Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2014, 16:57   #14
Uzuu
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Pierwsza krew

Piechurzy zazdrośnie spoglądali na łuczników, którzy według nich musieli nieść tylko swoje łuki i kilka strzał. Łucznicy naśmiewali się z pikinierów, zezując jednak na tych, którzy mogli dosiadać wierzchowców. Każdy jednak narzekał w równej mierze na tępo jakie zostało im narzucone oraz fakt, że jedzenia zostało zaledwie na kilka dni. Woda też była racjonowana choć to akurat nie było wielkim problemem, wiosenne potoki dało się napotkać dość często, a niosły zimną, świeżą wodę, tak dobrze kojącą pragnienie w upalne dni, które nastały. Wszyscy wiedzieli, że kierunkiem marszu była stolica, co potem jednak, każdy mógł się tylko domyślać dzieląc się swymi przypuszczeniami z towarzyszami. Uciekinierów spotykało się rzadko, zdawało się, że ten kto mógł wyruszył już na północ, albo bliżej granic z sąsiadującymi krajami, aby jak najdalej od walczących wojsk. Wieści zresztą dochodzące z południa były różne, raz ktoś mówił, że wielka bitwa była i Tjalfy nogi podkuliły, tylko po lasach jeszcze się chowają, inni mówili raczej, że siły długouchych z Rogatego Boru ostatkiem sił już, tylko trzymają hordy Tjalfów przed wyjściem na równiny. Jeden czy dwóch wspominał o wojskach Llwyrów gromadzących się pod Gorną. Nie dziwiło więc gdy konne hufce od raz czy dwa minęły kolumnę wojska. Mimo zmęczenia ludzie byli w dobrych humorach, niektórzy już planowali co zrobią gdy wojna się skończy a najlepiej jeszcze przed latem bo nie będzie komu plonów zbierać, czy owiec paść i serów robić. Paladyn Thored służący w Zakonie Rycerzy Strażniczych tymczasowo dowodzący wojskiem zdawał się wiedzieć co robi, mimo wszystko nikt nie padał z wycieńczenia a jeśli faktycznie udało by im się dotrzeć do stolicy w przeciągu dwóch - trzech dni to tam również będą mogli zarówno odnowić zapasy jak i odpocząć porządnie. Z tego co mówili ci którzy mieszkali w tych rejonach w przeciągu ostatnich trzech ostatnich dni kolumna wojska przebyła już grubo ponad połowę drogi. Nie wszyscy jednak wyruszyli do stolicy, spora część obozu została, nadal szkoląc może już nie tak tłumnie przybywających ale nadal zasilających szeregi piechoty nowych rekrutów. Obóz wojskowy sił króla wybrały sobie siły Llwyrów z północy za punkt zborny, zanim ruszą dalej na południe z odsieczą. Podzielenie sił nie było najlepszym rozwiązaniem ale czas naglił a rozkazy władcy były jednoznaczne i dalsze zwlekanie nie przysporzyło by sojuszników temu kto by się im sprzeciwił lub próbował opóźniać marsz nowych oddziałów.

Kilka dni wcześniej


Cały namiot aż huczał od plotek, wszyscy spodziewali się właściwie wszystkiego od zwyczajnego powrotu do domów po natychmiastowe przydzielenie wszystkich do ważnych misji o kluczowym znaczeniu. Każdy zapomniał o drobnych animozjach czy utarczkach które miały miejsce w trakcie szkolenia całej grupy w dziedzinie magii, każdy zwyczajnie chciał wiedzieć co dalej. Toruna jak zwykle spędzała czas w towarzystwie Kilima, dziewczyna uwielbiała sposób w jaki gnom snuł opowieści o kompletnie wszystkim, poza tym Sari uwielbiała smakołyki które dziewczyna wykradała ze wspólnej stołówki specjalnie dla zwierzaka. Może dlatego zbyt zajęci rozstrząsaniem wieści nie zwrócili zwyczajnie uwagi na Faleha, dopiero natarczywe pochrząkiwanie i nieśmiałe potrącenie krasnoludki w ramię uświadomiło ich o jego obecności.
- Kilim, mistrz chce cię natychmiast widzieć. Kazał ci też zabrać wszystkie twoje rzeczy. - nieśmiało wydukał chłopak, z pewną obawą spoglądając na łasicę.
- Lepiej uciekaj bo Sari pogryzie ci wszystkie palce i nie będziesz rzucał czarów już nigdy. - Krasnoludka zrobiła minę która w jej zamierzeniu miała być straszna ale wywołała tylko chichot kilku ze zgromadzonych osób.
- I będziesz miał blizny!- dodała jeszcze Toruna jak by te słowa miały przypieczętować los prymusa i być najgorszym co mogło go spotkać. Mimo tego chłopak nie odszedł jak by zrzymając się sam ze sobą.
- Powodzenia - wydukał w końcu spoglądając przez moment w oczy gnoma nie wytrzymując jednak długo jego spojrzenia, po czym wybiegł z namiotu.

- Więc to chyba wszystko Kilim. Przyznam, że nie jestem zadowolony z tego, że cię wysyłam. Potrzebujesz jeszcze treningu i przede wszystkim wiedzy! Odrobina dyscypliny również by nie zaszkodziła. - dodał nieco łagodniej Sob. Czarodziej tylko potwierdził to co gnom wraz z resztą studentów przypuszczał - ruszali na wojnę, jednak reszta wieści była małym zaskoczeniem dla zaklinacza. Maluch miał wyruszać skoro świt wraz z całym kontyngentem wojska na południe, jak by tego było mało miał być uczniem jakiejś wiedźmy, która to ucznia ewidentnie potrzebowała. Sob stwierdził jedynie, że gnom będzie podlegać owej czarodziejce ponieważ sam nie posiada odpowiedniego statusu, dysponuje jednak odrobiną magii, która może się przydać.
- Kilim jest jeszcze coś. - mag spojrzał jeszcze w kierunku kryształowej kuli, zawahał się przez moment po czym ostrożnie nakrył przedmiot kawałkiem materiału, zaraz sięgając po mały pakunek, który wręczył gnomowi.
- Mam nadzieję, że ci się przyda, podziękujesz mi kiedy znów się spotkamy. Idź już, sługa czarodziejki czeka już na zewnątrz.

***

Wszystko stało się w ciągu jednego dnia, nawet nie dnia a zaledwie dwóch czy trzech godzin. Cały świat Cinett dosłownie został wywrócony do góry nogami, jak by ktoś zaplanował sobie to wszystko śmiejąc się teraz z tego w jakiej sytuacji się znalazła. Na początek sytuacja z kawalerem Anjunem wymykała jej się trochę spod kontroli, kawaler zwyczajnie był coraz bardziej bezpośredni, co nie przeszkadzało dziewczynie aż tak bardzo, dopóki poprzedniego wieczoru nie zakończył namiętnym pocałunkiem oświadczając, że chciałby od Cinett dowód jej uczucia do niego zanim on wyruszy na wojnę, która być może rozdzieli dwoje kochanków na zawsze. Zaklinaczka miała spotkać się z rycerzem po zmroku by jak on podkreślił zjeść być może ich ostatnią wspólną kolację. W trakcie przygotowań przybył posłaniec od jej wuja przynosząc list w którym w kilku słowach wuj obwieszczał, że cały jej dobytek wysłany został do Woldeswaru, miasta na północy w którym to przyjaciel Hakkara miał ją wsiąść pod swoją opiekę, jako maga wspierającego garnizon miasta swoimi umiejętnościami. Oficjalne rozkazy miał przybyć lada dzień. Ostatnia z nowin przybyła niedługo po tym. Jeden z magów z którymi zaklinaczka współpracowała od przybycia do obozu odwiedził ją osobiście, zakomunikował jej, że oto właśnie spotyka ją niezwykły zaszczyt służenia królowi i królestwu. Cinett miała wyruszyć wraz z kawalkadą wojska do stolicy, w trakcie podróży wraz z dwoma innymi magami miała wspierać dowodzącego armią Thoreda, paladyna Zakonu Rycerzy Strażniczych swoją radą, wiedzą i zdolnościami.
- Jako oznakę twego statusu oraz jeden z przywilejów, który ci się należy, wybraliśmy ci ucznia o niebywałych zdolnościach i potencjale. Mamy nadzieję, że będzie ci pomocą i pod twoim okiem osiągnie wyżyny swoich możliwości - przy tych słowach poważna twarz czarodzieja rozjaśniła się nieco ale trwało to nie dłużej niż sekundę.
- Twój służący na moje polecenie zajął się już maluchem. Sam muszę niestety już iść, sama rozumiesz, obowiązki wzywają. Życzę ci powodzenia, mam nadzieję, że podróż będzie udana. - mag odwrócił się gdy już miał opuścić namiot.
- Zapomniał bym, wyruszacie jutro o świcie, więc weź tylko to co najpotrzebniejsze. Jeśli zechcesz coś zostawić zaopiekujemysięe tym pod twoją nieobecność. - tym razem uśmiech maga choć wydawał się uprzejmy był tylko dopełnieniem całej tej złośliwości wymierzonej w zaklinaczkę. Horacy wszedł chwilę po tym jak mag wyszedł z namiotu prowadząc ze sobą małego chłopca, ucznia zaklinaczki.

***

Cały obóz można było określić jako jeden wielki harmider. O pierwszym brzasku zabrzmiały trąby budząc wszystkich z błogiego, może już ostatniego tak spokojnego snu. Piechota powoli ustawiała się w szeregi, niektórzy z zaspanych piechurów gubiąc swoje miejsce w szyku szubko byli odprowadzani na właściwe przez wrzeszczących setników. Irgun dowiedziała się o swojej promocji poprzedniego dnia gdy paladyn Thored osobiście wybrał ją na jednego z ośmiu swoich podkomendnych dowodzących pikinierami. Miała pod sobą teraz setkę ludzi z których, część znała tylko przelotnie a z drugiej połowy kojarzyła może tylko kilka twarzy. Pomoc starym towarzyszom okazała się być czymś bardziej stałym niż można było zakładać na poczatku. Stary Beren nie wydawał się być bardzo zaskoczony tym faktem, gdy dowiedział się o wszystkim jeszcze tego samego wieczoru, czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o Gurumie. Krasnolud głośno dawał odczuć wszystkim w około jak głęboko w poważaniu ma jej małe przygody i nie będzie za kogoś odwalał jego roboty.
- Tak, tak, zostaw starca samego Gurum i ruszaj z nią jak chcesz. Toż, aż ci gula skacze a i twój zardzewiały topór może się w końcu na coś przyda. Co tak oczy wytrzeszczasz na mnie, wóz albo przewóz. A ty Irgun zastanów się co z Gniewkiem chcesz zrobić, to w końcu Twój uczeń. Możesz go zostwaić ale sam nie będę miał czasu się nim zająć, za dużo roboty nam pan krasnolud zafundował. - stary kowal spojrzał poważnie na domniemanego winowajcę.
- Ajtam gadasz, interes się kręci co nie? A i nam trochę grosza do sakiewki wpadnie, a że ruch większy się zrobił to źle? - krasnolud niewinnie spojrzał na pozostałych rozmówców.
- No mniejsza z tym - starzec od niechcenia machnął tylko ręką po czym kontynuował - co do Gniewka, kowalem może i zostanie bo młot trzymać umie ale na kuciu koni jego kariera sie pewnie skończy jak zostanie, poza tym do zwierzaków chłopaka ciągnie jak nic a i one same łagodnieją przy nim jakoś. Pomyśl o tym dziewczyno, a teraz daj pyska bo myślę, że długo się nie zobaczymy.
- Ech Krasnoludzka Stal, do wojny cię jednak wykuli. - Gurum westchnął ciężko, po czym odwrócił się i odszedł znikając w ciemnościach obozu.

***

Wysoka trawa sięgała prawie końskiego brzucha, niczym zielone może falowało pod wiosennym wiatrem. Zdawało się, że nikt i nic nie może zakłócić tej chwili spokoju. Wierzchowce spokojnie skubały źdzbła jak by całkowicie obojętne na wszystko co działo się obok nich. Dwójka jeźdźców leżała na ziemi nadal ciężko dysząc po szaleńczej jeździe, jak by każde z nich znów mogło zaczerpnąć powietrza bez ciągłego oglądania się za siebie i słuchania codziennej musztry. Zdawali sobie, że była to tylko chwila ofiarowanej im swobody, chwila z której jednak obydwoje mieli zamiar skorzystać.
- Jak bym znów była w domu. Tam też było mnóstwo łąk, ale las też był niedaleko, tam tez jeździłam z moimi braćmi, wiesz? Też mieliście łąki tam skąd pochodzisz?
Ezekyle oparty na łokciu przyglądał się smukłej sylwetce Fedelmind, jego myśli zaprzątało całkiem coś innego aczkolwiek również wykorzystującego łąkę w pewien sposób. Pytanie dziewczyny wyrwało go z rozmyślań na chwilę tylko przywołując wspomnienie jego matki i tego jak zabierała go na spacery po łakach, pamiętał jak śmiał się wtedy i jak ona tuliła go do siebie, śpiewała mu wtedy dziecięce piosenki, których słowa jak by same cisnęły mu się na usta by wypowiedział je niczym modlitwę.
- Utaleth, Sharhoek, Muulm… - Ezekyle ocknął się jak by przez chwilę znalazł się w jakimś transie, nie rozumiał czemu wypowiedział imiona zamiast słów zapamiętanych z dzieciństwa. Dziewczyna zdawała się nic nie zauważyć wpatrzona w niebo.



Wioska wydawała się być opuszczona. Chłopak razem z tropicielką zajrzeli do kilku chałup by się upewnić ale oprócz kilku kur i kaczek zostawionych pewnie własnemu losowi nie znaleźli żywego ducha. Następna osada której miszkańcy woleli nie czekać nadejścia Tjalfów uciekając na zachód lub na północ. W domostwach nie zostało nic co miało by jakąś wartość a nawet jeśli zapewne było dobrze ukryte na wypadek gdyby właściciele mieli niedługo wrócić. Ezekyle kopnął wiadro które odleciało na kilka dobre metrów. Wydawało się, że zwiad był całkowitą stratą czasu polegającą na sprawdzaniu czy wszyscy bezpiecznie opuścili swoje lepianki i dopilnowaniu tego czy ktoś czegoś przypadkiem nie zapomniał.
- Mogli byśmy teraz polować lub przynajmniej szukać jakichś śladów! - chłopak sam nie wiedział właściwie co mogli by teraz robić, na pewno coś ważniejszego niż odwiedzanie wiosek. Fedelmind wzruszyła tylko ramionami, powoli przyzwyczajała się do częstych wybuchów złości swego towarzysza, szczególnie gdy rzeczy nie szły po jego myśli.
- Widziałeś, tam dalej są jeszcze jakiś młyn. Tylko kilka minut konno pewnie. Choć sprawdzimy czy opuszczony. - Ponure spojrzenie łucznika mówiło wszystko na temat tego co myśli o sprawdzaniu następnego budynku, szczególnie takiego do którego musiałby się specjalnie pofatygować.
- Albo lepiej wracajmy. Aed na pewno już na nas czeka. - dziewczyna szybko wskoczyła na swego konia po czym krzyknęła tylko, podrywając wierzchowca do galopu.
- Złap mnie! - Nie musiała powtarzać dwa razy by chłopak z błyskiem w oku rzucił się w stronę swego rumaka.

***

Thored zawsze przychodził sam jeśli czegoś wymagał, zresztą swych dowódców trzymał blisko siebie najpierw słuchając co oni mają do powiedzenia zanim podjął jakąś decyzję. Tak było i tym razem.
- Irgun weźmiesz dwudziestu ludzi i pójdziecie do wioski nieopodal stąd. Zwiadowcy mówią, że jest tam młyn. Już dawno opuszczony ale nie zaszkodzi sprawdzić czy nie zostało trochę owsa i zboża. Jak coś znajdziecie, to weźcie tyle ile się da, a jak nie to wracacie jak najszybciej do kolumny. Pójdzie z wami dwóch tropicieli, którzy znaleźli te zabudowania.
Paladyn potarł podbródek jak by zżymał się sam ze sobą.
- Dam wam też dwóch zaklinaczy, może to za dużo ale może się do czegoś przydadzą. Niech nie myślą, że mają jakieś specjalne przywileje. Weź kilka luzaków i ruszajcie, macie jeszcze ze dwie, trzy godziny zanim zapadnie zmrok. Reszta niech rozbija obóz. - ostanie słowa były skierowane do pozostałych setników. Nikt nie czekał by mu powtórzyć co ma robić, każdy doskonale znał swoje obowiązki.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline