Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2014, 18:29   #504
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Jakoś w to wątpię. Będę musiała coś wymyślić. Wbić mu do tej pustej… - Pilar trochę się uniosła, spuściła z tonu dopiero zerkając do zamykającego pochód Antonio. - W każdym razie powiedzieć, że skoro w swoim domu nie zapewnił mi bezpieczeństwa, to nie widzę powodu, by z nim tam siedzieć.
Wybrana "droga" schodziła w dół coraz bardziej stromo. W pewnym momencie rów przecipożarowy prowadził bezpośrednio w dół, ku drodze. Kilka razy mignęła im położona malowniczo asfaltowa droga, lecz nie szli ku niej bezpośrednio. Znów skręcili.

Gdzieś podczas tego manewrowania zadzwonił Marco, z trudem łapiąc sygnał. Wycofując się razem z Buckiem natrafili na rozwidlenie i w ten sposób musieli dowiadywać się o drogę. Szybko doganiali znacznie wolniej poruszającą się grupę z przodu, niosąc im złe wieści. Ktoś z Fumadores dostrzegł ślady, może ci z samolotu coś zobaczyli, w każdym razie ich ludzie zaczęli się wspinać wyżej, dokładnie po śladach uciekających.
Przewodnik i olbrzym dogonili znajomych u skraju wielkiej otwartej przestrzeni.

Prowadzona tu była wycinka drzew, całkiem niedawno. Teraz pozostało poorane pole, szerokie na sto metrów i znacznie jeszcze dłuższe. Mogli co prawda przebyć je bezpośrednio, ale nad głowami ciągle latał samolot, zataczając nieregularne koła. Na wschód prowadziło urwisko, skarpa nie do przebycia bez sprzętu alpinistycznego. Łatwiej byłoby obejść lasem kierując się na zachód, albo cofnąć się w tył. Obie ostatnie metody rzecz jasna oznaczały stratę czasu.
Tam gdzieś byli Fumadores, ale wcale nie musieli już złapać trop uciekających. Wybranie drogi na przełaj mogło im w tym pomóc, jeśli ci z samolotu coś zauważą.


Tymczasem JP ruszyła, czując już od samego początku jak ciężki jest to samochód. Mimo potężnego wspomagania, prowadziło się go opornie, a gdy Jonasz po prostu pokazał ręką pomiędzy drzewa, można było ujrzeć własną śmierć.
- To tam, pomiędzy tymi dwoma sosenkami. Krzaczkami się nie przejmowaliśmy.
Droga w dół, pełna wody, mokra i śliska, do tego grząska, wyboista, kamienista, a w krzaczki wliczały się także młode drzewka.
Jednym słowem: pięknie.
Był też jednak i plus: jak się ruszyło, to dylematy znikały. Tej stalowej bestii po prostu na stromym, śliskim zboczu zatrzymać się nie dało.

Prędkość wzrastała szybko. Już na początku jasne stało się, że JP musi zaufać własnemu instynktowi, tylko bardzo ogólnie posiłkując się wskazaniami Jonasza. Drzewa zaczęły migać po bokach. Stromizna zwiększyła się. Roślinność uderzała o karoserię, czasami całkowicie blokując widoczność.
I ten brak hamulców!
Nie tylko JP się spociła, ale to od niej wszystko zależało. Toczyła się w dół, z nogą na hamulcu zsuwając się z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Pierwszy zakręt na trasie, omijający grupę dużych skał, pokonała ze wstrzymanym oddechem. Na hamulcu zwykłym i ręcznym opancerzona terenówka poszła bokiem, gdzieś tracąc lewe lusterko. Skały i gałęzie tak głośno obijały się o podwozie i karoserię, że nawet nie usłyszeli kiedy.

- Uważaj, tu trochę stromo. Teraz jak o tym myślę, to chyba powinniśmy na końcu spadku zrobić coś zwalniająąąąą… - nie dokończył, bo właśnie trafili na prawie sześćdziesięcio-stopniowy spadek. Ciężki pojazd prawie pofrunął w dół, przez nieco mniej zarośnięte, za to jeszcze bardziej śliskie zbocze. Ściana następnych drzew zbliżała się błyskawicznie. Przypięci pasami pasażerowie jeszcze jakoś sobie radzili. Siedzącą w bagażniku Sue targało na wszystkie strony, szczególnie na sufit i kratkę. Kilka razy zahaczyła rannym barkiem, czując niemalże obezwładniający ból.
Teren zaczął się wyrównywać, ale pędzili prawie osiemdziesiąt na godzinę, dokładnie w lukę między drzewami. Ta trasa była mocno niedopracowana. Terenówkę podbiło i zarzuciło. Tyłem trafiła w pierwsze drzewo, wozem rzuciło w drugą stronę. Dzięki refleksowi i odrobinie szczęścia ominęła następne, taranując krzaki i młode drzewka, dzięki którym wytracili pęd, aż wreszcie stanęli na niewielkim wypłaszczeniu.

Byli cali. Samochód trochę ucierpiał, ale nadal pozostawał sprawny. Sue nabawiła się nowych siniaków, do kolekcji. Innych głównie wytrzęsło.
Nadal znajdowali się w lesie, ale tuż przed nimi znajdował się szeroki, wartki strumień. Przed drzewa prześwitywał kawałek jakiegoś budynku.
- Tam tartak, przy nim bród. Tu też można przejechać, płytko jest. No, po wczorajszym deszczu mniej płytko - Jonasz ciągle nie w pełni miał świadomość otoczenia. - Ale to dobry wóz.
Niestety, przez drzewa prześwitywało także coś metalicznego, oznaczającego, że stał tam jakiś samochód. Fumadores, czy zwyczajni pracownicy?
Sue przez tylną szybę widziała małą sylwetkę samolotu, krążącego nad okolicą.
 
Sekal jest offline