.

Jednak widać było, że dla tej pani, przeznaczony był trunek najlepszej jakości. Bo wyjęta została specjalna butelka spod lady.

Spojrzała przelotnie na Morgana i Tima czekając aż barman jej naleje drinka i spytała.- A wy to kto?

-Morgan Lockerby.-
przedstawił się oszczędnie rewolwerowiec, odpuszczając sobie już picie niesmacznego trunku.

Tylko przelotni rzucił okiem na butelkę, a potem na Tsadocka, jakby sugerując mu że szklanka czegoś dobrego poświęcona na rzecz jego i Tima nie byłaby stracona.

-Z Timem szukamy tu kogoś.- dodał, głową wskazując na masywnego półorka stojącego obok.

-Kogo?- zapytała rudowłosa kobieta, bez większego zainteresowania w głosie. I jednym haustem opróżniła kieliszek. Tsadock niechętnie zaś napełnił kieliszki Tima i Morgana.

Towarzyszący Morlockowi półork szpenał do ucha rewolwerowca.- Tylko... zważaj na słowa. Ponoć kapłanka pana kuźni z tutejszej świątyni, jest... dosłownie wybuchowa.

-Bo jest genasi?-
zapytał Lockerby, nie ściszając głosu tak jak robił to jego przewodnik.- Ognistym, jeśli mogę to wywnioskować po znacznym podniesieniu temperatury, dookoła, chociaż równie dobrze tylko mnie może być tu gorąco.

Uśmiechnął się do dziewczyny w sposób mówiący "to był komplement, ale niestety nie mam czasu na lepsze" a następnie spróbował nowego napitku.

-Szukamy Amelii Summers, i może niezwykłym szczęściem widziała ją pani, panno... ?

-Bo jest kapłanką Pana Kuźni i władcy ognia...-
pokiwał z politowaniem głową Tim.

-Amelia Summers... a dokładniej? Nie wszyscy mi się tu przedstawiają.- stwierdziła kapłanka, a Tsadock drgnął słysząc imię i nazwisko. Po czym dodał szybko.- Była tu i poszła dalej.

-Kto to ?
- zapytała kapłanka Tsadocka. A ten potarł złoty kieł. -Eeemmm... Elfka w kapeluszu, ciemne włosy. Krewna szaleńczego grajka.

-Jedna z dwóch bliskich mi osób na tym świecie.-
dodał znacząco Morgan, odpuszczając sobie dalsze próby kurtuazji.- Widziałaś ją, kapłanka Pana Kuźni i władcy ognia? Na ręku nosi zwykle rękawiczkę...

- Z tych dwóch opisów ten drugi jest mi znany
.- odparła kapłanka wystawiając język. I potarła podbródek.- Wypytywała mnie o obecną sytuację przy starym Moe i w rzeźniach. Nie wiem, gdzie poszła... a ona nie chciała mówić po co tam idzie.

Spojrzała w kierunku Tsadocka.

- A ty wiesz?

-Nie mam pojęcia. Pytała o grajka, a potem wyszła...-
zerknął za plecy rudowłosej.- Prawda chłopcy?

A bywalcy tawerny pokiwali głowami. Niemniej skulili się, gdy kapłanka przesunęła po nich badawczo spjrzeniem.

-Stary Moe? Rzeźnie?- zainteresował się szybko Lockerby, ciesząc się że zaopatrzył się w dodatkową broń.

I toporek.

-Co to za miejsce? I jak tam trafić?

-Stary Moe to... porzucony wrak statku kilka kilometrów stąd. Nawiedzany przez duchy
.- rzekł Tsadock informacyjnie. A kapłanka skinęła głową.- Rzeczywiście tam się kręcą duchy... czy nie tam ten grajek?

-Ponoć tak.
-poinformował barman. A kapłanka dodała.- Rzeźnie to opuszczony kompleks budynków, które ostatnio musiałam patrolować... Znajduję tam kawałki ludzkich szczątków i nie tylko. Świeże kawałki.

Morgan westchnął ciężko, wziął swoją szklankę i wypił jej zawartość na raz.

-Czyli już wiemy gdzie iść...- mruknął, jakość nieszczególnie zaskoczony takim celem ostatecznym ich wyprawy.- Nadal chcesz iść, Tim?

