Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2014, 00:52   #71
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
~ Co tu się stało?! ~ ta myśl kołatała się w głowie Ed'a gdy mijał kolejne zdewastowane sektory statku. Docierał do niego ogrom zniszczeń. A właściwie dewastacji. Na razie nie natrafił na żadną usterkę świadczącą o tym, że istnienie tej jednostki pływającej jest zagrożone. Najpoważniejsze wydawały się ta awaria świateł i elektryki. Ale może to siadło tak tylko na pokładzie głównym? Może na innych jest lepiej? Poszła jakaś rozdzielnia na tym pokładzie czy co? Kolejny dobry powód by się z niego wydostać, znaleźć ten mostek i dowiedzieć się co się stało.

Co innego jeśli chodzi o te dewastacje. Ogrom i jej powszechność świadczył, że ktoś się bardzo postarał, że to tak teraz wyglądało. Zupełnie jakby co drugi pasażer się uwziął i postanowił zdemolować tą czy tamtą kabinę. I jeszcze sąsiednie korytarze, kible czy galerie. No bez sensu w ogóle. A gdzie załoga? Przecież żaden armator by sobie nie pozwolił na takie zachowanie. I to zbiorowe. Bez sensu. No mogła to zrobić jakaś w miarę mała grupka wandali bo czarne owce wszędzie się trafiają ale wówczas potrzebowaliby na to czasu. I to liczonego w dniach. Przynajmniej w dniach. A nie godzinach.

A może minęło więcej czasu? Właściwie to jedynym czym się sugerował co do czasu to to, że spał. Ale zegarki nie działały a netu nie było ani łaczności. Nie bardzo było jak sprawdzić nawet porę dnia. Mógł przespać cały dzień? Mogła być już następna noc? Raczej nie... Nie wydawało mu się. Niby po czym by tak miał spać jak zabity? No ale... W dwie - trzy godziny ciężko tak zajebać taki wielki statek. I chaos i hałasy przy tym robione powinny go obudzić. No i nawet wówczas wątpił by się wyrobiono z czasem. Bo trzeba by nie tylko nabroić ale jeszcze dać dyla chuj wie gdzie. A może...

Dojrzał jakieś zapaćkane lustro. Wolał nie wnikac czym są te rdzawe smugi. Ale mimo wszystko widział swoje odbicie. Przyjżał się zarostowi na twarzy. Golił się wczoraj rano po wyjściu Julki. Więc teraz zdaje się powinno minąć prawie 24 h od tego momentu więc już jakiś cień zarostu powinien się pojawić. A jakby była następna noc to już coś powinno szorować go pod palcami.

To wszystko układało się w jakąś logiczną całość tylko pod warunkiem, że stałoby się coś nietypowego. Coś rzadko spotykanego, że żadna załoga, ekipa czy pasażerowie nie byli na to przygotowani. No i nawet wówczas trzeba by raczej mieć trochę czasu by tak zajebać taki wymuskany stateczek. Przecież to było normalnie pływające miasto! Ile tu było ludzi? Dwa, trzy tysiące? I pół albo i więcej załogi? Toż to jak na lotniskowcu. Co chwila powinien kogoś spotykać tak jak wcześniej. Przecież ciężko było znaleźć ododobnione miejsce. A teraz? Jeśli... Jeśli nawet coś się stało... To gdzie są ciała? Jakby wypadek jakiś był czy co to powinny być przynajmniej ciała. A na razie spotkał kilku zarażonych kolesi i tyle.

Wszystko to było naprawdę niepokojące. Nie wiedząc czemu czuł się jak na wrogim terenie. Zupełnie jakby się przemykał przez jakiś teren na którym rządzą gangi i można dostać w zęby ot, tak, za łażenie po ulicy. Szedł w miarę szybko i cicho nasłuchując i rozglądając się naookoło. Co chwila puszczał żurawia tu czy tam, w nadziei, że wreszcie kogoś spotka. Kogoś normalnego z kim można pogadać i kto wie co tu się do cholery stało.

