Gwar ustał a uliczka, w którą wjechał wóz wydała się opustoszała. Arturo rozejrzał się uważnie czy nie widać żadnych strażników, spojrzał na nowego kompana,
-no to do dzieła, niech Bóg nam pomoże.-
Zsiadł z wolno jadącego wozu i szybkim krokiem podszedł do woźnicy. Nim ten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować Arturo podszedł do niego. Mnich wyglądał na wystraszonego, ręce się mu trzęsły…
- dobry człowieku pomóż błagam- mówił drżącym głosem – błagam pomóż zapłacę Ci-
Wysunął dłoń, w której trzymał kilka monet – bierz tylko błagam pomórz- z drżącej dłoni monety wypadły na ziemię.
Gdy uwaga woźnicy skupiła się na spadających monetach, Arturo wymierzył silny cios w tył szyi woźnicy i błyskawicznie złapał ofiarę za ubranie rzucając go do tyłu miedzy paczki gdzie czaił się kompan.
Usiadł na miejscu woźnicy zatrzymał wóz rozglądając się czy nie zwrócili na siebie zbytniej uwagi.
- święta Panienko miej mnie w swej opiece- trzykrotnie szybko się przeżegnał. |