Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2014, 14:13   #217
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
- Prrrr! Cichaj, Siwuch. - Gunther ściągnął wodze powstrzymując krnąbrnego konia przed przypadkowym, podyktowanym strachem wierzgnięciem. Rumak mógł być wielki jak smok i podobnie uparty, ale wciąż był tylko nieszkolonym do walki zwierzakiem, którego płoszył zwykły zapach krwi.

Powoli, oglądając się na boki, Lueden wjechał między zabudowania, a to co zobaczył nic a nic mu się nie podobało. Raumsumpf wyglądało jak niedawne pole bitwy, tyle że zupełnie ogołocone z ofiar. Porozbijane zagrody, rozsypany po podwórzu przydomowy inwentarz, resztki mebli, leżące w nieładzie bele drewna. To, że wioska została zaatakowana nie ulegało wątpliwości, pytanie jednak - przez kogo? Gdyby to byli zielonoskórzy zapewne nie przepuścili by świeżej koniny leżącej na skraju drogi, podobnie kury poszłyby zaraz do obozowego gara. Poza tym po najeździe barbarzyńców zapewne wszystko byłoby uwalane juchą, a błocko nosiłoby ślady ciężkich buciorów, a jako żywo klepisko nijak nie nosiło śladów rzezi.

A co jeśli mieli do czynienia ze zorganizowaną bandą porywaczy zwłok, albo jakimś piekielnym kultem, całkiem podobnym do tego co odprawiał w lesie pogorzelec? On przecie też porywał dzieci do lasu, by tam swoje ciemne sprawki wyczyniać. Wykidajło jakoś nie miał ochoty zdradzać swojego głębokiego zaniepokojenia całą sprawą.

- Może uciekli? - Rzucił już na głos. To też było możliwe, w końcu mało to było opustoszałych wsi? Ostatecznie w lesie mnogo od niebezpieczeństw. Tylko dokąd?

Była jeszcze kwestia domniemanego latającego straszydła, które wysuwało niemą groźbę za każdym razem, gdy strażnicy zerknęli na błękitne sklepienie. Jakoś nieswojo się robiło, kiedy człowiek pomyślał, że ni z tego i z owego zza lasu może wyłonić się skrzydlata bestia i unieść w szponach nieszczęśnika razem z kwiczącym wierzchowcem. Gunther starał się nie pozostawać za długo na otwartej przestrzeni, odruchowo stając blisko drzew, albo wciąż stojących ścian.

- No... nieciekawie tu. Niech mnie licho, ale nie dałbym złamanego szeląga, że nie święci się tutaj coś niedobrego. Zajrzyjmy szybko tu i tam i wracamy do faktorii na wieczerzę. Kieska, objedź no wiochę dokoła. Może kto się uchował, albo trop zostawił. Zefir i ja przejdziemy się po zabudowaniach. - Co mówiąc wielkolud zeskoczył z siodła, uwiązał konia do płotu i z młotem w dłoni ruszył między chaty.

Sprawą pierwszorzędną było przetrząśnięcie resztek zabudowań i odnalezienie chociaż znikomych śladów wskazujących sprawcę. Poza tym osiłka interesowało jakie ślady nosił na sobie martwy koń. Może miał na ten przykład wypalone hrabiowskie piętno, albo insze oznaczenia? W końcu koń pod siodło w wiosce to raczej nieczęsty gość. Z drugiej strony z bliska łatwo zmiarkuje, czy powaliły go miecze, a może ostre pazury.

Oczywiście, jeżeli gdzieś po drodze nadarzy się okazja do napchania sakiewki przypadkowym srebrem nikt nie będzie marudził, prawda?
 
Dziadek Zielarz jest offline