Przy okazji rzucił okiem po sali i dopiero po tym spojrzał pytająco na swoją świeżo poznaną informatorkę.

-Coś ty im tu zrobiła że się tak kulą... ?

-Tsss... Jestem kapłanką Pana Kuźni. Jestem tą która pilnuje bezpieczeństwa Pirackiej Zatoki. Nie masz nawet pojęcia jakie koszmary legną się tu za ścianą. I jak bardzo ich krew kusi pradawne zło.-
odparła enigmagtycznie kapłanka. I upiwszy swojego trunku dodała pytając.- A gdzie zamierzacie iść?

-Najpierw statek, potem Rzeźnia jeśli na statku ich nie będzie...-
odparł, patrząc wyczekująco na półorka.- Więc, Tim?

-Duchy to... dobrze że mam maczugę.-
sięgnął po buzdygan tuląc oręż do torsu. A kapłanka pokiwała głową w dezaprobacie.- Naprawdę myślisz Lockerby, że masz jakieś szanse z duchami?

-A znasz kogoś kto chciałby tam z nami pójść i pomóc nam z tymi duchami?-
zapytał retorycznie Lockerby, rzucając rozmówczyni znaczące spojrzenie.- Oczywiści wcześniej byłoby miło poznać twoje imię...

-Nie bardzo
.- wzruszyła ramionami kapłanka.- Tych widm nie da się zniszczyć całkowicie. Próbowałam je spopielić i zniszczyć... z trzy razy, zanim dałam sobie z tym spokój.

Po czym rzekła.

-Jestem Arvena Fox.

-Morgan. Lockerby.-
powtórzył dla zasady gunslinger unosząc lekko kapelusz, nie będąc pewnym czy dziewczyna zapamiętała jego imię.- Jeśli zaś idzie o duchy, to słyszałem teorię jakiegoś szalonego, prawdopodobnie samozwańczego, egzorcysty który upierał się że widmo można zniszczyć tylko paląc jego doczesne szczątki. Próbowałaś już tego?

Lepszy taki początek konwersacji niż inny. Najwyżej go wyśmieje.

-Mój drogi z ich doczesnych szczątków nie pozostał nawet pył. A moi poprzednicy podpalali cały ten cholerny wrak... bez skutku.- odparła Arvena wykonując energiczny ruch dłonią.- Na twoim miejscu... nie zbliżałabym się do statku, lub uciekała jak najszybciej na widok jakiegokolwiek widma.

-To jest moja porada...trzymaj się z dala od statku, a jeśli nie zamierzasz tego czynić to zwiedzaj cicho i uciekaj szybko.-
odparła w odpowiedzi Arvena.

-Sensowna rada.- stwiedził Tim.

-Najpierw idziemy do Rzeźni.- odparował Morgan, przewracając oczami.- I miejmy nadzieję że tam też cała ta wyprawa się skończy... Co do szczątków zaś...

Mruknął, obracając się jeszcze na pięcie w stronę kapłanki.

-...to wcześniej ponoć należało sypać solą, dopiero potem podpalać. Rada za radę. Tim, prowadź do Rzeźni.

-Morgan...-
rzekł półork, gdy już wyszli z karczmy.- Wiesz, że to przesąd. Ta sól? Wiesz, że to nie działa?

-Ludzie są zabobonni. Wierzą w pewne rzeczy, bo tak jest. A ja jestem przedbobonny, wiesz co to znaczy?-
rzucił na wielkoluda krótkie spojrzenie, unosząc znacząco brew.- Że nie mówię że coś nie działa, póki się nie przekonam. Nie musiałem nigdy sypać soli na czyjeś kości. A ty?

-Niezupełnie... Kumpla pogryzły... właściwie zagryzły ghule. Oblaliśmy zwłoki święconą wodą i posypaliśmy solą i...-
wzruszył ramionami Tim.- I tak wylazł jako ghul. Musieliśmy go zabić jeszcze raz i dla pewności oblać naftą i spalić zwłoki.

-Ja o duchach mówię, i zjawach.-
odparł Morgan.- Nie o zombie i im podobnym.

-Mówiłem, przedbobonność.-
odparł Morgan, przyśpieszając kroku.- Przekonam się na własnej skórze prędzej czy później, a teraz lepiej sprężajmy się do tej całej Rzeźni...

Cholera, że też on to powiedział.

Rzeźnia z zewnątrz robiła właściwe wrażenie.




...czyli upiorne. Właściwie Tim nie wiedział, czemu to miejsce nazywane jest rzeźnią, wszak służyło głównie do przetwarzania ryb, a nie uboju świń. Niemniej tak nazywano to miejsce potym jak zostało opuszczone. Po drodze do nie go mijaki opustoszałe ulice, z budynkami do wyburzenia. Rzeźnia też nadawała się do rozbiórki, ale nikt się jej nie podejmował...

-To... co teraz?- zapytał Tim przyglądając się posępnie budynkowi.

-Wchodzimy do środka.- odparł krótko Morgan, wyciągając zza pasa rewolwer i odciągając kurek broni.- Byłeś tam już kiedyś?

Mówiąc to, Morlock ruszył w stronę ponurej konstrukcji, zastanawiając się czy w ruinie przetrwała jakaś piwnica. Takie miejsca generowały w swych piwnicach kłopoty.

-Nigdy.- stwierdził w odpowiedzi Tim rozglądając się bacznie. - W samej Pirackiej Zatoce byłem kilka razy. Nigdy w nocy... i nigdy w tej okolicy. Tu już nikt nie mieszka od paru lat. Nie wiadomo czemu.

Morgan domyślił się czemu, gdy pierwsze na co się natknął tuż po wejściu, był...fachowo zamaskowany przerdzewiałą blachą falistą dół. Prosta acz skuteczna pułapka.

-Uważaj.- zalecił, cofając się o krok i unosząc stopą pordzewiały kawał żelastwa który wydał z siebie niewspółmiernie wielką kakofonię do swego rozmiaru i położenia.- Ktoś tu zostawił brzydkie niespodzianki...

Rewolwerowiec rozejrzał się uważnie. Miał powód. Kawał blachy pękł na pół ukazując metalowe kołki wbite w dno zamaskowanej dziury.

Cóż, teoretycznie nie powinien być z tego dumny ale lata spędzone u boku Mathiasa wykształciły w nim umiejętności niekoniecznie kojarzone z zawodem rewolwerowca. Ot, chociażby otwieranie zamków, zdolność cichego poruszania się i właśnie dziwny talent do odnajdywania tego typu nieprzyjemnych niespodzianek.

Ostrożnie stawiając nogę za nogą Lockerby ruszył naprzód.

Dalej było tylko gorzej...




...tynk sypiący się z odrapanych ścian. Zapach łuszczącej się farby. Przerdzewiałe metalowe części. Rozpadający się budynek wydawał idealnie pasować do swej nazwy.

Rzeźnia czekała na swe ofiary, a każdy kolejny krok jaki Morgan uczynił wydawał się mu zbyt głośny, zbyt przyciągający uwagę. Bo też po chwili zorientował się, że rzeczywiście, czyjąś uwagę przyciągnęli.

-Chyba jesteśmy obserwowani.- stwierdził kapitan "oczywistość". Tim tylko bowiem potwierdził obawy Morlocka. Zostali zauważeni, przez kilka osób. Parę razy cienie przemknęły w mroku niektórych korytarzy. Byli zauważeni, byli otaczani i osaczani...

Wyglądało na to, że owi gospodarze tylko czekają, aż Morgan z Timem wejdą w nie ten korytarz co trzeba... i wtedy zamkną pułapkę. Z Lockerbym i półorkiem w środku.

Dlatego też Morlock możliwie skutecznie starał się działać im na nerwy, testując tym samym cieprliwość.

Unikał jak tylko mógł pułapek, ostrożnie wybierał dalsze drogi i po prawdzie liczył na swoje szczęście które do tej pory jakoś utrzymywało go przy życiu.

-Wiem Tim, wiem...- mruknął, rozglądając się uważnie dookoła.- Zastanawia mnie tylko co to za jedni...

-Nie mam pojęcia.-
odparł półork cicho. Sytuacja bowiem była kiepska. Ani Morgan, ani Tim nie znali bowiem tego miejsca, w przeciwieństwie do swych przeciwników. Było pewne, że prędzej czy później szczęście obu się wyczerpie...

Lockerby odruchowo wyjął swoje rewolwery.

-Szykuj broń.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline