Przechera Ranald nie był łaskawy tego dnia i pecha na Kieskę spuścił, gdy ten, dobrymi przecież chęciami wiedzion ludzi chciał szukać. Na to była tylko jedna odpowiedź, uwłaczająca jednak niewiastom profesyji powszechnej, acz niewdzięcznej.
-
O Kurwa!!!
Bestia była paskudna z dystansu, zaś z bliska z pewnością ciekawsza, jednak stary mytnik wolał przy żywocie pozostać, niźli ciekawość zaspokoić.
Dlatego krzyknął głośno -
Chłopaki! To Wiwerna! Chodu między drzewa!
I wbił pięty w boki Hermenegildy, a ta nie potrzebowała wielkiej zachęty i zaczęła gonić jakby... no cóż, nie ma co porównywać, bo fakt że gonić ją miała właśnie potwora straszliwa wystarczył.
Sam zaś jeździec oglądał się za siebie, gotów w każdej chwili z konia zeskoczyć. Bo gdyby miała wiwerna go dopaść, lepiej połamać kulasy z konia skacząc i klaczkę na wabia zostawiając niż samemu skończyć jako obiad tego karłowatego smoczyska.