Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2014, 18:19   #6
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Dzień minął Kruczowłosej jak każdy inny. Wstała rankiem, obudzona ćwierkaniem drozda, który przysiadł na parapecie jej okna.
Śniadanie spożyła w towarzystwie nielicznej grupy młodszych wychowanków klasztoru, którzy to mieli w zwyczaju wstawać wraz ze świtem, by móc jak najdłużej psocić.
Roześmiane buzie umorusane masłem i powidłami wprawiły dziewczynę w przyjemny nastrój. Wiedziała jednak, że czeka ją pracowity dzień, gdyż obiecała pomóc przy sprzątaniu dziedzińca. Ponadto zobowiązała się poćwiczyć z młodzikami łucznictwo. Już nawet po śniadaniu, kiedy niosła naczynia pozostawione przez dzieciaki, jeden z chłopców pytał, kiedy będzie zbiórka.

Do pracy na dziedzińcu postanowiła założyć beżową, zwiewną sukienkę z wyciętym dekoltem, przepasaną bordową szarfą. Zapięła też skórzany pas, u którego zawieszona była pochwa z krótkim mieczem. By nie rozstawać się z bronią nauczył ją szeregowy Harpagon, któremu także udało się skraść jej serce. I choć próbowała tego nie okazywać, a wręcz bronić się przed tym każdym możliwym sposobem, to nie potrafiła jednak samej siebie oszukać. Coś w nim było, co ją przyciągało do niego. Może ten jego naiwny altruizm, może urok osobisty, a może wspólna rywalizacja zbliżyła ich do siebie. To ostatnie na pewno, bo dzięki temu zaczęli spędzać ze sobą mnóstwo czasu, to na strzelnicy, gdzie Kruczowłosa starała się nieudolnie przekazać najprostsze techniki strzelania z łuku lub przekonać o wyższości tej broni nad kuszą, to na wspólnych polowaniach.
Włosy upięła w tradycyjny dla siebie sposób, tak, że kilka kręconych kosmyków okalało jej dziewczęcą twarz o mlecznym kolorze.
Wychodząc na dziedziniec zajrzała do schowka na miotły, skąd jedną zabrała i tak uzbrojona, przystąpiła do sprzątania, na którym zleciał jej czas do obiadu.

Popołudnie spędziła na strzelnicy, które było jej ulubionym miejscem w całym klasztorze. To tam mogła się tak naprawdę odprężyć. Jedni lubili siedzieć w bibliotece, inni w samotności, gdzieś pośród natury, ona natomiast relaksowała się, kiedy w dłoni trzymała swój łuk, kiedy do ucha docierał dźwięk naciąganej cięciwy i świst strzały. To był jej świat, w tym czuła się najlepiej i to sprawiało jej radość.
*
Kolację postanowiła zjeść nieco później, niż zwykle. I, jak się okazało, nie ona jedyna pomyślała w ten sposób. W jadalni zastała już tylko samych najstarszych wychowanków klasztoru. Elin, półelfkę, która po raz kolejny wmawiała, że to jej ostatni rok w klasztorze. Ile razy już to słyszeli? Kruczowłosa tym razem nie zamierzała brać udziału w tej farsie, czyli imprezie pożegnalnej, o ile w ogóle takową ktoś planował zorganizować.
Bert, uczeń kowala, jak zwykle popisywał się swoją muskulaturą.
- Taki delikatny chłopiec jak ty może się przeziębić, jak będzie chodził bez koszulki – stwierdziła, przechodząc obok niego. Nie omieszkała też uszczypnąć go w bok.
Minęła też Quentina, z którym jedynie się przywitała skromnym „cześć”. Jeszcze nie tak dawno temu byli najlepszymi przyjaciółmi. Jako mała dziewczynka podziwiała starszego od siebie chłopaka. Był dla niej nie tylko przyjacielem, ale też bohaterem. Lubiła z nim ganiać po klasztorze i okolicach. Co się zmieniło? Wydorośleli, zaczęli interesować się zupełnie innymi rzeczami. Przestali spędzać ze sobą czas, przestali rozmawiać. Właściwie stali się dla siebie obcymi osobami.
Westchnęła tylko cicho i uśmiechnęła się do Maarin, obok której usiadła. Zdziwiło ją jedynie, że Czaruś tym razem siedział zupełnie cicho. Czyżby znowu kombinował jakieś głupstwa?
Względny spokój kolacji zaburzyło nagłe wtargnięcie ostatniej ze starszych dzieciaków, rudowłosej Dii. Wszyscy, jak za machnięciem magicznej różdżki, spojrzeli w jej stronę. Dziewczyna była zmachana i próbowała złapać oddech.
- Koboldy...? - wyszeptała pod nosem Kruczowłosa, przysłuchując się słowom wypowiadanym przez Dię.
Valerius wstał i ruszył w kierunku Dii, mówiąc spokojnym, opanowanym głosem.
- Gdzie, skąd… dowiemy się po drodze. Równie dobrze Dia może nam opowiedzieć o tym, gdy będziemy już szli ku koboldom. Nie możemy wszak marnować czasu, a nuż już pielgrzymów dopadli?
- I co, zamierzasz je przegonić dowcipem? Trzeba się przygotować. Nawet nie wiemy, ilu ich tam jest.
Kruczowłosa spojrzała pytająco na Dię.
- Myślałem, żeby zamiast dowcipu użyć magicznego pocisku. Są ponoć skuteczniejsze - odparł zaklinacz stojąc już przy Dii i również czekając na odpowiedź rudowłosej.
- Ktokolwiek ze starszych wie o tym? - zapytała cerująca do tej pory Maarin.
Drzwi się otworzyły i do środka wparował Harp. Do kwater dotarł już wyszorowany ze smrodu przeszywanicy, którą nosił pod zbroją, w czystym, burym mundurze bez rękawów. Włosy wciąż miał wilgotne, a przez pierś zawiesił pendent z mieczem - strażnicy nawet po służbie nie rozstawali się z bronią, by w razie czego mogli interweniować. Marszowym, wręcz defiladowym krokiem wparował na kwatery zasalutował roześmiał się i rzucił zadziornie
- Czołem towarzystwu! Bert, przestań się prężyć bo Ci żyłka pęknie!
Po czym podszedł do Kruczowłosej, objął ją, podniósł i zawirował z nią w objęciach - Tęskniłem Sroczko. Te długie warty bez Ciebie to męczarnia!
Dia roześmiała się, widząc przekrzykujących i przekomarzających się znajomych i z piskiem odskoczyła do drzwi, kiedy wpadł przez nie Harp.
- Bertowi może pęknie, ale przynajmniej dam nie taranuje! - Pogroziła mu palcem, zanim wróciła do tematu. - Niewiele wiem, ale to właśnie od starszych usłyszałam. Zaraz pewnie wyruszą. Przecież tu nie zostaniemy, co?
W dłoni dziewczyny pojawił się sztylet, którym zadała kilka pchnięć wyimaginowanemu przeciwnikowi. Uczeń kowala roześmiał się na to i sięgnął po swoją tunikę, zakładając ją na siebie.
- Ma trochę racji. Jak zwykle nas zostawią. No, może nie ciebie nasz przykładny strażniku. - Puścił Harpaganowi oko, a Elin zgasiła w dłoni kryształki, wstając.
- Rozryyywka - rzuciła pełnym rozmarzenia głosem.
- Mnie pewnie też, niestety - odrzekł Harp, wciąż trzymając na rękach Kruczą - jestem po służbie, a do takiej drobnostki wystarczy kilku wojaków. Ale nie ma co narzekać, tu też jest ciekawie.
- Jeśli to oni się wybierają i nie wzięli nas ze sobą, znaczy, że mieli powód. - Undine wstała od stołu i zostawiła zaszytą tunikę na oparciu krzesła. Postanowiła się wybrać do starszyzny z zapytaniem czy nie będą potrzebować jej pomocy.
Kruczowłosa wyswobodziła się z objęć Harpa i odsunęła się na odpowiedni dla siebie dystans.
- Ledwie zauważyłam, że cię nie było – odparła na słowa chłopaka, ale ostatecznie ucieszyła ją jego obecność, co okazała lekkim uśmiechem puszczonym w jego stronę. - Zatem, co sądzisz o tej całej sytuacji? Powinniśmy pomóc, mimo że nieproszeni?
Zaklinacz objął ramieniem Dię i zaciągając do wyjścia szeptał coś jej na ucho. Ledwo można było dosłyszeć niektóre słowa, takie jak “plany” i “miód pitny”. Zerknął za siebie na osoby, które jeszcze zostały w sali dodając:
- Nie ma co radzić, czas działać. Zaplanuje się na miejscu.
Zanim Maarin zdążyła opuścić izbę drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem w szerz. Całkowicie zostały zablokowane szeroką sylwetką niskiego mnicha o wydatnym podbródku i raczej koślawych nogach. Krył je dobrze pod habitem, ale to i tak kuluarami dostało się do każdych uszu. Oleg wydawał się nie mniej zasapany od Dii.
- Och, jak dobrze, że wszyscy tu jesteście. - Zapatrzył się na rudowłosą i już wszystko wiedział. - No tak. Kazano mi przekazać, że sprawa jest tak poważna, że ochotnicy powinni zabrać swój ekwipunek i broń i stawić na samym dole. Tylko ochotnicy. Jesteście już na tyle dorośli, że możecie wybrać. To może być niebezpieczne, tak to też kazano powiedzieć… a teraz dajcie mi pi… wody - usiadł ciężko na ławie, łapiąc oddech.
Kruczowłosa postawiła przed mnichem dzban pełen wody.
- Czy to rzeczywiście atak koboldów? - spytała. - Jak wiele ich jest?
- Sporo… - Oleg łyknął wody, którą podała mu łuczniczka. Przełknął głośno. - Nie wiem ile dokładnie. Podobno ze dwie grupy, dlatego nawet was proszą o pomoc.
- Nawet nas, widzieli ich - Dia udała naburmuszoną i schowała sztylet. - Jeszcze im pokażemy, co?
-Tak, tak pokażemy - mruknął Valerius głaszcząc Dię po włosach, jak małego szczeniaczka i rozejrzał się po przebywającej tam grupce. Zwrócił się do Kruczowłosej. - Chyba… się ich nie boisz, co? Rozumiem planowanie, ale… to nie kampania wojenna. Nie ma generałów, nie ma oficerów, nie ma map. Nie zaplanujesz ruchów jak na polach szachownicy w bibliotece.
- W porządku, w takim razie leć z tym swoim rudym szczeniakiem na łeb na szyję, z radością popatrzę, jak dwie grupy koboldów rozszarpują was na strzępy - odparła Kruczowłosa, wzruszając ramionami.
- Czasu jednak mamy niewiele, z tym się zgodzę. A skoro uważają, że potrzebna jest nasza pomoc, to uważają także, że jesteśmy w stanie podołać temu zadaniu.
- Jeżeli pójdziecie, pierwsze co musicie zapamiętać, to słuchać się tego, kto będzie tam dowodził, on zrobi z was użytek tak, byście nie przeszkadzali innym, i byście byli względnie bezpieczni. Poproszę by zostawiono mnie z wami, będę miał was na oku.
- Zaraz będę gotowa - powiedziała Maarine i wyszła do swojego pokoiku zabrać odpowiednie rzeczy.
- Nie sądziłam, że się zdecyduje z nami pójść - stwierdziła Kruczowłosa z nieukrywanym zdziwieniem, kiedy Maarine opuściła izbę. - A ciebie kto będzie miał na oku, co, kupo mięśni? - zwróciła się do Harpa.
- Oczywiście ty i twój łuk, mistrzyni strzelcza, nikomu innemu moich pleców nie powierzę. Ani na polu bitwy, ani na łóżku do masażu. Nie będzie gorzej jak na polowaniu na wilki zeszłej zimy.
- Jak uciekałeś z podkulonym ogonem, bo wystraszyłeś się tamtego małego wilczka, co wyskoczył zza krzaków?
- Był wielki jak łoś! A ja miałem złamaną włócznię. Poza tym... musiałaś? Od miesięcy staram się o tym zapomnieć! Poza tym dziś będzie inaczej. Zobaczysz, ustrzelę więcej tego plugastwa niż ty!
Najwidoczniej wiedział, jak pobudzić Kruczowłosą do działania.
- Kuszą? Chyba śnisz - odparła, po czym sama ruszyła ku wyjściu, by z pokoju zabrać swój sprzęt. - Widzimy się na dole - powiedziała, rzucając wyzywające spojrzenie Harpowi.
- Niech wygra lepszy - odrzekł Harpagon, uśmiechnięty od ucha do ucha - przegrany wisi zwycięzcy godzinę masażu!
I wybiegł, kierując się do strażnicy, by pobrać swój rynsztunek.
*
Kruczowłosa ruszyła żwawym krokiem ku swojej małej izbie. Nie znajdowało się w niej wiele ponad jedną pryczę i szafkę, w której trzymała swoją odzież. Jej łuk stał starannie oparty w rogu. Obok leżał skórzany kołczan, z którego wystawał komplet strzał zrobionych własnoręcznie przez ich właścicielkę.
Dziewczyna ściągnęła pasek, rozwiązała szarfę i zsunęła z siebie sukienkę. Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej złożoną tunikę w zgniłozielonym kolorze i wycięciem na dekolt. Do tego ubrała lniane, brązowe spodnie, które wpuściła w buty z długimi cholewkami. Skórzaną kamizelkę z wiązaniem z przodu, która uwydatniała półkule biustu, nałożyła na tunikę.
Sięgnęła jeszcze po karwasz z ciemnej skóry, zawiązując go na lewym przedramieniu. Spięła się skórzanym paskiem, który miała już wcześniej na sobie, w pośpiechu chwyciła za kołczan i łuk i ruszyła na dziedziniec.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 29-04-2014 o 20:08.
Cold jest offline