Dotarł już prawie na dziób statku swojego poziomu gdy ich usłyszał. Znajome już bulgoty i charkoty. W duchu jęknął zrozpaczony. Wahał się czy od razu nie zawrócić ale postanowił sprawdzić jak to wygląda. Ci zainfekowani nie sprawiali wrażenia zbyt szybkich i to na ciele i umyśle to może udałoby się mu przemknąć? Poprzednio w sumie mógł to pewnie zrobić ale zadziałało zaskoczenie. Teraz już wiedział mniej więcej czego się spodziewać. Ostrożnie przytulił się do ściany. Po chwili namysłu kucnął. Raczej jak już mniej ktoś będzie się spodziewał podglądacza na wysokości kolan niż głowy. Po czy ostrożnie puścił żurawia za róg. No i jednak nie. Jednak nie wiedział czego można się spodziewać...

Na całym pomieszczeniu dominowały "zombiaki". Tak właśnie przypuszczał słuchając ich odgłosów. Ale nie spodziewał się całej jebanej hordy! Jęknął w duchu zrozpaczony. Mógł się wymknąć małej grupce, zwłaszcza jakby zaskoczenie było po jego stronie. No ale tak? Zarażeni zdominowali całe pomieszczenie swoja liczbą. Wymykając się jednym wpadałby w drugich.

Wziął się w garść i obserwował wygląd pomieszczenia. Już ochłonął na tyle, by trzeźwiej skalkulować ryzyko. A może jakoś jednak da się przekraść? A jeszcze jakby tak czymś odwrócić ich uwagę? Zaczynało mu się to podobać bo chyba dałby radę. Jednak nadal byłoby to na krawędzi ryzyka. Wolał coś pewniejszego. Cofnął się i zaczął dumać nad swoim położeniem.

Był dość niedaleko mostka. Tak w poziomie. Tylko jakieś cholerne pięć pokładów niżej! A te cholery blokowały mu drogę na górę! Wstał i powoli zaczął się cofać szukając innej drogi na górę. Jakoś slalom między zombiakami niezbyt mu się uśmiechał. I wówczas dostrzegł drzwi windy. To było to!

Co prawda nie była to zwykła winda tylko taka do podawania potraw i innych dupereli. Ale na jego potrzeby wystarczyła. Oby się udało... Podszedł do klapy i otworzył. Ukazał mu się mrok szybu. Była jednak linka która powinna dać radę go utrzymać skoro była przeznaczona do wieloletniego dźwigania windy wraz z ładunkiem. Wsadził w otwór swoją zaimprowizowaną pochodnię i poświecił w górę i w dół sprawdzając jak to wygląda. Było ciasno. Ale był wysportowany i gibki. Wiedział, że da radę.

Teraz przydały mu się te gumowe rękawice jakie założył wcześniej. Do ściskania liny była jak znalazł. Ta drobna myśl znacznie poprawiła mu choć trochę humor pozwalając zapomnieć o powadze sytuacji. Wędrując przez całą długość statku znalazł też latarkę, taką "L"-kę którą wsadził sobie w kieszeń nie zajmowała mu więc rąk. Teraz mu sie przydało jak znalazł. Miał kłopot z toporem i pochodniami. Szkoda mu było zostawić. Nie wiadomo co czekało go na górze.

Tej zapalonej pochodnie i tak nie mógł zabrać. Zresztą i tak już się prawie wypaliła. Niewiele myśląc wrzucił ją w głab szybu windy. Na filmach tak robili różni bohaterowie to też chciał się tak poczuć jak oni. Obserwował jak spada po drodze oświetlając kawałek tunelu. Był też ciekaw jak głeboko spadnie i na czym się zatrzyma. Drugą niezaczynaną wsadził pionowo do bocznej kieszeni plecaka. Sam topór przymocował sobie znaleźną frotką do szlufki. Może całego dnia tak by nie wytrzymała ale na te minutę czy dwie powinna dać radę. Teraz to strażackie i bardzo uniwersalne narzędzie zwisało mu bezwładnie wzdłuż nogi i nie przeszkadzło w pionowej wspinczace.
 
Pipboy79 jest offline