Sigmarita czekał ukryty w zaroślach spoglądając na idący pochód. O ile kilkunastu mutantów nie powinno stanowić problemu, tak zwierzoludzie mogli nim być. Wśród czterech jeden z nich wyróżniał się szczególnie. Pokryty gęstem, grubym i lepiącym się od krwi futrem szedł dumnie dowodząc resztą. Potężne, rozłożyste i poskręcane rogi były świadectwem jego siły a lepsze uzbrojenie mówiły że to on przewodzi.
Isoty chaosu, zaprzeczenie wiary i nauki Sigmara szły jak gdyby nigdy nic. To rozwścieczyło Siegfrieda, a wróg go spostrzegł ułtawiło mu to tylko decyzję. Chwycił mocniej morgensztern i wskazał nim dowódcę. Chciał pokazać mu, że to on Siegfried, sługa boży Sigmara będzie jego katem i wyzwolicielem jego splugawionej duszy. Podniósł więc fanatyk oręż do góry i krzyknął
-Za mną synowie Sigmara...Niech Chaos padnie przed nami na kolana - a potem zaszarżował na przeciwnika, wiedząc że jeden z nich nie doczeka zachodu słońca.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |