Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2007, 08:42   #109
Doerner
 
Doerner's Avatar
 
Reputacja: 1 Doerner ma wyłączoną reputację
Wampir stał spokojnie i czekał na Erikę. Oczywiście jego spokój miał więcej wspólnego z blefem niż z prawdziwym stanem ducha. W trakcie całego spotkania Visconti drżał o swoje nieżycie, które choć nakładało na niego i innych jemu podobnych wiele niedogodności, to było przecież szalenie cenne. Szczególnie wtedy jeżeli jego większość spędziło się w stanie nieświadomości. W trakcie tej dziwnej konferencji pod pełnym dziur fabrycznym dachem, Ventrue, zastawiał się kto z duetu Kuglarz - Anita odseparuje jego głowę od reszty ciała. Polityka nigdy nie była jego pasją, stąd może pytania które zadawał były nazbyt dosadne. Cóż, w końcu zachowywał się tak, jak miał to w zwyczaju zarabiając pieniądze. Chcąc przejąć spółkę czy zrobić po prostu dobry interes, trzeba mieć mnóstwo informacji. I to niekoniecznie tych najbardziej podstawowych. Ważne było tło i to co może z niego wyniknąć. A może to kwestia ciekawości, najzwyklejszej w świecie? W dzieciństwie ta jego nieposkromiona cecha, prowokująca dziwne pytania, obraziła niejednego wuja, który zapytany w czasie rodzinnej uroczystości, co robił w parku z tą panią, która nie jest ciocią, czerwienił się i nie mogąc utrzymać nerwów na wodzy, pospiesznie wychodził, przepraszając gospodarzy za przedwczesne odejście. Tym razem karą za wścibstwo nie byłaby irytacja rodziców lecz gniew Anity. Chodziło ewidentnie o sprawę polityczną, a nieudolna próba przypisania mu tych intencji tylko to obnażyła. Gdyby nie bał się o swój los, z przyjemnością skontrowałby pytanie o szpiegostwo na rzecz Lodina, a potem zarzut o chęć wystąpienia przeciwko niemu, swoim zarzutem o nielogiczną sprzeczność obu twierdzeń. Po co miałby szpiegować na jego korzyść chcąc go obalić? I wreszcie czy to nie ona chciała mu dopiec wykradając starego księcia, który gdzieś sobie spokojnie spoczywał zalany betonem?

Chrzęst butów o żwir i muzyka rzęsistego deszczu bombardującego okolicę, nie pozwoliły Alessandrowi zapomnieć gdzie się znajduje. Podobnie jak obecność Eriki. Mijając zdewastowane budynki i resztki zniszczonych maszyn, których nikt jakimś cudem nie ukradł, parokrotnie ustępował drogi towarzyszce. Dziewczyna co prawda nie wyglądała na nikogo, kto przywiązuje wagę do staromodnej galanterii, ale przyzwyczajenie okazało się silniejsze. Od najmłodszych lat wpajano młodym Di Brivio, czyli de facto Viscontim, szacunek dla starszych i kobiet. Wreszcie po kilku minutach kluczenia, para znalazła się między dwoma zamkniętymi na głucho magazynami. Ich okna znajdujące się tuż pod krawędzią dachu, straszyły powybijanymi szybami, których resztki groziły upadkiem z wysokości i poćwiartowaniem nieszczęsnika, który znalazłby się trasie ich przelotu na dół. Na szczęście zapomniane budowle tym razem zachowały swój szklany ładunek na inną okazję i Alessandro zdołał przecisnąć się między zwojami pordzewiałej siatki, odchylając jej płachtę przed Eriką. Dziewczyna przeciskając się między ramieniem mężczyzny a metalową ramą siatki, potrąciła ramieniem blaszany prostokąt tablicy informacyjnej, która krzyczała do intruzów literami dawno wyblakłej, czerwonej farby: WSTĘP WZBRONIONY, TEREN PRYWATNY. Jak się jednak wydawało Visconti i jego towarzyszka należeli do nielicznych, których można by zaliczyć do tej kategorii. Miejsce wyglądało jak miasteczko duchów w wersji industrialnej. Po pokonaniu tej ostatniej przeszkody, metry dzieliły ich od wygodnego i szybkiego transportu do miasta. Czarne Maserati stało na swoim miejscu. Alessandro szarmancko otworzył Erice tylne drzwi i po chwili dołączył do niej na tylnej kanapie wozu.




- Patrizio, , wracamy do Chicago. Zawieź nas na róg La Salle i West Adams. Nie spiesz się. Mamy godzinę. Krąż po mieście, możesz przejechać pod teatrem o którym wczoraj mówiliśmy - Elizjum. Chcę mu się przyjrzeć chociaż z zewnątrz. Możesz włączyć kamerę.


Viscontiemu odpowiedział głos łudząco podobny do jego własnego.

- Oczywiście.

Kierowca uruchomił silnik i powoli wycofał auto z wąskiej szczeliny między dwoma budynkami. Manewrował ostrożnie, tak żeby nie uszkodzić samochodu, lecz jednocześnie na tyle płynnie, żeby nie sprawiać wrażenia ślamazarności. Po chwili Maserati sunęło w stronę Chicago niosąc w swym wygodnym wnętrzu dwójkę pasażerów.



Alessandro zaczął swobodną rozmowę. Przynajmniej jego ton wskazywał na to, że taki charakter chciał jej nadać.

- Strasznie żałuję, że poznaliśmy się w tak specyficznych okolicznościach. Oczywiście zawsze mogłyby być gorsze. Znacznym pocieszeniem jest to, że oboje zaliczamy się do grona przyjaciół Anity. Jak się wydaje będziemy dość blisko współpracować. Może warto byłoby bliżej się poznać? Oczywiście nie mam na myśli niczego zdrożnego...


Alessandro wraz z ostatnimi słowami zwrócił się w stronę Eriki. Uśmiechnął się. Powoli i ostrożnie ujął jej rękę i rozwinął dłoń dotychczas zwiniętą w pięść. Chwilę gładził skórę wzdłuż linii przecinających dłoń kobiety. Przypatrywał im się w wielkim skupieniu, zupełnie tak jakby coś wnikliwie analizował. Był przy tym szalenie poważny, zupełnie jakby celebrował jakiś poważny obrzęd czy ceremonię kościelną. Kiedy skończył oględziny dłoni Eriki, uśmiechnął się do dziewczyny i tonem niewinnej towarzyskiej rozmowy stwierdził:

- Niestety nie potrafię czytać z dłoni Eriko. W ten sposób nic nie osiągniemy. Obawiam się zatem, że pozostają nam tradycyjne metody porozumiewania się, jak na przykład rozmowa. Chciałbym wiedzieć co sądzisz o tej całej sprawie. Dopóki nie jesteśmy w większym gronie, warto spokojnie przedyskutować wydarzenia dzisiejszego wieczora. Śmiało można powiedzieć, że działania, których się podejmiemy, będą naznaczone piętnem znacznego ryzyka...

Visconti delikatnie ułożył rękę Eriki na podłokietniku kanapy.
 
Doerner jest offline