Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2014, 16:33   #2
Ferr-kon
 
Reputacja: 1 Ferr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znany
Pośród najstarszych z wychowanków Klasztoru, jednym z najmniej zainteresowanych figlami swojego przybranego, świątynnego rodzeństwa był dwudziestolatek o czarnych, związanych w kucyk włosach oraz starannie przyciętej bródce. Quentin, bo tak zwał się ten młody czarodziej, podpierał twarz na dłoni, opierającej się łokciem o stół i notował coś w swoim dzienniku. Jak zwykle okupował kawał stołu, ponieważ oprócz niewielkiego dziennika, co jakiś czas zerkał do całkiem wielkiego tomu, rozłożonego przed prawie pustym talerzem. Księga ta była źródłem jego osobistej mocy oraz skarbnicą jego wiedzy i każdy, kto próbował kiedykolwiek jej się dotknąć, zdołał tylko przeczytać jej wstęp.

Te tomiszcze jest własnością nikogo innego, jak Quentina z Chmurnych Szczytów, Wieszcza, Ucznia, Sieroty, oraz wiernego wyznawczy Ilmatera Męczennika.

Niech ten, który zagląda do niego niepowołany wyciągnie odpowiednie nauki z cierpienia, jakiego dostąpi z moich rąk.

Mówię poważnie. Zamknij to w tej chwili.


Bo i tak Quentin znajdował się w pobliżu i zwykł wtedy przypalać nieszczęśnikom zady, za wsadzanie nosa w nieswoje sprawy. Później oczywiście gorąco przepraszał i powtarzał swoje słynne "starczyło poprosić" w końcu nie za bardzo miał tam nawet co do ukrycia.

Kto znał Quentina nieco lepiej wiedział, że młody czarodziej nie stara się izolować od reszty, po prostu nie czuł się najpewniej w tłumach, chyba że ktoś akurat poruszył naukowe tematy, albo zaczął coś mówić o filozofii czy filozofach. Był prawdopodobnie największym książkowym molem w całej grupie, a czasem wiedział więcej o religii, niż młodzi aspirujący do roli kapłanów Ilmatera. Sam był wierzący - nie rozstawał się z drewnianym symbolem Męczennika, wystruganą, pomalowaną na czerwono wstęgą, którą nosił przywiązaną rzemykiem do pasa prawie wszędzie. Jednak nigdy nie miał ambicji zostać kapłanem - Quentin był magiem, specjalistą od magii Wieszczenia (dlatego przedstawiał się czasem jako "Wieszcz Quentin" irytując przy tym większość swojego otoczenia), przez co od lat krążą plotki, że Quentin podgląda wszystkich w trakcie kąpieli - oczywiście nie posiada magii która by mu na to pozwoliła, jednak zabobonna młodzież potrzebuje podniety i legendy, by zaakceptować kogoś jako swojego.

Tak więc notował, głównie uwagi i spostrzeżenia na temat tworzenia światła za pomocą magii, oraz odnotowywał różne kreatywne sposoby na wykorzystywanie najprostszych magicznych sztuczek. Niektórzy mogli zobaczyć, że faktycznie - jeden z jego rękawów nie był niebieski, jak zazwyczaj, lecz wściekle zielony. Starał się zakryć to swoją zieloną peleryną, ale i tak było widać, że eksperyment był bardziej udany, niżby tego chciał. Kolor powoli zaczął blednąć, w końcu te sztuczki nigdy nie utrzymywały się więcej niż godzinę.

Co jakiś czas tylko wtrącił krótką uwagę i jak zwykle - rzucał spojrzeniami. Był piekielnie kiepskim kłamcą i chociaż mistrzowsko panował nad swoim obliczem (każdy mag musi dobrze panować nad swoim ciałem i odruchami), to jego oczy zawsze mówiły wszystko. Rzucał to zirytowane spojrzenie pełne politowania w kierunku półnagiego Berta, to nie mniej zazdrosne, chociaż nieco bardziej rozbawione w kierunku rozgadanego Valeriusa. Ciężkie westchnięcie, gdy jeden z kryształków Elin przeleciał mu przed nosem powiedziało wszystko, co myślał na temat jej bazarowych sztuczek. I z całej siły starał się ukryć, jak co jakiś czas przyglądał się Kruczowłosej, chociaż oczywiście kompletnie mu to nie wychodziło.

- Ależeco... - wyrwało mu się, gdy chowając pióro do kałamarza uniósł brwi, patrząc na Dię. Przełknął ślinę i uśmiechnął się nieśmiało tylko ją widząc. Fascynowała go, chociaż oczywiście ledwo co się do niej odzywał, nieco onieśmielony jej energią i życiem. I chociaż pewnie westchnąłby jeszcze ciężej, jej słowa wyrwały go z otępienia.
- Koboldy? Skąd wypełzły? Gdzie... Starszyzna wie? Pozwolą nam się tym zająć? - rosnące podekscytowanie w jego głosie było tak niepodobne. Quentin zawsze wydawał się nie wychodzić znad swoich książek i nie wyglądał na takiego, którego ciągnęłoby do przygody. Ale jak widać, pozory mylą.
 
Ferr-kon jest offline