Pokoje nie były jakieś specjalne, ale i tak dużo lepsze niż można by było sądzić po ogólnym wystroju karczmy. Mają to, co powinny mieć - łóżko, krzesło i kawałek stołu. W końcu i tak nikt tu nie siedzi całymi dniami. Zostawiliście w pokojach dobytek, który nie był może czymś istotnym z racji swej skromności, ale to jedyna rzecz z życia, które młodzi mieli zanim przyszli do Johanna. Teraz wszystko będzie inaczej.
Szczur milcząco patrzył się na krzątającą dwójkę ludzi. Nie zabierał głosu, nie przeszkadzał i ogólnie starał się być jak najmniej tutaj z nimi. I chyba z wyraźną ulgą potraktował fakt, że zaczęliście już schodzić na dół. Z każdym stopniem w dół nadchodziło całkiem nowe życie i nic nie przeszkadzało, że zaczyna się ono w takiej norze czy że trzeba będzie pracować z ludźmi, których na szczęście nie do końca widać w przydymionej atmosferze knajpianej.
- Gotowi? - padło pytanie od drzwi, w których stoi Johann zwany Kulawym. Czerwony kubrak ma zapięty pod samą szyję a na twarzy szelmowski uśmiech spod wąsów. - Możemy iść?
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |