Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2014, 21:53   #9
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jakiś czas później, już na dziedzińcu, Quentin czekał już na resztą, chociaż zebrał się najszybciej ze wszystkich. Ale też niewiele ze sobą zabierał. Przypiął sztylet do pasa, nałożył na plecy kołczan z bełtami i zwiesił na ramieniu kuszę, nie zabierał więc ze sobą więcej niż musiał. Wziął też plecak z czymś ciężkim, prawdopodobnie księgą magii, zakładając że szukając koboldów mogą się gdzieś zgubić, albo będą musieli przenocować poza klasztorem.
- Krucza! - zawołał nagle, gdy zobaczył dziewczynę i podszedł do niej. Dawno nie wymienili więcej niż krótkiego przywitania czy pożegnania, dlatego był to dość niezwykły gest z jego strony - Jak się… Jak się trzymasz?
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, które wymalowało się na jej twarzy. To prawda, dawno ze sobą nie rozmawiali. Właściwie, to nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio wymieniła z nim więcej, niż kilka słów. Ich relacje mocno podupadły na przestrzeni zaledwie kilku lat.
- Quentin... Ja, um... - Nie wiedziała jak odpowiedzieć na pytanie. Właściwie, czy jeszcze mieli jakieś wspólne tematy do rozmów? Oboje strasznie się zmienili odkąd byli dzieciakami. - W porządku.
Przestąpiła z nogi na nogę.
- A ty?
- Wiesz, em - mruknął, chwytając się nieświadomie czegoś, co miał zawieszone na szyi. Był to jego miedziany amulet ozdobiony niezwykle starym kamieniem, jego magiczny fokus, który pomagał mu skupiać się nad magią.
- Jestem podekscytowany - uśmiechnął się lekko - Koboldy, prawdziwe koboldy… Miło odejść od książek raz na jakiś czas.
- Powinieneś częściej odkładać książki na bok, nawet nie wiesz, co tracisz, siedząc całymi dniami w bibliotece – odparła, uśmiechając się do dawnego przyjaciela. - Chociaż nie jestem pewna czy powinniśmy cieszyć się z ataku koboldów. Nie wróży to nic dobrego.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie powstrzymała się i jedynie cicho westchnęła, poprawiając kołczan ze strzałami.
- Ach, wiesz… Po prostu ile można tutaj siedzieć, prawda? - westchnął - Ale koboldy nie powinny być problemem. Z naszą magią, twoim łukiem i mieczem Harpagona nie mają najdrobniejszych szans, ciekaw jestem tylko czemu zapuściły się tak blisko ludzi…
Mag wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał porządnie przejść do rzeczy.
- Na Harpa nie ma co liczyć, kiedy wyleci na koboldy ze swoją kuszą. Nim zdoła ją naładować, koboldy wgryzą mu się w ten jego zarozumiały... - Nie dokończyła jednak.
Oczy czarodzieja zaświeciły się dziwnie, ale spojrzał na nią z autentyczną troską.
- Coś się stało?
- Co? Nie, nic się nie stało. Po prostu mam złe przeczucia co do tej wyprawy. Miejmy jednak nadzieję, że się mylę.
Kruczowłosa spojrzała za siebie.
- Ciekawe co zajmuje im tak długo. Tak było im śpieszno, a teraz się spóźniają…
- A, acha - mruknął Quentin, jakby nie do końca ucieszył się z jej odpowiedzi - Pewnie się zbierają. Ja mam niewiele do zabrania ze sobą, więc przyszedłem szybko.
Puścił swój amulet i zawiesił dłoń na pasku od kuszy, rozglądając się.
- Ja uważam, że wszystko będzie w porządku. Może nie robiliśmy tego nigdy, ale umiemy swoje. Harp jest w końcu rekrutem, więc coś tam musi umieć, nie? Maarin jest kapłanką. Val jest… Valem. I nikt nie strzela tak dobrze z łuku jak ty. Reszta też umie swoje, chociaż Dia pewnie lepiej macha sztyletem niż nim walczy.
Zachichotał pod nosem.
- A ty? - spytała całkiem poważnie, przeszywając go jednocześnie wzrokiem.
Wyraźnie speszył się tym spojrzeniem i schował ręce za plecami. Odchrząknął, wyraźnie próbując wyglądać na poważnego i szanowanego czarodzieja, ale przy okazji zaczął bujać się na palcach osiągając dość komiczny efekt.
- Jestem Wieszczem, jednak nie przeszkadza mi to być mistrzem sztuk magicznych, Kruczowłosa! - przemówil dumnie - Znam kilka zaklęć, które mogą nam się przydać, ale liczę na wsparcie innych. Nie jestem jednym z tych magów, którzy na prawo i lewo rzucają kulami ognia. Magia to sztuka kształtowania i poznawania rzeczywistości, mimo wszystko.
Dziewczyna stała przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w maga. Po chwili jednak parsknęła śmiechem, łapiąc się jedną ręką za brzuch.
- Daj spokój, Quentin! - Szturchnęła go lekko, wciąż się uśmiechając. - Nie sądziłam, że aż tak poważnie odbierzesz moje pytanie.
- Pytasz, ja odpowiadam - uśmiechnął się nieco zakłopotany, ale nie wyglądał już na tak bardzo spiętego. Znowu pokiwał się na palcach i odchrząknął.
- Poważnie podchodzę do tego kim jestem. Jak się jest czarodziejem, nie ma się innego wyboru, nie tak jak… Niektórzy - wiadomo było o kim mowa, rywalizacja pomiędzy Quenem i Valem nie była tajemnicą, chociaż faktycznie Val nie zdawał sobie sprawy, że brał w niej udział - Ale… Ten… Miło z tobą porozmawiać. Jak za starych dobrych czasów, nie?
- Quen… - zaczęła, a uśmiech spełzł jej z twarzy, która przybrała poważnego wyrazu. - Ech, wiesz, od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ty się zmieniłeś. Ja też. Wydaje mi się, że nic już nie będzie tak, jak kiedyś…
Wydawało się, że Quentina opuściły nagle wszystkie siły i coś ciężkiego spadło mu na barki, ale zaraz przywołał na twarz spokojny uśmiech, jak ten który nosił gdy zazwyczaj po prostu chodził po Klasztorze.
- Ja… Po prostu… Myślałem, że… - próbował coś powiedzieć, ale westchnął, wyprostował się i przybrał nieco pewniejszy wyraz twarzy - Nie, masz rację. Nie ma co… Zapomnij, że w ogóle o czymkolwiek wspominałem.
Nie do końca dzielił jej zdania, ale nie musiała o tym wiedzieć. Wręcz nie powinna o tym wiedzieć… Rozejrzał się, widząc zbierającą się powoli kompanię.
Na dziedziniec wszedł Harpagon i od razu coś wydało się podejrzane. Spodziewali się szybciej go usłyszeć niż zobaczyć - miarowy krok, poszczękiwanie zbroi…
Harp jednak ledwo trzymał się na nogach. Ubrany nie w zbroję, tylko brudną tunikę, którą nosił pod pancerzem, krwawiąc z ramienia, niczym pijany szedł w kierunku towarzyszy. I zwalił się na bruk u ich stóp.
- Zabójczyni… - szepnął - Trucizna…
I stracił przytomność, upuszczając na ziemię sztylet zgoła inny od tego wojskowego który sam nosił. Pokryty krwią i jakąś substancją...
- Harp?! - W ustach Kruczowłosej rzadko można było usłyszeć przerażenie. Właściwie nikt w klasztorze tego nie doświadczył. Do tej pory.
Znalazła się przy nim niemalże w mgnieniu oka, rzucając niedbale swój łuk gdzieś obok. Takie traktowanie swojego ulubionego przedmiotu też nie było do niej podobne.
Klęknęła przy nim, próbując go ocucić.
- Nie stój tak! - wrzasnęła na Quentina, odwracając się na moment w jego stronę i patrząc na niego zaszklonymi oczami. - Znajdź Maarin!
Po czym wróciła do prób ocucenia Harpagona.
Harp chwycił ją mocno za dłoń, zapewne odruchowo, gdyż nie był świadom. Majaczył coś wspominając.
- ... pani, to nie miejsce dla Ciebie... z całym szacunkiem proszę udać się do swoich kwater...
...serce jest już zajęte... jesteś aresztowana za próbę... - Harp zaczął się trząść, trucizna powoli ale skutecznie rozprzestrzeniała się po ciele, które walczyło z całych sił.
- Co… Co ty bredzisz… - wymamrotała, ledwo już powstrzymując w sobie płacz. - Gdzie ta Maarin?! - rzuciła, rozglądając się dookoła.
Rana młodego żołnierza nie była groźna, ot głębokie draśnięcie, po którym zostanie nieduża blizna. Widać było jednak celowe rozcięcie rany, by krew leciała szybciej. Nie pomogło to jednak, trucizna nadal krążyła w żyłach Harpagona. Po jego ubraniu widać było, że był w trakcie przebierania się w zbroję, którego nie dokończył.
Quentin miał zamiar pobiec po pomoc, miał zamiar. Ale jako jedyny nie tracił rozumu (czy to z paniki, czy od trucizny) i klęknął przy mężczyźnie, właściwie zanim jeszcze ten upadł na ziemię, kładąc dłoń na jego ramieniu. Odetchnął głęboko i spojrzał prosto w Splot, by zobaczyć jak splata się wokół jego przeznaczenia. Jego dotyk rozluźnił nieco węzły losu, być może oddalając jego śmierć czy kalectwo.
- Nie przejmuj się Harp - uśmiechnął się do niego lekko, po czym poderwał się i ruszył w stronę budynków - I ty też. Biegnę po Maarin!
Kruczowłosa nie odpowiedziała Quentinowi, zamiast tego zwróciła się do nieprzytomnego Harpa.
- Nie waż się umierać, nie przyjmuję zwycięstwa walkowerem!
Tymczasem nieświadoma niczego Maarin kończyła przywdziewać świątynną zbroję. Nie zamierzała brać udziału bezpośrednio w walce jednak trzeba było się ochronić przed ewentualnymi atakami. Wiedziała, że powinna się pospieszyć i za długo jej to zajmuje. Zbroja przykrywała głównie tors i ręce. Została narzucona na świątynną tunikę aby nie obtarła ciała. Znak Ilmatera, jakim był medalion ze skrzyżowanymi rękoma oplątanymi sznurkiem, spoczywał teraz na wierzchu zawieszony na szyi czerwonym rzemykiem. Do pasa została przyczepiona broń. Tarcza powędrowała do dłoni. Undine wyszła ze swojego pokoju, by zobaczyć biegnącego w jej stronę Quentina.
- Harp… Harp! - zatrzymał się zdyszany i zgiął w pół, opierajac o kolana, żeby złapać oddech - Harp został otruty! Biegnij mu pomóc, ja pobiegnę szukać starszych kapłanów!
- Gdzie jest? - zapytała się trzeźwo dziewczyna.
- Na dziedzińcu - powiedział, po czym ruszył biegiem dalej - Jest z nim Krucza!
Undine kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i skierowała swoje kroki właśnie na dziedziniec. Szła szybkim zwartym krokiem. Jeśli sytuacja była naprawdę zła musiała móc złapać oddech by rzucić zaklęcie. Już po chwili zobaczyła leżącego na ziemi Harpa i klęczącą obok niego Kruczą. Bez słowa uklękła i sprawdziła stan chłopaka. Już po chwili z jej ust popłynęły pierwsze słowa a z dłoni wydobyło się leczące światło.
- Na razie tyle mogę zrobić, przeżyje. Jak to się stało? - z Maarine emanował spokój i pewność oraz pewna determinacja.
Pytanie to przypomniało Kruczowłosej słowa, które wypowiedział Harp tuż przed utratą świadomości. Dziewczyna niepokojąco milczała. Sięgnęła po swój łuk i wstała na równe nogi.
- Jakaś kobieta - odparła chłodno. - Zatruła… - Urwała, bo zauważyła sztylet leżący obok Harpagona.
Dziwne, że nikt wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Nie był to sztylet należący do strażnika.
Kucnęła przy broni.
- Na terenie klasztoru znajduje się wróg… I zamierzam przebić strzałą jego czaszkę. Na wylot. Trzy razy - oznajmiła, po czym wstała z postanowieniem wytropienia intruza.
- Nie powinniśmy się rozdzielać. Jeśli ta osoba zaszła Harpa to równie dobrze może zapolować na każdego z nas. Musimy go przenieść i znaleźć Quentina - Maarin wskazała na nieprzytomnego i spojrzała na Kruczą.
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku i westchnęła ciężko.
- Masz rację - powiedziała po krótkim zastanowieniu. - Dobrze, zróbmy jak powiedziałaś.
Po jej głosie jednak dało się zauważyć, że nie zamierzała do końca zrezygnować ze swojego planu.
- Nie martw się - zaczęła łapiąc Harpa pod ramiona - znajdziemy sprawcę, pomóż mi proszę.
Kruczowłosa założyła łuk za ramię i również chwyciła Harpa.
 
Asderuki jest offline