- Bo się zarumienię - wykrzywiła się do nich Ester, zaplatając ręce na piersi. - Niby czym sobie zasłużyłam, aby mnie stawiać na miejscu jakiejś bezwzględnej przywódczyni gangu? Wystarczy na mnie spojrzeć!
Jakby chcąc to podkreślić spojrzała w dół, przyglądając się sobie. Lustro jeszcze bardziej by to potwierdziło. W żaden sposób nie potrafiła sobie siebie wyobrazić jako groźnej.
- Ok, na razie kwestia przywódcy nie jest taka istotna. Przywódca i minimum trzech poruczników, dobrze zrozumiałam? To tworzy główny element przywódczy gangu. No to jest tu nas czwórka, pasuje? - roześmiała się, patrząc po twarzach mężczyzn. - Co dalej? Mogę być pewna najbliższego otoczenia, ale muszę być też pewna przynajmniej części innych. Jak to osiągnąć? - zadawała swoje pytania. - Bo co mi po pewności siebie, gdy połowa mojego gangu będzie chciała mnie odstrzelić. Młoda laska, kto za tym pójdzie. Wy byście poszli?
Nie mogła uwierzyć w to co mówili. Ona chciała tylko wybrnąć z trudnej sytuacji, a nie stawiać się na postumencie i pokazywać "tu mierzyć". |