Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2014, 21:37   #74
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Widok był ładny… Spokojne morze, ciepły posiłek i… krągłości ślicznej kobiety. Czego chcieć więcej?
Madsen podszedł do posiłku i usiadł na skrzynkach. Choć go ssało w żołądku, to sięgnął po mentole. Kurtuazja wymagała najpierw zaspokojenia ciekawości kapitan Shepherd zanim przejdzie się do konsumpcji. Zapalił, zaciągnął dymem... odetchnął... Mentole. Nie przepadał za nimi, ale nie był w pozycji do stawiania żądań.Madsen podszedł do posiłku i usiadł na skrzynkach. Choć go ssało w żołądku, to sięgnął po mentole. Kurtuazja wymagała najpierw zaspokojenia ciekawości kapitan
Spojrzał na kobietę i rzekł z lekkim uśmieszkiem.- Widzę, że już macie swoje teorie? Nie zapytałaś mnie ani co robiłem, ani co znalazłem...czy widziałem. Od razu prosto z mostu, spytałaś o sabotażystę czy szpiega, czy terrorystę... czy kogokolwiek kto zapoczątkował ten burdel.
Jack zrobił przerwę w swym wywodzie na zaciągnięcie się.- Rzecz w tym, że przybyłem już po balandze i jedynie co znajdowałem to trupy w niepokojących pozach. Ktokolwiek namieszał, na pewno nie był na tyle głupi, by zostać na urządzonej przez siebie imprezce.
Zerknął na kobietę i uśmiechnął się przepraszająco.- Sorki, ale jedyne co znalazłem to... Tarę Haole. A przy okazji... co z nią? Wszystko u niej dobrze?
Choć znał odpowiedź, wiedział że znać jej nie powinien. Dlatego to pytanie musiało paść z jego strony.
- Dostała nagłej zapaści. Właśnie ją zabierają na ląd, do szpitala
- kiwnęła brodą w kierunku niższego pokładu - Cokolwiek było na stacji, działa podstępniej i dłużej...albo wolniej. Ale przeżyje. - choć zabrzmiało to jak stwierdzenie faktu, chyba było bardziej pobożnym życzeniem pani kapitan - Nie ma innej możliwości - zacisnęła dłoń w pięść i po chwili rozluźniła - Wiesz, że mamy nagrania z kamer stacji? Jeszcze nie są kompletne, ale niedługo będziemy wszystko widzieć jak na dłoni. Wasze przybycie do bazy były...niespodziewane. I wbrew rozkazom. A w bazie były...wrogie osoby trzecie - skrzywiła się znów, jakby miała zamiar powiedzieć jakieś inne słowo - To nie żadne szalone teorie. Staram się ustalić fakty i wyjaśnić, czy te zdarzenia jakoś się ze sobą nie łączą - zmrużyła oczy, a jej twarz nabrała twardego wyrazu.
-Był sygnał S.O.S. to podążyłem, za sygnałem S.O.S...- wzruszył ramionami Jack i zaciągnął się dymkiem.- Nie twierdzę, że nie było tam nikogo, ale...
Spojrzał wprost w kierunku kobiety.- Nie wiem co niby chcesz udowodnić tymi pytaniami? Że kogoś widziałem? Nawet jeśli... zakładając, że kogoś widziałem... co to zmieni? Ja nie jestem stąd. BioMin mnie zatrudniło jako tragarza. Wożę ładunki i ludzi, gdzie każą... Nie znam nikogo z tej bazy dłużej niż dwie trzy godziny. Jak pewnie wspomniała Tara, albo i nie... No dobra zakładając, że czegoś nie wiesz, to cię oświecę na temat tego co ja wiem.
Zgasił papierosa na skrzynce.- Dobra... od czego by tu zacząć. Lewiatana znalazłem w stanie chaosu... ktoś zagłuszał sygnały. Delfin się zajął usunięciem usterki w postaci zagłuszacza. Więc jego spytajcie jaki to był model. Niewątpliwie baza została załatwiona od kogoś z wewnątrz. W środku napotykałem trupy i... jedynie agresywne jednostki. Przy czym Tara była jedyną rozsądną osobą. Wydaje mi się, że... nie napotkałem kogoś obcego. Jedynie miejscowego szajbusa, którym odbiła znienacka palma. Podejrzewam gazy bojowe wywołujące agresję, skoro wasi kujoni nie znaleźli wirusów ni bakterii. To by tłumaczyło, czemu Tara mimo wszystko było racjonalna, a ja...- zacisnął badawczo dłoń i rozprostował palce.- nadal funkcjonuję normalnie.Pewnie gdy już dotarłem do Bazy stężenie gazów agresji opadło poniżej poziomu szkodzącego istotom żywym. Taka jest moja teoria.
- Interesująca. I bardzo prawdopodobna. -
kobieta uśmiechnęła się, ale w tej minie było coś nieszczerego - Idąc dalej tym tropem, ktoś musiał w takim razie wpuścić ten gaz aż tutaj, skoro dopadło to ryfterkę. Ktoś, kto miał do niego dostęp... albo znał jego działania. I ktoś, kto się widział się z nią ostatni raz. Jest tylko jedna osoba, która była na stacji i tutaj, kiedy ten gaz tam działał. Ale to tylko teoria, oczywiście - zmrużyła oczy - Może masz jednak jakąś lepszą?
-Ona... była w bazie Lewiatan, gdy ten gaz pojawił się. Ja pojawiłem się później. Możliwe że ją po prostu wolniej dopadły objawy, przy tej elektronice którą w siebie wszczepiła, pewnie działał wolniej. Zresztą...-
Jack dmuchnął dymka.- Zamknęliście mnie... szczelnie i całkowicie odizolowaliście... dla mojego dobra,oczywiście.
Wzruszył ramionami.- Więc... hmmm... Więc jak ja niby miałem cokolwiek zrobić, nie mogą opuścić celi i bez możliwości jakiekolwiek kontaktu z istotą żywą lub maszyną?
Spojrzał wprost w oczy Amandy mówiąc.-Może to jakaś SI, która z Lewiatana przeniosła się na twój statek? Stacja emitowała strasznie dużo szumu, może do końca to nie był szum? Przejrzeliście pewnie zapiski Wydry, wiesz że nie wykryła żadnego trującego gazu. Owszem... nie potrafiła by też wykryć bakterii, ale... może podprogowy szum? Mówisz że ryfterkę zabił gaz... ale nie wiesz nadal jaki to gaz, prawda?
Kobieta ni to westchnęła, ni to prychnęła, i odwróciła się znów plecami do Madjacka. Podeszła do boku podestu; pilot mógł zobaczyć jej zmarszczone w namyśle czoło. Po chwili odezwała się powoli:
- Tam zginęli ludzie, pilocie. Niektórych znałam osobiście. Nie jakoś specjalnie, ale jednak. Czasem wpadali do bazy, pili, wygłupiali się i śmiali. Nigdy nie mówili o swojej pracy, ale wspominali o tym, że dla niej zostawili rodziny, dzieci, domy… A teraz zginęli. - odwróciła się i oparła o barierkę - Wiem, nie robili tam cukierków. Wypadki się zdarzają, szczególnie na Posejdonie. To jestem w stanie zrozumieć. Ale wszystko wskazuje na to, że jakiś skurywsyn ich tam zamordował. Tą czy inną metodą...nieważne. Teraz stara się dokończyć sprawę. I tego nie potrafię pojąć. Zatłuc dwadzieścia osób? Po co? Za co? Co to miało dać? - rozłożyła bezradnie ręce - A ty grasz ze mną w głupie gierki - warknęła - Nie rozumiesz, że w ten sposób chronisz...mordercę? - ostatnie słowo wymsknęło się z jej ust jak śliska ryba. Kobieta przymrużyła oczy.
-Oczywiście... Mordercę.-westchnął Jack i zaciągnął się papierosem.- Bo przecież skoro zjawiłem się ledwie kilka - kilkanaście minut przed wami, to musiałem widzieć mordercę i być świadkiem sabotażu, prawda?
Wzruszył ramionami dodając.- Rozumiem twoją sytuację, naprawdę... Rozumiem, że ich śmierć ciebie zabolała i współczuję ci. Niestety, nic nie wiem. Gdyby cokolwiek wiedział, to pewnie byłbym równie martwy co ludzie z Lewiatana. Bo gdybym widział co się wydarzyło miejscu, to pewnie zginąłbym tak jak oni. Przybyłem jednak, gdy rzeź się zakończyła. Znalazłem jedyną osobę, która przeżyła i widziałem... jak dane są usuwane z komputerów bazy i tyle. Nie mogłem temu zapobiec, tak jak nie uratowałem... tej dziewczyny, którą znalazłem. Również brodzę po omacku... Nie udzielę ci jednak informacji, których nie mam. Nie wiem, kto zamordował tych ludzi z Lewiatana. Nie wiem nawet jak to zrobił.
Pani kapitan dłuższą chwilę patrzyła się na pilota, ale widząc, że raczej nie zmieni jego zdania, skrzywiła się tylko, nic nie mówiąc. Spojrzała w dół pokładu, potem na chwilę przycisnęła palce do ucha, jakby z kimś rozmawiała. Przez drzwi nadbudówki weszło dwóch żołnierzy, którzy eskortowali tu Madjacka.
- Możesz zostać tu tak długo jak chcesz. Potem oni odprowadzą cię do izolatki. Kwarantanna jeszcze trochę potrwa - obwieściła sucho kobieta - Nie zostały przedstawione ci żadne oficjalne zarzuty - westchnęła - Sztab prawny na razie podtrzymał swoje stanowisko, że to było działanie w imię wyższej konieczności, a decyzja pułkownika o zakazie podejmowania akcji ratunkowej była błędna... - zgrzytnęła zębami i dokończyła - ..co nie znaczy, że jesteś całkiem wolny. Na miejscu jest kontroler z Centrali, to od jego decyzji w tym momencie zależy twój los...i nasz też. Ja nie mam więcej pytań.
Nie wiedział czemu kobieta traktowała go chłodno. Nie wiedział, czemu próbowała... wyciągnąć od niego informacje, których nie mógł mieć.
Skinął głową próbując się przyjaźnie uśmiechnąć do odchodzącej kobiety. Po czym zabrał do posiłku na świeżym powietrzu, zamierzając jeść długo. Nie wiedział wszak, kiedy nadarzy się druga okazja.

Nie spieszył się z posiłkiem, ale i też nie starał się przedłużać jedzenia. Generalnie współczuł kobiecie, która go przesłuchiwała. Ale też i niewiele mógł pomóc. Bo niewiele miał do ujawnienia. Nie chciał zdradzać tożsamości Anji tym bardziej, że nie miał dowodu iż dziewczyna odpowiadała za sabotaż. Po prawdzie nie miał też dowodu, że odpowiadała.
A propo Anji...

Gdy już odpoczywał w zacisznych czterech ścianach izolatki, właśnie Anja go odwiedziła. Na tacy ze standardową porcją posiłku, leżało też małe opakowanie z tabletką. Agentka uśmiechnęła się do pilota.
- Chyba dobrze Ci poszło, przystojniaku… a przynajmniej tak, jak się umawialiśmy - stwierdziła - Niestety...tym razem góra coś zawaliła - pokręciła głową, rozsiewając złote błyski włosów - Ale spokojna głowa, dotrzymam obietnicy. Teraz mamy trzy wyjścia - podniosła dłoń i zaczęła zaginać palce - Albo pani kapitan uzna, że nie jesteś zagrożeniem...i cię zwolni. Mało realne, ale jednak.. - skrzywiła się - Albo zabierze Cię szeryf GEO, który właśnie wpadł na statek, postraszyć maluczkich - prychnęła z rozbawieniem - Albo... weźmiesz to malutkie lekarstwo. Ma dość paskudne skutki uboczne, ale zapewni ci szybki transport na drugą stronę...to znaczy na wyspę - mrugnęła okiem - A tam już się Tobą ktoś zaopiekuje. Słowo harcerki. - położyła rękę na sercu i uśmiechnęła się szelmowsko - Twój wybór. W każdym razie, kiedy już postawisz stopę na lądzie, będziesz cały mój. Tu mam nieco ograniczone możliwości manewru...Masz jakieś specjalne życzenia? - spytała, podsuwając Madjackowi pojemnik z "lekarstwem".
-O ile pamiętam... strój pielęgniarki.- rzekł żartobliwie Jack i po chwili spoważniał.-Ta cała awaria i chaos na Lewiatanie? Wierz może czyja to sprawka?
Anja była milutka i ładna, ale to co powiedział kapitan, sprawił że Jack miał pewne wątpliwości co do czystości intencji Anji.- Nie oczekuję detali, ale...-
Nie powiedział co chciał powiedzieć... Nie przeszło mu przez gardło podejrzenie względem niej. Zamiast tego spytał. -Wiesz może co było ogólnie przyczyną tej masakry?
- Ah. Ktoś tu jednak uległ złym podszeptom i wątpliwościom. Albo niebezpiecznej ciekawości... -
Anja mrugnęła okiem i delikatnym gestem położyła pilotowi palec na ustach - Jak to szło..? Jakbym ci powiedziała, musiałabym cię zabić...? - zmarszczyła brwi w udawanym namyśle - Ale po śmierci też byś pewnie nie dał mi spokoju! - roześmiała się, ale po chwili spoważniała - Umm...Może ujmę to tak. Niektórzy chcą zająć miejsce boga... albo przynajmniej ściągnąć go z piedestału. Zapominając o tym, że bóg jest mocą... z samej definicji. - pokręciła głową - Spotkali coś, co było poza ich... i naszym pojęciem i kontrolą. Ale byli zbyt zadufani, żeby to pojąć. Tylko jedna osoba to zrozumiała... i uwolniła moc z klatki. - uniosła wzrok na Madjacka, jakby podejmując jakąś decyzję w głowie - Tyle ci musi wystarczyć na tą chwilę. Tu jest zbyt wiele oczu i uszu. Dotrzyj bez wzbudzania podejrzeń na ląd i skontaktuj się z kimkolwiek z GEO. Wiedzą, gdzie mnie szukać. Będę miała resztę odpowiedzi... i chyba kolejną małą prośbę o pomoc - zaśmiała się, ale nie zabrzmiało to lekko jak wcześniej, jakby nagle spadły na nią jakieś zmartwienia - Obiecasz mi, że nie zrobisz po drodze nic głupiego?
-Jeśli ta pigułka zadziała nie będę miał okazji zrobić niczego, prawda?-
westchnął Jack i trzymając w dłoni lekarstwo. Jakoś nie był pewien czy robi dobrze... ale cóż. Skoro już opowiedział się po jednej stronie, wypadało ciągnąć sprawę, aż do jej końca... jakikolwiek on będzie.
- Potraktuj ją jako ostatnią deskę ratunku. Dwa nagłe zachorowania... to może wywołać trochę pytań - Anja zaśmiała się znów lekko - Nie uwierzę, jak mi powiesz, że weźmiesz ją bez kombinowania... na pewno wymyślisz jakiś podstępny sposób! - puściła mu "oczko". - Przecież nie z takich opresji wychodziłeś, prawda? - pochyliła się nad pilotem, łaskocząc go końcówkami włosów po policzku - Do zobaczenia...szkoda, że tak się wszystko komplikuje... - westchnęła lekko i przymknęła oczy, muskając ciepłymi ustami wargi mężczyzny.

Szkoda…

Na szczęście po kilku godzinach Jack zyskał nieco swobody i mógł wyjść ze swej izolatki, by przespacerować się po statku.

[MEDIA]http://media-cache-ec0.pinimg.com/736x/3f/29/d4/3f29d45549f0505efa88cc9cb7ab78ae.jpg[/MEDIA]

Oczywiście tylko po tych wewnętrznych korytarzach i pomieszczeniach, które nie były strategiczne. I nieco się nudził, zauważając co jakiś czas, baczne spojrzenia rzucane mu przez mijający go personel. Kapitan miała go na oku. A on… zastanawiał się nad słowami Anji.

“Dotrzyj bez wzbudzania podejrzeń na ląd …”


Łatwo powiedzieć. Na razie… zaczął szukać. Będąc już poza izolatką mógł skorzystać z wszczepów by nawiązać połączenie zarówno z Wydrą jak i ze spiderem.


Elektroniczny sygnał Madjacka popłynął niczym miłosny trel do połączonych z riggerem maszyn. Nawiązać z nimi kontakt, to był pierwszy cel. Kolejny był trudniejszy. Jak dostać się na ląd i to bez wzbudzenia podejrzeń? Należało udowodnić swoją przydatność. Jack wszak znał się nieco na mechanice i się nudził. Więc chętnie oferował swoją pomoc przy naprawie urządzeń na okręcie.
I słuchał… rozmów załogi statku. A nuż usłyszy coś ciekawego. Poza tym, Anja wspomniała o szeryfie GEO. Przydałoby się dotrzeć do niego. Należało więc go znaleźć… Cóż, nie żeby Jack miał coś ciekawszego do roboty. Przemierzał więc pogwizdując pokłady statku i wysyłając cichy zew do połączonych z nim maszyn.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline