Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2014, 10:28   #33
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nanaph nadal siedział na podłodze domu, w którym noc wcześniej doszło do morderstwa. Z minuty na minutę widział coraz więcej, wiedział coraz więcej. Zbliżał się do rozwikłania zagadki tego przestępstwa, okoliczności przestały już być tajemnicą…|
Widział postać. Poruszający się cień... Widział całe zdarzenie rozrywane ciała mężczyzny i kobiety, niemal słyszał śmiech. Śmierć i kradzież monet. Cieć wciąż pozostawał cieniem jednak z każdą chwilą widział więcej szczegółów, niestety osiągał juz granicę. Granicę tego ile mozę zobaczyw tej chwili. Ostatnia scena i twarz zabójcy, wykrzywiona w nieludzkim grymasie.


A później opuszczenie pomieszczenia w kłębie dymu. Wtedy też nastała granica.|
- Więc to tak… - szepnął do siebie Gubernator. Nic więcej go tu nie trzymało. Wstał spokojnie, po czym skierował się do wyjścia. Na zewnątrz rozejrzał się, przyzwyczajając do światła dziennego, a następnie ruszył. W kierunku mordercy. W kierunku Sorena. W kierunku karczmy.|

Christos wraz z Antim siedzieli na dachu jakiegoś budynku, mając widok na pokój wynajęty przez towarzyszy. Czekali aż Erven się obudzi… w końcu pomarańczowłosy miał z nim jeszcze interes.
Tym razem dziewczyna wstała pierwsza. Pomimo starań nie udało jej się wyleźć z łóżka bez szturchnięcia śpiącego Ervena. Ten jednak się nie obudził. Jenny stwierdziła, że wczorajsze “czary” musiały go nieźle wymęczyć. Sama z resztą była padnięta poprzedniego wieczora. Zarzuciła na siebie swój płaszcz i powędrowała do osobnego pomieszczenia gdzie zagrzała sobie wodę i zaniosła do balii. Po krótkiej choć odświeżającej kąpieli Jenny powróciła do pokoju i zaczęła się ubierać w nowo zakupioną bieliznę. Nie była aż tak wygodna jak jej własna, ale nie dało się z tym nic zrobić. Czując jak bardzo jest głodna popatrzyła na śpiącego wciąż mężczyznę. Bijąc się z myślami pobiegła i pożyczyła kawałek czegoś do pisania i czegoś na czym da się pisać. Zostawiając wiadomość na stoliku, napisaną koślawymi literami, wyszła uprzednio całując Ervena w policzek. Zdecydowanie musi coś zjeść.
Erven przebudził się nieco później niź zwykle, opracowanie trudnej techniki i kilkokrotne jej użycie mocno nadwyrężyły materiał z jakiego był zbudowany. Szlachetne zmęczenie! Jednak zauważył brak po swojej prawej stronie, było jakoś pusto, za to pojawiła się jakaś kartka na stoliku z którą pobieżnie się zapoznał. Przeczesał dłonią włosy i już zabierał się za ubieranie. Sam również był głodny, a nie było co czekać. Chwilę później zamykał drzwi od mieszkania i kierował się nieśpiesznie w kierunku baru.
Gdy tylko wyszedł z mieszkania, usłyszał z góry znajomy głos
- Witaj, Erven.- Na dachu siedział jeden z braci w towarzystwie jakiegoś dzieciaka. Co ciekawe, jego oczy były podobne do oczu Braci. Na widok białowłosego bezceremonialnie zeskoczyli z wysokiego dachu. Mogłoby się zdawać, że połamią sobie nogi, jednak tuż przed starciem z glebą nienaturalnie zwolnili, dzięki czemu wylądowali bez problemu - Idziemy sprzedać te… trofea? -
- Nie ma co marnować czasu - odpowiedział Erven wzruszając ramionami - Zaraz.. czy ten mały to nie aby ten co był w moim mieszkaniu? - zapytał kierując się do znanego sobie kupca. |
- Zgadza się, Proszę Pana, to ja. - odpowiedział chłopiec grzecznie.|
Erven westchnął ciężko, więc oczy musiały być symbolem tego całego “dołączenia”.
- Tyle mi wystarczy. Chodźmy. |
Chłopiec nieco się zaniepokoił słowami:
- Jeśli chodzi o ten domek… przepraszam, że tam weszliśmy bez pozwolenia, taki niemiły kolega powiedział mi, że to jego domek, i że możemy się tam pobawić… -
W międzyczasie do grupy dołączyły jaszczury, niosące cięższe trofea.|
- Nie mam ci tego za złe mały. Nie byłeś do końca sobą. - odpowiedział po prawdzie Erven. Trasa nie trwała długo i po pewnej chwili znaleźli się przy kupcu, handlarzu skór i trofeów z którym wcześniej obracał groszem Erven.
- Witam! - zakrzyknął z uśmiechem na twarzy - Mam dzisiaj coś wyjątkowego. Skórę, szpony i głowę brsti która nie dość że petryfikowała spojrzeniem to dopiero połączone wysiłki pół-tuzina osób o różnych zdolnościach dało radę ją pokonać. Skóra twarda jak skurczybyk.. - zademonstrował ślizganiem się ostrza, oraz efektowne sypanie iskier - … szpony czysta klasa i głowa gratis! Zdaniem Eri nigdy wcześniej takiej bestii nie było w tym świecie, a to plus wielki! Prawdziwa gratka dla kolekcjonera! Proponuję, bagatela 1000 monet za wszystko. Proszę pamiętać, że to stwór wysokiej klasy i unikat w skali całego świata. Stoi?
- Hmm. Skóra niczego sobie... Szpony jakieś takie koślawe ale się nadadzą.. A głowa. Echem. Gratis. - przypatszył się jej z ukosa nawet nie dotykać z pewnością gdyby miał to kupować odmówił by. - 750?
- Aquilońskim targiem, 800 i jest pana. To rozsądna cena - zaproponował Erven. I
- Zgoda! - Uścisnęli sobie dłoń i wymeinili towarem za dosc pękatą sakiewkę.|
Erven uśmiechnął się od ucha do ucha po czym szybko odliczył odpowiednią sumę i w osobnej sakiewce podał jednemu z braci który mu towarzyszył mówiąc - 350 twoje, jak było mówione, zrzucamy się po 50 dla Jen. Zasłużyła dziewczyna. - mówił dość szybko po czym ruszał w swoją drogą w kierunku alchemiczki - Mam coś jeszcze do załatwienia, widzimy się w barze! |

Andrzej jak gdyby nigdy nic pełnił swą służbę, zdając się nieco zamyślony. Niektórzy w straży mogli już zapewne zauważyć jego zmianę w oczach - nie zdawał się jednak jakiś inny niż zwykle. Widać było tylko, że coś rozważał. Ciekawiło go, co straż ogólnie sądzi o wczorajszym ataku, i czy są jakieś pomysły jak przeciwdziałać kolejnym atakom.|
Do koszar zawitał Filip.
- Panowie jest robota papierkowa dla dwóch i sprzątająca dla 10. - Oznajmił swoim zwyczajnym tonem. - Trza rozwiesić ogłoszenia. Agaun wprowadził nowy obowiązek na mieszkańców. Dla nich wiele to nie zmieni a dla nas będze to na rękę. Chodzi o uczestnictwo w takich eskapadach jak wczorajsza. Robota sprzątająca to uprzątniecie tego bałaganu z przed bramy. Widać Luven także nie próżnował i załatwił kilka stworów nim wszedł do miasta.
- A po co były mu głowy? - Zapytał któryś z strażników bramy.
- Kiedyś jeden podobno go wkurzył i od teraz je kolekcjonuje. Wniosek.
- Nie wkurzać Luvena.
- Poprawnie to żadnego z mistrzów miecza. Dobra panowie przydziały takie jak zwykle. Podzielić się i brać do roboty.|


Dom odnalazł z mniejszym trudem. Jak się okazało zamiast obchodzić całość do głównej drogi i baru wystarczyło pójsc kawałek za targ gdzie były schody prowadzące pod sam budynek. Do zapamiętania na przyszłość.|
Erven nie czekał długo i już wchodził do środka z uśmiechem na twarzy. Miał do pogadania.
- Witam! - zawitał od progu szukając wzrokiem alchemiczki - Jak się ma dzisiaj moja ulubiona alchemiczka w Lofar? |
Gdyby się nie schylił właśnie rozpuszczał by się tka samo jak drzwi. Dziewczę wyglądało zza progu pomieszczenia celując w niego pustą już fiolką.
- Proszę następnym razem zapukać. - Odparła nie wychylając się bardziej zza progu.|
- Skoncentrowana mikstura żrąca? Niezła robota. - pogratulował po czym spojrzał raz jeszcze na nią to na drzwi. - Wrócić za pół minuty? - zapytał i wyszedł zamykając drzwi, by pozwolić dziewczęciu się… ogarnąć. Trochę węcej niż po pół minuty zdecydował się zapukać do zżartych przez kwas drzwi i wejść jakby nieśmiało.
- Czy teraz można? |
- Nie musiałeś wychodzić. - Stwierdziła swoim dziewczęcym głosem. - Po prostu jestem przezorna na wtargnięcia. - Wytłumaczyła. A teraz w czym pomóc? - Zapytała zapraszając do środka.
W pracownik po jednej stronie stał olbrzym garniec na palenisku, po środku stoły z flakonikami i odczynnikami i jeden specjalniejszy stół alchemiczny pod oknem. Po prawej stronie był regał z księgami. Do owego pomieszczenia nie prowadziły drzwi a raczej było to pomieszczenie otwarte bez jednej ściany. W środku na krześle pod regałem zasiadał czarnowłosy mężczyzna.


- Witam pana serdecznie - powiedział Erven skinając mu głową po czym powiedział do dziewczyny - Panienko Mariko, przyniosłem grzybki o których mówiliśmy ostatnim razem jak i parę specjałów z moich stron. Kły śnieżnych wilków i korzenie lodowych pokrzyw, ale przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć czy oczy które dostarczyłem mają jakieś ciekawe zastosowanie i czy nadal jesteś w nich zainteresowana? |
Mężczyzna przytaknął i siedział dalej w swoim miejscu uśmiechając się tylko odo Mariki.
- Luminescencyjne grzybki w tej cenie jaką wcześniej powiedziałam. Są dość pospolite i raczej średni z nich suplement ale każdy składnik się przyda. Korzenie lodowych pokrzyw to dla mnie nowość... - Z chęcią je sprawdzę ale nie dam w ciemno więcej niż 10 monet od sztuki. Za kły dziękuję. A oczy. Cóż. Wykazują pewne cechy petryfikujące nawet bez... reszty głowy. Są jednak słabe. Ale przydadzą mi sie do badań. Będę musiała jeszcze poprosić kogoś o Meduzę. - Spojrzała ukradkiem na czarnowłosego. - Z chęcią je przyjmę w cenie?|
- Prawdę mówiąc sam jestem alchemikiem, i nie zależy mi tak bardzo na pieniądzach. Jednak wybieram się do San Sarandinas i każde referencje byłyby mile widziane. - odpowiedział różowowłosej. |
- Referencje... Hymm. A do kogo byś ich potrzebował, albo w jakiej sprawie? - Zapytała ciesząc sie z nowego nabytku.|
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Jeszcze nie znam tak dobrze waszego świata, teraz i mojego bym mógł odpowiedzieć na to pytanie. Jednak mam przeczucie, że mogą być wielce pomocne, a nauczyłem się ufać moim przeczuciom. |
- Emm. Mogę co najwyżej polecić cię Fridrichowi, albo “Szalonemu Bo”. Pierwszy to medyk w tamtejszym szpitalu, a drugi jest technikiem w fabryce technicznej. To tyle jeżeli chodzi o zdobywanie substytutów lub o chemię. Reszty raczej nie znam by móc ją dalej polecać. - Odparła zgodnie z prawdą, może milcząc na temat magii.|
- Rozumiem, w takim przypadku poprosiłbym listy polecające do obu panów. Kły śnieżnych wilków dorzucam gratis. Sproszkowane wykazują co prawda słabe właściwości antyseptyczne i kojące przy zwalczaniu odmrożeń, ale zawsze to coś. Może być? |
- Dobrze. Cieszy mnie ta darowizna. Emm. - Spojrzała na czarnowłosego nie wiedząc jak go nazwac.
- Pióro. - Podniósł z ksiąg i dodał puste kartki pergaminu.
- Dziękuję. A teraz... - Chwile coś notowała a później złożyła podpis i uczknęła kroplę jakiejś substancji w miejsce podpisu. - To listy. Będę rad jeżeli przy nadmiarze zió przyjdzie pan je spieniężyć u mnie. - Uśmiech. - Im specjalniejsze tym lepiej.|
- Mam wrażenie, że będzie to początek pięknej współpracy..- powiedział po czym odbierając dokumenty nieznacznie się ukłonił patrząc dziewczynie w oczy - ..tymczasem, więcej już nie przeszkadzam. Miłego dnia i do zobaczenia. - po czym skinął głową mężczyźnie i wychodząc przez drzwi udał się do kapitana straży. Znalazł go prosto, po paru chwilach zaledwie w koszarach, miejscu które zdecydował się sprawdzić jako pierwsze
- Kapitanie - przywitał się Erven skinając głową - Jak przypadła do gustu nowa balista? Może do najpiękniejszych nie należy ale powinna działać jak marzenie. |
- Ta. Tyle że nikt z odważnych jej nie tykał. Wolą poczekać jak... zwietrzeje. Cóż przetestujemy gdy będzie pora...|
- W takim przypadku mam prośbę kapitanie, mnie na pieniądzach nie zależy, balistę możecie potraktować jako mój dobry gest, a jak dopracuję zaklęcie to i wyglądać będzie po ludzku, a nie jak teraz… sam pan wie. Chciałbym prosić o małą przysługę. Wybieram się do San Sarandinas i chciałbym prosić o referencje, na dobrą drogę, bo coś czuję że tam dłużej zawitam, a pana pomoc byłaby mile widziana. - powiedział Erven kapitanowi straży.
- Cuż. Pomogłeś z kryptą i przy starciu więc nei omieszkam pisnąć słowem. Jednak przestrzegę cię od razu. W stolicy tych swoich czarów nie odstawiaj. Ten typ czarowania niezbyt jest lubiany. Nie mówię że będzie źle, ale staraj sie go zbyt nie okazywać. A tym bardziej przed królewskimi i władzą. A co do polecenia… komuż by cie tu polecić… hmm. A niech ta. Niech on ci się przyjrzy. Zawitaj do Gramona “Stalowej Pięści”. Powiedz że… ja kazałem ci się przyjrzeć. Powinno wystarczyć. Świstków nie lubi to ich mu nie dam.|
- Dziękuję kapitanie za dobre słowo i przestrogę. Prawa tego świata wciąż są dla mnie obce. Tymczasem dobrego dnia życzę - Erven ukłonił się i tak oto udał się jeszcze szybko do zarządcy zakupić po raz kolejny mieszkanie w Lofar. Co jak co, ale miejsce by się zatrzymać i odpocząć, nawet jeżeli zawita tutaj może i nawet za parę miesięcy było nieocenione. Po tym, z uśmiechem na twarzy ruszył w kierunku baru gdzie zapewne czekała na niego Jenny patrząc na list który mu zostawiła.


Karczma. O poranku i przed południem zwykle mało tętniąca życiem. Stałymi bywalcami był tylko Barman i kelnerka Rose. Tego poranka w środku zasiadał jeszcze szermierz o czarnym mieczu ktory wczoraj wrócił do miasta z głowami rogatych demonów i nowy przychodny przybysz.


Castell siedział w koncie karczmy, bogatszy o 1200 monet. Ze znalezisk z krypty pozostał mu kamienny miecz, który oczekiwał na przybycie braci. Siedział nieopodal okna, przez które przyglądał się miastu, czekał na braci, musieli tu przyjść. Uśmiechnął się.
Do baru jak gdyby nigdy nic, wszedł Nanaph. Widząc swojego… “towarzysza”, zbliżył się do niego i dosiadł, powitawszy go wcześniej.
-Jak minęła Ci noc...przyjacielu?- ostatnie słowo niebiesko włosy wypowiedział dziwnym, obcym tonem.
- Doskonale - odparł Gubernator, przyglądając mu się nieco - Dowiedziałeś się już tego co chciałeś o tym mieczu? -
-Doprawdy? - zawiesił na chwilę- owszem, ostrze jest Twoje, ale pewnego dnia być może upomnę się o drobną przysługę.
- Już się boję - odparł zgodnie z prawdą Nanaph, wpatrując się w rozmówcę. Jego spojrzenie było inne, chłodniejsze, bardziej bezceremonialne.
-Dopóki nie będziesz sprawiał mi problemów nie masz o co się martwić- odparł niebiesko włosy splatając dłonie, nie unikając wzroku towarzysza.
- Łatwo powiedzieć - stwierdził pomarańczo włosy. Chwycił za ‘swój’ nowy, kamienny miecz. Jego wzrok zszedł z Castella na oręż…
-Nie mam ochoty Cie krzywdzić- odezwał się Castell nie zmieniając wyrazu twarzy- Najlepiej wręcz by było gdyby wasza fioletowo oka gromadka zostawiła wszelkie informacje dla siebie chłopcze. Inaczej może zrobić się...krwawo.- jego ton w brew pozorom nie miał form groźby.
Pomarańczowłosy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ostrze zaciekawiony.
- Ciekawe… magnackie ostrze… - powiedział - By zachować ważne informacje dla siebie, najpierw należy je mieć. - uśmiechnął się głupio i zmienił temat - Co stało się z tamtą kosą, jeśli mogę spytać? -
-Ciekawe więc cóż żeś robił całą noc w tym budynku- uśmiechnął się Castell. To był inny uśmiech, zupełnie inny niż dawny, miły uśmiech.- Kosa, cóż to już moje zmartwienie.
- Nadal wiem mniej, niż chciałbym wiedzieć. - mężczyzna zupełnie ignorował mimikę wampira - Mógłbym się jej przyjrzeć? -
-Może to i lepiej. Nie jestem już w jej posiadaniu- odparł arystokrata opierając się wygodniej na krześle.
- Kto więc jest? -
-Szczęśliwy nabywca- odparł obojętnym tonem.
- Nie dasz się namówić na grę w otwarte karty, co? - bezceremonialnie spytał Gubernator. Miał już chyba dość tych gierek.
- Barman! - zagrzmiało nagle od wejścia - któryś z twoich specjałów proszę! - Jenny wparowała do karczmy - i do picia… również coś specjalnego!
- O! - zauważyła nagle dwójkę - jak tam? Wyspani? - dosiadła się do Sorena i Nanapha.
-Witaj Jenny- odparł Castell z przyjaznym uśmiechem- jak najbardziej. Czuję niemal jak nowy. A Ty?
- Jakieś wygodne łóżko żeś dorwał? Ja jestem głodna - stwierdziła jakby to miało wyjaśnić to jak się wyspała - mam nadzieję, że Erven się nie obrazi ale mam wrażenie, że żołądek mi zasys… nie mogłam czekać aż się obudzi a szkoda mi było samej to robić…
-Prawie jak w domu- odpowiedział na pytanie- Jestem pewien że Ereven nie będzie mieć Panience tego za złe.
- Mam nadzieję… - Jenny zamyśliła się na moment - nie mam pomysłu jak pociągnąć to śledztwo. Jeśli faktycznie w domostwie nie ma żadnych śladów z powietrza nie wyczaruję winowajcy - mruknęła niezadowolona - teraz to przydały by się kamery i monitoring…
-Kamery…?-zapytał nieco zbity z tropu- w każdym razie, cóż. Nie jestem detektywem. Chodź prędzej czy później ludzie wpadną na jakiś trop- odparł z uśmiechem nie spoglądając się nawet w stronę Nanapha.
- Hm, może. Kamery to takie urządzenia… maszyny które nagrywają, znaczy łapią obraz i potem można zobaczyć co się działo w jakimś miejscu gdzie taka kamera pracowała.
- Interesujące. Ja w każdym razie nie znalazłem w domu żadnych dowodów… wszystko jest tak jak mówił Filip. - stwierdził Gubernator, odkładając kamienny miecz.
- Jeśli nic się nie zmieni przez jakiś czas, to chyba zabiorę się stąd i pójdę do tego punktu widokowego. Soren mam nadzieję, że dalej nie masz żadnych planów?
-Jestem do Twojej dyspozycji Panienko Jenny- odparł przyjaźnie- kiedy planujesz się tam udać?
- Jeszcze nie wiem, bard powiedział, że to jakieś trzy, cztery dni drogi piechotą… to musi być naprawdę daleko… może jakiś transport by dało radę załatwić. Nigdy nie musiałam robić takiej wyprawy, nie wiem jak się nawet przygotować.
- Przypuszczam, że od zrobienia zapasów i dopytania dokładniej o trasę. - stwierdził Nanaph |
-Przechadzając się po mieście widziałem zakład kartografa, możemy zakupić tam mapę na podróż. Stać nas również na zakup koni...Wiesz czym są konie Panienko Jenn?- zapytał niepewnie Soren.
- Zaskoczę cię, wiem. Nie widziałam tylko nigdy takiego na oczy. Kiedyś podobno żyły na ziemi… ale to stare czasy.
-Hmmm.. więc nauczę Cię jeździć. Podstawy zajmą trochę czasu ale powinny wystarczyć. Reszta w praktyce. Ewentualnie możemy zakupić mały wóz, a resztą ja się zajmę.
- Ło… coś czuję, że zrobi się z tego niezła wyprawa.
- To się okażę. Pozostawię Panience do wyboru, która opcja bardziej odpowiada. Resztę z organizuję na dzień wyjazdu, gdy już się zdecydujesz.
Jenn spojrzała zaskoczona odrobinę na Sorena.
- Dzięki - powiedziała całkiem szczerze - to miłe - po czym uśmiechnęła się do wysokiego mężczyzny.
Castell odpowiedział jej uśmiechem.
-Nie ma za co. Tak więc, powiedz kiedy zdecydujesz się na wyjazd a reszta to mój problem. Pozostaje kwestia nauki jazdy.
- Jeśli nie znajdzie się tutaj nic lepszego do roboty… nie będziecie mieli nic przeciwko, żebym zabrał się z wami? - spytał Gubernator.
- Ja nie mam nic przeciwko i tak wliczam w sumie w tę wyprawę Ervena, jeśli mu będzie po drodze.
-W takim razie jednak z organizuję wóz- zastanowił się Castell- będzie wygodniej i taniej, chodź nieco wolniej.
- Skoro tak uważasz… a jak mógłbyś mnie nauczyć jazdy konno? - zainteresowała się - bo wiesz w sumie widziałam tylko jakieś rysunki, jak duże są konie? Jak dokładnie się je odczuwa? Jak to jest mieć kontakt z takim zwierzęciem?
-Przyjemny, chodź sam dawno nie jeździłem. Wielkość jest różna, zależnie od rasy. Zobaczymy jakie sąw tym świecie. Postaram się zakupić jakąś spokojną klacz, to ułatwi Ci pierwsze kroki.
- Oto zamówienie. Zestaw śniadaniowy. - Powiedziała Rose przynosząc tacę.
Byął tam miska z pastą rybną: łosoś z jajkiem i szczypiorkiem. Do tego pełno ziarniste jeszcze ciepłe pieczywo i kostka masła zapewne również własnej roboty. Do tego kostka żółtego sera pachnącego ziołami i mniejsza miseczka z twarogiem, oraz pokrojony pomidor i ogórek skoszone solą. Jako napój podano sok pomarańczowy z delikatną wonią czegoś jeszcze. Zdawało się że kofeiną jednak zapach był mylny. Po spróbowaniu napoju ciało dziewczyny przeszyło mrowienie jakby prąd pobudzał wszystkie komórki jej ciała. Bardzo orzeźwiające i pobudzające uczucie.
Jenny znów zachwycała się smakiem jedzenia. Znów jej twarz wyrażała błogość i niemal pierwotne szczęście. Choć promieniała zadowoleniem nie było to nachalne. Po prostu widać było, że dziewczynie smakuje.
- A może byś nam pomógł szukać mordercy? - zapytała się nagle Jenny Sorena.
-Jak już wspominałem, nie jestem detektywem- odpowiedział.
- No i? Ja też nie jestem - wzruszyła ramionami - a ty chyba coś tam o tropieniu mówiłeś. Może zobaczył byś coś, czego nikt inny nie dostrzegł?
-Tropienie..znam podstawy, chodź raczej tyczy się to zwierzyny- westchnął głośno- niech będzie, chodź nie wniosę zapewne nic nowego do tej sprawy.
- Każda pomoc się przyda, tak myślę - po tych słowach zabrała się do dalszego pałaszowania śniadania.
- Hm, a wy coś jedliście?
-Już jadłem, dziękuję- odparł Castell po czym lekko zamyślony spoglądał w sufit.|
Wtedy też do karczmy wślizgnął się jak cień Erven i szybko przemierzając salę znalazł się za Jenny i dłonią przesuwając jej po karku siadł z boku.
- Minęło mnie coś ciekawego?
Dziewczyna drgnęła od nagłego dotyku.
- Tylko śniadanie - powiedziała dotykając karku - jak się czujesz? |
- Jak nowo narodzony.. - odpowiedział z uśmiechem - ..poza tym, mam coś dla ciebie, ale to może poczekać. Jakieś plany na najbliższą przyszłość - zapytał wszystkich. - Mam parę miejsc do sprawdzenia i nie wiem gdzie udać się najpierw.
- Om miło. Plany? Wygląda na to, że udajemy się do punktu widokowego. Soren zgodził mi się towarzyszyć a Bracia też chcieli.
- Punkt obserwacyjny? W sumie… to też jedno z tych miejsc które planuje zwiedzić, więc czemu nie? - wzruszył nieznacznie ramionami - Potem przyjdzie pora na San Sarandinas. Mam nawet transport jeżeli nie macie nic przeciwko.
- Jak dla mnie coś mięsistego gospodarzu! - zawołał do barmana - Mięsistego z piwem poproszę!
- Nie mówisz o tej kościanej karocy.. prawda? - skrzywiła się Jen.
- Może i wygląda topornie… jeszcze muszę dopracować to zaklęcie, ale zawsze to szybszy środek transportu, prawda? - odpowiedział dziewczynie. |
- Jak dla mnie się nada. Transport to transport - stwierdził Gubernator.|
- Oto danie. Hmm takiego jeszcze nie widziałem - stwierdziła kelnerka kładąc na stole talerz z zasmażanym plackiem i sałatką warzywną. No i oczywiście piwo, ciemne, mocne i korzenne. Z nutką goździków. Placek był wielce ciekawy to też pierwszy został spróbowany. Stek z baraniny zasmażany w mące kukurydzianej z odrobiną ziół w tym z pewnością bazyli. mięso było delikatne i bardzo, bardzo soczyste. Jeden kęs u usta wypełnił przyjemny mięsny bulion.|
- Na parę mil przed miejscem naszej podróży porzucimy powóz… coś ludzie są nerwowi jak widzą kości… nie wiem dlaczego. - stwierdził Erven po czym wrócił do degustacji. |
-Więc pozostaje zakupić konie. Może uda się to zrobić jeszcze dziś- odparł Castell- zawsze to więcej czasu na naukę.
Jenny się wzdrygnęła.
- Mam nadzieję, że wytrzymam. Wygląda na to, że czeka nas wspólna podróż - uniosła jeden kącik ust.
- Sorki, że cię zostawiłam w mieszkaniu. Koszmarnie głodna byłam - przeprosiła Ervena.|
- Kiedy planujemy wyjazd? - spytał bezceremonialnie Gubernator.
- Znaczy… jeśli nic nie znajdziemy to myślę, że zostawię sprawę strażnikom i będzie można jechać. Chyba, że ktoś ma jeszcze jakieś plany.
Erven tylko się uśmiechnął do Jenny na słowa przeprosin.
- Konie są drogie.. - zauważył - ..a jest nas z pięciu. Rachunek ekonomiczny się nie opłaca. Lepiej wziąć karocę i zostawić ją na parę mil przed celem podróży. Będzie równie szybko. Jak kto chce konia niech kupi, choć to mało opłacalny interes.
- On chyba chciał zaprząc je do karocy… tak to się mówi? - zerknęła na Sorena a potem resztę z pytającym wzrokiem.
- Siła pociągowa już jest, ale odrobinę więcej nie szkodzi - powiedział Erven - Osiem piekielnych ogarów powinno spełnić swoje zadanie. I tak, tak to się mówi. Masz dar do szybkiego łapania słówek moja droga. - dopowiedział z uśmiechem.
- W ostateczności można użyć i moich zwierząt… swoją drogą, ilu ludzi pomieści ta karoca? - oczy Gubernatora przez całą rozmowę nie schodziły z siedzącego naprzeciw Sorena.
- Czterech w środku, jeden do dwóch na miejscu woźnicy i jeden z tyłu. - odpowiedział mlecznowłosy.
- Właśnie, to mi przypomniało… Nanaph, Soren, co powiecie na przyjacielski sparing na miecze jak będziemy w drodze dla zabicia czasu? Może byśmy się czegoś nauczyli od siebie.
- Nie mam nic przeciw, a wręcz chętnie się sprawdzę- uśmiechnął się Castell przenosząc wzrok z sufitu na pozostałych- chciałbym zakupić dwa konie, w ten sposób gdy pozbędziemy się karocy wciąż pozostaniemy mobilni. Nie zapominajmy również że wóz jest ograniczony terenowo.
- Prawda, ale raczej nie przewiduje postojów poza nocnymi na odpoczynek i ewentualne łowy w otaczających terenach. Jestem pewny że bracia z chęcią użyją swoich łuków, prawda? - zapytał Sharsth.
- Dobre konie powinny dać radę. Poza tym wciąż uważam że umiejętność jazdy konnej przydała by się Panience Jenny.
- Możesz i mnie wliczyć w naukę. Czasy kiedy ostatnio miałem przyjemność jazdy konnej są daleko za mną. Ostatnio to karoce i powozy były nie ukrywając.
- Chętnie i Tobie pomogę- odparł z uśmiechem Castell- w końcu jesteśmy jakby nie patrzeć drużyną.
Erven już nic nie odpowiedział, tylko skinął głową i powrócił do konsumowania nietypowej potrawy.
- No właśnie trzeba się trzymać razem. Skoro już się znamy to czemu od razu rezygnować z dalszej znajomości - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Nie nazwałbym tego rezygnowaniem jak już, tylko odkładaniem na potem. - powiedział z lekkim uśmiechem mlecznowłosy - Jak by nie patrzeć i tak byśmy się zobaczyli w przyszłości.
Jenny popatrzyła dłużej w oczy mężczyzny, uśmiechnęła się lekko.
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Prawda… nigdy nie wiadomo. - odparł ciszej niż zwykle po czym zmienił temat - Tak czy inaczej niedługo wyruszamy. Wszyscy gotowi?
- Co? Nie dzisiaj. Najpierw chcę się przyjrzeć temu morderstwu, Soren się zgodził pomóc.|
- Może tak i lepiej? - zapytał retorycznie spoglądając gdzieś za Jenny. - Do jutra wszystko może się zmienić. |
- Czas jest tutaj na wagę złota - stwierdził Nanaph - Jeśli chcesz, możemy pójść do tego domu jak tylko skończysz posiłek. Poszukasz śladów, jeśli zechcesz, a potem, za kilka godzin, możemy ruszać. -
- Dlaczego nagle nam śpieszno? - spojrzała na pomarańczowowłosego.
- Mnie nie śpieszno. Jeszcze mają tutaj mieszkania na sprzedarz, właśnie bo bym zapomniał… - sięgnął ku pasa i po chwili wręczał Jenny sakiewkę - ...twoja część.
Jen przyjęła pieniądze ale przemilczała myśl która przyszła jej do głowy. Była mało przyjemna.
- Sprzedaliśmy trofea które zdobyliśmy w krypcie - wytłumaczył Erven - Dużo tego nie było, ale zawsze coś.
- Tylko mnie? A co z Sorenem, który mimo wszystko całkiem sporo roboty sam odwalił. Jak wszyscy to wszyscy - mruknęła - Jak on nic ci nie da to podzielę się z tobą - rzuciła jeszcze do Sorena wciąż widząc urywaną nogę.
- Soren dostał całkiem wartościową kosę - Gubernator uśmiechnął się.
- Której nie widać przy nim.. - dopowiedział Erven zostawiając w domyśle jedyne logiczne wyjaśnienie tej sytuacji.
- Aha - skwitowała i przywiązała sakiewkę do paska.
-NIe zależy mi na majątku- odparł Castell- Kosa nie była mi potrzebna więc się jej pozbyłem. Pieniądze potrzebne mi są tylko na podróż, nic więcej.
- Widzę, że myślimy podobnie towarzyszu. - odparł Erven - Pieniądze rzecz nabyta, wiedza i zdolności… to jedyne co pozostaje.
-Całkowicie się z Tobą zgadzam. A więc skoro plany ulegają przyśpieszeniu, pozostaje mi jeszcze dziś wszystko załatwić i nauczyć was podstaw -zaśmiał się Niebiesko włosy- to może być ciekawe.
- Zapewne.
- Hej, Jenny, słońce ty moje, wyjrzyj proszę zza tej chmurki.. tak pięknie potrafisz promienieć.. - powiedział ciepło Erven.
Jenny podniosła głowę i jedną brew.
- Chłopie umiesz komplementy gadać ale czasem przeginasz. Na przykład teraz. Nic mi nie jest i czuję się dobrze. Zamyśliłam się.
- W razie czego, mogę Wam nieco pomóc w nauce. Oszczędzi Wam to nieco upadków. - stwierdził Nanaph.|
-W jaki sposób?- spytał Castell.
- Nazwijmy to tresurą. -
-Chyba wystarczą nam już “tresowane” jeszczurki- odparł- zawsze możemy spędzić tu trochę więcej czasu, mnie przynajmniej się nie śpieszy. Ni chciałbym wręcz poganiać Panienki Jenny, do niektórych rzeczy trzeba się przyzwyczaić.
- Z pewnością byłoby to pomocne. A na jaszczury chyba nie można narzekać… - bronił swoich “przyjaciół” Guberator.
- Nie dołączaj wszystkiego i wszystkich do swojej rodziny. Ciarki mnie przez to przechodzą - oświadczyła w końcu Jenny.|
- Dołączać do rodziny? - posłał jej zdziwione spojrzenie Nanaph, lecz chwilę potem zreflektował się, zamykając oczy - Ach, rozumiem. Mój brat musiał Ci trochę o tym powiedzieć… - uśmiechnął się - Nie przejmuj się tym. On widzi w tym niepotrzebne ceremoniały, ale tak naprawdę to nie różni się wiele od Twojej, jak to nazwałaś, techniki. Sprawia, że nie wchodzimy sobie w drogę. -
- Wybacz ale ja nad nikim nie przejmuję kontroli… czy tak wcielam. Cokolwiek ważne, że zaczynacie myśleć jednolicie.
- Kontroli? Pozbawiam tylko zwierzęta ich strachu przed ludźmi, ich drapieżnych instynktów. Jednolite myślenie…? - zdziwiona mina - Ciekawe macie pomysły… -
- Nie wiem skąd ale wiedziałeś co się stało z Lucasem zanim Christos wrócił do miasta. Z reszta nie wyglądało jakbyś się tym specjalnie przejął. Dodatkowo dzieciak którego sobie zabrałeś również nie wyglądał jakby miał problemy z posiadaniem broni. Jakby było to dla niego normalne.
- To już kwestia indywidualnego spojrzenia. Tak jak w lesie, gdy Soren i Ginryo ostrzegali nas przed zwierzętami. A co do Antiego, bo ten ‘dzieciak’ ma imię, to poprosił nas, żebyśmy go nauczyli walczyć, bo zawsze chciał umieć się bronić. To biedny chłopak, z tego co wiem…. - nie rozwijał już dalej - Pozwoliliśmy mu ją nosić, bo jest dość dojrzały, by nie zrobić sobie krzywdy. -
- Och, daliście mu broń… i w ciągu jednego dnia przyzwyczaił się do niej? Nie przesadzaj.
- Tutejsi są przyzwyczajeni do ataków demonów, czy wielkich skał, spadających jak gdyby nigdy nic z nieba. - stwierdził.
Jenny przekrzywiła głowę i wbiła wzrok wprost w Nanapha.
- Ale ty pierdolisz.|
-Hyhy- zarechotał pod nosem Castell, wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją- no więc, skoro już zjedliście, może zajmiemy się waszymi sprawami. Chyba że macie ochotę spędzić resztę dnia w karczmie- wzruszył ramionami.
W tym momencie do karczmy weszli Christos i Anti. Chłopiec, podchodząc do Gubernatora, zagadał z entuzjazmem:
- Nanaph, to kiedy mnie nauczysz? -
- Zaraz, mały. - odparł pomarańczowłosy, następne słowa kierując do Ervena - Jeśli chcesz, chodź z nami. Może się czegoś nawzajem nauczymy… Reszta w tym czasie zajmie się przygotowaniami. -
Jenny rozłożyła ręce ze znaczącą miną. Jakby to co teraz się działo nie miało absolutnie nic wspólnego z tym co przed chwilą mówiła. Wywróciła oczyma i spojrzała na Sorena.
- Będziesz miał teraz chwilę? Przeszłą bym się do tego domostwa. Ktoś wie gdzie ono jest czy muszę się przejść do straży?
- Mogę was zaprowadzić - zaproponował Nanaph, czekając na odpowiedź Ervena.
-Chodźmy więc,z ciekawości pytałem już strażników o tą sprawę, więc mniej więcej wiem który to dom- odparł Castell.|
- Dzięki Nanaph, ale mam inne plany. Jestem pewny że będziemy mieli mnóstwo czasu w drodze do punktu obserwacyjnego - odpowiedział po czym dokańczając danie zapłacił barmanowi i ruszył w swoją drogę. |
- Jak znajdziesz chwilę, będziemy przed bramą miasta. - dopowiedział Nanaph, także wychodząc, wraz z Antim i Christosem.|
 
Dhratlach jest offline