Wędrówka byłaby prosta, gdyby nie Klaudia. Greczynka postanowiła w głębi sobie, że ani razu przez ten czas nie będzie narzekała. Ani na głos, ani w myślach. Mogło być przecież gorzej. Bez alternatywnej drugi musieliby taszczyć Enrique. Kulejąca Kolumbijka nie okazywała się przy tym taka zła.
- Nie znamy ich osobiście - nie widziała powodu, aby kłamać Pilar. - Zależy nam jednak na ich znalezieniu. Zarówno dla ich samych jak i ich rodziców. Nie wiedzieliśmy, że wdepniemy w taką... kabałę.
To ostatnie przyznała z uśmiechem, dodając jeszcze:
- Duma nam teraz nie pozwoli się wycofać. Zazwyczaj prowadziłam znacznie spokojniejsze życie. Jak to jest z tobą? - zaryzykowała pytanie. - Mając takiego ojca...
- Chujowo - Pilar roześmiała się, chyba nie należała do osób ukrywających emocje. - Do połowy miejsc nie wyjdziesz, do innych musisz mieć ochronę. I nadopiekuńczy tatusio. Teraz niewiele mi to dało, co? Dawno chciałam opuścić to miejsce, ale nie tak, żeby rzucić rodzinę. Rodzina jest ważna.
Paula pokiwała głową, zgadzając się w pełni z córką bossa. Jak na taką osobę wydawała się zupełnie normalna. Ugryzła się w język przed pytaniem, czy musiała kogoś zabić. Zamiast tego rzekła co innego.
- Może teraz zrozumie i da ci wolną rękę? - spróbowała wyglądać pokrzepiająco. Wybrała rów prowadzący bliżej drogi, nie chciała odchodzić za bardzo wgłąb lasu. - Mam nadzieję, że nasi panowie nie zrobią nic wyjątkowo głupiego... |