Szło dobrze. Widok niezły, drzewa go zasłaniały i dawały jednocześnie podporę. Nawet z łuku szyć szło, nie żeby chciał. Oni mieli przejść obok. Wyjście na tyły takiej dziwacznej, luźnej grupy nie powinno stanowić potem problemu. Zmiażdżyć ich, gdy zaatakują wieś.
A tu się okazało, że dupa.
Tyle, jeśli chodziło o pozytywne myśli i planowanie naprzód. Gunther przełknął głośno ślinę, myśląc intensywnie. Niestety nic nie wymyślił, pozycja była za trudna. Tacy to z nas myśliwi, których zwierzyna z daleka zauważa. Albo wyczuwa zwierzęcym nosem. Włóczykij na śmierć zapomniał o tym powonieniu. Powinni odejść znacznie dalej!
Zgodnie z zasadą, że za rozlanym mlekiem się nie płacze, nałożył szybkim ruchem strzałę na cięciwę. Skinął głową Sorenowi i krzyknął do towarzyszy, z których jeden najwyraźniej chciał zrobić coś głupiego. Jak na przykład atak wręcz. - Strzelajcie w największego i w nogi! W las!
Nie mogli walczyć, przewaga przeciwnika była przytłaczająca. Może nie zechcą zajmować się ich grupką i dadzą uciec? Nie widział innej możliwości.
Naciągnął łuk i wypuścił pocisk w największego ze zwierzoludzi. Zabicie przywódcy również mogło pomóc.
On miał najlepszą pozycję, więc postanowił osłaniać póki będzie mógł. Później - w nogi. Wyżej na wzgórze, lub w las, zależnie od tego co zrobią mutanci. |