Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2014, 07:59   #337
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Decisions...decisions

Fioletowe ślepia Richtera wpatrywały się w płomienie które w oddali trawiły miasteczko. Była to pewnie sprawka szaleńców, ale tymi można się zając już na miejscu. Inną ciekawostką była zaś staruszka która zagaiła do bohaterów tej opowieści. Calamity zmierzył ją wzrokiem, jak to robi pan na włościach gdy przemawia do chłopów.
- Miła Pani… jest wieszczką jakiegoś… rodzaju? - W jego morowym głosie dało się usłyszeć nutkę drwiny i pogardy. Coś go jednak zaniepokoiło w starszej pani, dowodem na to było nagłe przeniesienie się dzierżyciela rozpaczy, kilka metrów przed domniemaną wróżką, ze skrzyżowanymi rękoma na napierśniku.
- Hmm? - Dorzucił, a spod hełmu błysnął jarzący się fioletowy punkcik.
- Ta, i co popdaliło to górsko? - dodał stanowczym głosem Gort, spoglądając ze zdziwieniem na płonącą w oddali górę. - Zwykłe słabe szczury lądowe by tego nie zrobiły. To musi być sprawka jakiś wiedźmaków, czy czegoś pdoobnego. Może jakiś bożek się wnerwił?
- Ogień trawiący duszę zaczyna trawić i ciało, niepowstrzymany spali wszystko na swej drodze. -odparła kobieta, wpatrując się w Calamitiego który od razu dziwnie się poczuł.
- Te, starucho, może tak zaczęłabyś gadać z sensem? - zapytał Czarnoskóry zbliżając się do kobiety w wyraźnie nie najlepszym nastroju, strzelając jednocześnie kostkami zaciśniętych pięści. - Wczoraj miałem już niezłą zabawę, ale naprawdę nie lubię wkurzających zagadek, więc powiedz kim jesteś albo zaraz zrobię się mniej miły. Jeśli to znowu ty, czterooki bożku, to lepiej ze mną nie pogrywaj.
- Mówisz o szaleństwie? - Faust przemówił po chwili namysłu. Słowa wieszczki mogły odnosić się albo do plagi, której zniszczenie zostało odwleczone na kilka chwil, albo do tajemnicznej klątwy, która sprawiła, że Calamity nie jest już człowiekiem.
- Czy może o tym, co zmieniło dzierżyciela rozpaczy w przeszłości? - drugie pytanie, jakby kolejna możliwość wypłynęła z ust blondyna.
- Choroba pali umysły wszystkich, którzy w jej istnienie pragnęli uwierzyć. -odparła starucha spoglądając na piewcę równowagi. - Jeżeli woda nadciągnie za późno, nie będzie miała siły okiełznać pożaru, a las będzie nie do odratowania. -dodała.
- Tylko pełne zrozumienie choroby sprawi, że nadciągający deszcz będzie w stanie ugasić rozpętany już pożar. - odpowiedź Fausta nadeszła szybko, niemalże tak, jakby blondyn nie kłopotał się z myśleniem, czy też szczególną analizą słów prorokini. Albo to, albo blondynem sterowało coś większego. Coś, co sprawiało, że jego ciała działało w zgodzie ze sobą.
- Chcesz odesłać nas z powrotem, nie dając nam nawet wody. - dodał po chwili.
Staruszka pokiwała tylko głową na boki. - Gdy nie zlikwidujesz serca ognia, deszcz nic nie da. -westchnęła. - Gdy ogień się powiększy stare lekarstwo nic nie da i tylko wielka powódź przyniesie oczyszczenie. -dodała.
-
Niczym dziwnym nasza wizyta
Kto nie zna rozwiązania pyta
Jest miejsce pełne odpowiedzi
Każdy z nas je wkrótce odwiedzi

By wszystko powróciło do równowagi
Sekret tej plagi musi stać się nagi
Odkryty jednak nie przed wszystkimi
Lecz tymi zmienić wszystko zdolnymi

Wiedzą jesteś ponad śmiertelnikami
Może jesteś kimś, kto tylko nas mami?
Kamuflaż jednak nie zawsze istnieje
Twa jedna odpowiedź zmieni świata dzieje

To było naprawdę dziwne. Znaczy się uczucie jak i rymowanie Fausta. Miecz Runiczny także zadrżał. - Spokojnie... Cho-Cho. - Uspokoił hydrę o śmiesznym imieniu, po czym zwrócił się do blondwłosego strażnika równowagi. - Chcesz coś osiągnąć...tą poezją? - Uniósł brew, lecz nikt ze zgromadzonych nie mógł tego dojrzeć.
Czarnoskóry przysłuchiwał się tej wymianie zdań z coraz większą irytacją, aż w końcu na jego skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować żyłka.
- Zaczniecie wy kiedyś gadać normalnie!? - zawołał zdenerwowany, po czym jego ręka wystrzeliła w kierunku staruchy by pochwycić ją za szatę. - Gadaj w końcu coś ty za jedna i dlaczego ta góra pali się jak chędożona świeczka, albo zrobię ci coś niemiłego!
Staruszka spoglądała to na Fausta to na Richtera, zaś gdy Gort wystrzelił pięścią w jej stronę nawet nie drgnęła. Piącha po prostu przeniknęła przez nią. Cóż jeżeli była wieszczką, to raczej nie posiadała mocy teleportacji, jednak tworzenie swego obrazu to co innego. Faust mógł poręczyć swoją wiedzą, że zdolności wieszczenia pozwalały na pewnego rodzaju transmisję swojej osoby w inne miejsce, w postaci niezbyt materialnej.
- Konkrety staruszko… Nie lubię gdy ktoś… nie wysławia się do mnie… w prost. - Mruknął Calamity patrząc jak Gort frunie przez wieszczkę.
- Przeklęta starucha - wystękał przez zaciśnięte zęby pirat i klnąc pod nosem wrócił do swojego rumaka, by zaraz wskoczyć na jego grzbiet. - Tracimy tylko przez nią czas. Chcesz jak najszybciej ocalić swoją dziołchę, co nie, Puszka? Blondas może sobie z nią pogadać jak chce. Szybcioch z niego, więc da radę nas dogonić.
- Kwiat który chcesz uratować uschnie jeżeli podejmiesz złą decyzję. -staruszka nieoczekiwanie zwróciła się do Richtera. - Ogień trawi i jego liście.
Calamity zatrzymał się w pół kroku. Obrócił tylko głowę by spojrzeć na staruszkę, a raczej jej projekcje. - Więc mów… jaka jest właściwa wiedźmo. - Po tych słowach stanął na wprost wieszczki. - Czego chcesz? - Dorzucił jeszcze nie kryjąc irytacji.
- Sam musisz dokonać wyboru. Lecz jeżeli serca ognia nie zatrzymasz, na nic twoje starania ogrodniku. -odparła wiedźma.
- Wybór jest jasny… - Zaczął przecierając wiecznie płynące łzy. - Ruszam i… zabiję wszystko co stanie mi na...drodze. - Głos dzierżyciela rozpaczy był beznamiętny, a nawet bezduszny, jakby oświadczył coś bardzo oczywistego.
- Tam jedynie płomyk widzisz. -stwierdziła, wskazując sękatym palcem na płonąca wioskę i górę. - Serce ognia znajduje się tam, gdzie bieg rzeki który miał ja ugasić, miał swój początek.
- Chodzi o... wodospad tysiąca łez? - Zapytał od razu stawiając krok w stronę wiedźmy. - Wskaż mi drogę… niczego więcej nie potrzebuje. - W tej wypowiedzi była kropla skruchy. - Proszę, liczy się dla mnie… każda sekunda. -
- Ty również oczekujesz, byśmy wracali do stolicy? - strażnik równowagi przemówił nieco znudzonym głosem. Jeśli tylko mógł, z chęcią skróci tą farsę. Może nie w sposób, który preferowałby czarnoskóry pirat, ale z przyjemnością przyłoży do tego swą przyzwyczajoną do miecza dłoń.
- Ten którego szukasz może być też tym, którego reszta z nas pragnie znaleźć. - dodał po chwili, prostując się nieco. Nie mówił nic więcej, w tej sytuacji liczył się tylko duet starowinki i rycerza rozpaczy. To, czy kobieta ma klucz do ugaszenia trawiących jej rozmówcę emocji. Czy jest w stanie przybliżyć go do zaradzenia trawiącej jego ciało klątwie. Faust mógł liczyć tylko na szybkie rozwiązanie sprawy, potrzebował bowiem każdego z tej trójki w stolicy. Mieli oni nie tyle prawo, a raczej obowiązek zobaczyć jak największa z istniejących obecnie wiar upada. Moment, w którym sztucznie utworzony byt zmienia swoją naturę, czy nawet przestaje istnieć - każdy, kto tylko zyska możliwość, powinien to zobaczyć.
- Ten który pilnuje szalek wagi zna odpowiedź. - rzekła zerkając na czwartego z rodu zdrajców. Potem zaś przymknęła swe puste oczy i rozpłynęła się w nicość, tak samo zgasł ogień trawiący górę- widać był on tylko jedną wielką metaforą.
- Nie przepadam za jasnowidzami. Sztuczki i granie na psychice ludzkiej. -prychnął Nino.
- No dobra… - Suro, który spokojnie stał w pewnej odległości od innych i robił wszystko by nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, postanowił w końcu się odezwać. - Ktoś mnie może oświecić, o czym ta starucha gadała? Nie musicie tłumaczyć poszczególnych słów. Ogólny sens poproszę, bo mam wrażenie, że coś ważnego mnie ominęło. Możecie zacząć od tego ile na tym zarobię.
Calamity postukał się palcem po hełmie, żałując że nie mógł wypruć z niej dokładniejszych informacji. Iluzje maja to do siebie ze nie są materialne. Ale jeżeli chodziło o wiedzę, to mógł liczyć na jednego osobnika. Jego wzrok choć nie widoczny dla obecnych zatrzymał się na Fauście.
- Jakieś… sugestie? - Zapytał w końcu.
- Każdy z nas miał własne powody, jednak zdecydowaliśmy się współpracować dla dobra wspólnego mianownika. - strażnik równowagi zaczął, zaś jego wzrok spoczął na Suro. Wiedział, że najgorszy element wszelakich wypowiedzi, to złe rozpoznanie ich adresata. Rozpiął jeden z guzików swej czerwonej koszuli, odsłaniając tym samym zarówno rąbek swego ciała, jak i przeszłości.
- Była nim plaga, czy raczej zadanie, które ofiarował nam król. Jednym spełnienie go zapewni wolność, innym bogactwo czy też własne królestwo. Mieliśmy tylko zwalczyć zarazę, której manifestacją był Riri. - blondyn tłumaczył wszystko spokojnym głosem. Nie miał problemu z powtórzeniem każdego znanego już mu elementu, ba, wypowiedzenie tych słów mogło uświadomić Fausta o czymś, czego jeszcze nie wiedział. - Jeśli więc chodzi o zarobek, to jest on niemalże nieograniczony. - dodał po chwili, zaś szeroki, nieco kpiący uśmiech wypłynął na jego usta. Nawet jeśli rozumiał chciwość, był osobnikiem, który nigdy jej nie doświadczył. Stał obok niej. Bawił się widokiem prowadzonych wizją złota szaleńców. Każdy z nich był niemalże czarny za sprawą łupinek ziemi, które pokrywały ich nieskażone opalenizną ciało. Długa broda często towarzyszyła osobnikom, dopełniając tym samym wizerunek niezadbanych starców.
Głowa blondyna przechyliła się nieco w kierunku lewego ramienia, zaś złoty krzyż stykał się teraz z czerwoną tkaniną. Gest ten przeważnie oznaczał, że strażnik zbliżał się w swych słowach do czegoś, co mogło zbliżyć się do piękna najwspanialszej z idei. Z jego uśmiechu zniknęły teraz wszystkie pozytywne elementy. Był on przejawem obiektywnego śmiechu, przez który przemawiała zarówno kpina, jak i ciekawość. Ta pierwsza odnosiła się do umysłu zagrażających równowadze osób, ta druga zaś - ich motywom i działaniom. Jego usta otworzyły się w końcu, ukazując białe niczym perła zęby. - Przynajmniej jeśli którykolwiek ze zleceniodawców będzie w stanie spełnić nawet najmniejsze z żądań.
Głęboki wydech sygnalizował, że strażnik zakończył jeden z rozdziałów swej wypowiedzi. Jego głowa wróciła powoli do pionu, on zaś odwrócił się w kierunku rycerza rozpaczy.
- Przyjechałem z wami, bo w stolicy mogę potrzebować zarówno ciebie jak i Gorta. - stwierdził z rozbrajającą szczerością. - Nie dość, że wasze zdolności są nad wyraz przydatne w tym, jak może zakończyć się cała sprawa, to jeszcze należy wam się zobaczyć koniec tego wszystkiego - kontynuował swą przydługą odpowiedź. Jego dłoń zaczęła delikatnie gładzić grzbiet konia, przygotowując go na długą wycieczkę. - Twoja partnerka, oraz ten, który obecnie jest jej panem, znajduje się w stolicy. Kto wie, może nawet on i osoba stojąca za szaleństwem są bliżej, niż może nam się to wydawać? - zapytał w końcu, odwracając swego rumaka w kierunku z którego przybyli.
Gdy tylko został przez blondyna wspomniany król, elf zdjął z twarzy swoją chustę i splunął na ziemię.
- Właśnie mnie zniechęciliście do zabawy w całe to polowanie na tą zarazę. Król jego chędożona mać. Chociaż z chęcią zobaczyłbym jego zapyziałą modrę. No i jest jeszcze jeden, który pewnie siedzi w stolicy, którego chciałbym dorwać. - Suro wyraźnie miotał się między zwyczajnym olaniem całej sprawy i ruszeniem w stronę Twierdzy Wiatru, siedziby bractwa, a spełnieniem prośby Haru. Po chwili namysłu uznał, że jednak kilkaset ton skał może poczekać. Kobiecie o temperamencie jego partnerki niemądrym było się sprzeciwiać bez większego powodu. - Jak o mnie chodzi, to w tej chwili mogę z wami jechać, w zamian za oddanie mi w łapy jednego hrabiego, czy jaki tam teraz tytuł ma. O reszcie pogadam z królem.
Gort tymczasem będąc oddalonym już o niespełna kilometr w kierunku wodospadu, odwrócił się w końcu do swych towarzyszy i widząc że stara baba zniknęła pomachał w ich kierunku swoją wielką łapą, uderzając w drugą w kark swego masywnego rumaka który zarżał głośno, acz nie wyglądało na to żeby uderzenie pirata które z łatwością powaliłoby zwykłego konia, zrobiło na nim większe wrażanie.
- To idzeta uratować dziołchę Puszki, czy nie!? - zawołał dziarsko. Widać miał ochotę na porządną rozróbę i nie interesowało go w najmniejszej mierze co starucha miała do powiedzenia Calamitiemu.
- Wracaj tutaj tępy barbarzyńco! -krzyknął w jego stronę zitytowany Nino.- Czyli chcecie najpierw udać się do stolicy? Naprawdę, czemu takie prymitywne i nieskomplikowane jednostki mają tak wiele dylematów? Lepiejbyłoby wyciąć wam mózgi i zastąpić je szyszkami. -mruczał naukowiec, którego pobudka w środku nocy wyraźnie doprowadzała do szewskiej pasji.
- Młodzieńcze powinieneś panować nad swymi myślami, przeradzają się one bowiem w słowa. -odezwał się staruszek. - Silny młodzieńcze, jaka jest twoja decyzja? -dodał jeszcze w stronę Calamitiego.
Calamity westchnął przeciągle, nawet nie kryjąc małej dozy frustracji. Z jednej strony chciał gnać w stronę stolicy, a z drugiej pójść tam gdzie obiecał się z nim spotkać “zły brat Fausta”.
Jeżeli jednak blondyn w czerwonej koszuli miał rację udało by się zrobić dwie pieczenie na jednym ogniu. - Góra nam… nie ucieknie. Wracamy do stolicy. - Przemówił w końcu, przenosząc się na swego wierzchowca. - Jak już będzie po wszystkim… zaprowadzę tam Pana osobiście. Wymagam tylko… odrobiny cierpliwości.- Choć nie dawał po sobie tego poznać bał się że Rose może się dziać coś okropnego. Z tymi odczuciami które gdzieś bez przerwy kotliły się w nim, nie mógł się nawet skupić na czymś tak prostym jak walka. Musiał udać się do stolicy, więc postanowił zaufać przypuszczeniom Fausta.
- Ee... czyli wracamy z powrotem? - zapytał nieco zdezorientowany Gort, zbliżając się na demonicznym rumaku z powrotem do swoich towarzyszy. - A taki kawał drogi przeszliśmy... No ale niech wam będzie. Po drodze zobaczem co u mych kamratów. Tak se myślę że jeśli już olewamy tą całą misję, to wziąłbym ich ze sobą i zwędzilibyśmy w stolycy jakiś nowy okręt dla siebie.
- No to stolica. - rzucił Suro, nawracając swojego wierzchowca.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline